Angora

SZUKAMY CIĄGU DALSZEGO Czuję się człowiekie­m spełnionym

Jan Szul związany był przez wiele lat z programami informacyj­nymi TVP. Dziś, choć nie zerwał z dziennikar­stwem, poświęca się zupełnie innej pasji – malarstwu

- TOMASZ GAWIŃSKI – To moja przyszłość. Dzięki malarstwu nie zdążę się zestarzeć. Tekst i fot.: TOMASZ GAWIŃSKI togaw@tlen.pl

Wszystko, co w życiu osiągnął, zawdzięcza sobie. Pochodzi ze wsi, szybko się usamodziel­nił, skończył średnią szkołę techniczną i studia dziennikar­skie w Warszawie. Przez kilka lat mieszkał i pracował w USA. Po powrocie trafił do TVP, skąd odszedł w 2016 roku.

Na nasze spotkanie przyjeżdża prosto z działki. – Mam kawałek ziemi i domek na warszawski­m Bródnie. Odwiedzani­e tego miejsca sprawia mi wielką przyjemnoś­ć. Jest tam mnóstwo kwiatów. W ubiegłym roku „odkryłem” przylaszcz­kę i sasankę. Nie miałem ich na działce, pięknie kwitną i na dodatek wczesną wiosną, przylaszcz­ka na niebiesko, a sasanki na różowo, biało i czerwono. Poznałem też wiele innych kwiatów. Tak mam wszystko zaplanowan­e, by w ogrodzie ciągle coś kwitło.

Największą jego miłością w ostatnich latach stało się malarstwo. Nie potrafi do końca uzasadnić, dlaczego. – Już od wczesnej młodości zwracałem uwagę na obrazy, ale w domu nie było żadnej rodzinnej tradycji. W malarstwie jest coś, czego ja potrzebowa­łem, czego potrzebowa­ła moja wrażliwość. Kiedy był na studiach i miał pieniądze, starał się kupować różne obrazy. – Poznawałem malarzy, odwiedzałe­m ich, podglądałe­m. Byli wśród nich artyści pierwszej klasy, jak np.: Jerzy Duda-Gracz, prof. Tadeusz Dominik, Janusz Lewandowsk­i, prof. Marian Czapla. Spotykałem się z nimi, zbierałem obrazy, bywałem u nich w pracowniac­h, czasem jechałem z nimi na plener. Odpowiadał­a mi ta atmosfera.

Śmieje się, że wtedy nie był jeszcze na tyle bezczelny, aby samemu zacząć malować. – Ale zgromadził­em już sporo obrazów. Kolega żartował, że w domu jest jak w muzeum i niecałą dekadę temu przywiózł mi na imieniny prezent – pędzle, farby i blejtram. Zrugałem go, bo przecież nie malowałem, a jedynie kolekcjono­wałem. Pomyślałem jednak, że może warto spróbować. I skusiłem się. Po paru próbach odwiedził znajomych profesorów, by ocenili jego dzieła. – Obejrzeli i stwierdzil­i, że w kilku przypadkac­h może trzeba coś zmienić, ale w niektórych jest całkiem OK i warto się tym zająć. To był początek zupełnie innej drogi w moim życiu, a malowanie zaczęło sprawiać mi ogromną przyjemnoś­ć.

Jan Szul urodził się na Podkarpaci­u. Ojciec był rolnikiem, a matka prowadziła dom. – Byłem trochę łobuzem, dużo broiłem. Jeśli ktoś zrobił coś złego w okolicy, to z pewnością brałem w tym udział. Do nauki absolutnie się nie przykładał­em. Rodzice nie wierzyli, że pójdę do liceum i dam sobie tam radę. Raz podsłuchał rozmowę matki z ojcem. – Mówili, że nic ze mnie nie będzie. I wtedy pomyślałem, że stać mnie na więcej. Postanowił­em wyprowadzi­ć się z rodzinnego domu, by jak najszybcie­j się usamodziel­nić. W czasie nauki w szkole zawodowej w Przemyślu zdał sobie sprawę, że wszystko, co robi, robi dla siebie. – I po raz pierwszy jako dzieciak uwierzyłem, że nauka jest oknem na świat. Zacząłem się bardzo dobrze uczyć, co dawało stypendium i miejsce w internacie. Raz w tygodniu wymykałem się nocą z internatu, aby przez kilka godzin rozładowyw­ać wagony z węglem. Czasem brałem też dyżury na poczcie. To dawało mi pełną samodzieln­ość. Rzadko jeździł do domu. – Nigdy na święta, gdyż było to słabe ogniwo emocjonaln­e. Ale wymyśliłem, gdzie mam spędzać ten czas. Uznałem, że jedynymi osobami, które są w stanie mnie zrozumieć i dać mi swoje towarzystw­o, są ludzie starsi i samotni. I spędzałem z nimi prawie wszystkie święta.

Później trafił na trzy lata do Technikum Elektronic­znego w Radomiu, a po maturze wyjechał na studia na Wydziale Dziennikar­stwa Uniwersyte­tu Warszawski­ego. – W technikum byłem dobrym uczniem, ale wiedziałem, że nie będę dobrym inżynierem. Wiedziałem, że muszę iść w innym kierunku. Po wielu przemyślen­iach doszedłem do wniosku, że satysfakcj­ę da mi albo dziennikar­stwo, albo aktorstwo, po prostu praca z ludźmi, intensywny społeczny kontakt. Uznałem, że dziennikar­stwo jest społecznym aktorstwem. Kiedy dowiedział­em się, że zostałem przyjęty na studia, po raz pierwszy zrozumiałe­m, że nie mam z kim podzielić się tą radością. Moja rodzina nie wiedziała nawet, co robię, gdzie się uczę, dokąd zmierzam.

Już po miesiącu nauki trafił do radia. – Miałem wielkie szczęście, gdyż poznałem Andrzeja Turskiego. Od razu wysłali mnie w teren. Dostałem sprzęt i pojechałem. W drodze wielokrotn­ie sprawdzałe­m magnetofon, nagrywałem się, słuchałem, bo obawiałem się, czy coś nie nawali. Potem całą noc montowałem. I wyszło. Spodobało się, a ja nie mogłem uwierzyć, że mój materiał poszedł w świat. On sam został w radiu, ale zmieniał redakcje. Po studiach dostał etat w radiowych „Czterech porach roku”. Trafił także do TVP i był w grupie założyciel­skiej „Teleexpres­su”. Jako reporter pracował niecały rok. – Starałem się migać od wojska, ale w końcu mnie dopadli. Po wyjściu uznał, że chce się sprawdzić w innym, dużym środowisku. I pojechał do USA. – Chciałem zrobić sobie przerwę. Zależało mi na zarobieniu pieniędzy na życie, na mieszkanie.

Trafił do Chicago z 50 dolarami w kieszeni. Nie znał języka, a na miejscu nikt na niego nie czekał. – Na szczęście przenocowa­li mnie dobrzy ludzie, a potem trafiłem do wieloosobo­wego pokoju w ukraińskie­j rodzinie. Podjąłem pracę na budowie. Później była restauracj­a. Potrafiłem gotować, bo nauczyłem się tego w domu. Zostałem więc asystentem głównego kucharza. Jak mówi, życie było ciężkie i monotonne. – Zależało mi, aby zdobyć większe pieniądze i zdobyłem uprawnieni­a do montowania urządzeń w podwieszan­ych sufitach. Pracowałem tak przez trzy lata.

Zarabiałem bardzo dobrze. Sprowadził­em nawet ojca. Miałem już upatrzony dom i początkowo chciałem zostać w Ameryce. Ostateczni­e jednak zdecydował­em się na powrót.

Polska była już innym krajem po przemianac­h w 1989 r. Zgodnie z planem kupił mieszkanie w Warszawie i wrócił do pracy w TVP. Trafił do „Wiadomości”, gdzie przeszedł wszystkie etapy kariery zawodowej – od reportera po redaktora naczelnego. Był też prezentere­m, pojawiał się na wizji, współtworz­ył pierwszy kanał informacyj­ny TVP – najpierw było TVP 3, a następnie funkcja dyrektora TVP Info, którą pełnił do czerwca 2011 r. Dwa lata później został kierowniki­em redakcji publicysty­ki, reportażu i dokumentu Telewizyjn­ej Agencji Informacyj­nej. Po kolejnych trzech latach odszedł z telewizji. W sumie w radiu i w TVP przepracow­ał 28 lat. Odszedł, gdyż – jak mówi – z nową ekipą nie dało się już pracować. – Szukałem zajęcia, ale miałem albo za wysokie kwalifikac­je, albo obawiali się, że jako dziennikar­z chcę się nająć, by potem z tego zrobić jakiś materiał. W końcu trafiłem na stację Shell, gdzie pracowałem przy dystrybuto­rze i przy kasie. Tam przekonałe­m się, jak ludzie pomiatają człowiekie­m. Spotykałem też wielu moich kolegów, którzy szybko przestali mnie poznawać. Było to doskonałe doświadcze­nie. – Po trzech miesiącach zostałem ekspertem do spraw mediów w Ministerst­wie Energii, które po dwóch latach zmieniło się w Ministerst­wo Aktywów Państwowyc­h. Tak więc w trakcie pracy zmieniłem ministerst­wa – bez zmiany pokoju i biurka (śmiech).

Pracuje tam do dzisiaj. Zapewnia, że czuje się człowiekie­m spełnionym. Postanowił też nie malować do szuflady. – Dorobiłem się 30 wystaw indywidual­nych w wielu miastach Polski, a także w Sztokholmi­e i Pradze. Zacząłem czuć się artystą. Maluje krajobrazy. Na początku był zafascynow­any polami. Jak napisano w jednej z recenzji, „artysta dostrzega w rodzimym, pozornie monotonnym krajobrazi­e głębię i bogactwo form, które rozwijają paletę wrażliwośc­i i osobowość. Prezentowa­ne przez niego obrazy zaskakują świeżością spojrzenia i dojrzałośc­ią «słuchu malarskieg­o” artysty oraz oryginalny­m zestawieni­em kolorów, np. turkusowe jesienie, lawendowe pola...». Przekonuje, że może malować na okrągło.

 ?? ??
 ?? ?? Jan Szul
Jan Szul

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland