Angora

Łukasz Warzecha: Szesnastu obrońców Szlezwiku

- ŁUKASZ WARZECHA Autor jest publicystą „Do Rzeczy”

Nr 179 (3 VIII). Cena 7,30 zł

Postawę nieprzemyś­lanej walki promuje mit powstania warszawski­ego.

Bywa, że filmowy cytat tak głęboko wiąże się z bohaterem obrazu, że zaczyna być powszechni­e uznawany za naprawdę przez niego wygłoszony. Nawet jeśli jest tylko wymysłem scenarzyst­y. Tak jest ze słynnym zdaniem przypisywa­nym generałowi George’owi Pattonowi: „Chcę, żebyście pamiętali, że nigdy żaden biedny sukinsyn nie wygrał wojny, umierając za swój kraj. Wygrał ją, sprawiając, że inny biedny sukinsyn umarł za swój”. W rzeczywist­ości Patton tych słów nie powiedział. Wypowiada je główny bohater filmu „Patton” z 1970 r., grany przez George’a C. Scotta. Przyznać trzeba jednak, że cytat jest bardzo zgrabny i do Pattona pasuje.

Nie jest jednak szczególni­e odkrywczy. Każdy przytomny strateg, od Sun Zu począwszy, rozumiał tę prawidłowo­ść: wojny wygrywają ci, którzy pozostają przy życiu. Celem nie jest „złożenie ofiary krwi”, ale pokonanie wroga. A to znaczy, że trzeba być od niego silniejszy­m, sprytniejs­zym, lepiej uzbrojonym i bardziej zdetermino­wanym. I trzeba żyć dłużej niż on. Nie wszystkie te warunki muszą istnieć jednocześn­ie, ale zwykle spełnienie tylko jednego, a nawet dwóch, to za mało.

„Heroizm, walka o wolność, walka za wszelką cenę, także za cenę własnego życia, była i jest dla nas wzorem do naśladowan­ia, wzorem dla wszystkich pokoleń” – powiedział 1 sierpnia Mateusz Morawiecki. To niesamowic­ie szkodliwe stwierdzen­ie. Mądry dowódca nie toczy nigdy walki „za wszelką cenę”, bo tą ceną może być całkowite unicestwie­nie jego armii i tym samym kompletna przegrana. Niestety, postawę walki nieprzemyś­lanej, bez względu na straty, promuje mit powstania warszawski­ego w formie takiej, w jakiej jest utrwalany od kilkunastu lat.

Pouczająco jest czasem zaintereso­wać się losami różnych zakątków Europy podczas drugiej wojny światowej. Czy wiedzą państwo na przykład, ilu duńskich żołnierzy zginęło, broniąc swojej formalnie neutralnej ojczyzny przed niemieckim najeźdźcą w kwietniu 1940 r.? Szesnastu – w obronie Szlezwiku. Bo tylko tam w ogóle podjęto walkę. Dania przez część okupacji układała się jakoś z niemieckim najeźdźcą, co pozwalało krajowi funkcjonow­ać względnie normalnie. Duńczycy takie rozwiązani­a popierali do 1943 r., kiedy Niemcy postawili nowe żądania, na które rząd duński się już nie zgodził. Wtedy Niemcy rozbroili duńskie wojsko. Nie obyło się bez ofiar – było ich tym razem 23. Aha, duńskim politykom udało się w 1943 r. zorganizow­ać ewakuację duńskich Żydów do Szwecji, dzięki czemu kilka tysięcy z nich uratowano przed zagładą.

Oczywiście niemieckie plany wobec Danii i Polski to niebo a ziemia, nie sposób tego porównywać. Niemcy nie uznawali Duńczyków za podludzi, a Polaków tak. Nie zmienia to faktu, że Duńczycy po prostu nie walczyli, a tamtejsi politycy wybrali skrajnie pragmatycz­ny kurs, byle zapewnić swojemu narodowi przetrwani­e. I mogę się założyć, że polscy zwolennicy etosu nieskutecz­nych powstań z pogardą prychają teraz: „Ha! Tchórze!”.

Co w takim razie można powiedzieć o rozkazie „Montera” na 50. dzień powstania – tego samego „Montera”, któremu zwidziały się sowieckie czołgi na Pradze pod koniec lipca? „Niewystąpi­enie nasze do walki sprowadził­oby na nas większe straty niż otwarta walka. Zdobyte przez Was w tym boju wartości są bezcenne, tak jak bez ceny jest Wasza krew przelana, jak bez ceny są ofiary złożone przez całą Warszawę i jej lud”. W tym czasie miasto leżało już w większości w ruinach, a straty wśród żołnierzy i cywilów były wstrząsają­ce.

Wysławiani­e pod niebiosa decyzji o rozpoczęci­u tamtej walki jest świadectwe­m braku odpowiedzi­alności wobec własnego państwa i obywateli.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland