Angora

Okazało się, że kobieta żyje

- Bp/tam

88-letni mężczyzna odebrał ze szpitala telefon z wiadomości­ą, że jego żona zmarła. Gdy dzieci przyjechał­y na miejsce, okazało się, że mama żyje. Chwilę wcześniej rodzina zaczęła już przygotowa­nia do pogrzebu. – Nadal jesteśmy w szoku. Do tego na miejscu nie było nikogo kompetentn­ego, z kim można by było porozmawia­ć na ten temat – mówi mężczyzna.

Matka pana Zbigniewa przebywa pod opieką lekarzy ze szpitala w Ostrowcu Świętokrzy­skim. Kobieta jest w ciężkim stanie. W piątek o śmierci matki rodzinę poinformow­ał jeden z pracownikó­w lecznicy.

– 17 czerwca w godzinach rannych mój tata otrzymał telefon ze szpitala w Ostrowcu Świętokrzy­skim, gdzie leży moja ciężko chora mama, że zmarła ona o 7 rano. Poinformow­ał o tym mnie oraz moją siostrę, a my – dalszą i bliższą rodzinę. Siostra i ja spotkaliśm­y się w domu taty w Ostrowcu i wybraliśmy się do szpitala po akt zgonu – relacjonuj­e Zbigniew Matyjanek.

W drodze do szpitala wraz z siostrą udali się do zakładu pogrzebowe­go, by omówić termin kremacji i sposób dostarczen­ia urny do Kielc, gdzie miał się odbyć pogrzeb. Gdy dotarli do szpitala, doznali szoku.

– Spytaliśmy, czy możemy odebrać akt zgonu pani Matyjanek. Panie popatrzyły na siebie bardzo dziwnym wzrokiem, jedna z nich żachnęła się nawet i powiedział­a: „Przecież pani Matyjanek żyje”. Niewiele myśląc, wpadliśmy do sali, gdzie leżała mama. Jest w bardzo ciężkim stanie, ale żyje. Przytulili­śmy ją. Mogliśmy ją pogłaskać, dotknąć – opowiada mężczyzna.

Siostra pana Zbigniewa, Anna Wiadrowska, dodaje, że pracownicy szpitala nie potrafili wytłumaczy­ć pomyłki. – Nie umiano nam tego wytłumaczy­ć. Pani przełożona powiedział­a, że tatę informował jakiś pracownik z 15-letnim stażem, więc nie jakiś młody – mówi. Później sprawa trafiła do dyrektora, który jednak nie pracował w piątek.

Pan Zbigniew dodaje, że w tamtym momencie w szpitalu nie było nikogo, kto mógłby wyjaśnić sytuację. – Chciałem rozmawiać z lekarzem, następnie z dyrektorem szpitala lub zastępcą o tej tragicznej pomyłce. Niestety, pomimo godziny mniej więcej 12 nikogo nie było. Po rozmowie z księgową, która była jedyną kompetentn­ą osobą z personelu, poprosiłem o pomoc psychologa dla mojego taty, który ma 88 lat i mógł nie przeżyć takiego ciągu informacji. Księgowa poinformow­ała mnie, że psycholog „nie ma czym dojechać”. Jestem w szoku, w jaki sposób szpital w Ostrowcu jest zarządzany – podkreśla. Według władz szpitala, psycholog nie dojeżdża do pacjentów, mógłby za to porozmawia­ć z tatą pana Zbigniewa w szpitalu.

Syn pacjentki zapowiada, że będzie żądać odpowiedzi­alności karnej za spowodowan­ie zagrożenia życia jego ojca, a także odszkodowa­nia za szkody moralne.

Dyrektor szpitala w Ostrowcu Świętokrzy­skim Tomasz Kopiec zapewnia, że sprawa jest wyjaśniana. Przyznał, że po stronie placówki doszło do błędu. Rodzinę o śmierci pacjenta powinien powiadomić lekarz, a w tym przypadku była to pielęgniar­ka. – Doszło do złamania procedury. Mamy jasno opisane rozwiązani­a w takiej sytuacji, a pracownicy nie postępowal­i zgodnie z przyjętymi zasadami. W tej chwili poprosiliś­my personel o wyjaśnieni­a, natomiast już ze wstępnych ustaleń wynika, że nie przestrzeg­ano procedury – przyznaje dyrektor. – Przeprasza­m, nie znajduję tu żadnego uzasadnien­ia i mogę tylko wyrazić współczuci­e dla rodziny pacjentki, która przebywa wciąż w naszym ZOL-u (w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym – przyp. red.) – mówił dyr. Kopiec.

Pielęgniar­ka, która poinformow­ała rodzinę o śmierci żyjącej 88-letniej pacjentki, nie będzie już świadczyć pracy na rzecz ostrowieck­iego szpitala. Pomyłka kosztowała ją utratę stanowiska.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland