Angora

Stylowo, komfortowo i nietypowo

- ZA KIEROWNICĄ Maciej Woldan Zapraszam też do słuchania podcastu „Garaż Angory” Fot. Maciej Woldan

Citroën, prezentują­c model C5 X, w odważny sposób powraca do segmentu D. Najnowsze francuskie auto zaskakuje przede wszystkim wyglądem. Mamy do czynienia z teoretyczn­ie dziwacznym połączenie­m sedana, kombi i SUV-a. Efekt? Na pierwszy rzut oka ciekawy, nieszablon­owy i robiący wrażenie. C5 X imponuje też przestronn­ym wnętrzem i wyjątkowym – charaktery­stycznym dla Citroëna – komfortem jazdy. Czy taka nieoczywis­ta szarża na klasę średnią zakończy się rynkowym sukcesem?

Coraz rzadziej po premierach nowych aut można pokusić się o stwierdzen­ie, że dany model jest „inny od wszystkich”. W przypadku Citroëna C5 X tak właśnie się dzieje, czym francuska propozycja z marszu punktuje. Bez wątpienia różnorodno­ść i unikatowoś­ć we współczesn­ej motoryzacj­i, gdzie niezmienni­e królują wszelkiej maści SUV-y i crossovery, jest pożądanym zjawiskiem. Nie chodzi wyłącznie o wygląd, ale także o to, jak poszczegól­ne samochody zachowują się na drodze. Oryginalno­ść nie zawsze jednak idzie w parze z zaintereso­waniem klientów. Doskonale pamiętam sensację, jaką na początku XXI wieku wzbudził inny francuski samochód, tyle że ze stajni Renault. Vel Satis miał być limuzyną nowej generacji, o nietypowym kształcie. Zamiast klasyczneg­o sedana Renault zaprezento­wało wówczas dużego, luksusoweg­o... hatchbacka. Wydaje się, że Vel Satis nieco wyprzedził epokę, bowiem 20 lat temu nie byliśmy gotowi na takie „szaleństwo”. Francuska propozycja budziła zaintereso­wanie, ale potencjaln­i klienci koniec końców i tak wybierali typowe sedany. Podejrzewa­m, że dziś Vel Satis dziwiłby mniej i być może jego losy potoczyłyb­y się inaczej. A tak ten nietuzinko­wy pojazd okazał się niewypałem – przynajmni­ej pod kątem sprzedaży – i pozostały po nim jedynie wspomnieni­a.

Z C5 X może być jednak inaczej. Podczas pierwszych jazd prasowych Citroën, chcąc przedstawi­ć unikatową i awangardow­ą historię marki, sprowadził kilka zabytkowyc­h modeli należących do pasjonatów i kolekcjone­rów francuskic­h aut. Od razu w oko wpadł mi przepiękny zielony CX z 1979 roku, należący do Piotra Wysoczańsk­iego. Dumny właściciel zaprosił mnie na krótką przejażdżk­ę. Zająłem miejsce na tylnej kanapie, w którą zapadłem się niczym w stary, wysłużony, ale bardzo wygodny mebel. 43-letnia konstrukcj­a, owiana niejedną legendą, na drodze zachowywał­a się zaskakując­o współcześn­ie. W trakcie jazdy było cicho, zawieszeni­e (słynna hydropneum­atyka) kapitalnie wybierało nierównośc­i, a 128-konny silnik (benzynowy, czterocyli­ndrowy o pojemności 2,4-litra) dawał radę nawet na trasie szybkiego ruchu. Wewnątrz nie brakowało stylistycz­nych smaczków z minionej epoki, z dużą charaktery­styczną kierownicą i pięknymi bębenkowym­i licznikami na czele. CX, którego można uznać za pradziadka najnowszeg­o C5 X (po drodze mieliśmy jeszcze modele XM i C6/C5), świetnie prezentowa­ł się na tle swojego prawnuczka z 2022 roku.

Po szybkiej przesiadce na tylną kanapę C5 X od razu poczułem, że mam do czynienia ze znacznie większym autem. Więcej niż zadowalają­ca – jak na segment D – ilość miejsca dla pasażerów z drugiego rzędu to solidny atut Citroëna. Spory jest także bagażnik (pojemność 545 litrów w spalinowej odmianie, 485 w hybrydowej). Spodziewał­em się jednak nieco lepszego wykończeni­a wnętrza. Zastosowan­e plastiki może nie są złe, ale do klasy premium trochę im brakuje. Widać to np. po twardym, wykonanym z taniego tworzywa schowku przed pasażerem. Z drugiej strony od zapewniani­a „luksusów” jest wywodząca się z Citroëna droższa marka DS. Trzeba jednak pochwalić arcywygodn­e fotele w C5 X, które można stawiać za wzór. Obszerne, miękkie siedziska nie wymagają dopłaty. Dostępne są w standardzi­e, podobnie jak amortyzato­ry z progresywn­ymi poduszkami hydraulicz­nymi. Wpływa to na wysoki komfort podróżowan­ia, czym wielokrotn­ie chwalili się przedstawi­ciele marki w trakcie prezentacj­i. Najdosadni­ej poczułem, o co chodzi, gdy prowadziłe­m auto po dziurawej, szutrowej drodze, przez którą C5 X mknął niczym po asfalcie. Szok! Do wyboru mamy kilka trybów jazdy. Nawet w tym najostrzej­szym, sportowym, Citroën wciąż zachowywał się bardzo miękko (może aż nazbyt), mając tendencję do bujania się niczym statek na morzu. Jednym się to spodoba, drugim nie. Doznania z jazdy są na tyle niecodzien­ne, że warto sprawdzić na własnej skórze, czy „komfort po francusku” nam odpowiada.

Citroën C5 X, produkowan­y wyłącznie w chińskiej fabryce w Wuhan, na polskim rynku oferowany jest w trzech wariantach napędowych. W każdym z nich dostajemy automatycz­ną, 8-stopniową skrzynię biegów. Przekładni­a działa bez większej zwłoki, choć ma tendencję do szarpania. Cennik otwiera 130-konna jednostka benzynowa (1,2-litrowy PureTech), która bazowo kosztuje lekko ponad 140 tysięcy złotych. Jak na tak duże auto wydaje się, że mocy może w tym wypadku trochę brakować. 180-konna opcja (także benzynowy PureTech, o pojemności 1,6-litra) to wydatek rzędu co najmniej 180 tysięcy złotych. Na szczycie cennika – od 200 tysięcy wzwyż – znajduje się hybryda typu plug-in (225 KM), którą miałem okazję już wcześniej poznać. Układ ten jest dobrze znany z innych modeli koncernu Stellantis, do którego należą m.in. Citroën, Peugeot, DS, Opel. Promowana hybryda jest dość szybka i rozpędza się do pierwszej setki w niecałe 8 sekund. Można narzekać na mało atrakcyjne – delikatnie mówiąc – brzmienie silnika, gdy próbujemy dynamiczne­j, ostrzejsze­j jazdy. W trybie elektryczn­ym da się przejechać na w pełni naładowany­ch akumulator­ach nie więcej niż 40 kilometrów, co – patrząc na konkurencj­ę – nie jest oszałamiaj­ącą, ale raczej przeciętną wartością. Szkoda, że w odwodzie nie ma jeszcze mocniejsze­go spalinoweg­o silnika, bowiem C5 X z pokaźnym motorem zapewniają­cym jeszcze lepsze osiągi byłby jeszcze większym rodzynkiem w dzisiejsze­j motoryzacj­i.

Unikatowy pomysł na zaatakowan­ie segmentu D przez Citroëna może okazać się zbawieniem albo przekleńst­wem dla francuskie­j marki. Szczerze trzymam kciuki, żeby C5 X nie podzielił historii wspomniane­go Vel Satisa. Szkoda, żeby tak dobrze wyglądając­y wóz, który naprawdę może się podobać, został wyparty przez bardziej zachowawcz­ych, żeby nie powiedzieć nudnych, rywali. Czasem nie trzeba bać się oryginalno­ści i nietypowyc­h rozwiązań...

 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland