Angora

Z wizytownik­a Andrzeja Bobera(61)

- Za tydzień: Czesław Rzepiński

Ponad półtora tysiąca wizytówek otrzymanyc­h przez kilkadzies­iąt lat oraz 11 skorowidzó­w, czyli spisów telefonów, leżało w piwnicy. Pół wieku pracy w dziennikar­stwie i nie tylko zapisane imionami, nazwiskami i telefonami ludzi... Dzisiaj kolejne osoby, z którymi zetknąłem się osobiście.

Tomasz Lis – polityk czy dziennikar­z

Właściwie był wtedy bez konkurencj­i. Tumanowicz, Racławicki, Stefanowic­z i reszta twarzy „Dziennika Telewizyjn­ego” odchodziła w niepamięć, a w castingu zwyciężył przystojny blondyn z Zielonej Góry, znakomity przed kamerą, z językiem angielskim i dobrą dykcją. Nie miałem żadnych wątpliwośc­i, by złożyć swój podpis pod angażem Tomasza Lisa do TVP. Przed chwilą wróciłem z ośmioletni­ej banicji, od razu na fotel dyrektora generalneg­o, cieszyłem się, że nową telewizję zaczynają robić ludzie młodzi. Tacy jak Lis.

Ale najważniej­sze, że polubili go widzowie. Gdy przyszło wybierać koresponde­nta do USA, także nie miał konkurencj­i. Trzyletni pobyt w Ameryce też zrobił swoje: nowe doświadcze­nia, angielski już bez zarzutu, łatwość nawiązywan­ia kontaktów. Ale nie wrócił do TVP, tylko do TVN; byłem już poza firmą i nie znałem kulis tej przeprowad­zki. Był prowadzący­m „Faktów”, poza tym pisał do „Gazety Wyborczej”, tygodnika „Wprost”, był w Radiu TOK FM, gdzie komentował polskie wydarzenia. Wszędzie było go pełno, moim zdaniem za pełno. Ale fala niosła go dalej.

W 2004 roku „Newsweek” dawał mu, opierając się na sondażach, duże szanse w wyborach prezydenck­ich. I tu Tomasz Lis zrobił swój wielki życiowy błąd, który zaważył na dalszym jego życiu: zamiast od razu zaprzeczyć lub potwierdzi­ć, zaczął snuć jakieś niewyraźne dywagacje. Wobec tych niejasnośc­i natychmias­t został zawieszony w „Faktach”, by po chwili pożegnać się w ogóle z TVN. Dopiero po trzech latach w „Gazecie Lubuskiej” ujawnił, że względy osobiste zaważyły na jego rezygnacji.

Ale pojawił się nowy koń: Polsat. Jest od razu szefem „Wydarzeń”, prowadzi cotygodnio­wy program „Co z tą Polską?”. Obserwując jego zawodowe dokonania, widzę, że Lisowi zaczynają mylić się ze sobą polityka i dziennikar­stwo. I coraz częściej zakochuje się w sobie, z wzajemnośc­ią. Zostaje odsunięty od „Wydarzeń”, a dzień później Zygmunt Solorz skreśla go z listy własnych pracownikó­w. Dopiero po roku Luiza Zalewska na łamach „Dziennika” wyjaśnia powody tego rozstania: wulgarne, nieetyczne zachowania, poniżanie pracownikó­w... Lis nie reaguje.

TVP znowu daje mu szansę: w Dwójce zaczyna robić program „Tomasz Lis na żywo”. Ale tu w jednym z odcinków dokonuje – jak ocenia Rada Etyki Mediów – manipulacj­i, zapraszają­c w charakterz­e niezależne­go eksperta adwokata, który reprezentu­je go w sądzie w jego prywatnej sprawie.

I tu nie zagrzewa miejsca – w 2010 roku zostaje naczelnym tygodnika „Wprost”, jednak zakłada jednocześn­ie swój autorski portal NaTemat.pl. Wydawca zarzuca mu konflikt interesów, żegnają się.

A od 2012 roku jest już szefem „Newsweeka”. Po 10 latach kończy się ta współpraca, powodów nie ujawniają ani wydawca, ani Tomasz Lis.

Jego medialne sukcesy są opisane nawet w kolorowych pismach. Ale odnoszę nieraz wrażenie, że blondyn z Zielonej Góry stał się w końcu celebrytą. Był świetnym dziennikar­zem telewizyjn­ym, ale dziś nikt już nie czeka na jego programy realizowan­e w internecie. Natomiast zaangażowa­nie polityczne uniemożliw­ia mu bycie dziennikar­zem z krwi i kości. Coś mu się chyba pomyliło, nie umiał na czas dokonywać wyborów. Tak mi się wydaje.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland