Trzęsienie ziemi
Potworny kataklizm nawiedził Afganistan, jeden z najuboższych krajów świata. Trzęsienie ziemi, które nastąpiło 22 czerwca nad ranem, spowodowało ogromne spustoszenia. Ponad 1500 osób poniosło śmierć, ponad 2000 odniosło rany. Co najmniej 25 wsi wraz ze szkołami i meczetami zostało zmiecionych z powierzchni ziemi. Po wstrząsach zeszły lawiny ziemne, które pogrzebały inne osady. To największa katastrofa w Afganistanie od 20 lat.
Epicentrum znajdowało się 44 km od miasta Chost w pobliżu granicy z Pakistanem. Wstrząsy odczuło 119 milionów osób w Afganistanie, w Indiach i w Pakistanie. W rozległych regionach Azji Południowej trzęsienia ziemi zdarzają się często, ponieważ tektoniczna płyta indyjska przesuwa się na północ i napiera na płytę eurazjatycką. W Afganistanie na skutek takich katastrof ginie około 560 osób rocznie.
Tym razem do największych spustoszeń doszło w trudno dostępnej, górzystej prowincji Paktika w południowo-wschodniej części kraju przy granicy z Pakistanem. Trzęsienie ziemi miało magnitudę między 5,9 a 6,1. W innym regionie świata wstrząsy o takiej średniej mocy zapewne nie spowodowałyby apokaliptycznego nieszczęścia. Paktika jest jednak jednym z najuboższych regionów Afganistanu, uważanego za światowe królestwo nędzy. Mało jest tam pól uprawnych, wielu ludzi żyje z nielegalnego wyrębu lasów. Do tej prowincji prowadzi niewiele dróg, w ostatnich dniach te, które są, zostały zablokowane przez śniegi, a potem ulewne deszcze. Ludzie w Paktice gnieżdżą się w prymitywnych chatach i domach skleconych z drewna i gliny. Takie konstrukcje rozpadają się nawet po niezbyt silnych wstrząsach.
Na domiar złego katastrofa nastąpiła około 1.30 nad ranem, gdy wszyscy spali. Setki ludzi zginęły pod gruzami. Sadeqeen Hamdard, rolnik ze wsi Asla Shah, opowiadał: „Nagle rozległ się straszliwy huk, jak grzmot podczas burzy, tylko znacznie potężniejszy. Od razu się obudziliśmy. Po kilku sekundach nastąpiły dwa uderzenia z głębi ziemi. Zaraz potem runęło na nas wszystko, dach i ściany”. Czteroletni siostrzeniec rolnika zginął na miejscu. Pozostali członkowie dziewięcioosobowej rodziny pokaleczeni, ale żywi, zdołali się wydostać z gruzów. W osadzie nie przetrwał żaden dom. Zapanowały egipskie ciemności. Jedynym źródłem prądu w miejscowości były kolektory słoneczne, ale zostały zniszczone. Mieszkańcy, którzy ocaleli, świecąc sobie latarkami lub telefonami komórkowymi, próbowali uwolnić uwięzionych w ruinach ludzi. Sadeqeen Hamdard opowiadał: „Spod gruzów dobiegały krzyki córki sąsiadów. Wszyscy pomagaliśmy usunąć stos gliny i drewna, pod którym była pogrzebana. Ale krzyki stawały się coraz słabsze. Kiedy w końcu dotarliśmy do tej kobiety, była już martwa. Z siedmioosobowej rodziny sąsiadów tylko dwie osoby ocalały”. Karim Nyazai, mieszkaniec Paktiki, powiedział dziennikarzom: „Gdy doszło do nieszczęścia, byłem w stolicy prowincji, mieście Szaran. Wróciłem do mojej wsi wczesnym rankiem, jak tylko udało mi się znaleźć samochód. Cała wieś zmieniła się w gruzy. Wszędzie leżały owinięte w koce zwłoki. Zginęło 22 moich krewnych, w tym siostra i trzech braci”. 49-letni Alem Wafa żalił się: „Nie ma państwowych ekip ratowniczych. Na pomoc śpieszą ludzie z sąsiednich wiosek i miast. Ja też przybyłem o świcie wraz z innymi, lecz znalazłem tylko 40 martwych ciał. Ofiary to przeważnie małe dzieci”. Jeden z dziennikarzy relacjonował: „Na każdej ulicy słychać ludzi opłakujących swoich bliskich”.
Sytuacja w całym Hindukuszu jest dramatyczna. W sierpniu ubiegłego roku w żałosny i chaotyczny sposób wycofały się z Afganistanu wojska NATO z Amerykanami na czele. Władzę znowu przejęli talibowie, „wojownicy Allaha”. Zapowiedzieli, że będą służyli narodowi, lecz w całym państwie panuje zamęt. Wiele stolic nałożyło sankcje na reżim „czarnych turbanów”, zamroziło ich aktywa finansowe za granicą. Struktury władzy i służby państwowe właściwie nie działają. ONZ i organizacje humanitarne ograniczyły swoją działalność. Talibowie muszą toczyć boje z jeszcze bardziej fanatycznymi dżihadystami z Państwa Islamskiego. Na domiar złego kraj nawiedzają susze, powodzie i inne klęski żywiołowe. Wszechobecna nędza wymyka się wyobraźni sytego człowieka Zachodu. 98 na 100 Afgańczyków jest niedożywionych. Talibowie mieli więc bardzo ograniczone możliwości udzielenia pomocy ofiarom kataklizmu.
Ministerstwo obrony w Kabulu wysłało w region katastrofy 5 helikopterów i 45 ambulansów. „Co może osiągnąć kilka śmigłowców poza wywożeniem martwych ciał?” – pytali zrozpaczeni ludzie. ONZ i organizacje humanitarne udzielają wsparcia, ich pracownicy mówią jednak, że są wyszkoleni do dystrybucji żywności czy lekarstw, ale nie do udzielania pomocy medycznej. Trudności z dotarciem do regionu katastrofy są ogromne. Talibowie wystąpili o pomoc międzynarodową. Prezydent Joe Biden polecił swoim agencjom rządowym, aby zbadały możliwości pośpieszenia Afgańczykom na ratunek. Pierwsze dostawy pomocy z Turcji i Pakistanu już nadeszły, ale to kropla w morzu potrzeb. Lekarze ostrzegają, że na obszarze dotkniętym przez kataklizm może dojść do wybuchu epidemii.