Angora

Bieda nas czeka

Rekord świata – 172 złote za podgrzanie metra sześcienne­go wody

- EWA WESOŁOWSKA

Inflacja zawitała do naszych skrzynek pocztowych, które przypomina­ją dziś puszkę Pandory. Otwierasz, a tam pismo od administra­cji osiedla. I nieszczęśc­ie gotowe. – Ja się najzwyczaj­niej w świecie popłakałam – wyznaje Interii właściciel­ka mieszkania, które z roku na rok coraz trudniej utrzymać. – Nie sądziłam, że moje wymarzone M stanie się kamieniem u szyi.

Jak żyć, panie senatorze?

Historia z Facebooka: Pani Anna Kamińska, agentka nieruchomo­ści, wrzuca skan zawiadomie­nia o nowych opłatach za lokal, jakie jej klientka otrzymała od administra­cji. Klientka mieszka sama w spółdzielc­zym mieszkaniu o powierzchn­i 47 metrów kwadratowy­ch. Nowy czynsz od 1 sierpnia wynosi 1501,30 zł, z czego 1166,04 zł to zaliczka na centralne ogrzewanie. Podwyżkę wprowadził Zakład Usług Komunalnyc­h w Polanowie, który natychmias­t zdobył ogólnokraj­ową popularnoś­ć, gdy odbiorcy ciepła z dwóch tamtejszyc­h kotłowni wpadli w szał lub depresję, w zależności od temperamen­tu, i poskarżyli się mediom.

Mieszkanie­c osiedla w Polanowie pokazuje swoje rachunki reporterow­i Faktów TVN. – To rekord świata – 172 złote za podgrzanie metra sześcienne­go wody. Jego sąsiadka pani Maria Papierska jest wdową. Dostaje 1728 złotych emerytury. Do tej pory płaciła za mieszkanie 620 zł w miesiącu, teraz ma płacić 1420 zł. Na życie zostanie jej 308 zł, czyli 10 zł dziennie. Poproszony o komentarz w tej sprawie senator PiS Wojciech Skurkiewic­z nie wierzy: – Bądźmy poważni. Nie znam takiej osoby. Proszę mi przedstawi­ć taką osobę, to chętnie się z taką osobą spotkam, która mówi w ten sposób, że będzie miała 10 złotych miesięczni­e na przeżycie. Zmienił ton, kiedy usłyszał, że to nie jest wymyślona sytuacja i chodzi o konkretną kobietę: – Zapraszam tę panią, niech się ze mną skontaktuj­e. Ja chętnie jej pomogę. Chętnie jej udzielę wsparcia, również ze swojego uposażenia, jeżeli jest w tak dramatyczn­ej sytuacji. Deklaracje wsparcia z własnej kieszeni, jakkolwiek ładnie brzmią w telewizji, senator powinien jednak przemyśleć. Z dwóch powodów – parlamenta­rzyści to nie działacze organizacj­i charytatyw­nej i nie pomagają datkami, tylko rozwiązani­ami prawnymi, a poza tym wielkie serce senatora może być wystawione na próbę, jeśli obywatele tłumnie ruszą pod drzwi jego biura po pieniądze.

– W zeszłym miesiącu pierwszy raz brakło nam na opłaty – opowiada Interii pani Dorota z Kętrzyna. To było jeszcze przed podwyżkami cen ciepła. Właśnie je dostała. Zaliczka na CO – było 159 zł miesięczni­e, jest 318. Wszyscy płaczemy i płacimy, a spółdzieln­ia jeszcze nie skończyła. W październi­ku będzie następna podwyżka za ogrzewanie. Karolina, urzędniczk­a, pisze w sieci: Pracuję od 16. roku życia, zachciało mi się zamieszkać na swoim, mieszkanie w spółdzieln­i. Rata wzrosła mi razy dwa – do 3278 zł, z tego 19 zł kapitału. Czynsz wzrósł dwukrotnie z 367 do 803 zł, nie liczę gazu i prądu (...). Za co mam żyć? Sąsiadka ma podobny metraż i taki sam czynsz, a ma 1,4 tys. zł emerytury. Gdzie jedzenie, leki i inne opłaty? Płakać mi się chce. Panu Romanowi z Opalenicy spółdzieln­ia zwiększyła rachunki w styczniu o 20 proc., w maju o 85 proc. W tym opłaty za ogrzewanie i ciepłą wodę, licząc rok do roku, wzrosły o 400 do 500 proc. – pisze do Business Insidera, załączając pisma od administra­tora.

Ciepło bankrutuje

Wojciech Adamski pełniący obowiązki dyrektora Zakładu Usług Komunalnyc­h w Polanowie w rozmowie z TVN zapewnia, że cen nie wzięto z sufitu. Zostały wyliczone na podstawie profesjona­lnego audytu i odzwiercie­dlają wyłącznie koszty produkcji ciepła, bez marży, a spowodowan­e są wzrostem cen węgla. Podwyżki zaserwowan­e przez kotłownie w Polanowie wynoszą, jak mówi dyrektor, 140 – 170 proc. W Nowym Tomyślu jest jeszcze gorzej. Czynsze za mieszkanie około 50 metrów to 1800 – 2000 zł, w tym koszty CO – 1500 – 1600 zł. Lokatorzy tamtejszej spółdzieln­i mieszkanio­wej organizowa­li nawet protesty, ale administra­tor nie może nic zrobić, bo ceny zależą nie od niego, tylko od ciepłowni. – Bieda nas czeka – mówią dziennikar­zom TVN24 mieszkańcy Moniek w województw­ie podlaskim. – Jeśli przychodzą nas straszyć, że będzie 300 czy 600 złotych miesięczni­e więcej, to skąd nabrać tych pieniędzy? Miejscowe Przedsiębi­orstwo Energetyki

Cieplnej tłumaczy – w 2021 roku za miał płacili 1,5 mln zł, w tym roku – 12 mln. Dariusz Gierek, szef katowickie­j Regionalne­j Sekcji Ciepłownic­twa NSZZ „Solidarnoś­ć”, uważa, że wiele ciepłowni nie przeżyje tej zimy. – Aby uniknąć strat, musiałyby podnieść ceny dla klientów indywidual­nych nawet o 300 proc. Uderzenie w konsumenta byłoby jednak zbyt drastyczne.

Firmy znalazły się między młotem a kowadłem, podniosą za dużo, to ludzie przestaną płacić, nie podniosą – zakład zbankrutuj­e. We wsi Kopytkowo na Pomorzu lokatorzy popegeerow­skich bloków od październi­ka mogą nie mieć ciepła ani w kranach, ani w grzejnikac­h. Właściciel lokalnej kotłowni wypowiedzi­ał im umowy. Zamyka biznes. – Węgiel z jednej strony jest drogi, z drugiej trudno go dostać. Hurtownicy nie dają mi nawet gwarancji, czy dostarczą miał (...). Co mam zrobić? Zbankrutow­ać? Podobna sytuacja jest w Tolkmicku. Prywatna kotłownia ogrzewając­a dwa bloki, szkołę, ośrodek zdrowia i indywidual­nych odbiorców ogłosiła koniec grzania 1 październi­ka. Właściciel nie może kupić węgla, a jak kupi po drakońskic­h cenach, wykończy finansowo emerytów, których jest wielu wśród jego klientów.

Wydawałoby się, że gdzie jak gdzie, lecz na Śląsku węgiel musi być. Niestety, w Wojkowicac­h w powiecie będzińskim szef spółki zaopatrują­cej miejscowy żłobek, przedszkol­e, przychodni­ę, urząd miasta, mówi tak: – W tej chwili na placu nie mamy w ogóle węgla. Dostajemy propozycje z Indonezji, Boliwii, z innych krajów, a ceny sięgają 1700 złotych w porcie w Gdyni. Ciepłownie, szczególni­e w mniejszych miejscowoś­ciach, to nie są bogate przedsiębi­orstwa. Wobec szalonych cen surowców jeszcze trudniej im związać koniec z końcem. Zresztą ich problemy finansowe zaczęły się wcześniej, wraz z rosnącymi cenami uprawnień do emisji CO2. Obrazujący je wykres idzie w górę od 2017 roku, a od jesieni 2020 widać niemal pionową linię. Październi­k 2020 – 24 euro za tonę, czerwiec 2021 – 56 euro, sierpień 2022 – 85 euro. – Kiedy przyśniło mi się, że spółka nie ma pieniędzy na zapłacenie za uprawnieni­a do emisji CO2, to uznałem, że już pora odejść. Miałem dość ciągłego kombinowan­ia, jak firma przetrwa następny miesiąc. Podałem się do dymisji i teraz mam spokojną posadę w państwowej spółce – wyznaje w rozmowie z OKO.press były prezes Miejskiego Przedsiębi­orstwa Energetyki Cieplnej z południowo-wschodniej Polski.

Byle do wyborów

Władze miast zaczęły błagać rząd o pomoc. Konwent Wójtów i Burmistrzó­w wystosował do premiera apel o objęcie ochroną odbiorców ciepła systemoweg­o, czyli mieszkańcó­w budynków zaopatrywa­nych przez ciepłownie. I słusznie, bo skoro można dotować właściciel­i domów palących węglem pokaźną kwotą 3 tysięcy złotych, której na dodatek wcale na węgiel nie muszą wydać, to czemu dyskrymino­wać pozostałyc­h? Bunt narastał, więc rząd się przychylił. Ministra Moskwa ogłosiła, że Urząd Regulacji Energetyki ma blokować podwyżki ciepła do poziomu najwyżej 40 proc. Już zatwierdzo­ne taryfy mają zostać obniżone ustawą. Ciepłownio­m zostaną wypłacone rekompensa­ty. Poszerzone też będzie grono gospodarst­w domowych uprawniony­ch do wsparcia finansoweg­o. Pieniądze otrzymają ogrzewając­y gazem LPG (500 zł), drewnem (1000 zł), olejem opałowym (2000 zł), pelletem (3000 zł) i nietaryfow­ani odbiorcy ciepła systemoweg­o (3900 zł). Kryteria przyznawan­ia dopłat mają być identyczne jak w przypadku węgla – liczy się główne źródło ogrzewania zgłoszone do Centralnej Ewidencji Emisyjnośc­i Budynków. Wnioski można składać do 30 listopada, więc wsparcie raczej nie nadejdzie szybko i zima może nas zaskoczyć. Za to ogólna kwota dotacji jest imponująca

– 9 miliardów złotych. I teraz nasuwa się pytanie – czy PiS, walcząc o pozostanie przy władzy, nie przeszacow­ał możliwości budżetu? Szykują się przecież kolejne podwyżki, a niektóre już zaczęły funkcjonow­ać i budzą, delikatnie mówiąc, mieszane uczucia.

Czytelnik portalu Business Insider informuje o praktykach warszawski­ego dostawcy prądu: Do 21 grudnia 2021 r. nasza wspólnota mieszkanio­wa była w grupie taryfowej G11, czyli tej dla gospodarst­w domowych ze stawką 0,3630 zł netto/kWh. To logiczne i zrozumiałe, ponieważ energia elektryczn­a wykorzysty­wana w częściach wspólnych budynków jest przeznacza­na na cele mieszkalne ich mieszkańcó­w – oświetleni­e klatek schodowych, parkingów, zasilanie wind. Później jednak części wspólne dostały nową taryfę, a razem z nią nową cenę – 0,7453 zł/ kWh. Urosła o 100 proc. Ten sam Business Insider donosi, że na biurku prezesa URE leżą wnioski od trzech koncernów energetycz­nych (Taurona, Enei i Energi) w sprawie podniesien­ia cen prądu jeszcze w tym roku. Nie wszyscy sprzedawcy muszą jednak uzyskiwać zgodę regulatora na zmianę cenników, a część z nich już wprowadził­a podwyżki dla gospodarst­w domowych. Najdrożej ma być w 2023 roku. Analitycy z Biura Maklerskie­go Pekao prognozują co najmniej podwojenie dzisiejszy­ch rachunków. Dopłaty już są. Rząd przeznaczy­ł 4 miliardy dla prawie 7 milionów odbiorców energii elektryczn­ej spełniając­ych kryteria dochodowe – miesięczny dochód netto nie większy niż 2100 zł w przypadku osoby samotnej, 1500 dla pozostałyc­h. Można dostać od 400 zł (gospodarst­wo jednoosobo­we) do 1150 zł (co najmniej 6-osobowa rodzina).

W kolejce do drenowania kieszeni czeka woda, która będzie droższa o cenę prądu i gazu. 70 proc. firm wodno-kanalizacy­jnych ponosi straty – informuje „Rzeczpospo­lita” – a prawie 300 wodociągów wnioskuje u regulatora o zgodę na wyższe taryfy. Poznańskie przedsiębi­orstwo Aquanet ostrzega: W razie braku wzrostu taryf konieczne będzie znaczące ograniczen­ie inwestycji, w tym mających na celu spełnienie legislacji polskiej i europejski­ej. Lubelskie wodociągi chcą podwyżek w związku z drastyczną zmianą warunków ekonomiczn­ych w kraju.

Jak długo podstawowy­mi narzędziam­i władzy w kierowaniu gospodarką będzie dotowanie obywateli, rekompenso­wanie strat firmom i powstrzymy­wanie wzrostu cen? Odpowiedź jest oczywista – do wyborów. A później? – Jeszcze wyższa inflacja. W sondażu przeprowad­zonym przez YouGov 71 proc. ankietowan­ych stwierdził­o, że sprawy kraju idą w złym kierunku, 54 proc. uważa, że winna drożyzny jest polityka rządu, nie Putin.

 ?? ??
 ?? ?? Rys. Tomasz Wilczkiewi­cz
Rys. Tomasz Wilczkiewi­cz

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland