Po prostu nie wytrzymała
Zmarł po tym, jak żona go podpaliła. Dla sąsiadów jest jasne, że miała dosyć bycia ofiarą
Mąż znęcał się nad nią przez lata. Bił, obrażał, poniżał. Znosiła to w ciszy. Nigdy się nie skarżyła. Biernie patrzyła też, jak znęca się nad ich synami. Co najwyżej kazała im uciekać z domu, kiedy Tadeusz G. wpadał w szał. Nie wiadomo, co przelało czarę goryczy. Biegli twierdzą, że wypity przez oskarżoną alkohol...
Był początek maja 2021 roku. Tadeusz G. jeszcze przed południem wybrał się na imieniny do sąsiada. Dla jego żony było jasne, że wróci do domu pijany. I tak rzeczywiście się stało. Już od drzwi, jak to zwykle miał w zwyczaju, zaczął Mariannę G. obrażać. Oskarżona twierdzi, że w tym czasie wypiła dwa piwa. Po kilku godzinach wylała na męża podpałkę do grilla i podpaliła go. Tadeusz G. zmarł parę dni później w szpitalu.
Chciałam go nastraszyć
Marianna G. jest już na emeryturze. Mieszka w niewielkiej wsi pod Skierniewicami. Drobna, niepozorna kobieta. Biegły psycholog opisał ją kilkoma słowami:
– Nie szukała pomocy, bo bała się agresji męża. Ma cechy ofiary przemocy domowej. Nie wierzy w siebie. Biernie poddaje się sytuacji.
Od razu przyznała się, że to ona podpaliła męża. Jednak w czasie pierwszego przesłuchania, gdy Tadeusz G. jeszcze żył, nawet słowem nie wspomniała o wieloletniej gehennie:
– Mąż wrócił z imienin od sąsiada tak około 14.30. Od wejścia do domu zaczął mnie wyzywać od kurew, suk, szmat i jeszcze innych określeń używał. Prosiłam go, że jak się napił, to żeby się położył i przespał. A on gadał i gadał, i tak w koło. Ja w tym czasie wyszłam na podwórko, żeby się uspokoił. Jak mnie w domu nie było, to siedział cicho, ale jak tylko wróciłam, to się zaczynała ta sama śpiewka. Około godziny 20 ja już po prostu nie wytrzymałam tej gadki, już mi nerwy puściły i koniec. Kiedy wracałam od pieca, to na szafce przy wyjściu z piwnicy stała butelka z rozpałką do grilla. Wzięłam tę butelkę. On cały czas mnie wyzywał. Siedział na łóżku i wyzywał. Czasem wstawał, czasem siedział. Latał. Ubrany był. Podeszłam do niego i prysnęłam trochę tą rozpałką do grilla na sweter w okolice klatki piersiowej. Na oknie miałam zapalniczkę. Odpaliłam i przysunęłam do niego i on zaczął się palić. Chciałam go postraszyć. Jak się zaczął palić, to weszłam do łazienki i odkręciłam wodę. On szedł z pokoju do korytarza, a ja już złapałam za słuchawkę prysznicową i lałam go wodą. W tym czasie nic nie mówiłam, a on był pijany i tylko mruczał coś pod nosem. Ja nie chciałam mu zrobić krzywdy. Chciałam go tylko postraszyć, żeby się uspokoił. Jak go lałam tą wodą, to upadł. Potem to już nic nie pamiętam. Usiadłam na łóżku i siedziałam. Nie wiem, jak mąż się znalazł w łóżku. Potem to policję pamiętam. Przyznałam się, że on mnie wyzywał i ja go podpaliłam. Sama nie myślałam, że to się tak skończy.
Po śmierci Tadeusza jego żonę przesłuchano ponownie:
– Ja go tylko chciałam nastraszyć, nie chciałam go zabić. Mój mąż znęcał się nade mną. Po prostu tego dnia już nie wytrzymałam. W tym dniu uderzył mnie pięścią w głowę. Mogę powiedzieć, że mąż znęcał się całe życie. Nigdy nie miał żadnego postępowania. Tylko raz była u nas policja. Syn chyba wezwał. Wstydziłam się przed ludźmi. Nie wolno mi było się użalać. Jak dzieci były mniejsze, to do babci uciekały. Przy innych ludziach zachowywał się wzorowo. Po pobiciach nigdy nie byłam u lekarza, bo wstydziłam się. Tej podpałki to 3, może 4 krople wylałam. Nie myślałam, że to się tak zapali. Nie mogę sobie z tym poradzić...
Śledczy zanotowali, że Marianna G. w trakcie przesłuchania płakała. W sądzie również miała kłopoty z utrzymaniem emocji. Nie chciała już wyjaśniać.
Po odczytaniu aktu oskarżenia powiedziała zaledwie parę słów:
– Ja nie chciałam tego zrobić, nie chciałam zabić męża. Ja chciałam go
tylko przestraszyć. Bardzo tego żałuję.
To ojciec był...
Marianna i Tadeusz G. mieli dwóch synów. Dziś to dorośli mężczyźni. Dariusz G. mieszkał z rodzicami. To on wezwał pogotowie, kiedy zobaczył ojca leżącego w łóżku. Mężczyzna miał opuchniętą twarz. Świadek wrócił do domu wieczorem i nie potrafi opowiedzieć sądowi, co wydarzyło się przed jego powrotem:
– Po prostu z rodzicami tamtego wieczoru nie rozmawiałem. Ojciec wyglądał źle, ale o własnych siłach wszedł do karetki.
Dariusz G. mówi dużo więcej, gdy padają pytania o atmosferę w domu rodzinnym:
– Dość często były awantury, zwłaszcza jak tata był pijany. On się nad nami znęcał i fizycznie, i psychicznie. Mamę wyzywał, nieraz uderzył. Mama starała się go nie prowokować, siedziała cicho. Stawałem w jej obronie. Mama to jest raczej spokojna, ale każdy ma nerwy, które kiedyś puszczają. Kiedyś to mamy brat przychodził i sąsiad, żeby go uspokoić. Pamiętam, że raz to ją tak uderzył, że straciła przytomność. Miała siniaki, podbite oczy. Wezwaliśmy wtedy policję, ale tylko na
wytrzeźwienie go zabrali. Jak byłem dzieckiem, mnie też bił...
– Nie rozmawialiście państwo o tej sytuacji? Nie chcieliście jej zmienić?
– Były rozmowy z mamą na temat ojca, żeby jej coś pomóc, ale to w końcu ojciec był... Mama nieraz go straszyła, że go z domu wyrzuci, ale on się z tego śmiał... Policji nie wzywaliśmy często, bo w jakimś sensie to nasz ojciec i nam go też było szkoda.
Świadek spuszcza głowę. Musi mu być ciężko opowiadać przed obcymi ludźmi o swoim życiu, ale mimo to dodaje:
– Sam miałem próbę samobójczą. Przez tatę... Poniżał mnie...
Michał G., starszy syn oskarżonej, zbliża się do czterdziestki, ale to, co przeżył z ojcem, nosi w sobie do dziś:
– Odkąd pamiętam, to w domu tata zawsze pił. Mimo wieku w głowie mam z dzieciństwa dwie sceny. Miałem 5 lat, kiedy na weselu ojciec pobił mamę. Jak wróciliśmy do domu, rzucił ją na łóżko, przystawił nóż do gardła i powiedział, że ją zabije. Pobiegłem po babcię i brata mamy. Druga scena to taka, że widzę ojca, jak na ganku uderza głową mamy o ścianę. Mama straciła wtedy przytomność. Miałem 6, może 7 lat. Do tej pory próbowałem o tym zapomnieć...
Świadek musi na chwilę przerwać zeznanie. Emocje i łzy nie pozwalają mu mówić.
– Znęcał się nie tylko nad mamą, nad nami też – kontynuuje po chwili. – Miał kabel od prodiża i zazwyczaj tym kablem nas bił. Jak czasem mu go schowaliśmy, to wyciągał pas. Jak miałem 15 lat, miałem problemy ze zdrowiem, zwłaszcza psychicznym. Przez ojca. Czasami chciałem, żeby już mnie nie było na świecie, bo on cały czas powtarzał, że jestem nierobem i do niczego w życiu nie dojdę...
Już chyba nie ma siły na dalsze zeznania, dlatego po kolejnej przerwie dodaje krótko:
– Ojciec wiele razy groził mamie, że ją zniszczy, zabije. Myślę, że mama się go bała.
Świadek Bartłomiej S. od lat jest kolegą synów oskarżonej.
– Przyczyną tego wydarzenia było wyłącznie zachowanie pana Tadeusza w stosunku do żony i synów. W naszej miejscowości to wszyscy pytają, jak się pani Marysia czuje, jak sobie radzi. Nikt nie pyta, dlaczego to zrobiła, bo dla wszystkich jest jasne, że z powodu zachowania męża – zeznaje.
Kilkaset osób – sąsiedzi, znajomi oskarżonej – podpisało się pod poręczeniem społecznym:
„My, mieszkańcy Pszczonowa, choć wstrząśnięci tą tragedią, jesteśmy całym sercem przy tej kobiecie. Współczujemy jej i pragniemy, aby przed ostatecznym rozstrzygnięciem o jej winie dano jej możliwość resocjalizacji i powrotu do naszej społeczności”.
Oskarżona była ofiarą
Sąd nie miał wątpliwości, że Marianna G. jest winna zabójstwa męża.
– Stan faktyczny jest jasny, zresztą oskarżona przyznała się, że polała męża podpałką do grilla – tak sędzia Robert Świecki uzasadniał wyrok.
Łódzki sąd okręgowy zdecydował jednak w przypadku oskarżonej Marianny G. o zastosowaniu nadzwyczajnego złagodzenia kary i skazał ją na 3 lata pozbawienia wolności.
– Oskarżona kwestionowała ilość podpałki. Jej zdaniem to były dwie, może trzy krople. Zdaniem biegłego rozmiar pożaru świadczy o tym, że mogło być to od 100 do 200 mililitrów – sędzia Świecki skrupulatnie omawia wszystkie dowody. – Druga sporna kwestia to alkohol, który oskarżona wypiła. Twierdzi, że były to dwa piwa. Badania krwi wykluczają jej wersję. Alkoholu musiało być więcej. Kolejna kwestia to to, czy działała z zamiarem pozbawienia życia, czy chciała męża tylko nastraszyć? Zdaniem sądu działała z zamiarem ewentualnym. Godziła się na jego śmierć. Wprawdzie polała go wodą i ugasiła, ale potem położyła się do łóżka i w żaden sposób nie interesowała się losem męża.
Mecenas Anna Szydłowska, obrońca oskarżonej, prosiła sąd, aby uznać, iż jej klientka była w stanie silnego wzburzenia, w afekcie. Sąd jednak nie zgodził się z tą tezą.
– Nie działała w afekcie, bo była nietrzeźwa – zaznaczył sędzia. – W czasie zdarzenia była pod wpływem emocji. Te emocje kumulowały się długo, ale to alkohol sprawił... a właściwie zadziałał jak środek odhamowujący. Jak zaznaczył biegły, oskarżona ma dobrą samokontrolę. Agresja jest jej obca. To alkohol w chwili zdarzenia był dominującym motywem jej zachowania. Dlatego nie możemy mówić o afekcie.
Sąd nie podzielił również zdania prokuratury, która zażądała dla Marianny G. kary 10 lat pozbawienia wolności. Składając ten wniosek, prokurator stwierdziła nawet: „Tylko ja stoję po stronie pokrzywdzonego”. W ten sposób nawiązała z pewnością do zeznań świadków, którzy bronili oskarżonej. 8 lat pozbawienia wolności to najniższa kara, jaką mogła usłyszeć Marianna G., gdyby sąd nie zastosował nadzwyczajnego złagodzenia kary.
– Sąd uznał, że 8 lat dla oskarżonej to kara zbyt surowa, a pani zasługuje na jej złagodzenie – stwierdził sędzia i krótko wymienił okoliczności łagodzące. – Oskarżona była ofiarą przemocy domowej. Mąż znęcał się nad nią psychicznie, deprecjonował, obrażał. Była też przemoc fizyczna. W aktach sprawy mamy poręczenie społeczne podpisane przez setki sąsiadów. W społeczności lokalnej Marianna G. jest postrzegana pozytywnie. Cieszy się autorytetem. Jej mąż natomiast postrzegany był jako awanturujący się pijak. Kara trzech lat pozbawienia wolności będzie zatem zdaniem sądu społecznie sprawiedliwa.
Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura już wniosła apelację.