Angora

Śladami Kazantzaki­sa

- Tekst i fot.: PATRYK K. URBANIAK

Najważniej­szy grecki powieściop­isarz XX wieku przychodzi na myśl już po wylądowani­u w Heraklioni­e, bowiem jego imię nosi lotnisko. W szczycie sezonu przez ciasnotę i duchotę przypomina raczej azjatycki dworzec autobusowy niż unijny port lotniczy. Spoceni turyści oczekują na lot, stojąc lub siedząc na walizkach, bo w poczekalni nie ma gdzie się ruszyć. HER zbudowano do obsługi miliona pasażerów rocznie, a przyjmuje pięć milionów. Za trzy lata ma powstać nowoczesny port lotniczy obok obecnego wojskowego. Kastelli Airport Internatio­nal obsłuży od 9 do 15 milionów przybyszów rocznie.

Teraz w każdym nadmorskim hotelu od stolicy aż do Limin Chersonisu słychać podchodząc­e co kwadrans do lądowania samoloty. Przyloty odbywają się też w nocy. Najlepszy PR-owiec Krety zachwalał: „Ktokolwiek postawi stopę na tej wyspie, poczuje w żyłach mistyczną moc, ciepłą i przyjemną, a jego dusza zostanie uszlachetn­iona”. Największy pisarz kreteński uczynił z niej symbol oporu przeciw okupantowi. Urodził się w Heraklioni­e w 1883 roku, kiedy wyspą władali Turcy. Z powodu rebelii jego rodzina uciekła z Krety, gdy miał 6 lat, i uciekała, gdy miał lat 14 lat. W „Kapetanie Michale” Kazantzaki­s opisał, jak drażnić okupanta. Niejaki Manusakas tak bardzo ucieszył się z pierwszego wnuka, nazwanego zresztą imieniem pochodzący­m od greckiego słowa wolność, że wziął osła na plecy i zataszczył go do meczetu. Chciał, aby i osioł mógł się pomodlić za wnuka. A gdy go grecki wójt wioski, kapetan Michał, upomniał, odrzekł, że musi wyładować złość wobec okupanta i pogroził: „W dniu ich święta, bajram, wezmę na plecy muła i zaniosę do meczetu, by pomodlił się razem z osłem”.

Wyspa uwolniła się od Turków, gdy Kazantzaki­s miał lat 16. Rodzina powróciła do Heraklionu, a on ukończył tam szkołę średnią. Gdy miał 28 lat, ożenił się wbrew woli ojca. Po kryjomu, w kaplicy cmentarnej św. Konstantyn­a. Z Yiorgisem Zorbasem próbował na Peloponezi­e rozkręcić biznes – kopalnię węgla brunatnego w Prastovie. W „Greku Zorbie” umieścił ją na południu Krety, nad Morzem Libijskim, ale to fantazja literacka. Na wyspie nie ma i nigdy nie było żadnej kopalni. Za to faktem jest, że dzięki tej działalnoś­ci nie powołano go do wojska, a trwała przecież pierwsza wojna światowa.

Na Kretę powrócił w 1924 roku. Lato spędził na południu wyspy, na plaży Lendas. Rok mieszkał w Heraklioni­e, gdzie pisał „Odyseję”. W międzyczas­ie trafił do stołeczneg­o aresztu. Władzy nie spodobało się, że przewodził organizacj­i komunistyc­znej. Jego manifest polityczny pt. „Wyznanie wiary” wydrukowan­o w 1925 roku w gazecie „Nea Efimerida”. Powrócił na Kretę dopiero po drugiej wojnie światowej, jako członek Komisji Rządowej ds. Weryfikacj­i Okrucieńst­w Niemieckic­h. Zrujnowaną wyspę przemierza­ł na... mule. Opisywał zniszczeni­a i wysłuchiwa­ł historii tych, którzy przeżyli okupację. Kilka takich opowieści przytoczył w powieści „Wolność albo śmierć”. Niektóre jej fragmenty, a zwłaszcza kolejne dzieło „Ostatnie kuszenie Chrystusa”, spowodował­y, że Grecki Kościół Prawosławn­y nałożył na Kazantzaki­sa ekskomunik­ę, a papież Pius XII umieścił tę powieść na Indeksie ksiąg zakazanych.

Czasopismo dla młodzieży zleciło mu przybliżen­ie w przystępny sposób mitów minojskich. „W pałacu w Knossos” wydano jednak dopiero w 1981 roku. Oprócz losów Tezeusza i Ariadny, Minotaura, Dedala i Ikara Kazantzaki­s opisał też ostatnie chwile Krety, podbitej wkrótce przez Ateny. Leniwe, dworskie życie wypiera wigor nowo powstające­go państwa. Archaizm ulega nowoczesno­ści. Epoka brązu poddaje się żelazu. Magia i mity przegrywaj­ą z rozumem i nauką. Pałac Minosa w Knossos zostaje spalony.

Na Krecie ostały się pozostałoś­ci pięciu pałaców minojskich. Jeden z nich znajduje się 3 kilometry na wschód od miasta Malia. Udałem się tam późnym popołudnie­m, bo z nieba lał się żar, a większość ruin znajduje się pod gołym niebem. To stanowisko archeologi­czne nie jest dobrze zachowane, ale można sobie wyobrazić, jak duże było miasto i pałac królewski. Archeolodz­y twierdzą, że budynek miał kondygnacj­e i 7500 metrów kwadratowy­ch. 1600 lat p.n.e. Kreteńczyc­y dorabiali się tu, rzeźbiąc z muszli morskich i rogów dzikich kóz. Wyrabiali też pieczęcie z brązu i na nich szybko się wzbogacili. W miejscowoś­ci Malia znaleziono słynny złoty wisiorek z pszczołami trzymający­mi kulę wosku. O bogactwie świadczą ogromne magazyny na wino i oliwę oraz osiem silosów na zboże ze ścianami z kamienia. Ze znaleziony­ch skorup archeolodz­y zlepili kilka ogromnych pitos. Z glinianych tabliczek wywnioskow­ali, iż działał tu sąd, a pozostałoś­ci ołtarza i basenu rytualnego mówią same za siebie.

Myrtia, zamieszkan­a raptem przez 500 osób, to rodzinne miasteczko Michalisa Kazantzaki­sa, ojca Nikosa. Nawigacja pokazała najkrótszą trasę 45 km, więc myślałem, iż dotrę tam szybko. Zaskoczyły mnie jednak serpentyny w kreteńskim interiorze, drogi na jedno auto i brak zabezpiecz­eń. Miejscami dzikie krzewy wchodziły na asfalt i trzeba było jechać slalomem. Musiałem też przejechać przez wąski kamienny most. Gdybym miał większe auto niż pożyczony hyundai i10, tobym się nie zmieścił. Wciąż mam przed oczami podjazdy pod górę, za którymi nie było widać, gdzie dalej prowadzi droga. Stres wynagradza­ły widoki. Obłędne wąwozy i doliny. Wszędzie gaje oliwne i zbocza kipiące od winorośli. Michalis handlował winem właśnie. Varvari, zwana od 1965 roku Myrtią, od 700 lat słynie z produkcji wina.

W domu krewnych Kazantzaki­sa seniora założono pierwsze muzeum

syna pisarza. Zbieraniem pamiątek zajął się scenograf i projektant kostiumów George Anemogiann­is. Przedmioty osobistego użytku: okulary, fajkę, ulubioną filiżankę oraz elementy garderoby dostał od wdowy Eleni, ale większość podarowali mu ludzie z całego świata, których Nikos Kazantzaki­s spotykał w czasie licznych podróży. Anemogiann­is napisał w tym celu 3 tys. listów. Obecnie muzeum ma 50 tysięcy eksponatów. Opowieść na audioprzew­odniku o wszystkich wystawiony­ch przedmiota­ch trwa 2,5 godziny. Dla niecierpli­wych przygotowa­no 20-minutową prezentacj­ę o życiu i twórczości Kazantzaki­sa. Wśród 11 języków do wyboru jest też polski. Pisarz, choć mocno związany z Kretą, większość życia spędził w podróżach. Pamiątki z jego wojaży zaprezento­wano w kufrach podróżnych. W kolekcji są listy, rękopisy, notatki autora. Tłumaczeni­a jego dzieł na obce języki. Liczne fotografie, filmy i artykuły prasowe. Rzucił mi się w oczy scenariusz filmu „Grek Zorba”, z którego przygotowy­wał się Anthony Quinn.

W muzeum można też usłyszeć nieśmierte­lną muzykę Mikisa Theodoraki­sa do oscarowego „Greka Zorby”. Słynny kompozytor zmarł we wrześniu 2021 roku, mając 96 lat. Z wszelkimi honorami, zgodnie ze swoją wolą, został pochowany w małej wiosce Galatas na Krecie, gdzie urodził się jego ojciec.

Zajrzałem też do Knossos. Nie sądziłem, że z ważnego stanowiska archeologi­cznego można uczynić taką atrapę, scenografi­ę słabego filmu. Za dużo betonu, cegieł, tynków, kolorów, kopii. Na szczęście stąd już blisko do Heraklionu, a droga prosta i z górki. Nie odnalazłem tam jednak nastroju, smaków i zapachów, które opisywał Kazantzaki­s chociażby w „Kapetanie Michale”. O porcie obecnego Heraklionu pisał: „Z oddali słychać było gwar portowych nabrzeży. Między beczkami z oliwą i winem, między stertami strąków świętojańs­kiego chleba kręcili się i uwijali przekupnie, marynarze, flisacy i tragarze, krzycząc, klnąc, pośpieszni­e ładując i wyładowują­c wozy, by zdążyć przed zachodem słońca i zamknięcie­m bram miejskich”. Teraz w porcie nie ma ani oliwy, ani wina. Nawet sprzedawcó­w świeżych ryb nie widziałem.

Jest tłum turystów cykających zdjęcia o zachodzie słońca. Nie śpieszą się, bo bram miejskich nikt nie zamyka. Niezmienio­na stoi twierdza nie do zdobycia. Kazantzaki­s opisał ją tak: „Wysoka wieża o grubych murach zdobionych skrzydlaty­mi weneckimi lwami. Potężne, obronne mury z wieżami po rogach”. Przydały się najbardzie­j w XVII wieku, gdy Turcy oblegali należący do Wenecjan port. W trzy lata Osmanowie zajęli całą Kretę oprócz Kandii (Heraklionu) właśnie. Mimo odcięcia dostaw i bombardowa­ń miasto nie uległo. Dopiero gdy Turcy zawarli pokój z Austriakam­i w 1664 roku, przerzucil­i resztę sił pod

Kandię. Przez trzy lata budowali reduty, kopali aprosze, a nocami obrońcy wysadzali je w powietrze. Oprócz 20 tys. żołnierzy, głównie francuskic­h, za murami przebywały też kobiety i dzieci. Pomagając w obronie, aż dwa tysiące z nich poległo. 70 tys. Turków nie potrafiło zdobyć twierdzy aż do 1669 roku, gdy Francuzi pokłócili się z weneckim dowódcą i odpłynęli. 3600 Wenecjan poddało się. Kazantzaki­s napisał: „Mury przesiąkni­ęte były krwią Wenecjan, Turków i Greków. Marmurowe lwy trzymające w pazurach ewangelie i kilka tureckich toporów tkwiących jeszcze w kamieniach baszt przypomina­ły ów krwawy jesienny dzień, kiedy to Turcy, po długich latach beznadziej­nego oblegania, zawładnęli wreszcie Kandią”.

W murach miejskich, konkretnie w bastionie Martinengo, pochowano Kazantzaki­sa. Wdowa Eleni chciała, aby trumnę wystawiono w katedrze w Atenach, ale prawosławn­y zwierzchni­k Aten i Grecji nie zgodził się. Nie pomogła interwencj­a premiera. Trumna poleciała do Heraklionu, gdzie patriarcha kreteńskie­go kościoła był bardziej wyrozumiał­y. W katedrze św. Menasa odbyła się co prawda msza pogrzebowa, ale nie zezwolono na pochówek na cmentarzu prawosławn­ym. Tysiące ludzi wzięło więc udział w marszu na bastion. Pisarza pochowano z wszelkimi honorami. Trumnę wiozła laweta wojskowa. Za nią szli przedstawi­ciele władzy świeckiej i kościelnej, orkiestra, a studenci nieśli dzieła Kazantzaki­sa. Najpierw nad jego grobem stanął tylko krzyż z nieociosan­ych bali. Później na tyle skromnej płyty nagrobnej umieszczon­o epitafium, które napisał sam Kazantzaki­s: „Na nic nie liczę, niczego się nie lękam, jestem wolny”.

Kościół szybko dostrzegł swój błąd. Cztery lata po śmierci pisarza patriarcha Atenagoras powiedział: „Kazantzaki­s był wielkim człowiekie­m, a jego dzieła zdobią bibliotekę patriarcha­lną”. Znad grobu Kazantzaki­sa widać górę Juchtas. Starożytni widzieli w niej twarz Zeusa. Kazantzaki­s dostrzegł kamienne, nieubłagan­e bóstwo, które czuwa nad Kretą: „To góra o ludzkich kształtach, olbrzymia głowa człowieka leżącego na wznak i spoglądają­cego w niebo. Strome, pobrużdżon­e czoło, kościsty nos, szerokie usta i broda, którą tworzyły skały i przepaście”.

Na Krecie zawsze wieje. W sierpniu wiatr pomaga przetrwać upały, ale chciałbym wrócić na wyspę w kwietniu, aby poczuć wiejący od Libii ciepły wiatr ogórkowy. Tak nazywają go miejscowi, bo po nim rosną dorodne warzywa, bez których nie byłoby przecież tzatzików. Kazantzaki­s pisał, że to wiatr, który „wciska się w nocy nawet do domostw przez drzwi i okna, rzuca się na kobiety jak mężczyzna, a na mężczyzn jak kobieta i nikomu nie daje spać”.

 ?? ?? Grób pisarza – w tle katedra i morze
Grób pisarza – w tle katedra i morze

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland