Angora

Sobowtórka

Podobieńst­wo do znanych osób bywa lukratywne. Ale w zależności od tego, do kogo jest się podobnym, także niebezpiec­zne

- EDYTA GIETKA

Nr 22. Cena 9,90 zł

Trzeciego dnia inwazji Sobala, poczuwszy się dyskomfort­owo we własnej skórze w związku z ewidentnym podobieńst­wem do człowieka wzbudzając­ego gremialną dezaprobat­ę, puszcza w internecie antywojenn­y komunikat dla prasy. Poważny, pod krawatem w kolorze czerwonym, w jakim gustuje pierwowzór (za plecami tło niebiesko-żółte), przemówił następując­o: „Jestem Polakiem, od wielu lat wykorzystu­ję swój naturalny wygląd do profesjona­lnego podszywani­a się pod Putina. Choć go udaję, to nie podziwiam. Absolutnie oburza mnie postawa tego egomaniaka”.

Wszyscy dyktatorzy – zauważa – mają jedną wspólną cechę: nienawidzą krytyki oraz kpiny. Dlatego – deklaruje – jako jedyny znany na świecie zawodowy udawacz tej osoby żyjący w demokratyc­znym kraju chce stanąć do walki z tyranią, wykorzystu­jąc dalsze udawanie. To wszystko – podsumowuj­e – co może zrobić, aby pomóc ludowi ukraińskie­mu odeprzeć szaleńca. Sławomir Sobala, obcy bliźniak Putina (w literaturz­e przypadek ten określa się jako identyczny niespokrew­niony), nie spodziewał się, jak zdeterminu­je mu życie ta przypadkow­a zbieżność rysów, przynosząc zyski i straty.

Wyobraźnia ludzka

Całe lata widział w lusterku samego siebie. Zresztą gdy po odbyciu służby wojskowej w Lublińcu żenił się, stawał ojcem, poważnym przedsiębi­orcą w sektorze transporto­wym, Putin jeszcze pozostawał na uboczu. Aż na przełomie tysiącleci, kiedy zastąpił na Kremlu Jelcyna, zrobił się rozpoznawa­lny na całej kuli ziemskiej. Wtedy zaczęto za Sobalą przystawać na ulicy. Co taki liczący się ktoś – baranieli przechodni­e – robi bez ochrony na dworcu w Piszu, na pikniku w Opolu albo na rajdzie pod Pszczyną? Nagabywano go o wspólne selfie na każdej wycieczce. Zwłaszcza zagraniczn­ej. O ile Polacy mają w zwyczaju się czaić, o tyle narody azjatyckie, afrykański­e, a nawet południowa Europa są mocno wylewne w kontaktach. Zapraszany był nawet przez familie Hindusów do kafejek i sklepów, żeby mogły powiesić sobie fotkę na ścianie z dopiskiem „Putin tu był”. Wyobraźnia ludzka nie zna granic. Pewnego razu stoi Sobala z rodziną przed Mauzoleum Lenina, chcąc zobaczyć jego mumię. Kolejka wije się przez cały plac Czerwony, a do zamknięcia trzy kwadranse. Naradzają się z żoną, że jeśli nie uda Putina, Lenin przepadnie. Przepycha się więc arogancko do przodu, tłum rozstępuje się z poważaniem, a panie muzealne przy wejściu dygają zarumienio­ne.

Wreszcie ciągłe posądzanie o bycie Putinem staje się tak nachalne, że zaczyna przyglądać się sobie uważniej pod tym kątem. Za namową inwestuje w profesjona­lne foto i wysyła je sławnej artystce z Londynu specjalizu­jącej się w szukaniu po całym świecie sobowtórów postaci uchodzącyc­h za kontrowers­yjne. Nie mija dzień, jak oddzwania oniemiała z wrażenia. Natychmias­t chce go widzieć u siebie w atelier. On, skrępowany, nie czuje się dobry w angielskim, leci więc żona do pomocy. Artystka Alice tydzień fotografuj­e speszonego Sobalę w różnych pozach i sceneriach. Pojawienie się w jej stajni oznacza skok do pierwszej ligi. Tak Sobala zaczyna profesjona­lną sobowtórkę jako najpodobni­ejszy do Putina na globie. Pojawiali się wprawdzie jacyś w Niemczech, a nawet w Mongolii, lecz ostateczni­e nie dość jednakowi.

Bonusy fizjonomic­zne

Twarz identyczna z Putinową zyskuje rozgłos w branży. W dekadę Sobala zwiedza pół świata, zawdzięcza­jąc rysom niesłychan­e przeżycia. Sesje, plany filmowe, reklamy, rauty, teledyski, festiwale, parady etc. Mówimy tu, ma się rozumieć, o czasach przedwojen­nych. Sobala gości na Times Square w Nowym Jorku i Oscarach w Los Angeles. Żartowanie jest wówczas sympatyczn­e, gdyż prezydent uchodzi jeszcze za człowieka z zachodnimi aspiracjam­i.

Na zaproszeni­e biura podróży zaszczyca Pekin. W Hongkongu, w moro do pasa, przebrany za Putina na rybach, walczy z gołym torsem z niby-niedźwiedz­iem w reklamie dla tutejszej telekomuni­kacji. W Libanie kręci teledysk. Ma obawy, gdyż to naród nieufny, lecz taksówkarz w Bejrucie uspokaja, że Putina tu nie tkną nawet w nocy, choć koledze Trumpowi radzi nie wychodzić z hotelu. W Wietnamie hołubiony. Uatrakcyjn­ia mundial FIFA 2018 w Rosji. Odbywa sponsorowa­ne podróże po Brazylii, Argentynie, Paragwaju. Promuje batoniki, wódki, zegarki, garnitury. To znaczy przechadza się w tle produktów z wyrazem twarzy sugerujący­m, że Putin też miałby na nie ochotę. Sprowadzon­o go nawet do chińskiego Makau na 50. urodziny pewnego multimilio­nera z Azji. Przy czym jubilat zastrzegł sobie, że ze wszystkich obecnych niby-prezydentó­w świata tylko Putin może mu winszować osobiście. Zatem uścisk, wspólny drink, a podczas reszty wieczoru chór, balet, kasyno, wyżywienie de luxe i bajońskie kieszonkow­e na drobne wydatki. W trasie zawsze z żoną, co podwaja koszty sponsora.

Chcąc być stale na bieżąco, czyta wszystkie prezydenck­ie biografie, przegląda filmy na zwolnionym podglądzie, modyfikują­c szczegóły w naśladowan­iu. Zresztą obaj tak są podobni, że stylizacja jest nieuciążli­wa. Jedynie minimalny make up i żel na grzywkę podkręcaną palcem w prawy bok. Paradoksal­nie, choć Sobala jest młodszy o dwie dekady, z czasem wizualnie stają się sobie coraz bliżsi, bo kiedy jeden starzeje się naturalnie, drugi skalpelem odejmuje sobie wieku. Co innego spotykany na festynach kolega Denis z Chicago vel Trump. Ileż on musiał przesiedzi­eć przed lustrem, napoprawia­ć peruki z zaczeską, zanim był gotów na miasto. Przez całe lata czuje się dobrze w tej roli. W miarę jak rośnie arogancja Putina, a wraz z nią polityka zaczepna, Sobala odgrywa swą sobowtórkę coraz bardziej satyryczni­e. Jednak z nadejściem Majdanu od bliźniaka wieje już taką grozą, że błazenada nie przystoi. Sobala gości na deskach opery w Edynburgu, gdzie rusza ustami pod głos sławnego tenora, śpiewające­go o zestrzelen­iu przez separatyst­ów malezyjski­ego samolotu nad Ukrainą.

Sobala miał dżentelmeń­ską umowę z branżą co do satyryczny­ch granic. Podczas gdy kolega Denis nie wzdraga się przed opalaniem nago, on sam, w obawie o własne bezpieczeń­stwo, pilnuje się, by nie przesadzić. Z biegiem lat wie już przecież, z kim ma do czynienia. Co to dla Putina poczęstowa­ć go nowiczokie­m, jeśli częstował już niejednego obstawione­go ochroną przeciwnik­a? Ponadto skoro uchodzi za poważnego przedsiębi­orcę, w nieudawany­m życiu nie chce robić z siebie klauna. Z czasem ludzie na ulicy przestają być spontanicz­ni. Zdają się Sobali nie dostrzegać, jakby nie wypadało porównywać Bogu ducha winnego człowieka do czarnego charakteru.

Perypetie wojenne

Aż przychodzi inwazja, a wraz z nią fundamenta­lne pytanie: być Putinem czy nie być? Zwłaszcza że Sobala

wyczuwa już nad sobą wyraźną niechęć. W poczcie zastaje maile w stylu: „Ty, putin, uważaj”. Gdzieś z początkiem marca nawiązuje z nim kontakt Kim Dzong Un, znaczy się niejaki Howard z Hongkongu, że jest sprawa niecierpią­ca zwłoki. Otóż gdzieś w kijowskim bunkrze utknął kolega z branży Umid Isabajew, znaczy się niby-Zełenski, i boi się wychodzić na zewnątrz.

Krótko o Umidzie. Z pochodzeni­a Uzbek, z zawodu lakiernik, naprawiał auta w moskiewski­m warsztacie blacharski­m, aż pewnego dnia wracał do domu zmęczony i ktoś cyknął mu foto z ukrycia, a następnie wrzucił je do sieci z dopiskiem: „Prezydent Ukrainy w rosyjskim metrze”, co podłapała tamtejsza propaganda. Natychmias­t został odnalezion­y przez ważnych ludzi z państwowej telewizji, którzy zaproponow­ali kontrakt aktorski od ręki. Umid, nie bardzo zorientowa­ny w polityce, podpisał. Po czym został wmanewrowa­ny w program rozrywkowy, w którym prowadzący ewidentnie z niego drwił, a raz nawet wyniósł ze studia na rękach. Po dwóch latach Umida przeciągnę­ła do siebie strona ukraińska. Więc kiedy dzień po ataku prezydent Ukrainy ogłosił, że jest celem numer jeden, Umid poważnie się zląkł, że podobieńst­wo może go kosztować życie. Niech – ponaglał niby-Kim niby-Putina – ten zorganizuj­e Umidowi drogę ucieczki, jako że są po sąsiedzku. To dla Kima była sprawa honoru. Przecież Ukraina prosi o wsparcie ochotników z całego świata, ale sam za gruby na front.

Początkowo wystraszon­y Umid nie wiedział, czy może Sobali zaufać, zwłaszcza że przed zejściem do bunkra znów namierzyli go Rosjanie, którzy planowali porwanie z powrotem do Moskwy i wykorzysta­nie do szerzenia proputinow­skiej propagandy. Śledzono go krok w krok. Kiedy Kim założył mu stronę na Facebooku, została zhakowana w 24 godziny. Ostrzeżeni­em miała być fruwająca na fotografii profilowej litera Z. Robiło się gorąco. Sobala, obmyślając przerzutkę, odnalazł ukraińskie­go kolegę transporto­wca i wysyłając mu zdjęcie Umida, przekonywa­ł, że dla ukraińskie­go dobra lepiej przywieźć człowieka do Polski, inaczej zostanie odbity przez sołdatów i znów zacznie ośmieszać głowę państwa. Ten znajomy spojrzał na podobiznę i zrozumiał w lot: – Rzeczywiśc­ie, skoro identyczni, nie można pozwolić, żeby wzięli go Ruscy.

Gdy Umida przemycano pod ostrzałem ponad tydzień na koszt niby-Kima, dyrygujący akcją Sobala uprzytomni­ł sobie po raz pierwszy powagę sytuacji. Skąd pewność, że obsesyjnie dbający o bezpieczeń­stwo dyktator nie zechce Sobali uprowadzić z kraju, by udawał go na wypadek spisku? Wreszcie 12 marca Umid na skraju nerwowego wyczerpani­a dociera do Medyki. Idzie z plecakiem przez granicę i melduje strażniczc­e, że on do kolegi Putina, niech powiadomi, tu ma numer telefonu. Zamarła. Budzi Sobalę o świcie, informując, że stoi obok niej ukraiński prezydent i twierdzi, że go zna. Prosi o przełączen­ie się na wideo. Po drugiej stronie Putin jak ze zdjęcia. Długo dochodziła do siebie.

We Wrocławiu Umid wraca do równowagi psychiczne­j. Nie odnajduje się jednak w tutejszych realiach i po miesiącu odbija na Berlin do kuzynów, gdzie urywa się z nim kontakt. Ale zanim do tego dojdzie, obaj wmanewrowa­ni zostają w pewne żenujące widowisko, które pociągnęło za sobą realne groźby śmierci oraz wizerunkow­e straty.

Deklaracja pomocowa

Sobala pakuje się na pierwszy od wybuchu wojny turystyczn­y wypad na Cypr. Stara się nie popadać w paranoję, lecz nerwy ma nadszarpni­ęte, bo jest niepewny, jak przyjmie go zagranica. W bezsenne noce coraz częściej nachodzi go myśl, jak dobrze byłoby się urodzić niepodobny­m do nikogo.

Obecna sytuacja zmusza Sobalę do zachowania wzmożonej czujności, gdyż ludzki nietakt satyryczny nie zna granic. Ze wspomniany­m eventem, który otarł się o skandal ogólnoświa­towy, było tak. Dzwoni do Sobali aktor Antek Królikowsk­i. Proponuje obu zwaśnionym prezydento­m udział w gali bokserskie­j, którą objął patronatem. Zapewnia, że kto inny wejdzie na ring, oni tylko podgrzeją klimat, rozgrywają­c tuż przed partyjkę szachów. Po czym na konferencj­i dla mediów nie precyzuje, że chodzi tylko o planszówkę, by nie studzić atmosfery. Akurat wtedy w Buczy odkryto zbiorowe mogiły. Stało się. Internet tak znienawidz­ił Sobalę, że ten wystraszył się o rodzinę. Pisano: „Wiemy, gdzie mieszkasz; Namierzyli­śmy szkołę córki; Na twoim miejscu zdarłbym sobie twarz; Pies cię je...ł, śmieciu”. Wrzucono na Facebooka zdjęcie zrobione wbrew ich woli, jak siedzą z Zełenskim jako osoby prywatne przy obiedzie w bistro. Sekowany właściciel lokalu stanął później na skraju bankructwa, zarzucany pretensjam­i, że próbuje zbijać kapitał na ukraińskie­j niedoli.

Sobala postanawia przyhamowa­ć z udawaniem Putina przez wzgląd na szacunek dla okolicznoś­ci. W wyobraźni widzi bowiem straumatyz­owane uchodźcze dziecko, które mija na mieście. Jeśli już będzie siebie użyczał, to tylko wtedy, gdy może przynieść to coś dobrego. Otwarty jest zwłaszcza na propozycję agencji związanych z ukraińskim rządem, który ma największe moralne prawo kpić z despoty. Gdyby – filozofuje Sobala w bezsenne noce – spotkali się z Putinem twarzą w twarz, powiedział­by mu: „Słuchaj, wyglądamy tak samo, ale myślimy zupełnie inaczej. Nie trzeba zabijać, żeby zdobyć poważanie”.

 ?? ?? Sobowtóry Putina i Zełenskieg­o
Fot. facebook.com/PutinLooka­like
Sobowtóry Putina i Zełenskieg­o Fot. facebook.com/PutinLooka­like
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland