Śladami Kazantzakisa
Najważniejszy grecki powieściopisarz XX wieku przychodzi na myśl już po wylądowaniu w Heraklionie, bowiem jego imię nosi lotnisko. W szczycie sezonu przez ciasnotę i duchotę przypomina raczej azjatycki dworzec autobusowy niż unijny port lotniczy. Spoceni turyści oczekują na lot, stojąc lub siedząc na walizkach, bo w poczekalni nie ma gdzie się ruszyć. HER zbudowano do obsługi miliona pasażerów rocznie, a przyjmuje pięć milionów. Za trzy lata ma powstać nowoczesny port lotniczy obok obecnego wojskowego. Kastelli Airport International obsłuży od 9 do 15 milionów przybyszów rocznie.
Teraz w każdym nadmorskim hotelu od stolicy aż do Limin Chersonisu słychać podchodzące co kwadrans do lądowania samoloty. Przyloty odbywają się też w nocy. Najlepszy PR-owiec Krety zachwalał: „Ktokolwiek postawi stopę na tej wyspie, poczuje w żyłach mistyczną moc, ciepłą i przyjemną, a jego dusza zostanie uszlachetniona”. Największy pisarz kreteński uczynił z niej symbol oporu przeciw okupantowi. Urodził się w Heraklionie w 1883 roku, kiedy wyspą władali Turcy. Z powodu rebelii jego rodzina uciekła z Krety, gdy miał 6 lat, i uciekała, gdy miał lat 14 lat. W „Kapetanie Michale” Kazantzakis opisał, jak drażnić okupanta. Niejaki Manusakas tak bardzo ucieszył się z pierwszego wnuka, nazwanego zresztą imieniem pochodzącym od greckiego słowa wolność, że wziął osła na plecy i zataszczył go do meczetu. Chciał, aby i osioł mógł się pomodlić za wnuka. A gdy go grecki wójt wioski, kapetan Michał, upomniał, odrzekł, że musi wyładować złość wobec okupanta i pogroził: „W dniu ich święta, bajram, wezmę na plecy muła i zaniosę do meczetu, by pomodlił się razem z osłem”.
Wyspa uwolniła się od Turków, gdy Kazantzakis miał lat 16. Rodzina powróciła do Heraklionu, a on ukończył tam szkołę średnią. Gdy miał 28 lat, ożenił się wbrew woli ojca. Po kryjomu, w kaplicy cmentarnej św. Konstantyna. Z Yiorgisem Zorbasem próbował na Peloponezie rozkręcić biznes – kopalnię węgla brunatnego w Prastovie. W „Greku Zorbie” umieścił ją na południu Krety, nad Morzem Libijskim, ale to fantazja literacka. Na wyspie nie ma i nigdy nie było żadnej kopalni. Za to faktem jest, że dzięki tej działalności nie powołano go do wojska, a trwała przecież pierwsza wojna światowa.
Na Kretę powrócił w 1924 roku. Lato spędził na południu wyspy, na plaży Lendas. Rok mieszkał w Heraklionie, gdzie pisał „Odyseję”. W międzyczasie trafił do stołecznego aresztu. Władzy nie spodobało się, że przewodził organizacji komunistycznej. Jego manifest polityczny pt. „Wyznanie wiary” wydrukowano w 1925 roku w gazecie „Nea Efimerida”. Powrócił na Kretę dopiero po drugiej wojnie światowej, jako członek Komisji Rządowej ds. Weryfikacji Okrucieństw Niemieckich. Zrujnowaną wyspę przemierzał na... mule. Opisywał zniszczenia i wysłuchiwał historii tych, którzy przeżyli okupację. Kilka takich opowieści przytoczył w powieści „Wolność albo śmierć”. Niektóre jej fragmenty, a zwłaszcza kolejne dzieło „Ostatnie kuszenie Chrystusa”, spowodowały, że Grecki Kościół Prawosławny nałożył na Kazantzakisa ekskomunikę, a papież Pius XII umieścił tę powieść na Indeksie ksiąg zakazanych.
Czasopismo dla młodzieży zleciło mu przybliżenie w przystępny sposób mitów minojskich. „W pałacu w Knossos” wydano jednak dopiero w 1981 roku. Oprócz losów Tezeusza i Ariadny, Minotaura, Dedala i Ikara Kazantzakis opisał też ostatnie chwile Krety, podbitej wkrótce przez Ateny. Leniwe, dworskie życie wypiera wigor nowo powstającego państwa. Archaizm ulega nowoczesności. Epoka brązu poddaje się żelazu. Magia i mity przegrywają z rozumem i nauką. Pałac Minosa w Knossos zostaje spalony.
Na Krecie ostały się pozostałości pięciu pałaców minojskich. Jeden z nich znajduje się 3 kilometry na wschód od miasta Malia. Udałem się tam późnym popołudniem, bo z nieba lał się żar, a większość ruin znajduje się pod gołym niebem. To stanowisko archeologiczne nie jest dobrze zachowane, ale można sobie wyobrazić, jak duże było miasto i pałac królewski. Archeolodzy twierdzą, że budynek miał kondygnacje i 7500 metrów kwadratowych. 1600 lat p.n.e. Kreteńczycy dorabiali się tu, rzeźbiąc z muszli morskich i rogów dzikich kóz. Wyrabiali też pieczęcie z brązu i na nich szybko się wzbogacili. W miejscowości Malia znaleziono słynny złoty wisiorek z pszczołami trzymającymi kulę wosku. O bogactwie świadczą ogromne magazyny na wino i oliwę oraz osiem silosów na zboże ze ścianami z kamienia. Ze znalezionych skorup archeolodzy zlepili kilka ogromnych pitos. Z glinianych tabliczek wywnioskowali, iż działał tu sąd, a pozostałości ołtarza i basenu rytualnego mówią same za siebie.
Myrtia, zamieszkana raptem przez 500 osób, to rodzinne miasteczko Michalisa Kazantzakisa, ojca Nikosa. Nawigacja pokazała najkrótszą trasę 45 km, więc myślałem, iż dotrę tam szybko. Zaskoczyły mnie jednak serpentyny w kreteńskim interiorze, drogi na jedno auto i brak zabezpieczeń. Miejscami dzikie krzewy wchodziły na asfalt i trzeba było jechać slalomem. Musiałem też przejechać przez wąski kamienny most. Gdybym miał większe auto niż pożyczony hyundai i10, tobym się nie zmieścił. Wciąż mam przed oczami podjazdy pod górę, za którymi nie było widać, gdzie dalej prowadzi droga. Stres wynagradzały widoki. Obłędne wąwozy i doliny. Wszędzie gaje oliwne i zbocza kipiące od winorośli. Michalis handlował winem właśnie. Varvari, zwana od 1965 roku Myrtią, od 700 lat słynie z produkcji wina.
W domu krewnych Kazantzakisa seniora założono pierwsze muzeum
syna pisarza. Zbieraniem pamiątek zajął się scenograf i projektant kostiumów George Anemogiannis. Przedmioty osobistego użytku: okulary, fajkę, ulubioną filiżankę oraz elementy garderoby dostał od wdowy Eleni, ale większość podarowali mu ludzie z całego świata, których Nikos Kazantzakis spotykał w czasie licznych podróży. Anemogiannis napisał w tym celu 3 tys. listów. Obecnie muzeum ma 50 tysięcy eksponatów. Opowieść na audioprzewodniku o wszystkich wystawionych przedmiotach trwa 2,5 godziny. Dla niecierpliwych przygotowano 20-minutową prezentację o życiu i twórczości Kazantzakisa. Wśród 11 języków do wyboru jest też polski. Pisarz, choć mocno związany z Kretą, większość życia spędził w podróżach. Pamiątki z jego wojaży zaprezentowano w kufrach podróżnych. W kolekcji są listy, rękopisy, notatki autora. Tłumaczenia jego dzieł na obce języki. Liczne fotografie, filmy i artykuły prasowe. Rzucił mi się w oczy scenariusz filmu „Grek Zorba”, z którego przygotowywał się Anthony Quinn.
W muzeum można też usłyszeć nieśmiertelną muzykę Mikisa Theodorakisa do oscarowego „Greka Zorby”. Słynny kompozytor zmarł we wrześniu 2021 roku, mając 96 lat. Z wszelkimi honorami, zgodnie ze swoją wolą, został pochowany w małej wiosce Galatas na Krecie, gdzie urodził się jego ojciec.
Zajrzałem też do Knossos. Nie sądziłem, że z ważnego stanowiska archeologicznego można uczynić taką atrapę, scenografię słabego filmu. Za dużo betonu, cegieł, tynków, kolorów, kopii. Na szczęście stąd już blisko do Heraklionu, a droga prosta i z górki. Nie odnalazłem tam jednak nastroju, smaków i zapachów, które opisywał Kazantzakis chociażby w „Kapetanie Michale”. O porcie obecnego Heraklionu pisał: „Z oddali słychać było gwar portowych nabrzeży. Między beczkami z oliwą i winem, między stertami strąków świętojańskiego chleba kręcili się i uwijali przekupnie, marynarze, flisacy i tragarze, krzycząc, klnąc, pośpiesznie ładując i wyładowując wozy, by zdążyć przed zachodem słońca i zamknięciem bram miejskich”. Teraz w porcie nie ma ani oliwy, ani wina. Nawet sprzedawców świeżych ryb nie widziałem.
Jest tłum turystów cykających zdjęcia o zachodzie słońca. Nie śpieszą się, bo bram miejskich nikt nie zamyka. Niezmieniona stoi twierdza nie do zdobycia. Kazantzakis opisał ją tak: „Wysoka wieża o grubych murach zdobionych skrzydlatymi weneckimi lwami. Potężne, obronne mury z wieżami po rogach”. Przydały się najbardziej w XVII wieku, gdy Turcy oblegali należący do Wenecjan port. W trzy lata Osmanowie zajęli całą Kretę oprócz Kandii (Heraklionu) właśnie. Mimo odcięcia dostaw i bombardowań miasto nie uległo. Dopiero gdy Turcy zawarli pokój z Austriakami w 1664 roku, przerzucili resztę sił pod
Kandię. Przez trzy lata budowali reduty, kopali aprosze, a nocami obrońcy wysadzali je w powietrze. Oprócz 20 tys. żołnierzy, głównie francuskich, za murami przebywały też kobiety i dzieci. Pomagając w obronie, aż dwa tysiące z nich poległo. 70 tys. Turków nie potrafiło zdobyć twierdzy aż do 1669 roku, gdy Francuzi pokłócili się z weneckim dowódcą i odpłynęli. 3600 Wenecjan poddało się. Kazantzakis napisał: „Mury przesiąknięte były krwią Wenecjan, Turków i Greków. Marmurowe lwy trzymające w pazurach ewangelie i kilka tureckich toporów tkwiących jeszcze w kamieniach baszt przypominały ów krwawy jesienny dzień, kiedy to Turcy, po długich latach beznadziejnego oblegania, zawładnęli wreszcie Kandią”.
W murach miejskich, konkretnie w bastionie Martinengo, pochowano Kazantzakisa. Wdowa Eleni chciała, aby trumnę wystawiono w katedrze w Atenach, ale prawosławny zwierzchnik Aten i Grecji nie zgodził się. Nie pomogła interwencja premiera. Trumna poleciała do Heraklionu, gdzie patriarcha kreteńskiego kościoła był bardziej wyrozumiały. W katedrze św. Menasa odbyła się co prawda msza pogrzebowa, ale nie zezwolono na pochówek na cmentarzu prawosławnym. Tysiące ludzi wzięło więc udział w marszu na bastion. Pisarza pochowano z wszelkimi honorami. Trumnę wiozła laweta wojskowa. Za nią szli przedstawiciele władzy świeckiej i kościelnej, orkiestra, a studenci nieśli dzieła Kazantzakisa. Najpierw nad jego grobem stanął tylko krzyż z nieociosanych bali. Później na tyle skromnej płyty nagrobnej umieszczono epitafium, które napisał sam Kazantzakis: „Na nic nie liczę, niczego się nie lękam, jestem wolny”.
Kościół szybko dostrzegł swój błąd. Cztery lata po śmierci pisarza patriarcha Atenagoras powiedział: „Kazantzakis był wielkim człowiekiem, a jego dzieła zdobią bibliotekę patriarchalną”. Znad grobu Kazantzakisa widać górę Juchtas. Starożytni widzieli w niej twarz Zeusa. Kazantzakis dostrzegł kamienne, nieubłagane bóstwo, które czuwa nad Kretą: „To góra o ludzkich kształtach, olbrzymia głowa człowieka leżącego na wznak i spoglądającego w niebo. Strome, pobrużdżone czoło, kościsty nos, szerokie usta i broda, którą tworzyły skały i przepaście”.
Na Krecie zawsze wieje. W sierpniu wiatr pomaga przetrwać upały, ale chciałbym wrócić na wyspę w kwietniu, aby poczuć wiejący od Libii ciepły wiatr ogórkowy. Tak nazywają go miejscowi, bo po nim rosną dorodne warzywa, bez których nie byłoby przecież tzatzików. Kazantzakis pisał, że to wiatr, który „wciska się w nocy nawet do domostw przez drzwi i okna, rzuca się na kobiety jak mężczyzna, a na mężczyzn jak kobieta i nikomu nie daje spać”.