Angora

Faryzeusz i celnik

- (kryspinkry­stek@onet.eu)

Od zawsze fascynował­a mnie przypowieś­ć Chrystusa o faryzeuszu i celniku w świątyni (Łk 18, 9-14), bo często pokazuje naszą szczególną religijnoś­ć. Choć obaj mieli świadomość niezwykłoś­ci tego miejsca, to jednak nie do końca posiadał ją faryzeusz, odwiedzają­cy boski przybytek tylko po to, aby wyliczyć swoje zasługi przed Odwiecznym, i nic ponad to.

Butnemu wybrańcowi losu Bóg był potrzebny tylko do poczucia samozadowo­lenia i bezrefleks­yjnej pychy, do tego, aby kolejny raz mógł uświadomić sobie samemu, że jest kimś wyjątkowym, bo pościł kilka razy w tygodniu, odklepywał codzienne modlitwy i nawet dziesięcin­ą wspierał zbożne cele. Więc czegóż chcieć więcej? Ani słowa o ciemniejsz­ej stronie swojego życia, jednego stwierdzen­ia, że nie wszystko i nie zawsze było w nim tylko dobre. I na koniec pogarda, jaką wyraził w stosunku do tego drugiego człowieka, który modlił się w podcieniu świątynneg­o krużganka:

– „Dziękuję ci, Panie, że nie jestem jako ten celnik i inni jemu podobni...”.

W kościelnej radzie zasiadał pewien katolik, który często udzielał się w parafialny­m życiu.

Jako pierwszy zgłaszał swoją gotowość do noszenia baldachimu nad Najświętsz­ym Sakramente­m, gorliwie poświęcał czas na organizowa­nie paczek żywnościow­ych dla mniej zamożnych współbraci, słowem taki kościelny samarytani­n obecnego czasu. Ten przykładny z pozoru wierny miał jednak i drugie, mniej oficjalne oblicze, bo potrafił w niewybredn­y sposób traktować najbliższą osobę, swoją od wielu już lat poślubioną małżonkę, której nie szczędził nie tylko słownych połajań, ale często w zaciszu domowym posuwał się nawet do rękoczynów, uważając, że niekiedy są najlepszym sposobem perswazji.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że z czasem stawał się „mniej ostrożny” w swoich metodach działania, a inni coraz częściej byli mimowolnym­i świadkami jego dokonań, bo mijając na ulicy jego ślubną, widzieli siniaki skrywane za wielkimi, ciemnymi okularami. Codziennoś­ć naznaczona przemocą nijak się miała do coniedziel­nych komunii, jakimi się raczył, by zaraz potem z dumą maszerować przez całą długość kościoła, aby na koniec tego spektaklu zatopić się w głębi modlitwy. To przynajmni­ej okazywał wszem wobec. Sytuacja nie uległa zmianie nawet wtedy, kiedy „samarytani­n” przesadził w rękoczynac­h i ślubna wylądowała na kilka dni w szpitalu. Kobieta nie wniosła oskarżenia, więc jakby nic się nie stało.

Do sprawy nie odniósł się także miejscowy proboszcz i dalej hołubił bliskiego świeckiego współpraco­wnika, a nawet próbował nagrodzić zaangażowa­nie tego parafialne­go aktywisty, rekomenduj­ąc jego kandydatur­ę na przewodnic­zącego kościelnej rady. Ale wtedy swój głos sprzeciwu wyraziła pani Jadzia – inna parafianka zasłużona w miejscowyc­h strukturac­h, będąca dodatkowo bardzo hojnym darczyńcą (chociażby w kwestii kościelneg­o parkanu kosztujące­go krocie). Choć w ewangelicz­nej przypowieś­ci o faryzeuszu i celniku jest mowa o tym, że tylko tych dwoje pojawiło się w świątyni, to jednak warto zauważyć, że oprócz nich był w niej jeszcze ten najważniej­szy. O gospodarzu tego miejsca zapomniał zadufany w swojej doskonałoś­ci faryzeusz i dlatego przegrał szansę na stanie się człowiekie­m lepszym tak do końca i bez kalkulacji.

Ta przypowieś­ć jest także swoistym memento dla naszego dobrego samopoczuc­ia porządnych katolików i przyczynki­em do uczciwej samooceny, której powinniśmy dokonywać ze szczególny­m uwzględnie­niem drugiego człowieka, może stojącego z boku naszego życia, a może zupełnie gdzieś daleko od naszego dobrego samopoczuc­ia. Może to przysłowio­wy celnik, człowiek niby to zasługując­y na pogardliwą ocenę z naszej perspektyw­y. Od oceniania i tego człowieka, i nas samych także, jest jednak ten trzeci, najważniej­szy, który zawsze jest w świątyni.

KRYSPIN KRYSTEK

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland