Pod Łowiczem zbudował Wimbledon
Rozmowa z lekarzem, dr. WOJCIECHEM PIETRZAKIEM, właścicielem jedynego w Polsce kompleksu kortów trawiastych
– 27 czerwca rusza Wimbledon, najstarszy i najbardziej prestiżowy turniej tenisowy na świecie, a pan ma swój Wimbledon. Czy gra w tenisa na trawie nie jest przypadkiem jakąś fanaberią?
– Niektórzy tak to traktują, bo stanowi zupełnie inny rodzaj sportu. Korty trawiaste to rzadkość nie tylko w Polsce. Każdy, kto spróbował grać na takiej nawierzchni, mówi zazwyczaj krótko: Rewelacja! Tu się wspaniale oddycha. Ale są też tenisiści narzekający. Tu się nie da grać. To parodia tenisa! – wykrzykują, gdy nie trafią w piłkę. Nie wszyscy są zachwyceni.
– Pana korty to jedyny taki obiekt w Polsce?
– Wiele osób ma pojedyncze korty trawiaste, ale jeżeli chodzi o jakieś poważne turniejowe granie, musi ich być więcej. W Michałówku mam osiem kortów trawiastych, w tym dwa treningowe. Niezbędna jest rotacja, bo inaczej zbyt szybko uległyby zużyciu. Weźmy taki Wimbledon – tam korty pracują jedynie przez 2 tygodnie w roku.
– Czy można doszukać się innych podobieństw pomiędzy pana kortami a tymi bardziej znanymi, londyńskimi?
– Trawa, której używam, jest prawie identyczna jak przy Church Road. Gatunek, który siejemy, jest lepiej dostosowany do naszych warunków klimatycznych.
– Korty trawiaste to było początkowo pana hobby. Nadal tak je pan traktuje?
– Pracuję w zawodzie lekarza, więc korty nie są moim głównym źródłem utrzymania. To początkowe hobby przerosło mnie, jeżeli chodzi o utrzymanie całego obiektu, bo przez wszystkie lata stał się za duży i za drogi, żebym mógł za wszystko płacić z własnej kieszeni. Nie liczę na zarobek, ale nie chcę ciągle dokładać. Liczba godzin pracy mojej, moich synów i obsługi robi się poważna. Żarty się skończyły.
– Jest przy czym chodzić.
– Zatrudniam kilka osób, bo ta praca wymaga wysokich kwalifikacji – np. jeżeli chodzi o koszenie. Kosiarki nie są typowe i trzeba mieć trochę wprawy w ich obsłudze, bo każdy błąd powoduje, że potem jest krzywo. Podobnie jak z malowaniem linii.
– Ile godzin pracy korty potrzebują?
– Obiekt do gry przygotowuje się wiele godzin. Należy trawę wałować, kosić, podlewać. Jeżeli korty mają być zielone, powinny być koszone codziennie. Bez przerwy jest przy nich robota, choć zawsze trochę inna – w zależności od tego, co się dzieje w przyrodzie. Wystarczy, że opady uniemożliwią koszenie, a trawa od spodu już traci kolor. Pozostaje nawożenie i ochrona przed pasożytami. Upały mnie nie przerażają, bo jak jest twardo, gra się najlepiej. Łatwiej walczyć z suszą niż z nadmiarem wody. Polska ma lepszy klimat niż Anglia, a zbawienna dla nawierzchni jest zima. Jeden przymrozek rozwiązuje problemy, z którymi borykają się Anglicy zmuszeni do ratowania trawnika przed chorobami i gniciem.
– Pana ulubiony tenisista?
– Roger Federer. Jest najlepszy. Cenię go za elegancję w grze. Widziałem go w Londynie na żywo; zrobił na mnie ogromne wrażenie.
– Iga Świątek w tym roku trenowała u pana?
– Tak, przyjeżdżała tu ze swoim teamem przez cztery dni w połowie czerwca. Z Igą znamy się od 2018 roku. Jest u mnie co roku. Nie trenowała jedynie w 2021 z powodu pandemii.
– W jakiej jest formie?
– Myślę, że nie zdradzę żadnej tajemnicy, jeśli powiem, że Iga gra swój najlepszy tenis w karierze.
Nigdy nie widziałem jej tak dobrze grającej. Uderza mocno i szybko, jest niesamowicie dobrze przygotowana kondycyjnie. Zrobiła ogromny postęp w ciągu czterech minionych lat. Ona zawsze była mocna kondycyjnie, ale to, co wyprawia teraz, przechodzi pojęcie normalnego człowieka. Nie wiem, czy ktoś w najbliższym czasie będzie w stanie ją pokonać.
– A co działo się na treningach Igi, które miał pan okazję tu oglądać?
– Czasami jest tak, że po deszczu kozioł piłki na kortach trawiastych jest niski. Nikt na to nie ma wpływu, bo tak na trawie po prostu jest. Trener Igi nie załamywał z tego powodu rąk, choć sytuacja wymaga od zawodniczki większego wysiłku. Musiała zejść niżej na nogach i bardziej przyłożyć się do treningu. Potem, gdy podczas meczu piłka będzie odbijać się wyżej, Polce będzie już tylko łatwiej.
– Czy to prawda, że na trawie trzeba grać w specjalnych butach?
– Oddycham z ulgą, gdy ktoś przyjeżdża w zwykłych butach do tenisa, bo buty do gry na trawie nie służą trawie, tylko zawodnikowi. Amatorzy nie powinni nosić obuwia do gry na trawie – do takiego trzeba się przyzwyczaić. To coś zupełnie innego. Wygodniej gra się w zwykłych, pod warunkiem że jest sucho. Gdy pojawi się rosa, to ludzie w zwykłych butach muszą zejść z kortu, bo robi się za ślisko.
– Widział pan, jakie piękne robinsonady w swoich meczach na trawie podczas turnieju w Halle robił Hubert Hurkacz? Na pana kortach też takie sytuacje można zobaczyć?
– Trenerzy przywożą tu dzieci, które uwielbiają trawę. To dla nich wielka atrakcja – rzucają się na kort, a nawet kładą się na trawę i patrzą w niebo. To dla mnie wtedy najpiękniejsze chwile.
– Czy fakt, że jest pan właścicielem takiego obiektu, stanowi dla pana źródło satysfakcji?
– Niewątpliwie tak. Rozgrywamy tu m.in. mistrzostwa Polski lekarzy w tenisie, turniej rangi ITF; współpracuję z Polskim Związkiem Tenisowym. Ludzie nie wierzą, że mamy w kraju taki obiekt. Ciągle dostaję maile i faksy z pytaniem, czy ta trawa jest prawdziwa? Nawet z Anglii przyjeżdżają na treningi, bo warunki są lepsze niż w Londynie. Grali u mnie najwięksi współcześni polscy tenisiści, m.in. Łukasz Kubot i Agnieszka Radwańska. Ale pierwsza była tu w roku 2017 dobra polska tenisistka Magda Fręch. Wtedy moje korty nie były tak dobre jak teraz, ale zacząłem je poprawiać. Nie jestem bowiem tylko ogrodnikiem – sam też amatorsko gram w tenisa i wiem, nad czym trzeba pracować.