Przypadki starszej pani(111) Snuje się okularnica
Niechcący wraz z upływającym czasem stałam się kolekcjonerką okularów. Mam kilka okazów, a każdy inny. Jedną parę noszę zawsze w torebce, żeby w sklepach czytać skład produktów i orientować się, z jakiego kraju dana rzecz pochodzi. Poza tym od czasu do czasu trzeba wypełnić jakiś wniosek w urzędzie lub przychodni i wtedy bez patrzałek ani rusz. W domu ich zatrzęsienie, żebym nie musiała ciągle którychś przenosić z jednego pomieszczenia do drugiego. Na biurku są dwie pary – jedna do czytania, a druga do pracy na komputerze. Przy łóżku stale musi być jeden egzemplarz do czytania. W kuchni też dwie pary – do czytania i takie, które się przydają podczas krojenia warzyw na sałatkę. Jak je mam na nosie, to nie kroję sobie palców. Jeszcze jedne leżą na ławie, żeby widzieć, co jest na ekranie telewizora. Dzięki takiemu rozłożeniu zawsze którąś parę mam pod ręką. Chyba że mi któraś zginie. Te w sypialni czasem zakopują się pod poduszkę albo kołdrę. Z biurka niektóre znikają i istnieje wtedy słuszne podejrzenie, że po prostu spadły. Trzeba się czołgać, żeby wydobyć je spod blatu. A tam wiecznie ciemno i nieoceniony okazuje się zmysł dotyku. Tymi na ławie zawsze interesuje się mały wnuczek, ale on na szczęście często nie przychodzi, więc ta para jest w miarę bezpieczna. Z kolei te kuchenne koty zrzucają mi z parapetu, który jest ich tarasem. Można powiedzieć, że jestem szczęśliwą posiadaczką całkiem udanego zbioru. Jednak on nie daje pełnej możliwości wyraźnego widzenia. Żeby odczytać napisy na niektórych kosmetykach, nawet plusowe okulary nie wystarczają i trzeba sięgać po lupę. Zatem z różnego typu szkłami się nie rozstaję i snuję się w nich po domu przez większość dnia. Niekiedy nawet w nich zasypiam, czytając coś na dobranoc. Noc nie może być dyskryminowana. Chociaż w snach człowiek nie ma żadnej wady wzroku.