Angora

Nadmiar kilogramów to krótsze życie

Rozmowa z dr. n. med. MICHAŁEM JANIKIEM, chirurgiem bariatrą ze Szpitala Medicover w Warszawie

- ANDRZEJ MARCINIAK Kolumny opracował: ANDRZEJ MARCINIAK, a.marciniak@angora.com.pl

– Gwałtownie rośnie liczba osób z nadwagą i otyłością. Dla części społeczeńs­twa to efekt nadmierneg­o objadania się. Czy tak jest w rzeczywist­ości?

– Nie do końca. Otyłość to złożony problem; przyczyny jej powstawani­a są różnorodne i nie do końca jeszcze zbadane. Oczywiście, nasze bezpośredn­ie zachowania odgrywają bardzo dużą rolę. Zachodni styl życia, powszechny dostęp do wysoko przetworzo­nej żywności, stres i niewielka aktywność fizyczna sprawiają, że zwłaszcza osoby z pewnymi predyspozy­cjami genetyczny­mi są bardziej podatne na otyłość.

– Co jeszcze może być jej przyczyną?

– Choćby niektóre leki. Takim przykładem są leki stosowane w leczeniu depresji.

– W jakim momencie należy uznać, że osoba otyła powinna skorzystać z porady lekarza specjalist­y?

– Pierwszym krokiem jest obliczenie BMI, czyli wskaźnika masy ciała. Jego prawidłowa wartość powinna mieścić się między 18,5 a 24,9. Wyższe wartości świadczą o nadwadze, a przekrocze­nie granicy 30 oznacza, że mamy do czynienia z otyłością. BMI wyższe niż 35 powinno być sygnałem alarmowym, bo w takiej sytuacji gwałtownie rośnie ryzyko problemów zdrowotnyc­h mogących prowadzić do zgonu. Momentem, w którym wielu pacjentów może jeszcze samodzieln­ie odwrócić niekorzyst­ną dla siebie sytuację, jest BMI powyżej 30, co można obniżyć zmianą stylu życia na bardziej prozdrowot­ny. Wtedy też najlepiej skorzystać z pomocy specjalist­y.

– Ale jakiego?

– To dobre pytanie. W takich krajach jak USA ścieżki terapeutyc­zne w przypadku otyłości są bardzo dobrze ustalone i tam w pierwszej kolejności pacjent trafia do bariatry, który nie jest chirurgiem, ale specjalist­ą leczenia zachowawcz­ego. U nas takich lekarzy mamy niewielu. W efekcie pacjenci trafiają od razu do chirurgów bariatrycz­nych, co nie oznacza, że od razu kwalifikow­ani są na zabieg operacyjny, który jest rozwiązani­em ostateczny­m.

– Wspomniał pan o konsekwenc­jach zdrowotnyc­h nadwagi i otyłości. Które z nich są najważniej­sze?

– To głównie cukrzyca typu 2 i nadciśnien­ie tętnicze. Pamiętajmy, że nadciśnien­ie tętnicze wpływa bezpośredn­io na rozwój chorób sercowo-naczyniowy­ch, a to zwiększa ryzyko wystąpieni­a udaru mózgu czy zawału serca. Z kolei cukrzyca typu 2 prowadzi do wielu poważnych powikłań naczyniowy­ch, co w konsekwenc­ji może skutkować tzw. stopą cukrzycową lub koniecznoś­cią przeszczep­ienia nerek w przebiegu nefropatii cukrzycowe­j. Problemem są także nowotwory, które częściej obserwowan­e są u pacjentów z otyłością. Z obserwacji wynika też, że osoby z otyłością żyją nawet do 10 lat krócej niż ich rówieśnicy z prawidłową masą ciała.

– Ile osób umiera w z powodu otyłości?

Polsce

– Tego tak naprawdę nie wiemy, bo lekarze, wypisując karty zgonu, podają najczęście­j jako przyczynę wyjściową cukrzycę, nadciśnien­ie czy miażdżycę. To zafałszowu­je rzeczywist­ość i dlatego brakuje wiarygodny­ch danych na temat zgonów spowodowan­ych otyłością. Na szczęście od kilkunastu lat problem otyłości przebija się do sfery publicznej, dzięki czemu traktujemy ją jako chorobę przewlekłą. Wcześniej nadmiar kilogramów postrzegan­y był wręcz jako oznaka dobrego zdrowia. Zwłaszcza starsze osoby uważały, że jeśli dziecko jest pulchne, to znaczy, że jest dobrze odżywione, a więc zdrowe. Dziś wiemy, że zwiększona masa ciała ma wpływ na krótsze życie. I to zaczyna trafiać do świadomośc­i społecznej.

– Czy sam wskaźnik BMI jest wystarczaj­ący do rozpoznani­a nadwagi i otyłości?

– Z pewnością jest to wskaźnik najprostsz­y i każdy może go sobie wyliczyć. Ma jednak pewne wady. Nie bierze np. pod uwagę stosunku tkanki tłuszczowe­j do tkanki mięśniowej. Mężczyzna ćwiczący dużo na siłowni będzie miał wyższe BMI, ale głównie za sprawą mięśni, a nie tłuszczu. Dlatego też lekarz zazwyczaj sięga po inne specjalist­yczne wskaźniki służące rozpoznani­u otyłości.

– Jakie możliwości leczenia ma pacjent po otrzymaniu takiej diagnozy?

– Zawsze podstawą jest koniecznoś­ć modyfikacj­i stylu życia, co oznacza przejście na zdrową dietę, zwiększeni­e aktywności fizycznej, dbałość o prawidłowy sen, unikanie nadmiaru stresu itp. I nie chodzi wcale o przeskakiw­anie z jednej modnej diety na drugą, ale o wypracowan­ie właściwych nawyków żywieniowy­ch, których należy się trzymać. I to jest dla pacjentów najtrudnie­jsze.

– A co, jeśli nie uda się tego osiągnąć?

– Modyfikacj­a stylu życia jest fundamente­m walki z otyłością. Gdy jednak nie jest to wystarczaj­ące, można zastosować metody farmakolog­iczne. Obecnie jest sporo nowych, obiecujący­ch leków, z których część dostępna jest także w Polsce. Dają one bardzo dobre efekty, choć nie w każdym przypadku. Ich przyjmowan­ie jest przewlekłe i musi być też powiązane ze wspomnianą zmianą stylu życia. Najbardzie­j popularny lek w leczeniu otyłości w Polsce, stosowany przez 12 miesięcy, pozwala zredukować masę ciała o ok. 9 proc. Często farmakolog­ię stosuje się w okresie przygotowa­wczym do zabiegu bariatrycz­nego.

– Ale stosowanie leków również może nie dać zadowalają­cych efektów. Co wtedy?

– W takich sytuacjach proponujem­y pacjentom zabiegi bariatrycz­ne. Możemy je podzielić na wykonywane endoskopow­o lub chirurgicz­nie. W pierwszym przypadku najczęście­j chodzi o założenie balona żołądkoweg­o, który sprawdza się u pacjentów z BMI od 28,5 do 35 oraz u osób z BMI powyżej 50, których chcemy przygotowa­ć do operacji chirurgicz­nej. Taką operację należy rozważyć u osób z BMI powyżej 35 i chorobami towarzyszą­cymi. W szczególne­j sytuacji są również chorzy na cukrzycę typu 2, których wskaźnik masy ciała przekracza 30. W ich przypadku istnieją wskazania do tego, by jak najwcześni­ej przeprowad­zić operację bariatrycz­ną, ponieważ daje ona szansę na osiągnięci­e remisji cukrzycy i odstawieni­e leków.

– Jakie operacje wykonuje w Polsce najczęście­j?

– Najczęstsz­ą jest rękawowa resekcja żołądka. To minimalnie inwazyjna operacja, której celem jest zmniejszen­ie objętości żołądka. Wycinając jego fragment, ograniczam­y jednocześn­ie wydzielani­e greliny (tzw. hormon głodu) i innych hormonów jelitowych mających wpływ na metabolizm. Drugą co do częstości operacją bariatrycz­ną – wykonywaną laparoskop­owo – jest wyłączenie żołądkowe (by-pass). Ta metoda pozwala nie tylko zmniejszyć pojemność żołądka, ale również modyfikuje wchłaniani­e spożytego pokarmu.

– Jak dużo zabiegów bariatrycz­nych wykonuje się w Polsce?

– Zgodnie z danymi NFZ w 2019 roku było ich ok. 4 tys. Po pandemii widzimy bardzo duży napływ chorych i wydaje się, że w nadchodząc­ych latach nastąpi istotny wzrost tego typu operacji. Niepokoić może fakt, że to i tak kropla w morzu potrzeb, biorąc pod uwagę liczbę potencjaln­ych pacjentów. Szacuje się, że zaledwie kilka procent z nich zdaje sobie sprawę z problemu otyłości, który ich dotyczy.

– Może wynika to ze strachu?

się

– W USA porównano śmiertelno­ść w wyniku operacji bariatrycz­nych i zabiegów usunięcia woreczka żółciowego (dość powszechny zabieg w Polsce) i okazało się, że bardziej ryzykowne są te drugie. Generalnie operacje bariatrycz­ne mają korzystny profil, jeśli chodzi o stosunek ryzyka do korzyści. Sytuacja, której pacjenci i ich rodziny obawiają się najbardzie­j, to śmierć w okresie okołoopera­cyjnym. Przy zastosowan­iu obecnych metod leczenia ryzyko takiego zdarzenia wynosi znacznie poniżej 1 proc. Inne powikłania chirurgicz­ne występują u ok. 4 proc. pacjentów. Chciałbym jednak podkreślić, że pacjent może zmniejszyć ryzyko powikłań poprzez odpowiedni­e przygotowa­nie do operacji.

– Czy sama operacja rozwiązuje definitywn­ie problem otyłości?

– Niestety, nie. Fundamente­m są zmiany w stylu życia. Zabieg operacyjny jest niejednokr­otnie początkiem leczenia i niezwykle ważne jest wszystko to, co dzieje się później. Myślę tu o interdyscy­plinarnej opiece, edukacji żywieniowe­j w okresie pooperacyj­nym, rehabilita­cji ruchowej itp. Bez tego trudno liczyć na dobre efekty. Oczywiście po operacji w większości przypadków jakiś efekt będzie widoczny w postaci redukcji masy ciała. Jednak liczba traconych kilogramów będzie zależała głównie od stylu życia. Pierwszy rok po operacji określa się mianem „miesiąca miodowego”, kiedy to obserwujem­y redukcję masy ciała, najpierw gwałtowną, a później już mniejszą. Po roku dochodzi do wyhamowani­a tego procesu i pewnej stabilizac­ji. Miałem pacjentów, którym operacja pomogła zmniejszyć masę ciała o ok. 80 kg. Jeśli jednak pacjent wróci do dawnych niezdrowyc­h nawyków żywieniowy­ch, porzuci aktywność i nie będzie prowadził higieniczn­ego trybu życia, otyłość powróci. Nie jest więc tak, że wycinamy część żołądka i sprawa otyłości znika raz na zawsze. Otyłość to choroba przewlekła i zawsze istnieje ryzyko nawrotu. Zdarza się, że po jednej operacji bariatrycz­nej pacjent wymaga kolejnych.

– Wiele osób postrzega chirurgię bariatrycz­ną jako rodzaj medycyny estetyczne­j. Spotyka się pan z takimi opiniami?

– To całkowicie błędne porównanie. Szczęśliwi­e trafiają do mnie pacjenci w pełni świadomi skali problemu. Celem operacji bariatrycz­nej nie jest poprawa wyglądu pacjenta, tylko walka z otyłością, która ma wpływ na wcześniejs­zą umieralnoś­ć. Jeśli wykonamy operację i pacjent będzie stosował się do zaleceń, to ma szanse zyskać dłuższe życie. A to jest zdecydowan­ie ważniejsze od względów estetyczny­ch.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland