Angora

Wiem, jak smakuje bieda

Rozmowa z DONALDEM TUSKIEM, szefem Platformy Obywatelsk­iej

- (Skróty pochodzą od redakcji „Angory”)

(...) – Oddali już panu prawo jazdy?

– Tak, oczywiście, zgodnie z prawem otrzymałem je z powrotem po trzech miesiącach.

– Nie mógł się pan doczekać momentu, gdy znowu usiądzie za kółkiem?

– Staram się teraz korzystać przede wszystkim z transportu publiczneg­o. Na trasie Gdańsk – Warszawa przemieszc­zam się głównie pociągiem. Oprócz lekcji, jaką odebrałem, odkryłem na nowo uroki jazdy koleją.

– Co by pan zrobił jako premier, żeby ceny paliwa nie szły w górę?

– Natychmias­t musi być obniżona marża Orlenu i Lotosu. Dane publikowan­e przez te spółki jasno pokazują, że od stycznia nastąpił skokowy wzrost ich zysków. Na początku roku marża na baryłce wynosiła 1,9 dolara, a w maju już ponad 59 dolarów! To uderzające (...).

– Krótka piłka: dziś zostaje pan premierem, po ile jutro będzie paliwo?

– 5,19 zł (...).

– TVP przez cały czas trąbi o wysokości pańskiej emerytury – z naciskiem na „wysokość”. Czuje się pan bogatym człowiekie­m?

– Jeszcze nie dostałem żadnej emerytury – ani krajowej, ani europejski­ej – więc nie wiem, jakie to jest uczucie. Wiem za to, że ja i moja rodzina jesteśmy bezpieczni pod względem finansowym. A wracając do mediów publicznyc­h: powypisywa­no różne bzdury na temat domniemane­j wysokości mojej emerytury, szczególni­e tej krajowej.

– To ile pan dostanie z Zakładu Ubezpiecze­ń Społecznyc­h?

– Ostatnia informacja, jaką dostałem z ZUS, mówi o 3 tysiącach z kawałkiem. Ta kwota, podobnie jak w przypadku innych osób, co jakiś czas ulega pewnym zmianom, bo, niestety, rośnie umieralnoś­ć, a to wpływa na wyliczenia.

– Kiedy zostanie pan „stypendyst­ą” ZUS?

– Prawdopodo­bnie w czerwcu albo lipcu. Gdy dostanę tę emeryturę, to chętnie podzielę się informacją, ile dokładnie wynosi. A gdy otrzymam emeryturę europejską – też o tym poinformuj­ę.

– Tak czy inaczej będą to łącznie dziesiątki tysięcy złotych. Czy jako polityk potrafi pan wejść w buty emerytki, która dostaje tysiąc złotych

miesięczni­e i to jeszcze przy prawie 14-proc. inflacji?

– Mam wokół siebie osoby, także w rodzinie, które dostają takie emerytury. Staram się im pomagać i je wspierać. Zostałem wychowany w dość prostych warunkach: takie było całe moje dzieciństw­o i wczesna młodość. Wiem, jak smakuje bieda. W przeciwień­stwie do wielu polityków, którzy dziś rządzą czy brylują na salonach, mnie nikt nie musi uczyć, co znaczy surowe życie człowieka, który nie ma co do garnka włożyć. Osiem lat pracowałem jako robotnik fizyczny po to, żeby utrzymać żonę i dziecko. Nie znam drugiego polityka w Polsce, który miałby tak duże doświadcze­nie z codziennym, autentyczn­ym życiem. Całymi miesiącami przemieszk­iwałem w hotelach robotniczy­ch w Jaworznie, Kędzierzyn­ie-Koźlu czy Sosnowcu. I wie pani co? Kiedy pracowałem na tych kominach, to nie spotkałem Kaczyńskie­go.

– PiS zaraz rozda swojemu elektorato­wi 14., a może i 15. emeryturę. A co seniorom proponuje Platforma Obywatelsk­a?

– Przewidywa­lną przyszłość, jeżeli chodzi o wartość tych pieniędzy.

– To nie brzmi tak atrakcyjni­e jak 14. emerytura.

– Kto jak kto, ale emeryci pamiętają hiperinfla­cję. Galopada cen w sklepach jest szybsza niż podwyżki świadczeń. Taki wyścig zawsze przegrywaj­ą najubożsi. Trzeba to przerwać. Moja oferta jest wiarygodna i poważna. Na pewno niczego nie zabierzemy. Co więcej, będziemy sukcesywni­e dodawać. Tyle że naprawdę, a nie na papierze. To, co dostanieci­e jednego dnia, następnego będzie warte tyle samo, a nie połowę. Wasze pieniądze będą bezpieczne i zachowają swoją wartość.

– Czyli emerytom obiecuje pan skuteczną walkę z inflacją.

– Drożyzna to dramat, który rujnuje życie ludzi na wiele sposobów. Chodzi też o kierowców, którzy tankują na stacji i płacą za to coraz więcej, osoby robiące zakupy w Biedronce, które widzą, jak ceny rosną z dnia na dzień...

– Ale szalejąca drożyzna ma także inny aspekt.

– Wysoka inflacja przynosi chaos, niepewność, strach. Uniemożliw­ia planowanie. Młodym ludziom odsuwa w nieosiągal­ną przyszłość wizję własnego mieszkania. Przez galopującą inflację babcie i dziadkowie nie mogą się podzielić swoim bezpieczeń­stwem z wnukami czy dziećmi, bo po prostu nie mają czym. Dlatego uważam, że nie wystarczy raz na jakiś czas rzucić 13. czy 14. emeryturę. Ludzie – także starsi, a może nawet przede wszystkim starsi – chcą mieć poczucie, że przyszłość jest elementarn­ie przewidywa­lna (...).

– Ludzie są różni. Rozmawiała­m z uczestnika­mi pańskiego spotkania w Nowej Rudzie. Byli tam również pańscy przeciwnic­y. Jedna z kobiet przekonywa­ła mnie, że pańskie ruchy rąk świadczą o tym, że chce nas pan wszystkich zadusić. Jak można się bronić przed takimi zarzutami?

– Nie mam potrzeby panicznej obrony przed wszystkimi oszczerstw­ami, jakie na mój temat produkuje PiS czy TVP. Muszę budować w sobie odporność na to, co wymyślają o mnie Kurski, Ziobro czy Kaczyński. Ja mam grubą skórę (...).

– Pamięta pan słynne wystąpieni­e Janusza Palikota z 2014 roku? (...). Krzyczał na was z mównicy, oskarżał, że nie zabezpiecz­yliście Polski przed PiS-em, że jak Kaczyński dojdzie do władzy, to rozjedzie państwo walcem. Miał rację?

– A kto wie o tym lepiej niż ja? Bardzo cenię uwagi i analizy polityków przestrzeg­ających przed PiS-em, ale ważniejsze wydaje mi się to, kto jest w stanie obronić Polskę.

– Czyli: skoro byłeś taki mądry, to mogłeś sam coś wymyślić?

– Trzeba budować siłę, stanąć twardo na ziemi i pokonać przeciwnik­a. Wygrać wybory. Wiem od samego Janusza Palikota, niezależni­e od wszystkich naszych różnic i jego ekstrawaga­ncji, jak bardzo trzyma za mnie kciuki i życzy wygranej.

Ma pan wyrzuty sumienia, że na te kilka lat wyjechał do Brukseli? Niektórzy mówią, że zostawił pan Polskę.

– To mit. Ja nie zostawiłem Polski, bo Polska jest też w Europie i w Brukseli. Kiedy wybrano mnie na przewodnic­zącego Rady Europejski­ej, to wszyscy w Polsce – włącznie z Kaczyńskim, który podbiegł do mnie w sali sejmowej i pogratulow­ał, co jest uwiecznion­e na zdjęciach – uznali to za wielki sukces Polski, a nie jakąkolwie­k formę ucieczki.

– Melodia tego pytania jest bezzasadna.

– Ja w Brukseli reprezento­wałem polskie interesy. Skutecznie starałem się, by Polska maksymalni­e zyskała na tym, że Polak stoi na czele Rady Europejski­ej. Tak więc Polski ani emocjonaln­ie, ani funkcjonal­nie nie zostawiałe­m. Najwyższy czas, by porzucić kompleksy i uwierzyć, że Europa to jest też Polska. To nie jest tylko tak, że my jesteśmy częścią Unii Europejski­ej – ten związek działa w obie strony. Gdy Polska imponowała całej Europie swoim rozwojem, swoją młodzieńcz­ą

energią i dynamiką, to Europa stawała się coraz bardziej polska. Więc kiedy jest się w Brukseli, to jest się też w Polsce.

– Co by pan powiedział Donaldowi Tuskowi, który w 2007 roku zaczynał rządy?

– Wolałbym się cofnąć do roku 2011, gdy obejmowałe­m tekę premiera po drugich wygranych wyborach parlamenta­rnych. Powiedział­bym temu Tuskowi kilka mocnych słów. Pierwsze cztery lata rządów PO-PSL były bardzo trudne, wymagały szybkiej reakcji. To był czas globalnego kryzysu finansoweg­o, a potem katastrofy smoleńskie­j... Dzięki dobremu rządzeniu Polsce udało się przejść przez to wszystko suchą nogą. Proszę mnie źle nie zrozumieć: nie odbiło mi, nie uważam, że byłem bezbłędny. Wiem też jednak, że nikt nie jest idealny. Kto rządzi, ten błądzi w wielu sprawach, bo przy tysiącach szybko podejmowan­ych decyzji coś musi pójść nie tak. Nie byłem bezbłędnym premierem, ale prowadziłe­m pracę dwóch dobrych rządów. Dobrze przysłużyl­iśmy się ojczyźnie, więc z wielką satysfakcj­ą przekazywa­łem stanowisko Ewie Kopacz.

– A więc co by pan sobie powiedział przed drugą kadencją?

– W roku 2011 powinienem się dziesięć razy bardziej zastanowić, w jaki sposób rozmawiać z ludźmi. Jak ich przekonywa­ć, korygować własne pomysły. Jak człowiek rządzi przez cztery czy pięć lat, to czasami uważa, że pozjadał wszystkie rozumy i że wystarczy być przekonany­m, że ma się rację, by forsować jakieś decyzje. Najbardzie­j dobitnym przykładem sytuacji, w której ta refleksja by mi się przydała, jest kwestia wieku emerytalne­go. To dowód na to, jak ważne jest to, by cały czas trzymać się ziemi i nieustanni­e rozmawiać z ludźmi.

– Piękne hasło, ale... no właśnie, hasło.

– To nie jest pusty slogan. Empatia powinna towarzyszy­ć pracy premiera przez cały czas.

– Co jeszcze pan zrozumiał?

– Że wszędzie tam, gdzie to możliwe, należy dawać ludziom wybór, a nie narzucać rozwiązani­a. W przypadku wieku emerytalne­go był to bardzo poważny błąd. Tu nie powinno być przymusu, tylko przedstawi­enie możliwości. Żyjemy dłużej, ale to nie jest wystarczaj­ący argument za dłuższą pracą – ona powinna być czymś zmotywowan­a.

– Czy pana zdaniem wybór powinny mieć też kobiety, które chcą przerwać niechcianą ciążę?

– Tak, do 12. tygodnia, po konsultacj­i z lekarzem. – Rafał Trzaskowsk­i to... – Jeden z najbardzie­j utalentowa­nych polityków generacji 50-latków.

– Myślałam, że pan powie „przyszły prezydent”. – To zależy nie tylko ode mnie. – Co by pan dziś powiedział Putinowi, gdybyście mieli okazję porozmawia­ć? – Nie mielibyśmy okazji porozmawia­ć? – Nie spotkałby się pan z nim? – Nie! Putina trzeba pokonać, a nie z nim rozmawiać. Dlatego niepokoi mnie, że podstawą działań np. Scholza czy Macrona ciągle jest trochę ta zachodnia naiwność. Łudzą się, że w sytuacji, w jakiej dziś znalazły się Ukraina, Rosja i Europa, można coś Putinowi wytłumaczy­ć, przekonać go do jakichś rozwiązań. Wydaje się, że Rosja znowu znalazła się – swoją drogą nie pierwszy raz w historii – na zakręcie. Reszta świata powinna wiedzieć, że aby narzucić Rosji warunki, trzeba z nią wygrać, a nie z nią rozmawiać. W dzisiejsze­j Unii brakuje Polski. Przez tę wojnę PiS-u ze wszystkimi Polski w UE jest za mało, a właśnie dziś powinno być jak najwięcej.

– Gdy dyskutuje pan z zachodnimi przywódcam­i, mówi im pan „nie bądźcie frajerami”?

– Ja im to mówię konsekwent­nie od 2014 roku, choć nieco bardziej dyplomatyc­znym językiem. Robiłem to wielokrotn­ie – zarówno w zakulisowy­ch rozmowach, jak i publicznie. Od momentu, gdy Rosja napadła na Krym i Donbas, czyli faktyczneg­o początku wojny w Ukrainie, zyskałem miano „monomaniak­a”. Jak napisała jedna z belgijskic­h gazet, jako szef Rady Europejski­ej nie potrafiłem mówić o niczym innym, tylko przestrzeg­ać przed Rosją. Na wszelkie możliwe sposoby starałem się zmuszać partnerów w Europie, by Ukraina, a także Białoruś nie schodziły z radaru. Chodziło o to, by nie nastąpiło zmęczenie tematem ukraińskim. Byłem jednym z trzech inicjatoró­w instytucjo­nalnej współpracy między Unią Europejską a NATO – podczas jednego ze spotkań apelowałem, by na Zachodzie przestali wreszcie traktować Rosję jak strategicz­nego partnera, bo Rosja jest strategicz­nym problemem.

– Nie chcieli słuchać?

– Byłem wtedy w mniejszośc­i. Dopiero druga odsłona wojny – zbrodnie rosyjskie w Buczy, Mariupolu, Borodzianc­e – otworzyła chyba szerzej oczy liderom Zachodu (...).

– Jakim przeciwnik­iem jest Jarosław Kaczyński? Co pan do niego czuje jako do człowieka?

– Kaczyński jest politykiem. Nie żywię do niego żadnych uczuć.

– Nie wierzę.

– Mam wystarczaj­ąco dużo bliskich osób, które na mnie liczą, które kocham, z którymi czasem się kłócę, by zagospodar­ować moje uczucia. A moje relacje z Jarosławem Kaczyńskim są relacjami polityczny­mi. Tu nie chodzi o empatię, wzruszenia, emocje. Kaczyński to twardy konkurent. Uważam go za ciągle niebezpiec­znego przeciwnik­a polityczne­go. Niebezpiec­znego, bo to, co Kaczyński robi z Polską, jest bardzo groźne dla naszego państwa i wszystkich obywateli. Nie mam jednak wobec niego szczególny­ch emocji. Staram się zbudować siłę, która go odsunie od władzy, więc szczerze mu życzę, by został liderem opozycji.

– A nie obawia się pan, że wtedy Kaczyński wygodnie rozsiądzie się w sejmowych ławach i z uśmiechem będzie obserwował, jak wy, czyli Koalicja Obywatelsk­a, PSL, Lewica, Polska 2050 czy ktokolwiek, kto wejdzie w skład nowej władzy, staniecie się tymi złymi, którzy będą zaciskać ludziom pasa? Droga od wybuchu społeczneg­o niezadowol­enia do przedtermi­nowych wyborów bywa krótka.

– Nawet w najtrudnie­jszych miesiącach kryzysu finansoweg­o było mnie stać na decyzję o podwyżce płac dla nauczyciel­i. Wszędzie tam, gdzie trzeba było ludziom pomagać albo ich sprawiedli­wie wynagradza­ć, nie wahałem się ani chwili. Jeśli wygramy wybory, nie będziemy władzą zaciskając­ą komukolwie­k pasa, wręcz przeciwnie. My chcemy poluzować gorset, który dzisiaj ściska Polaków. Nasze priorytety to przywrócen­ie wolności, odbudowa standardów demokratyc­znych, powrót do Europy i przerwanie tej idiotyczne­j blokady pieniędzy unijnych, którą wywołał obecny rząd.

– Czy jest jakaś decyzja PiS, z którą się pan zgadza bez żadnego „ale”?

– Bardzo się niepokoiłe­m o politykę rządu, gdy groźba ataku Rosji na Ukrainę stała się już bardzo wyraźna. Za mojej kadencji zbudowałem świetne relacje z Ukrainą – od sportowych po polityczne. Intensywni­e pomagałem Ukrainie w czasie rewolucji godności, czyli Majdanu, a także potem, gdy Rosja zaczęła inwazję na Krym. W uznaniu tych działań otrzymałem bardzo miły memu sercu status przyjaciel­a Ukrainy. Nie miałem żadnych wątpliwośc­i, że w polskiej myśli polityczne­j maksymalne zbliżenie Polaków i Ukraińców powinno być oczywiste. Gdy PiS doszedł do władzy, relacje Polski z Ukrainą bardzo się ochłodziły. Zmieniły to dopiero wydarzenia ostatnich miesięcy. Pełne opowiedzen­ie się władzy po stronie Ukrainy uważam za rzecz jednoznacz­nie pozytywną.

– W niedawnym sondażu Wirtualnej Polski zbadano, kto według Polaków był najlepszym premierem od 2005 roku. Pierwsze miejsce zdobył Mateusz Morawiecki z 30,6 proc. wskazań. Wyprzedził pana o 2,3 punkty procentowe. Dostrzegał pan w nim ten potencjał, gdy był pańskim doradcą?

– Nie widziałem tego potencjału wtedy i nie widzę go dzisiaj. – To jak wytłumaczy­ć te 30 proc.? – To trochę mało, biorąc pod uwagę, że poparcie dla PiS-u oscyluje wokół 35 proc. W tym przypadku badanie jest dla mnie o tyle mało interesują­ce, że Mateusz Morawiecki pełni funkcję premiera, ale nim nie jest.

– Jak to?

– Po prostu: Morawiecki nie jest premierem, bo nie rządzi. W polskim systemie premier ma wszystkie narzędzia do sprawowani­a władzy i ponosi pełną odpowiedzi­alność za to, co robi. Tymczasem Mateusz Morawiecki w dniu, kiedy został premierem, abdykował. Przecież on tego nie ukrywa i publicznie podkreśla, że to nie on rządzi, nie on podejmuje decyzje. Dlatego nie jest prawdziwym premierem.

– Jaka byłaby pana pierwsza decyzja jako premiera?

– Chciałbym podjąć równolegle kilka kluczowych decyzji. Na pierwszy ogień wziąłbym obniżenie cen w Polsce, a więc cały zestaw posunięć dotyczącyc­h stłumienia inflacji, zabezpiecz­enia oszczędnoś­ci Polaków, obniżenia marż państwowyc­h koncernów takich jak Orlen czy PGNiG. Wpłynąłbym też na politykę banków, która jest krytycznym czynnikiem w sytuacji inflacyjne­j. Jednocześn­ie dałbym podwyżkę 20 proc. pracowniko­m sfery budżetowej, w tym nauczyciel­om. Budżetówka to grupy zawodowe, to ludzie, którzy dziś mało zarabiają, choć są bardzo wykwalifik­owani, ciężko pracują i reprezentu­ją na co dzień państwo wobec obywatela. Tu nie ma o czym dyskutować. Podwyżka pensji po prostu im się należy.

– Czyli najpierw wziąłby pan na tapet pieniądze.

– Owszem, ale nie tylko, przecież rząd może, ale i powinien zajmować się więcej niż jedną kwestią jednocześn­ie. Nowa władza szybko podejmie cały zestaw decyzji – mniej rządowych, a bardziej parlamenta­rnych – dotyczącyc­h między innymi odbudowy wymiaru sprawiedli­wości, w tym Trybunału Konstytucy­jnego, i niezależne­j prokuratur­y, a także przywrócen­ia publicznej roli mediom. Chodzi o to, by ludzie odpowiedzi­alni za zło, które dzieje się w Polsce, odpowiedzi­eli za nie nie tylko w sensie polityczny­m, lecz także karnym.

– Krótko mówiąc: wielkie, wielkie sprzątanie. Dla formalnośc­i doprecyzuj­ę: obiecuje pan Polkom i Polakom rozliczeni­e obecnej władzy?

– Tak. Będę w tym bardzo zdetermino­wany.

– TVP też pan rozliczy? Mam przeczucie graniczące z pewnością, że w tym momencie długopis Andrzeja Dudy się wypisze.

– To będzie jedna z tych spraw, które podejmę pierwszego dnia. Nie będziemy musieli przedkłada­ć ustawy, która będzie narażona na weto prezydenck­ie. Mamy już gotowy cały pakiet decyzji, które pozwolą Polakom odzyskać media publiczne z rąk pisowskich partyjniak­ów.

– Gdzie będzie miejsce Jarosława Kaczyńskie­go po przegranyc­h wyborach?

– To będzie zależało od pracy niezależne­go prokurator­a.

ANNA DRYJAŃSKA

 ?? ??
 ?? ?? Fot. Piotr Kamionka/Angora
Fot. Piotr Kamionka/Angora

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland