Przymus porodowy
W wielu miastach protestowały setki tysięcy Amerykanów
W piątek 24 czerwca wszystkie gorące tematy przebiła decyzja Sądu Najwyższego USA. 49 lat po zatwierdzeniu prawo do przerywania ciąży zostało anulowane.
To nie była niespodzianka. Do mediów przeciekło w maju uzasadnienie tej decyzji podjętej w tajemnicy przez sędziów Sądu Najwyższego kilka miesięcy wcześniej. Wywołało szok. Były masowe demonstracje, także pod domami autorów werdyktu, na przedmieściach stolicy Stanów. Teraz mamy powtórkę. Ówczesna burza zanosi się na huragan. Kilka minut po ogłoszeniu decyzji przed gmachem Sądu Najwyższego w Waszyngtonie były już tłumy demonstrantów. Bariery ochronne wokół budynku wzniesiono już po przecieku, a teraz zadbano o znaczne siły policyjne. W piątek przeciw decyzji Sądu Najwyższego protestowały w wielu miastach setki tysięcy Amerykanów.
Orzeczenie sądu stanowi, że prawo do przerywania ciąży nie jest chronione konstytucyjnie i podlega jurysdykcji stanowej. W roku 1973 za prawem do aborcji opowiedziało się siedmiu sędziów, dwóch było przeciwko. Teraz przeciw jest sześciu, trójka demokratów się nie zgadza. Wyrok oznacza, że w 13 konserwatywnych stanach prawo zostanie zablokowane natychmiast, w kolejnych 13 rządzonych przez republikanów – w ciągu kilku tygodni. W niektórych południowych stanach wchodzą w życie przepisy zakazujące przerywania ciąży od momentu zapłodnienia, nie ma mowy o wyjątkach w przypadkach gwałtu lub kazirodztwa. Planuje się ściganie i karanie nie tylko ginekologów, lecz także niedoszłych matek – za zabójstwo.
Jak mogło do tego dojść, skoro 85 proc. Amerykanów popiera prawo do aborcji z pewnymi ograniczeniami? To zasługa Trumpa, który mianował trzech ultrakonserwatywnych sędziów. To także efekt skutecznych matactw republikanów, zwanych gerrymandering, czyli przykrawania granic okręgów wyborczych do poglądów populacji. Tak, aby przeciwna opcja nie miała szans na wygraną. To także rezultat wieloletniej kampanii środowisk antyaborcyjnych. – Do mistrzostwa opanowały sztukę wykorzystywania narzędzi demokracji do osiągania antydemokratycznych rezultatów – mówi ekspert Fred Clarkson z Political Research Associates. – Oni wiedzą, że są w mniejszości, ale wypracowali efektywne sposoby maksymalizacji politycznego wpływu. Są lepiej zorganizowani.
Wymowna jest ewolucja antyaborcyjnych przekonań. W latach 70. był to temat Kościoła katolickiego. Potem republikańscy stratedzy doszli do wniosku, że warto przedwyborczo wykorzystać aborcję. W efekcie protestanci (szczególnie biali ewangeliccy dewoci), którzy wcześniej nie wypowiadali się przeciw przerywaniu ciąży, dołączyli do katolików w obronie „dzieci nienarodzonych”. Reagan, wcześniej niemający nic przeciw skrobankom, stał się ich „wokalnym przeciwnikiem”. Podobnie jak później Trump, który wcześniej był za prawem kobiet do decydowania.
Po raz pierwszy doszło do zmiany stanowiska Sądu Najwyższego, co owocuje ukróceniem praw społeczeństwa. Ciało to modyfikowało swe wcześniejsze wyroki, by liberalizować przestarzałe prawa. – To sprawa bez precedensu, wyjątkowo rzadka. Zrobili to tak szybko – mówi prof. Mary Ziegler z Wydziału Prawa Uniwersytetu Harvarda. 58 proc. Amerykanek w wieku reprodukcyjnym (40 mln) mieszka w stanach, które zmuszą je do porodu.
Są obawy, że na tym się nie skończy i wkrótce Sąd Najwyższy zdelegalizuje antykoncepcję i prawo gejów do ślubów. Otwarcie mówi o tym konserwatywny sędzia Sądu Najwyższego Clarence Thomas. Do trawiącego Amerykę ognia polaryzacji politycznej dolano benzyny aborcyjnej. Komentatorzy zwracają uwagę, że Stany – krytykowane przez większość demokratycznych krajów – dołączyły do grona państw, które po roku 1994 zacieśniły restrykcje aborcyjne. Do Nikaragui, Salwadoru i Polski.