NATO idzie...
USA pomogły przeprowadzić ataki na rosyjskie cele wojskowe w Ukrainie, prezydent Biden miał zażądać podjęcia pilnych kroków mających zapobiec niepożądanym wyciekom informacji na temat współpracy wywiadów obu krajów. Najnowsza publikacja o tym, że zachodni szpiedzy i doradcy mają działać bezpośrednio na terytorium Ukrainy, świadczy, że nie do końca się to udało...
Ale czy to jakaś nowość, która mogłaby dodatkowo rozdrażnić władze na Kremlu? Bo szczególnym zaskoczeniem dla nich też to chyba nie jest. Na pewno zaś nie jest to wielką niespodzianką dla rosyjskich ekspertów ds. wojskowości i politologów. – Nie ma w tym nic zadziwiającego – zacytował propagandowy portal Sputnik komentarz profesora Władimira Batiuka z katedry polityki zagranicznej moskiewskiej Wyższej Szkoły Ekonomicznej. – Byłoby dziwniejsze, gdyby tych szpiegów tam nie było.
Zdaniem rosyjskiego eksperta jest oczywiste, że państwa NATO chcą wiedzieć, co się dzieje na graniczącym z nimi terytorium. A tego ustalić nie zawsze da się za pomocą „zdjęć z satelitów szpiegowskich, nasłuchów komunikacji radiowej i radiotechnicznej oraz tym podobnych rzeczy”. Zdaniem
Batiuka niezbędne są też dane „wywiadu wojskowego i agenturalnego” i tym właśnie zajmują się szpiedzy i komandosi w Ukrainie.
Pozbawione zbędnych emocji słowa eksperta są jednak raczej wyjątkiem. „NATO już walczy z Rosją. Tajemnice komandosów na Ukrainie wydał «NYT»” – krzyczy tytułem portal telewizji Cargrad, podkreślającej z kolei, że „specnaz państw NATO w tajemnicy działa na terytorium Ukrainy, pomagając jej siłom zbrojnym toczyć działania bojowe przeciw Rosji”, a „ukraińskie wojsko zależy od pomocy USA i ich sojuszników, włączając w to sieć komandosów i szpiegów”. Cargrad przypomina też wypowiedź historyka archiwisty Domietija Zawolskiego, który ponoć ustalił, że już w styczniu korpus amerykańskiej piechoty morskiej ogłosił przetarg na modyfikację ponad 220 ciężarówek, tak aby mogły przewozić zestawy rakietowe HIMARS, teraz dostarczane Kijowowi. Ma to świadczyć oczywiście o tym, że „Zachód zawczasu przygotowywał Siły Zbrojne Ukrainy do konfliktu na pełną skalę”. Niemalże do napadu, któremu zapobiegła profilaktyczna rosyjska „specjalna operacja wojskowa”... Takimi półprawdami i manipulacjami obrastają też z dnia na dzień doniesienia o komandosach z NATO, mających działać w Ukrainie. Na ich zaś podstawie tworzone są kolejne historie. „Ukraińscy wojskowi zaczęli zabijać szkolących ich zagranicznych najemników” – oznajmiła w miniony poniedziałek agencja informacyjna TASS, a za nią cały szereg mediów regionalnych. „Ukraińscy bojownicy otrzymali rozkaz likwidacji zagranicznych instruktorów w Lisiczańsku i Siewierodoniecku, ponieważ posiadają oni pewne informacje o działalności zagranicznych służb specjalnych w Donbasie i nie powinni się dostać do niewoli”.
Jak twierdzi TASS, powołując się na separatystów z tzw. Donieckiej Republiki Ludowej, tamtejszej milicji udało się zidentyfikować kilka znalezionych ciał. Zabici przez swoich byłych sojuszników mieli być Brytyjczycy i Polacy. Czego szukają w Ukrainie Polacy, w ubiegły piątek „wyjaśnił” szef Służby Wywiadu Zagranicznego (SWR) Siergiej Naryszkin. Oznajmił on, że władze w Warszawie planują rozmieszczenie na byłych Kresach Wschodnich kontyngentu pokojowego i powołanie tam marionetkowego państewka kontrolowanego przez polską armię. Drugi plan miałby zakładać utworzenie w centralnej Ukrainie strefy buforowej, która uniemożliwiałaby bezpośrednią konfrontację zbrojną Rosji i Polski. Jak twierdzi Naryszkin, w Warszawie przystąpiono do opracowywania tych planów, gdyż panuje tam przekonanie, że „reżim w Kijowie” jest skazany na klęskę militarną. „Polskie władze są przekonane, że USA i Wielka Brytania będą musiały poprzeć ten plan. Jak sądzi się w Warszawie, w miarę posuwania się rosyjskich wojsk w głąb ukraińskiego terytorium Waszyngton i Londyn nie będą miały wyboru”, cytuje szefa wywiadu agencja RIA Nowosti.
Brzmi to jak jakiś marny dowcip? Na pewno dużo słabszy niż popularna anegdota, która wyjątkowo trafnie ilustruje aktualny przebieg wojny w Ukrainie. – Co tam u was się wyrabia? – dzwoni Monia do znajomego z Odessy. – A, Rosja trochę walczy z NATO – odpowiada zapytany. – Straty duże? – Rosja straciła kilkaset samolotów i helikopterów, tysiąc czołgów i bojowych wozów piechoty, kilka okrętów, 30 tysięcy ludzi... – A NATO? – Monia, nie uwierzysz, ale NATO jeszcze w ogóle nie przyjechało...
Każda nowa informacja i każdy przeciek, że „NATO już przyjechało”, są więc dla kremlowskiej machiny propagandowej bezcenne. Bo obywatelom, którzy mogą się zaczynać zastanawiać, dlaczego „wojskowa operacja specjalna” trwa już grubo ponad sto dni i nic nie wskazuje na to, aby miała się zakończyć, łatwiej wytłumaczyć, że przeciwko Rosji walczy nie tylko Ukraina (która oczywiście zostałaby pokonana z marszu), lecz także cały potężny, przebiegły i uzbrojony po zęby wrogi blok.