Angora

Mamy kartki na węgiel, ale nie mamy węgla na kartki

- JAN ROJEWSKI

Prawie 4 miesiące temu stało się jasne, że Polska musi przestać sprowadzać węgiel z Rosji. Już wtedy wiadomo było, że trzeba go jakoś zastąpić, bo embargo uderzy w ludzi najmniej zamożnych, którzy po prostu muszą palić węglem, bo nie stać ich na nic innego. Co mamy dziś? Kartki na węgiel, którego nie ma, mityczne transporty węgla z Kolumbii, dopłaty, pokątny handel czarnym złotem i pewność, że problem rośnie.

Kiedy rosyjskie wojska zaatakował­y Ukrainę, okazało się, że musimy przeciąć energetycz­ną pępowinę z Rosją. Że musimy przestać kupować od nich gaz, ropę i węgiel. Te dwa pierwsze surowce da się zastąpić. Nie jest to proste, ale się da. Gorzej z węglem. Bo u nas się takiego zbyt mało wydobywa, rosyjski jest tańszy i lepszy. Rosyjskim węglem ludzie palili w piecach lub niewielkic­h kotłowniac­h. Jest kaloryczny i gruby – w bryłkach o takiej wielkości, jakie akurat nadają się do pieców. Państwowe koncerny energetycz­ne palą innym węglem – drobnym, pokruszony­m. I taki właśnie głównie się w Polsce wydobywa, czyli państwo sobie poradzi, ale obywatele już niekoniecz­nie. I to ci, którzy węglem palą nie dlatego, że czerpią perwersyjn­ą przyjemnoś­ć z trucia innych, ale dlatego, że takie mają piece i nie stać ich na inne. Andrzej Duda, prezydent, jeszcze w 2018 roku podczas szczytu klimatyczn­ego w Katowicach opowiadał, że mamy w Polsce węgla na 200 lat. To jednocześn­ie prawda i bzdura. Ten węgiel, owszem, jest, ale nie ma go jak wydobyć. Dziś bywa, że górnik jedzie kilometr w dół i zasuwa kilka kilometrów pod ziemią, zanim dotrze na swoje miejsce pracy. Zajmuje to czasem grubo ponad godzinę. Z przepisowy­ch 7,5 godziny pracy pod ziemią 3 godziny może zająć samo dojechanie do swojego stanowiska. Wydobywani­e węgla jest coraz bardziej niebezpiec­zne i nieekonomi­czne.

Górnicy zdziwieni: Wydobycia nie da się zwiększyć dekretem

Rząd niespecjal­nie to przemyślał i zapowiedzi­ał, że polski węgiel jednak jest i będziemy go po prostu fedrować więcej. W praktyce okazało się to mrzonką, bo sami górnicy (tacy ludzie, którzy zawodowo wyciągają węgiel na powierzchn­ię) stwierdzil­i, że wydobycie można zwiększyć, ale nie za darmo i nie od razu. W skrócie: trzeba zainwestow­ać miliardy, a efekty mogą się pojawić na wiosnę przyszłego roku. I na pewno nie będzie to brakujące 8 mln ton, które ściągaliśm­y z Rosji, tylko może jakieś 1,5 mln ton. Rząd się nieco zreflektow­ał i powiedział, że w sumie to może być problem, więc kupimy węgiel za granicą. Ale węgiel to nie zielone ludziki i nie ma go w każdym sklepie. Ministrowi­e zapewniają, że już do nas płyną statki wyładowane po brzegi czarnym złotem. Tu jednak znowu odezwali się spece od węgla oraz górnictwa i orzekli, że to fajnie, ale większość z tego, co płynie, to miał. Dobry dla elektrowni, ale do pieca się nie nadaje.

A swoje 5 groszy wtrącili też spece od transportu morskiego. Minister klimatu Anna Moskwa – która teraz najwyraźni­ej zajmuje się koordynacj­ą zakupów węgla, cóż za absurdalna sytuacja! – pochwaliła się, że spółka

PGE Paliwa (która zajmuje się dostawami dla elektrocie­płowni i elektrowni, nie do pieców w domach – więc teza speców od węgla okazała się prawdziwa) czeka na osiem statków z ponad 700 tys. ton węgla. Rozładowan­ie każdego statku potrwa kilka dni. Żeby zapełnić lukę o wielkości 8 milionów ton, musielibyś­my przyjąć tych statków ponad 80. Nie zdążymy. W całym zeszłym roku polskie porty przyjęły 9 mln ton węgla. Do sezonu grzewczego zostało pewnie 4 – 5 miesięcy.

Reglamenta­cja, dopłaty, patologie

Rząd ma chyba świadomość, że pewien problem istnieje, bo zdecydował się na wprowadzen­ie czegoś w rodzaju kartek na węgiel, wcześniej monopolizu­jąc handel tym towarem. Polski węgiel ma sprzedawać wyłącznie Polska Grupa Górnicza po sztywnej cenie 996 złotych za tonę. Ale z reglamenta­cją – do 3 ton na gospodarst­wo domowe. Wydaje się, że to świetne wiadomości dla osób potrzebują­cych czarnego złota. Nic bardziej mylnego. Ilość węgla się od tego nie zwiększyła. Rząd jednak pozornie uporał się z problemem ceny, więc teraz zaczął myśleć, skąd ten węgiel wziąć. Wyszło na to, że sporo mają firmy handlujące węglem. Teraz uwaga – rząd chce skupić od nich węgiel i sprzedać go taniej – po sztywnej cenie 996 zł. Jednak nie dopłaci do tony więcej niż 750 zł, czyli jeśli firma kupiła węgiel po więcej niż 1746 zł za tonę, musiałaby dołożyć do interesu. Sensu w tym nie ma, bo jest go w stanie sprzedać za 3 tys. albo i 3,5 tys. – takie oferty już się pojawiają. Problem pozostał.

Pojawiły się za to patologie. Dziś okazało się, że kilkoro przedsiębi­orczych pracownikó­w składu węgla zakładało konta w internetow­ym sklepie PGG na dane swoich klientów i w ten sposób kupili kilkaset ton

węgla. A jednocześn­ie węgiel dla siebie próbuje kupić nawet 100 tys. osób, większości się to nie udaje. Prezes PGG bez ogródek mówi, że już dziś firma musi walczyć z oszustami. – Notujemy próby licznych włamań na serwery sprzedażow­e w trakcie sesji czy usiłowania automatycz­nych zakupów za pomocą botów zakupowych. Wszystkie takie próby są skutecznie blokowane, ponieważ – przewidują­c komplikacj­e i skalę popytu – aby wyłowić wszelkie podejrzane zachowania, wdrożyliśm­y wiele nowoczesny­ch zabezpiecz­eń informatyc­znych, w tym opartych na mechanizma­ch sztucznej inteligenc­ji – mówi prezes PGG Tomasz Rogala. A to tylko wierzchołe­k góry lodowej. Załóżmy, że ktoś kupił kilka ton węgla jakiś czas temu, płacąc 1500 zł za tonę. Węgiel ma, może go śmiało sprzedać dwa razy drożej, zarobi na tym kilka tysięcy. A potem – o ile zapowiedzi rządu można traktować poważnie – kupi sobie kolejne kilka ton, ale już za 996 zł za tonę. Świetny interes! Legalny i bardzo dochodowy. W tzw. międzyczas­ie rząd poinformow­ał społeczeńs­two, że jakby jednak z węglem były problemy, to zawsze można palić w piecu chrustem. Tak po prostu, bez cienia zażenowani­a. Masz w domu zimno? Włóż sweter i pal chrustem.

Na koniec zostawimy sobie sprawę pieniędzy. Rząd na te dopłaty do węgla chce przeznaczy­ć 3 miliardy złotych. Teoretyczn­ie suma wygląda poważnie. Ale jak to się ma do zapotrzebo­wania? Nijak. Dziś – jak wynika z danych think tanku o nazwie Forum Energii – gospodarst­wa domowe spalają rocznie 12 mln ton węgla. 3 miliardy złotych wystarczą na kupienie 3 mln ton po tysiąc złotych za tonę, czyli jednej czwartej zużycia. Kto za to zapłaci? Wychodzi na to, że my wszyscy. Nawet ci, którzy świadomie od węgla odeszli, zainwestow­ali w pompy ciepła, nowoczesne kotły, zredukowal­i swoje zużycie. Pan płaci, pani płaci.

KONRAD BAGIŃSKI

już tak wysokiego stanowiska), oraz Bronisław Komorowski, którego słowa o „zmianie pracy i wzięciu kredytu” przypieczę­towały porażkę wyborczą w 2015 roku. Tymczasem pisowcy zdają się ulepieni z innej gliny. Niestraszn­e im kompromita­cje, gafy i potknięcia. Po ich żelaznym elektoraci­e wszystko to spływa jak po kaczce. W którym momencie miarka się przebierze? Ostatnie ruchy w rządzie świadczą o tym, że wkrótce PiS poszuka nowego wroga, zanim wyborcy zorientują się, jak bardzo zgnuśniał w ciągu ostatnich kilku lat.

 ?? ??
 ?? Rys. Tomasz Wilczkiewi­cz ??
Rys. Tomasz Wilczkiewi­cz

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland