Czarne kombi, o którym będą krążyć legendy
455 koni mechanicznych, 709 niutonometrów maksymalnego momentu obrotowego i 4,6 sekundy do setki! Takimi parametrami, niczym rasowy sportowy wóz, może poszczycić się niepozorne, przynajmniej na pierwszy rzut oka, szwedzkie kombi. Volvo V60 w wersji T8 Recharge jest wyjątkową hybrydą plug-in, dającą mnóstwo frajdy z jazdy, oferującą przyzwoity i sensowny zasięg w trybie wyłącznie elektrycznym.
Volvo V60 drugiej generacji to jedno z najładniejszych, najbardziej eleganckich kombi klasy średniej. Z jego bryłą, którą poznaliśmy w 2018 roku, zdążyliśmy się już dobrze oswoić, choć nie oznacza to, że auto zdążyło się zestarzeć. Przeciwnie, wciąż wygląda świeżo i wyróżnia się pożądaną w segmencie samochodów z półki premium elegancją. Nie jest może specjalnie zadziorne czy agresywne (mowa wyłącznie o wyglądzie, bowiem jego właściwości jezdne to zupełnie inna historia), lecz dyskretne, co dla fanów szwedzkiej marki jest olbrzymim atutem. Nie ukrywam, że sam się do nich zaliczam, dlatego spotkania z – uwaga! – najmocniejszym i najszybszym modelem w obecnej gamie Volvo nie mogłem się doczekać.
Czerń, czerń i jeszcze raz czerń. Egzemplarz z parku prasowego tylko na pozór został skonfigurowany monotonnie. Czarny lakier nadwozia, czarny grill, czarne listwy zamiast chromowanych wstawek i przyciemnione szyby dały świetny efekt. Zgoła inny od „pakietów czerni” znanych chociażby z BMW czy Audi, gdzie samochody „ubrane” całkiem na czarno nabierają niegrzecznego, gangsterskiego charakteru, co w wypadku rodzinnych kombi czasem wygląda karykaturalnie. V60 w takiej konfiguracji prezentowało się lekko, zgrabnie i... niepozornie.
476 centymetrów długości nadwozia przekłada się na odpowiednio przestronne – jak na segment D – wnętrze pojazdu. Bez najmniejszego problemu pomieści czwórkę dorosłych. Jedynie piąta osoba, zasiadająca na środku tylnej kanapy, będzie narzekała. Na co? Na wysoko poprowadzony tunel środkowy, przez co pojawia się problem, co zrobić z nogami. W hybrydowej odmianie mamy do dyspozycji nieco mniejszy bagażnik (471 l) niż w spalinowych wariantach. Kufer – jak na rodzinne kombi – nie jest olbrzymi, ale ma równą, prostą formę, przez co jest bardzo ustawny. Co ważne, po złożeniu tylnej kanapy otrzymujemy całkiem płaską podłogę, co pozwoli przewieźć duże przedmioty. Volvo słynie z tego, że musi być praktyczne i nie inaczej jest w wypadku V60.
Szwedzkie auta najnowszej generacji nieodzownie kojarzą się też z minimalistycznym, schludnym wnętrzem wyróżniającym się bardzo dobrymi materiałami i jeszcze lepszym ich spasowaniem. Sprawdzany egzemplarz wykończono – a jakże – w całości na czarno. Kokpit, boczki drzwi, a także fotele obite czarną skórą nie wprowadziły do rodzinnego kombi mrocznego klimatu, lecz – podobnie jak z zewnątrz – zrobiły niekrzykliwe, ale i stylowe wrażenie. Gdyby tylko nielubiane, połyskliwe tworzywo piano black zastąpiono mniej brudzącym się matowym odpowiednikiem, byłoby idealnie. Co do foteli, to warto wspomnieć, jak wygodnymi siedziskami są te, które serwuje w swoich modelach od wielu lat Volvo. Nawet po długiej, kilkugodzinnej trasie nie sposób im czegokolwiek zarzucić. Przyjemnymi udogodnieniami są funkcje ich podgrzewania, wentylacji, a także masażu. Kolejną dodatkową opcją jest wyśmienity system audio firmy Bowers & Wilkins (szczególnie polecam sprawdzenie trybu sali koncertowej). W połączeniu z bardzo dobrym wyciszeniem kabiny doznania akustyczne z odsłuchiwania ulubionych kawałków są rewelacyjne. System multimedialny obsługiwany poprzez duży dotykowy ekran działa intuicyjnie. Łatwo go opanować i nie ma co się obawiać braku fizycznych przycisków.
Wszystko to jednak dobrze znane cechy V60 i pokrewnych modeli Volvo. Nowością z 2022 roku jest udoskonalony napęd hybrydowy. Z większością obecnych na rynku hybryd typu plug-in (wymagających ładowania akumulatorów z własnego gniazdka lub korzystania ze stacji ładowania pojazdów) wiąże się podobny problem. Zbyt mały zasięg w trybie elektrycznym, najczęściej realnie sięgający 30 – 40 km. Na zawyżone dane techniczne, jakie podają producenci, należy patrzeć z przymrużeniem oka. Tymczasem Volvo proponuje baterię o dużej pojemności (18,8 kWh brutto), co oznacza, że „na elektryku” można spokojnie przejechać nawet ponad 70 km. A to już robi różnicę i pozwala dopatrzyć się w hybrydach plug-in większego sensu. Ładując każdej nocy auto we własnym garażu ze zwykłego gniazdka (kilka godzin wystarczy, aby uzupełnić akumulatory do pełna) możemy następnego dnia cieszyć się jazdą autem na prąd (zapotrzebowanie na benzynę jest wówczas właściwie zerowe), czego nie sposób nie docenić zwłaszcza przy obecnych cenach paliw. Co ważne, V60 T8 w trybie wyłącznie elektrycznym jest wystarczająco dynamiczne jak na codzienne miejskie wojaże. Hybrydy plug-in zazwyczaj mają też zmniejszone zbiorniki paliwa. Gdy w dłuższych trasach nie mamy możliwości doładowania samochodu, często musimy robić przerwy na tankowanie. W V60 jest inaczej, bowiem zbiornik ma całkiem normalną, optymalną pojemność (60 l). Na autostradzie samochód z wyczerpanymi akumulatorami pali ok. 10 litrów na każde kolejne 100 km.
Drugim i znacznie bardziej ekscytującym aspektem napędu T8 Recharge są jego oszałamiające osiągi. Szczególnie że Volvo V60 w takiej odmianie absolutnie niczym nie zdradza ukrytego potencjału drzemiącego pod jego maską. Poszerzone nadkola, spojlery, karbonowe wstawki? Nie pod tym adresem. Tutaj mamy czarne, ładne, lecz bardziej zwykłe niż niezwykłe rodzinne kombi. W rzeczywistości to elegancko zakamuflowana... wyścigówka! 455 KM i 709 Nm oznacza, że szwedzki wóz jest wręcz nieprzyzwoicie szybki. Pierwszą setkę osiąga w mniej niż 5 sekund. Co ciekawe, spalinową bazą jest raptem 2-litrowy, czterocylindrowy benzynowy silnik. Reakcja zespołu napędowego na stanowcze wciśnięcie pedału gazu jest błyskawiczna dzięki elektrycznym wspomagaczom. Bardzo dobra jest także pozycja za kierownicą. Dość niska jak na familijne, wygodne auto i bardziej odpowiednia do dynamicznego prowadzenia niż w wyższych SUV-ach. V60 potrafi jak pocisk wystrzelić przed siebie – czy to spod świateł, czy w trakcie wyprzedzania innych aut. Zszokowane miny nieświadomych pasażerów czy innych kierowców – zwłaszcza z teoretycznie bardziej usportowionych aut – gwarantowane! Hybrydowe Volvo wyhamowuje dopiero przy elektronicznie ograniczonej prędkości maksymalnej (180 km/godz.). Ostrzejsze prowadzenie tego kombi dało mi masę frajdy, której zupełnie się nie spodziewałem. Mając w alternatywie opcję wcale nie najkrótszej jazdy na prądzie, Volvo V60 T8 Recharge uważam za najfajniejszą, najbardziej rozsądną, ale i dającą solidną dawkę adrenaliny hybrydę plug-in, z jaką miałem dotychczas do czynienia. Główna wada? Nie ma tu niespodzianki – cena. Za dobrze wyposażoną wersję trzeba wyłożyć ponad 300 tysięcy złotych...