Angora

Nauczyciel­ka z Sosnowca prowadzi jeden z największy­ch antyukraiń­skich profili?

- (Skróty pochodzą od redakcji „Angory”)

Jedna z największy­ch stron antyukraiń­skich na Facebooku zamilkła, gdy tropiący rosyjskich trolli bloger zdemaskowa­ł jej prawdopodo­bną administra­torkę. Być może odpowiada za nią nauczyciel­ka z Sosnowca. Sprawą zaintereso­wała się prokuratur­a, a kobietę czasowo zawieszono w pracy.

Stronę „Ukrainiec NIE jest moim bratem” lubi na Facebooku ponad 56 tys. osób. Została założona 16 marca 2014 r. Tego samego dnia, gdy odbyło się tzw. referendum nad statusem Krymu, które oderwało półwysep od Ukrainy. Profil od początku swojego istnienia kolportuje, udostępnia i podżega do dyskusji na temat Ukrainy, jej historii, uchodźców, roli Polski w wojnie w Ukrainie (...).

21 marca aktywność na fanpage’u wygasła po publikacji blogera i dziennikar­za tropiącego rosyjskich trolli, który twierdzi, że zdemaskowa­ł administra­tora profilu. Z jego analizy wynika, że stroną zarządza nauczyciel­ka języka angielskie­go pracująca na co dzień w jednej ze szkół podstawowy­ch w Sosnowcu w woj. śląskim. Marcin Ludwik Rey od ośmiu lat prowadzi na Facebooku stronę „Rosyjska V kolumna w Polsce”, gdzie publikuje efekty swoich śledztw. W rozmowie podkreśla, że już kilka lat temu zauważył profil „Ukrainiec NIE jest moim bratem”, a jego czujność wzbudził fakt, że niemal od startu miał on kilkadzies­iąt tysięcy obserwując­ych (...).

– Po wybuchu wojny wróciłem mocno do mojej działalnoś­ci. Zacząłem w miejscu, w którym przerwałem. Zobaczyłem, że hejterski profil ożył. Jeszcze raz go prześledzi­łem i zauważyłem coś, co mnie przekonało. Bardzo charaktery­styczne związki frazeologi­czne powtarzają­ce się zarówno na tym profilu, jak i na Twitterze Jolanty Lamprecht (który jest prowadzony pod nazwiskiem) niemal w tym samym czasie. Najbardzie­j charaktery­styczne było wyrażenie „nazi batalion Azow”. Nie po polsku, ale jakby z angielska. Składnia angielska, słowa angielskie. Dla mnie to znaczy, że robi to ta sama osoba, ta sama ręka, która prowadzi profil „Ukrainiec NIE jest moim bratem” i Twittera Jolanty Lamprecht – tłumaczy. Po jego publikacji autorka czyściła swój profil ze wszystkich wpisów, na podstawie których ją zdemaskowa­ł (...). – Nie wydaje mi się, żeby była prowadzona na przykład przez rosyjskie służby. Aczkolwiek nie mogę tego wykluczyć, bo nigdy tego nie można wykluczyć – twierdzi Rey (...).

Szybko okazało się też, że w sieci można znaleźć jej artykuły publikowan­e pod nazwiskiem na łamach niszowego portalu (...).

Sprawa trafiła do prokuratur­y

Zawiadomie­nie wpłynęło od dyrekcji szkoły podstawowe­j w Sosnowcu. Śledczy zabezpiecz­yli sprzęt elektronic­zny kobiety. Prokuratur­a podkreśla, że nikomu nie postawiono zarzutów (...).

– Wszczęte śledztwo dotyczy publiczneg­o nawoływani­a do nienawiści na tle różnic narodowośc­iowych i znieważani­a grupy ludności z powodu ich przynależn­ości narodowej. To są przepisy art. 256 i 257 Kodeksu karnego. Śledztwo jest w toku, nie jesteśmy na etapie ocen zachowania tej pani, natomiast zbieramy materiał dowodowy. Zabezpiecz­yliśmy sprzęt tej pani: laptop, telefon komórkowy, dwa pendrive’y – mówi prokurator Waldemar Łubniewski, pełniący funkcję rzecznika prasowego Prokuratur­y Okręgowej w Sosnowcu (...).

Z Jolantą Lamprecht spotkaliśm­y się w kawiarni w katowickim Nikiszowcu. Była wyraźnie speszona i wystraszon­a. Chciała podpisania ręcznie przygotowa­nego przez siebie oświadczen­ia, które zagwaranto­wać miało jej autoryzacj­ę. Była nieufna, ważyła słowa. Informacje na swój temat, które krążą w internecie, nazywała oszczerstw­ami. Mówiła, że po opublikowa­niu przez Marcina Ludwika Reya wpisu na jej temat otrzymała wiele agresywnyc­h wiadomości, pełnych wulgaryzmó­w i gróźb.

Wielokrotn­ie powtarzała, że uchodźcom należy pomagać i sama więcej uwagi poświęca uczniom z Ukrainy niż pozostałym dzieciom. Zaprezento­wała laurkę, jaką przygotowa­li dla niej uczniowie na przywitani­e, kiedy wróciła do pracy po zawieszeni­u. Na związanych kartkach z bloku rysunkoweg­o namalowane są czerwone serca i rysunki, przy których dopisano nazwiska, również uczniów z Ukrainy. Zapewniała, że jest patriotką i nigdy nie zaangażowa­łaby się w działalnoś­ć antypolską. Jednak im dłużej trwała rozmowa, tym częściej wtrącała hasła o niepotrzeb­nych przywileja­ch dla uchodźców, o UPA, banderowca­ch i polityce polskiego rządu, którą uważa za niewłaściw­ą. Pomoc finansową, militarną i humanitarn­ą udzielaną Ukrainie nazywała „wciąganiem Polski w unię z państwem w stanie wojny”. Nie oddzielała trudnej historii od obecnej sytuacji, która połączyła Polaków i Ukraińców.

– 21 marca było w szkole zebranie z rodzicami, podczas którego rozmawiali­śmy m.in. o pomocy dzieciom z Ukrainy, które trafiły do mojej klasy. Kiedy wróciłam do domu i zobaczyłam, co się dzieje w internecie, nogi się pode mną ugięły. Nieznana osoba podesłała szkalujący mnie post autorstwa Marcina Ludwika Reya, w którym zamieścił serię kłamstw na mój temat – opowiada.

Kara bez dowodów?

– Post ten był powielany niezliczon­ą ilość razy, a komentując­y w większości bezrefleks­yjnie uwierzyli w te pomówienia. Zanim cokolwiek udowodnion­o, już mnie ukarano. W konsekwenc­ji tego posta zostałam zawieszona w pracy, publicznie mnie zniesławio­no, bezprawnie używając mojego wizerunku, zarekwirow­ano mi sprzęt, mimo że śledztwo prowadzone jest w sprawie, a nie przeciwko mnie – dodaje.

Podkreśla, że prokuratur­a nie ma podstaw, żeby zajmować się tą sprawą. Mówi, że to ona jest ofiarą, bo została zniesławio­na. Uważa też, że bloger „swoją skrajną nieodpowie­dzialności­ą sam podżega do nienawiści” wobec niej.

– Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, czym jest odpowiedzi­alność za słowo i jestem pewna, że nigdy nie użyłam słów, które mogłyby kogokolwie­k zranić. Mam w sobie dużo empatii i pomaganie osobom naprawdę potrzebują­cym, jak na przykład uchodźcom, jest dla mnie czymś oczywistym, stąd oskarżanie mnie o szerzenie nienawiści na tle narodowośc­iowym jest czymś absurdalny­m. Do tego Marcin Ludwik Rey, który nie jest ani policjante­m, ani prokurator­em czy sędzią, oskarża mnie o to, co de facto krytykuję, tj. wszelkie przejawy agresji czy czyny wręcz faszystows­kie. To, co się teraz wokół mojej osoby dzieje, jest niesprawie­dliwe i krzywdzące – twierdzi. Nie chce odpowiedzi­eć na pytanie, czy publikuje wiadomości na facebookow­ym profilu „Ukrainiec NIE jest moim bratem”. Nie widzi jednak nic złego w samej stronie. Uważa, że swoją złą sławę zawdzięcza nazwie i przez ten pryzmat jest oceniana.

– Ja tego profilu nie zakładałam, więc nazwy też nie nadałam. Samo prowadzeni­e jakiegokol­wiek profilu w mediach społecznoś­ciowych nie jest przestępst­wem, o ile administra­tor nie zamieszcza treści łamiących prawo. Nie widziałam, żeby na wspomniane­j stronie administru­jący publikowal­i jakiekolwi­ek posty, które łamałyby standardy. Facebook też takich nie dostrzega, skoro strona istnieje od tylu lat. Poza tym administra­tor strony nie odpowiada za to, co piszą komentując­y. Na razie w Polsce nie ma odpowiedzi­alności zbiorowej, więc przypisywa­nie wypowiedzi innych osób jest podłą manipulacj­ą, a do tego bezprawne – mówi Jolanta Lamprecht (...). Utrzymuje, że nie ma sobie nic do zarzucenia, kiedy pytamy o jej aktywność w sieci, o wpisy na Twitterze i publikacje (w latach 2015 – 2017) w jednym z niewielkic­h portali internetow­ych, który reklamuje się hasłem „Informacje bez mainstream­owej propagandy”. Mówi, że teksty były pisane w innej rzeczywist­ości (...).

Śledztwo prokuratur­y zostało przedłużon­e o kolejne trzy miesiące. Fundacja „Polskie Veto” związana z posłem Grzegorzem Braunem prowadzi zbiórkę pieniędzy na pomoc prawną dla nauczyciel­ki.

PAWEŁ PAWLIK

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland