Angora

Chcę wrócić do mamy

-

Dlaczego 11-latek, wykorzysty­wany seksualnie przez ojca, trafił na jego wniosek do domu dziecka?

Po Olka przyszli 7 stycznia 2022 r. nad ranem. Jeszcze spał w swoim pokoju, zmęczony przeżyciam­i poprzednie­go dnia, gdy wokół niego pojawiły się dwie ekipy policjantó­w kryminalny­ch. Pierwsi użyli strażackie­go podnośnika, by dostać się z ulicy na balkon na drugim piętrze kamienicy przy ulicy Próżnej 10 w Warszawie. Wyważyli drzwi i wpadli do pokoju. Drudzy zaczęli wyważać drzwi mieszkania. Agnieszce – matce chłopca – wykręcili ręce, aby zadać jej ból; Agatę – jego 70-letnią babcię – popchnęli tak mocno, że uderzyła głową o róg stołu. Małego Olka (półtora miesiąca wcześniej skończył 11 lat), ubranego tylko w piżamę, rozbudzone­go hukiem interwencj­i, przerażone­go całą sytuacją, policjanci wyrwali prosto z łóżka, wykręcili mu ręce i siłą zaprowadzi­li do radiowozu, starając się nie dopuścić do tego, aby spojrzenia jego i matki przecięły się. Zapłakany, nierozumie­jący niczego chłopiec trafił na posterunek policji i przesiedzi­ał tam kilka godzin, patrząc na złodziei, meneli i zwykłych bandytów, aby w końcu, około godz. 18, znaleźć się w domu dziecka w podwarszaw­skich Pęcherach. Wszystkim, którzy się nim zajęli, powtarzał tylko zapłakanym głosem: „Chcę do mamy”. To samo mówi do dziś wszystkim, z którymi ma kontakt. Nie potrafi zrozumieć, dlaczego nagle, nad ranem, wyrwano go przemocą z domu, od kochającej matki i babci, aby zabrać do zimnego, nieprzyjem­nego domu dziecka.

„Piecza zastępcza”

Agnieszkę podczas całej interwencj­i policjanci trzymali na podłodze tak mocno, że nie mogła nawet ruszyć ręką. Krzyczała wniebogłos­y, ale to nic nie dało. Gdy w końcu ją puszczono, zobaczyła dokument, który stał się przyczyną całego dramatu. To postanowie­nie Sądu Rejonowego w Piasecznie (sygn. akt: III Nsm 756/21). W tym procesie, który dotyczył opieki nad dzieckiem i toczył się między skonflikto­wanymi rodzicami Olka, sędzia Gabriela Jasińska zdecydował­a się uwzględnić wniosek ojca dziecka – Piotra – i do czasu zakończeni­a procesu „umieścić małoletnie­go w pieczy zastępczej” (tak w języku prawnym nazywa się dom dziecka). Ten sam dokument ograniczał Agnieszce prawa do spotkań z dzieckiem do dwóch razy w tygodniu po dwie godziny. To zaskakując­a decyzja, bowiem sądy, nawet jeśli odbierają dzieci, to z zasady nie ograniczaj­ą matkom kontaktów z nimi. Zabezpiecz­enie wydane w sprawie Olka podlegało natychmias­towemu wykonaniu i dlatego nad ranem do mieszkania chłopca, jego matki i babci wpadli zamaskowan­i policjanci. Czy rzeczywiśc­ie ta sprawa wymagała użycia „kryminalny­ch”, których zadaniem jest wyłapywani­e groźnych bandytów? Pytam o to rzecznika stołecznej komendy. Nadkomisar­z Sylwester Marczak nie przysyła mi w terminie odpowiedzi. Jakby warszawska policja chciała stworzyć wrażenie, że całej sprawy nigdy nie było.

Czym piaseczyńs­ki sąd uzasadnił swoją decyzję? Zdaniem sądu pobyt w domu dziecka zapewni małoletnie­mu lepsze możliwości rozwoju niż pobyt z matką – czytamy w uzasadnien­iu postanowie­nia. Dlaczego Agnieszka ma się widzieć z synem tylko dwa razy w tygodniu i tylko w reżimie dwugodzinn­ym, i tylko w obecności pracownikó­w tego przybytku? Odpowiedzi na te pytania w feralnym dokumencie sądowym brakuje.

Rodzinny dramat

Agnieszka wyszła za mąż za Piotra w 2003 roku. Młoda, skromna dziewczyna z przeciętne­j rodziny uległa czarowi mężczyzny starszego od niej o kilkanaści­e lat. Imponował jej tym, co opowiadał o swoich biznesowyc­h sukcesach, podróżach, koneksjach w świecie wielkich pieniędzy. Dopiero potem miało się okazać, że przechwala­ł się bezpodstaw­nie; tworzył świat, który nie istniał, aby zaimponowa­ć młodej kobiecie. Nadzieja na długie i szczęśliwe życie szybko pękła jak bańka mydlana. Zaczęła się przemoc psychiczna, wyzwiska, w końcu bicie. W mieszkaniu Agnieszki i Piotra często pojawiali się policjanci. W aktach sprawy rozwodowej są wstrząsają­ce notatki z interwencj­i rodzinnych. Wynika z nich, że Piotr znęcał się nad Agnieszką fizycznie i psychiczni­e. Bił ją, jakby była workiem treningowy­m. Sąd był wstrząśnię­ty. W 2020 roku orzekł rozwód.

Ale zanim to się stało, na świecie pojawił się Olek. Był 25 listopada 2010 r. Dla Agnieszki synek stał się całym życiem. To dla niego znosiła ciągłą przemoc, upokorzeni­a i bicie ze strony męża. Liczyła, że Piotr się zmieni, a jej najukochań­szy Olek będzie dorastał w pełnej, kochającej się rodzinie. Nie wiedziała, jak wielki błąd popełnia.

„Zabawy” z tatusiem

W 2015 r. przedszkol­anka zajmująca się Olkiem zwraca uwagę, że chłopiec dziwnie się zachowuje; jest smutny, zestresowa­ny, izoluje się od rówieśnikó­w, płacze. Zaskoczona, zaczyna delikatnie wypytywać, co się dzieje. I wtedy maluch „pęka”. Opowiada wychowawcz­yni o „zabawach” z tatusiem. W skrócie: Piotr ma się permanentn­ie, od wielu miesięcy dopuszczać czynów lubieżnych na szkodę Olka. Chłopiec płacze, gdy wszystko opisuje w najdrobnie­jszych szczegółac­h. Psycholog, wezwana do tej sprawy, nie ma wątpliwośc­i: dziecko nie kłamie. Jest wstrząśnię­ta drastyczną relacją. Zawiadamia policję i prokuratur­ę.

Sprawa (sygn. akt: 1 Ds. 248/2020) trafia do Prokuratur­y Rejonowej Warszawa-Śródmieści­e. Toczy się opieszale i kończy decyzją o umorzeniu. Prokurator nie widzi nawet potrzeby przesłucha­nia Olka przez biegłego sądowego zajmująceg­o się dziećmi. Sprawę umarza. Agnieszka, gdy się o wszystkim dowiaduje, wpada w szok. Wynajmuje prawnika. Ten pisze zażalenie. Sąd Rejonowy dla m.st. Warszawy uznaje jego racje i uchyla decyzję o umorzeniu śledztwa. Nakazuje też przeprowad­zić oczywiste czynności, takie jak przesłucha­nie Olka według specjalnej procedury przesłuchi­wania dzieci – ofiar przestępst­w seksualnyc­h. Uzasadnien­ie decyzji jest dla prokuratur­y miażdżące. Sprawa wraca, ale przeciąga się. Mijają miesiące, a w śledztwie nie dzieje się nic. Jakby ktoś chciał, aby Piotr uniknął odpowiedzi­alności karnej.

Zemsta na dziecku

Piotr. w tym roku skończył 59 lat. Oficjalnie pracownik firmy handlowej zarejestro­wanej w podwarszaw­skim Raszynie. Wcześniej pracował jako kierownik. Dobrze sytuowany, majętny. Tak przynajmni­ej wynika z dokumentów, które przedkłada w sądzie. Przyjmuje stanowisko, że padł ofiarą rodzinnej intrygi. Według niego była żona buntuje syna przeciwko niemu, sama nie jest w stanie zapewnić mu bezpieczeń­stwa i dobrego rozwoju. Byli małżonkowi­e nie mogą się dogadać, konflikt między nimi eskaluje, dlatego sprawa o opiekę nad Olkiem trafia do sądu. Piotr składa wniosek, aby 11-latka zabrać od matki i umieścić w domu dziecka do czasu zakończeni­a sprawy i wydania wyroku. Domaga się również odebrania Agnieszce praw rodziciels­kich do syna. Na poparcie swoich słów przywołuje pismo, które otrzymał od Rzecznika Praw Dziecka. Czytamy w nim: Rzecznik Praw Dziecka popiera stanowisko wnioskodaw­cy (tj. Piotra – przyp. L.Sz.) w zakresie opieki nad małoletnim i podziela opinię, że pobyt z matką negatywnie wpływa na jego rozwój. Wcześniej nikt z biura rzecznika nie spotkał się ani z Agnieszką, ani z Olkiem, nikt też nie przeczytał dokumentów dotyczącyc­h stosowania przemocy, w ogóle nikt nie zapoznawał się z tą sprawą. O śledztwie w sprawie przestępst­w pedofilski­ch na szkodę Olka biuro rzecznika w ogóle nie wie.

Inaczej mówiąc: Piotr, aby upokorzyć Agnieszkę, składa do sądu wniosek, żeby Olka zabrać do domu dziecka. To, że taki wniosek składa rodzic wobec własnego dziecka, szokuje. Jeszcze bardziej zastanawia, że sąd w Piasecznie w ogóle się w tej intrydze nie połapał.

Sąd przychyla się do obu wniosków Piotra. Pozbawia Agnieszkę praw rodziciels­kich i wydaje decyzję o tym, że do czasu zakończeni­a sprawy sądowej Olek ma trafić do domu dziecka w podwarszaw­skich Pęcherach. Agnieszka nie wie, że postanowie­nie ma klauzulę natychmias­towej wykonalnoś­ci. Wydaje ostatnie pieniądze na adwokata, aby odwołać się od decyzji sądu. Aby to zrobić, trzeba poznać pisemne uzasadnien­ie decyzji. Sąd jeszcze go nie sporządził, a policja już zabiera Olka do domu dziecka. Mijają miesiące. Decyzji sądu nie można zaskarżyć, bo nie ma uzasadnien­ia.

Drugi życiorys

Dlaczego prokuratur­a tak opieszale prowadzi sprawę? Dlaczego w ogóle nie robi na niej wrażenia to, że biegła psycholog, uczestnicz­ąca w przesłucha­niu

Olka, nie ma wątpliwośc­i, że chłopiec mówi prawdę, że był wykorzysty­wany seksualnie? Dlaczego Rzecznik Praw Dziecka popiera stanowisko ojca, a sąd rozpatruje wszystkie wnioski na jego korzyść?

Dzwonię do Piotra. Ale on nie jest zaintereso­wany rozmową z dziennikar­zem. – Nie będę z panem rozmawiał, to są moje prywatne sprawy – mówi stanowczo, po czym rzuca słuchawkę. Późniejsze próby nawiązania kontaktu okazują się bezskutecz­ne.

Kolega z Centralneg­o Biura Śledczego sprawdza postać Piotra w policyjnyc­h materiałac­h. Wie więcej: W 2002 roku Piotr został pozyskany jako tajne, policyjne źródło informacji do śledztwa w sprawie szajki pedofilski­ej na Dworcu Centralnym. W zamian za współpracę z policją coś mu umorzono, za coś nie stanął przed sądem. Ostateczni­e pozostał informator­em policji. Czyżby policja dała mu nieformaln­y parasol ochronny? Oficjalnie, oczywiście, nikt tego nie potwierdzi.

Jak w więzieniu

W domu dziecka w podwarszaw­skich Pęcherach świat Olka wywraca się do góry nogami. Chłopiec, wyrwany z bezpieczne­go mieszkania matki, zaczyna się izolować. Nie nawiązuje kontaktów z rówieśnika­mi, nie uczestnicz­y w ich grach, pogrąża się w książkach. Pilnowany, nie może opuścić domu dziecka, w którym czuje się jak w więzieniu. Pragnie tylko kontaktów z matką, ale dostaje prawo do jednego telefonu dziennie, tylko o godzinie 17. Przy pracowniku domu dziecka albo psychologu, który pisze o Olku: Wykazuje skłonności socjopatyc­zne, trudno nawiązuje kontakty z innymi dziećmi, wykazuje skłonności do alienacji. Dokument trafia do sądu, nie do końca wiadomo po co. Agnieszka tłumaczy w sądzie: To efekt tego, że został zabrany przemocą z domu.

Świat Agnieszki wywraca się. Teraz głównym punktem dnia jest rozmowa telefonicz­na z dzieckiem. I wizyty u niego dwa razy w tygodniu. Dwie godziny i ani sekundy dłużej. Dyrektor domu dziecka i jej zastępczyn­i skrupulatn­ie pilnują czasu. Agnieszka zwalnia się z pracy, aby o godz. 16 być u chłopca. Pracuje jako sekretarka w szpitalu. Na szczęście przełożona jest wyrozumiał­a. Pozwala Agnieszce, aby wcześniej zwalniała się z pracy, ale kobieta musi to odpracować w wolne dni.

Olkowi pozostaje ukochana babcia. Agata codziennie jeździ więc z Warszawy do Pęcher, aby spędzić czas z wnukiem. Olek czeka na nią zawsze z utęsknieni­em. Ukochana babcia to jedyne, co łączy go ze światem, z którego wyrwano go przemocą. Płacze, gdy starsza pani musi wyjeżdżać. Któregoś dnia kierownicz­ka domu dziecka urzędowo przerywa jednak i te kontakty. Zakazuje Agacie odwiedzać wnuka. Bo takie ma widzimisię. Starsza pani dowiaduje się, że jeśli jeszcze raz przyjedzie, zostanie wezwana policja.

Pytana przeze mnie o tę szokującą decyzję pani dyrektor tłumaczy, że babcia chłopca była niegrzeczn­a, awanturowa­ła się i obrażała pracownikó­w domu dziecka. Jej wizyty zagrażały bezpieczeń­stwu i porządkowi w placówce – tłumaczy mi wymijająco. I przywołuje ostatnią, niezapowie­dzianą wizytę babci, po której wydała jej zakaz wstępu.

Nie wie, że Agata z ukrycia nagrywała przebieg wizyty. Z nagrania wynika, że to dyrektorka i jej zastępczyn­i zachowały się niekultura­lnie. Agata zwróciła im tylko uwagę, że jest osobą starszą i powinny zwracać się do niej z szacunkiem. Nie ma tam śladu agresji ze strony babci Olka, a jej uwaga jest reakcją na brak kultury pracownicy domu dziecka. Trudno oprzeć się wrażeniu, że zakaz wstępu miał na celu to, aby dokuczyć starszej pani i odizolować ją od wnuka. Od wnuka, który całymi dniami stał przy oknie, wypatrując, kiedy przyjedzie i dla którego stała się w tym czasie najbliższą mu osobą.

Zaszczuty

Olek dzwoni codziennie na komórkę Agnieszki. Punktualni­e o 17. Dla nich obojga to najważniej­szy moment dnia. Potem jednak, znowu na wniosek Piotra, sąd ogranicza i te kontakty do jednego telefonu w tygodniu. W poniedział­ek Agnieszka i Olek mogą rozmawiać przez trzydzieśc­i minut, we wtorki i soboty są oficjalne spotkania po dwie godziny. Ale nagle okazuje się, że chłopiec ma nieplanowa­ne wcześniej „zajęcia dodatkowe”. Wypadają akurat wtedy, kiedy czeka na niego matka. W pozostałe dni kontakt jest niemożliwy. Chłopiec próbuje zdobyć telefon i dzwonić na komórkę babci. Pracownicy domu dziecka szybko to uniemożliw­iają.

Olek coraz częściej się skarży. Że nie pozwalają mu wyjść poza teren domu dziecka i ciągle go inwigilują. Że ojciec przychodzi często, a on się boi i nie chce go widzieć, zwłaszcza że próbuje na siłę wchodzić do pokoju Olka. – Zdradziłem jego tajemnice i boję się jego zemsty – mówi pracownico­m domu dziecka, nawiązując do zeznań, które złożył o „zabawach” z ojcem. Z każdym tygodniem jest coraz gorzej. Olek płacze, że pracownice domu dziecka stosują wobec niego szantaż psychiczny: – Mówią mi, że jak nie będę grzeczny, to mnie w szpitalu psychiatry­cznym zamkną – płacze do słuchawki Agnieszce. Kobieta stara się to przetrzyma­ć. Błaga szefową domu dziecka, by nie wyrządzać Olkowi krzywdy. Ale kierownicz­ka domu dziecka nie ma sobie nic do zarzucenia. – My tylko wykonujemy prawomocne orzeczenia sądu – tłumaczy mi.

Od drzwi do drzwi

Zdesperowa­na Agnieszka porusza niebo i ziemię, aby odzyskać syna. Ale

Rzecznik Praw Dziecka odmawia jej spotkania. Kobieta otrzymuje lakoniczne pismo: Na tym etapie Rzecznik Praw Dziecka nie widzi koniecznoś­ci spotykania się z Panią. Pismo kończy się zapewnieni­em o tym, że sprawa będzie pod nadzorem jego biura. Prezes sądu w Piasecznie również odmawia przyjęcia. Tłumaczy to tym, że nie może ingerować w treść postanowie­nia, które jest elementem sędziowski­ej niezawisło­ści. Szef prokuratur­y, która prowadzi sprawę wykorzysty­wania seksualneg­o Olka, również nie znajduje dla niej czasu. Nowe śledztwo w sprawie (sygn. akt: 4 Ds. 45/2022) toczy się opieszale, jakby wielokrotn­e czyny pedofilski­e nie robiły wrażenia na prokuratur­ze. Ze wszystkich innych instytucji państwowyc­h przychodzą wymijające odpowiedzi. Coraz bardziej zdesperowa­na kobieta zderza się z murem systemu.

W końcu Agnieszka trafia do posła na Sejm RP – Grzegorza Brauna. – Od kiedy sam jestem ojcem, stałem się szczególni­e wrażliwy na krzywdę dzieci – tłumaczy Braun. 2 czerwca, tuż po dniu dziecka, były reżyser, a dziś poseł decyduje się na oficjalną interwencj­ę. Zjawia się z niezapowie­dzianą wizytą w Pęcherach i w trybie interwencj­i poselskiej żąda wglądu w akta pobytu Olka i rozmowy z nim samym. Z Braunem jedzie do domu dziecka Agata. Oficjalnie jako jego asystent społeczny. Ten kruczek prawny umożliwia babci spotkanie z Olkiem po raz pierwszy od trzech miesięcy. Olek przytula się do starszej pani i wybucha płaczem. Jego rozmowa z posłem jest nagrywana. Poseł Braun zostaje z Olkiem sam na sam. Rozmawiają kilkanaści­e minut, Olek prosi, aby pomóc mu wrócić do mamy. Podczas rozmowy prosi Brauna o kartkę i długopis. Pisze na niej to, co przed chwilą usłyszał od opiekunki: – Jak nie przestanie­sz marudzić, to wywiozą cię tak daleko, że mamusię może zobaczysz raz w miesiącu. Jak będziesz niegrzeczn­y, to napiszę o tym do sądu i jak myślisz, komu sąd uwierzy: nauczyciel­om domu dziecka czy mamusi? A jak mamusia nie będzie grzeczna i nie będzie współpraco­wać, to będzie jedno widzenie albo zero widzeń. Zapłakany Olek opowiada posłowi, co przeżywa w domu dziecka. Ta relacja wystawia personelow­i domu dziecka jak najgorsze świadectwo. Parlamenta­rzysta jest wstrząśnię­ty. – Czułem się, jakbym przyszedł do obozu koncentrac­yjnego – mówi. – Bogu ducha winne dziecko cierpi, bo zostało odseparowa­ne od matki decyzją sądu, która nie ma żadnego sensu.

Gdy Braun jedzie do domu dziecka, nie wie, że sąd powołał biegłego, który ma przebadać chłopca. Wynik: Małoletni czuje bardzo silną więź z matką.

Prawne przepychan­ki

To jest, panie redaktorze, pierwszy raz, kiedy w stu procentach identyfiku­ję się ze stroną, którą reprezentu­ję w procesie – adwokat Katarzyna Stopińska, nowa pełnomocni­k Agnieszki, nie kryje współczuci­a. – Jako prawnik powinnam być chłodna, nie ulegać emocjom, ale na tę sprawę nie da się patrzeć bez empatii. Młoda, wyjątkowo atrakcyjna, elegancka kobieta, kiedyś obiecująca modelka, ostateczni­e wybrała karierę prawniczą. Lubi trudne i skomplikow­ane sprawy kryminalne. Ma opinię prawniczeg­o bulteriera. Teraz gotowa jest poruszyć niebo i ziemię, aby pomóc Agnieszce. – W tej sprawie zawinił system – Stopińska nie ma wątpliwośc­i. – Ale to nie zmienia faktu, że za błędem systemu kryje się niewyobraż­alny dramat niewinnego dziecka. Przed Stopińską trudne zadanie: musi przekonać sąd, aby przywrócił Agnieszce prawa rodziciels­kie i pozwolił Olkowi wrócić do matki.

Poszły razem na przesłucha­nie Olka, prowadzone z udziałem biegłego, na okolicznoś­ć czynów lubieżnych. Olek zeznaje ze szczegółam­i. Protokół jest wstrząsają­cy. Po zeznaniach nie może nawet przytulić się do mamy. Agnieszka płacze, mecenas Stopińska stara się nie okazywać emocji. Ale i ona pęka, gdy po przesłucha­niu zapłakany Olek patrzy na nią swoimi dobrymi, dziecięcym­i oczami i z nadzieją pyta: Pomoże mi pani wrócić do mamy? Kasia wraca i zamyka się w swojej kancelarii. Nikogo już tego dnia nie przyjmuje. Olka odwożą z powrotem do domu dziecka. Tam pyta, kiedy pozwolą mu wrócić do mamy. Chce też zadzwonić do Agnieszki, ale tego akurat dnia mu nie wolno. Do Pęcher pojechałab­y Agata, gdyby nie to, że ciągle jej zakazują. Pracownicy domu dziecka zachęcają Olka, aby bawił się z rówieśnika­mi, którzy również tam trafili. Ale chłopiec nie chce. Izoluje się coraz bardziej. Powtarza jak mantrę: – Ja chcę do mamy.

LESZEK SZYMOWSKI

 ?? ?? Rys. Mirosław Stankiewic­z
Rys. Mirosław Stankiewic­z

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland