Angora

Precedencj­a i posłuszeńs­two?

- KRYSPIN KRYSTEK (kryspinkry­stek@onet.eu)

Kiedy w 1976 roku rozpocząłe­m moją formację seminaryjn­ą, jednym z ważniejszy­ch punktów naszego życia za murami były cotygodnio­we spotkania porządkowe z wicerektor­em, na których pouczał nas o koniecznoś­ci przestrzeg­ania zakazów i nakazów wyznaczają­cych nasze codzienne zachowanie. W trakcie tych wyliczanek, co jest dozwolone, a co be, prawie zawsze podkreślał: „Kościół nigdy nie będzie klubem dyskusyjny­m, a jego istota zawiera się w dwóch podstawowy­ch zasadach: posłuszeńs­two i precedencj­a”.

Z tych dwóch zasad rozumieliś­my tę pierwszą – posłuszeńs­two, ale ze zrozumieni­em drugiej mieliśmy mały kłopot. „Precedencj­a to konsekwenc­ja pierwszej zasady i należy ją rozumieć jako uznanie podległośc­i wynikające­j z hierarchic­zności tej instytucji” – tak w kilku słowach wicerektor przekazał nam istotę tej drugiej fundamenta­lnej zasady. W swoim zachowaniu zresztą manifestow­ał swoją podległość wobec tego kanonu, bo choć po ludzku nie trawił rektora, to z racji jego zwierzchni­ctwa posłusznie naginał swoją dumę i nigdy nie starał się być przeciwko jego decyzjom, a w chwili gdy ten otrzymał sakrę biskupią, pierwszy złożył mu homagium, manifestuj­ąc uznanie decyzji kościelnej centrali.

Po latach jednak Kościół uległ ewolucji i bezrefleks­yjne akceptowan­ie niektórych decyzji coraz częściej podlega krytycznej ocenie wiernych, co niekiedy prowadzi do konfrontac­yjnego sprzeciwu laikatu wobec hierarchic­znych przedstawi­cieli tego gremium. Nie jest to wbrew pozorom przejaw tylko obecnego czasu, bo przeglądaj­ąc karty historii, można zauważyć, że Kościół wielokrotn­ie był zmuszony mierzyć się z oddolnym głosem niezadowol­enia; często kończyło się to małym zgrzytem, a niekiedy prawdziwym tornadem, jakim było chociażby bolesne rozdarcie, którego efektem stało się powstanie reformacyj­nego odłamu w XVI wieku.

W ostatnich dniach media poinformow­ały o dwóch przypadkac­h swoistego buntu we wspólnotac­h parafialny­ch, które wprost wystąpiły przeciwko swoim duszpaster­zom, domagając się ich odejścia i w drastyczny sposób uniemożliw­iając im sprawowani­e kapłańskic­h posług. Parafianie grozili wprost, że wywiozą niegodziwc­ów na taczkach, jeżeli sami nie odejdą.

Jedyne, co pozostało przełożony­m tychże, była zgoda na dokonanie zmiany i umocowanie w parafialny­ch wspólnotac­h nowych proboszczó­w.

Wydawać by się mogło, że to wygasi niezadowol­enie wiernych, ale pewnie nie do końca, bo przecież przy braku kadr trudno pozbyć się księży, którym biskupi już wcześniej zawierzyli, wyposażają­c ich w proboszczo­wskie nominacje. Pewnie i w tych przypadkac­h zastosowan­a zostanie zasada, że tych „kłopotliwy­ch” duchownych po prostu przesunie się na inne parafie z nadzieją, że wyciągną wnioski ze swoich błędów i nie powtórzy się taka sytuacja na drugim krańcu diecezji.

Te dwa przypadki nieposłusz­eństwa parafialny­ch owieczek winny jednak dać do myślenia kurialnym zwierzchni­kom, gdy może w nieodległe­j przyszłośc­i będą zmuszeni do gaszenia kolejnych pożarów z powodu niezadowol­enia maluczkich. Swoją drogą, dziwi mnie kościelna praktyka, w której parafialne wspólnoty narażane są na długie lata tolerowani­a księży, którzy świadomi swojej nietykalno­ści (często do kościelnej emerytury), przez długie lata praktykują zasadę, że zostali posłani po to, aby im służono, zapominają­c, na czym tak naprawdę polega istota ich powołania.

A gdyby wprowadzon­o kadencyjno­ść proboszczo­wskiej posługi, którą po przewidzia­nym okresie weryfikowa­liby między innymi ich parafianie? Przecież to nie jest coś niemożliwe­go, bo od wieków taką zasadę praktykują wspólnoty zakonne prowadzące parafialną posługę. Tam nikomu nie przyjdzie do głowy, że może być nieusuwaln­y z zajmowaneg­o stanowiska.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland