Kobieta do pokochania
Rozmowa z DOROTĄ POMYKAŁĄ, nagrodzoną za najlepszą kreację aktorską na 21. Festiwalu Filmowym Tribeca w Nowym Jorku
– Jak się pani czuje?
– A, dziękuję. – Pani mąż z planu, Bogdan Koca, powiedział mi w przeddzień waszego wyjazdu do Nowego Jorku na jeden z najważniejszych festiwali filmowych na świecie: „Jedziemy po główną nagrodę aktorską dla Doroty!”.
– Bogdan zawsze przesadza.
– Tym razem akurat nie.
– Ja nie przewiduję takich rzeczy, nie nastawiam się na nagrodę, nie kalkuluję. Po prostu robię swoją robotę.
– Dobrą robotę, jak się po raz kolejny okazało. A ma pani przecież na koncie wiele wspaniałych ról w filmie i teatrze.
– Wie pan, ja się bardzo ucieszyłam, że ten film w końcu pokażemy. Zeszłe lato – 28 dni bez przerwy w 40 stopniach w Polsce. A ja nie mam już 25 lat.
– Na planie tego nie widać. W tym filmie akurat mało pani mówi, ale nie schodzi z ekranu przez ponad półtorej godziny.
– Porozmawiajmy lepiej o Ani Jadowskiej, reżyserce. Ile ona czasu nad tym spędziła, ile serca oddała! Każdą sekundę przepracowała wielokrotnie. Nawet do Paryża z tym latała.
– Przyznała mi się, że przez panią musiała zmienić całą koncepcję. Chciała opowiedzieć historię – zresztą opartą na faktach – o kobiecie uwikłanej w długi, która w Łodzi dokonała napadu z nożem w ręku na bank. W trakcie montażu okazało się, że powstaje film o Mirze i jej relacjach ze światem. „Skupiliśmy się na postaci” – powiedziała wprost. Teraz widzowie będą patrzeć tylko na panią...
– To nasza wspólna praca. Wszystko się odbywało pod czujnym okiem Ani.
Nad wszystkim miała pieczę. Wie pan, że na planie mnie pilnowali, abym była nawodniona i najedzona?
– Dzięki temu pani tak dobrze wygląda.
– Ma pan na myśli moje zmarszczki? Po projekcjach festiwalowych dziwili się, że wyglądam o 20 lat młodziej niż na ekranie. Musiałam dostosować do postaci wszystko: sposób chodzenia, mówienia. A operatorka z kamerą przez cały czas za mną chodziła, zaglądała w każdą szparę pokoju.
– Pomagała jej pani, nie okazując wstydu ani skrępowania nawet w bardzo intymnych scenach życia domowego.
– Pracuję w tym zawodzie prawie 45 lat, to już nie jest problemem.
– Nie jest łatwo wzruszyć amerykańską publiczność. Pani tego dokonała.
– Widziałam łzy w oczach, czyli dotarło. Oni to czują.
– Możemy powiedzieć, że „Kobieta na dachu” to film uniwersalny? – Być może. – Jak zdobyła pani taką robotę? – Zaprosił mnie na casting Piotr Bartuszek, reżyser obsady. Wiedziałam, że pracuje tylko przy ambitnych realizacjach. Jedną scenę zagrałam tak, jak Ania poprosiła, a drugą... po swojemu, z moim temperamentem. I dostałam tę rolę. – A gdy dostała pani scenariusz, to co? – Przeczytałam go. – I... – Jakie i... – Co pani poczuła? – Że Mira to kobieta do pokochania. – Znała ją pani wcześniej? – Wiele z nich. Kiedy się żyje dla rodziny, dla dzieci, męża, robi zakupy, gotuje, czeka, aż on wróci z pracy, poświęca się dla nich, to zapomina się o sobie. Ta służebność kobiety wobec mężczyzny... To chyba jest uniwersalne, prawda? To doświadczenie jest też we mnie, było u mojej mamy... Od razu poczułam, że w tym materiale jest wrażliwość ukryta w bohaterce, ale wiele jeszcze można z siebie wyciągnąć i bohaterkę w to wyposażyć.
– Myśli pani, że ten film odniesie sukces kasowy?
– To pytanie do Bogdana (Bogdan Koca – aktor, reżyser, pisarz – przyp. red.). Wiele lat spędził w Australii. On się na wszystkim zna. Grywał z wielkimi.
– Mówi, że to film o człowieku, którego otoczenie poddaje wszelkiej opresji, a nasza wolność jest iluzoryczna.
– Bardzo to ładnie i filozoficznie ujął. W tej chwili, w naszej rzeczywistości, jesteśmy nastawieni na to, że ma nam być lekko, łatwo i przyjemnie. Najlepiej szybko i za darmo. A za to się płaci. Wspaniale, że jest taki festiwal jak Tribeca, który gromadzi i prezentuje sztukę przez duże S.
– Nie żałuje pani, że nie otrzymała nagrody osobiście z rąk samego Roberta De Niro? Przez błąd w rezerwacji musieliście wyjechać dzień przed ogłoszeniem wyników. Nagrodę dla pani, za najlepszą rolę kobiecą na tym festiwalu, ku zaskoczeniu wszystkich, odebrała reżyserka.
– W pełni jej się ta radość należała. Największy zawód przeżyje mój kolega Michał Majnicz, który rewelacyjnie parodiuje De Niro, i prosił, abym go pozdrowiła. Dostanie teraz tylko kopię dyplomu z podpisem mistrza. Będzie przy okazji swoich parodii rozdawał autografy (śmiech).
– W kinie De Niro mieszczącym się nad restauracją, też zresztą do niego należącą, odbył się jeden z pokazów festiwalowych „Kobiety na dachu”. Powiedzmy głośno, wszem wobec, że to w Nowym Jorku odbyła się światowa prapremiera polskiego filmu z polską aktorką w roli głównej! Lepszej promocji nie można sobie wymarzyć...
– Jestem skromną osobą. Nie ma we mnie nadęcia, że jestem wielka. Po prostu ułożył się szczęśliwy ciąg zdarzeń – casting, świetny scenariusz, wspaniała reżyserka, genialna operatorka kamery Ita Zbroniec-Zajt, producentka Maria Blicharska i mnóstwo innych.
– Partner z planu mówił, że atmosfera podczas zdjęć była niesamowita.
– To prawda. Udało się stworzyć doskonały zespół.
– Od reżyserki z kolei wiem, że nad scenariuszem pracowała przez ponad pięć lat, a decyzja o obsadzeniu pani w roli Miry nie była taka oczywista. Zapadła w ostatniej chwili, po bardzo długich poszukiwaniach i głębokim namyśle.
– Na szczęście wszystko się udało (uśmiech). Film został doceniony. Dostaliśmy nagrodę. To cudowne uczucie dla mnie, bo na planie, codziennie po 10 godzin, byłam bardzo skupiona. Wszyscy byliśmy... w takim nieustającym napięciu wewnętrznym. Ale co – i tak nie dałam szczęścia światu, nie przyniosę pokoju Ukrainie...
– Parę miesięcy wcześniej film „Sukienka”, też z panią w roli głównej, był jednym z faworytów w rywalizacji oscarowej. Niezły ciąg.
– To co? Mam teraz puchnąć? Moi studenci nawet zaczęli na mnie jakoś tak nabożnie patrzeć. A ja do nich: „Przestańcie, przecież jestem taka sama”.
– To pociągnijmy ten wątek. Jest pani aktorką, a nie lubi uznania?
– To coś innego. Nie bijmy pokłonów. Ale ludzie tak lubią ten czerwony dywan... Chyba jestem jedyna, która świadomie nie pojechała na rozdanie Oscarów, będąc zaproszona. Tłuc się przez jedenaście godzin w samolocie, żeby zobaczyć tę próżność? Nie ma we mnie takiej pokusy.
– A jeśli „Kobieta na dachu” dostanie Oscara?
– Mnie tam wszystko jedno. Pojedzie Ania. Ja miałabym głowę spuchniętą od tego angielskiego. Wszystko się dzieje tak, jak miało być. – Jest pani wariatką? – Tak.
WOJCIECH GŁUCH
Tribeca Film Festival odbywa się od 2001 roku. Powstał z inicjatywy Roberta De Niro, Jane Rosenthal i Craiga Hatkoffa. Celem imprezy jest wsparcie debiutujących reżyserów, dotarcie z prezentowanymi filmami do jak największej liczby odbiorców, a także promocja Nowego Jorku jako centrum przemysłu filmowego.