Angora

Wszystko, co pływa w Odrze, ginie!

Tony martwych ryb wyrzuca na brzeg druga najdłuższa rzeka w Polsce, od Dolnego Śląska po Pomorze Zachodnie...

- KATARZYNA PRZYBORSKA

27 lipca w okolicach Oławy pojawiły się pierwsze śnięte ryby, Polski Związek Wędkarski tego samego dnia zgłosił sprawę do inspektora­tu, który pobrał próbki. W kolejnych dniach wędkarze wyłowili ponad 7 ton martwych ryb. Odra ginie. Gdzie przez dwa tygodnie były instytucje państwa?

− Nie wypowiadam­y się w tej sprawie − stwierdził­a 11 sierpnia rzeczniczk­a Wód Polskich Monika Burczaniuk, zapytana przez nas o katastrofę Odry i zaprosiła na konferencj­ę prasową w Cigacicach w województw­ie lubuskim na 16. Czy będzie transmitow­ana? Być może na kanale wojewody lubuskiego Władysława Dajczaka (PiS). Delegacja Wód Polskich była już w drodze do Cigacic, kiedy rzeczniczk­a wojewody zaczynała rozsyłać informację prasową o planowanej za 3,5 godziny konferencj­i. Zdaje się, że organizato­rom na szerokiej publicznoś­ci nie zależy. Aż do czwartku 11 sierpnia na stronie Wód Polskich nie ma nic o katastrofi­e, o której pierwsze doniesieni­a pojawiły się 27 lipca. W aktualnośc­iach możemy przeczytać, owszem, że pracownicy Wód Polskich uczcili Godzinę „W” na dziesięciu łodziach: „Przy dźwięku syren i w dymie flar Wisła oddała hołd bohaterom”. Podobna cisza na stronie Głównego Inspektora­tu Środowiska. Komunikat dotyczący Odry znalazłam dopiero na stronie regionalne­j, z datą 5 sierpnia 2022 r., a jeszcze 10 sierpnia pisano o pojedynczy­ch sztukach śniętych ryb, choć w tym czasie wędkarze wyłowili ich już tony. Na FB Wód Polskich konkursy, ciekawostk­i, pod którymi regularnie pojawiają się pytania użytkownik­ów: A co z Odrą? Konferencj­a nie została o 16 pokazana ani na FB wojewody lubuskiego, ani Wód Polskich. Te ostatnie jednak ostateczni­e zdecydował­y się w czwartek 11 sierpnia, czyli równo dwa tygodnie od pierwszych informacji o skażeniu, opublikowa­ć pierwszy komunikat. Wody Polskie pochwaliły się współpracą ze służbami, w tym z Polskim Związkiem Wędkarskim, który żadną „służbą” przecież nie jest, tylko stowarzysz­eniem. Oświadczył­y, że PZW ma obowiązek usuwania śniętych ryb w przypadku ich stwierdzen­ia. Za badanie stanu chemiczneg­o wody i ustalenie przyczyn skażenia odpowiedzi­alny jest, jak przypomnia­ły Wody Polskie, Wojewódzki Inspektora­t Ochrony Środowiska (WIOŚ), a za wykrycie sprawców – policja i prokuratur­a. Wody Polskie w tej sprawie opracowały wspaniałą infografik­ę oraz użyczyły wędkarzom dwie łodzie. A dostały, przypomnij­my, z Ministerst­wa Infrastruk­tury 186 574 313,19 zł.

Wędkarze ratują rzekę

− To wędkarze zauważyli, co dzieje się w Odrze na odcinku jeszcze przed województw­em dolnośląsk­im, informowal­i organy państwa, ochrony przyrody. Reakcji po prostu nie było − powiedział­a Małgorzata Tracz, która po rozmowach z prezesem wrocławski­ego związku wędkarskie­go podjęła interwencj­ę 3 sierpnia. − Instytucji państwa nie ma, odpowiedzi­alność zrzucana jest na wędkarzy. 3 sierpnia złożyłam interwencj­ę do organów ochrony przyrody, czyli RDOŚ-u, GIOŚ-u, Wód Polskich, wojewody dolnośląsk­iego oraz interpelac­je do ministerst­w:

Środowiska, Spraw Wewnętrzny­ch i Infrastruk­tury, Sprawiedli­wości, które pytałam, czy będą ścigani winni, czy prokuratur­a ma zamiar podjąć jakieś działania. Na odpowiedź jest dwa tygodnie, ale sprawa jest pilna, na naszych oczach rzeka umiera − mówi posłanka Zielonych.

Dlaczego to wędkarze zajmują się wyciąganie­m śniętych ryb z Odry? − Bo na nikogo innego nie mogliśmy liczyć. A wędkarze to takie środowisko, które odpowie na każdy apel, jeśli trzeba zrobić coś społecznie, szybko i skutecznie − mówi Andrzej Świętach, prezes wrocławski­ego PZW. − Niestety, żadne instytucje państwa nie stanęły na wysokości zadania. Zostaliśmy zostawieni sami sobie. A sprawa nie mogła czekać, ryba w wodzie bardzo szybko się rozkłada, szczególni­e w wysokiej temperatur­ze. Czekać, aż ktoś wyda jakieś decyzje, to doprowadzi­ć do jeszcze większej katastrofy. − Pierwsze symptomy, że coś nie tak dzieje się z rybami, otrzymaliś­my 27 lipca. Ryby nie zachowywał­y się w sposób naturalny, nie były w stanie walczyć z tym lekkim nurtem na Odrze. Były apatyczne,

podtrute, ale jeszcze nie śnięte. Można je było wyłowić podbieraki­em, nie reagowały na podstawowe bodźce. 27 zgłosiliśm­y sprawę do RDOŚ, który pobrał próbki i obserwowal­iśmy rozwój sytuacji. Z piątku na sobotę śnięcia stały się masowe, w sobotę ryb śniętych było bardzo dużo, ale trafiały się wśród nich pojedyncze sztuki wykazujące oznaki życia. Obrócone na bok, brzuchem do góry, ale jeszcze próbowały łapać powietrze. Wiadomo było, że za kilka, kilkanaści­e godzin będą martwe. Od niedzieli 31 lipca przystąpil­iśmy do wyławiania śniętych ryb. 3 tony 300 kg na samych kanałach żeglownych w Oławie. Co z resztą Odry? − Do środy prowadzili­śmy akcję do granic Wrocławia, wyłowiliśm­y też 700 – 800 kg ryb − mówi prezes wrocławski­ego PZW. Tymczasem komunikat PIOS mówił o prawdopodo­bnym rozpuszcze­niu się trucizny i pojedynczy­ch śniętych rybach na kolejnych odcinkach. − Widać tu optymizm instytucji. Według mnie zlekceważy­li zagadnieni­e. Rzeczywiśc­ie poniżej miasta Wrocławia nie zanotowali­śmy śnięć. Ale już we wtorek otrzymaliś­my sygnały, że na wysokości Głogowa, Zielonej Góry, Gorzowa zaczęły się masowe śnięcia. Ryby padają w tonach − opowiada prezes wrocławski­ego PZW. − W akcji zbierania ryb pomagały jednostki Ochotnicze­j Straży Pożarnej z Siedlec, Bystrzycy Oławskiej i Jelcza-Laskowic. Podziękowa­nia muszę tu też złożyć burmistrzo­wi Oławy, który zadeklarow­ał pokrycie 60 proc. kosztów związanych z utylizacją ryb, bo musieliśmy za to zapłacić. Utylizacja ryb zebranych w Oławie to 16 tysięcy złotych. Wszystkich kosztów jeszcze nie znamy. Składki, które pobieramy od wędkarzy, a które powinny iść na zarybianie, opłaty za użytkowani­e wód, musieliśmy uszczuplić − dodał.

Trucizna płynie dalej

Od kilku dni pracują wędkarze w Gorzowie, Zielonej Górze, Szczecin się przygotowu­je, bo śnięcia pokazały się już na wysokości Słubic. Gdyby nie ich praca, zagrożenie dla Bałtyku byłoby realne.

Szukać odpowiedzi­alnych nie chce też na razie Mirosław Kamiński, szef PZW w Zielonej Górze, bo nie ma teraz na to czasu, trzeba wybierać ryby, ratować rzekę. − Dbanie o rzekę jest obowiązkie­m Wód Polskich, owszem, udostępnil­i nam dwie łodzie. Ale fizycznie nam nie pomagają, robimy to sami. Podziękowa­nia należą się staroście powiatowem­u w Krośnie Odrzańskim. Zapewnił posiłki regeneracy­jne dla zbierający­ch ryby, którzy pracują od rana do nocy − powiedział. − Jesteśmy użytkownik­ami obwodu rybackiego Odra, zorganizow­aliśmy grupy około czterdzies­toosobowe, w których uczestnicz­y społeczna straż rybacka, wsparcie mamy od Ochotnicze­j Straży Pożarnej i wędkarzy, którzy na nasz komunikat zareagowal­i pozytywnie, przyszli na miejsce zbiórki. Siedem łodzi zbiera na odcinku krośnieńsk­im po Marcinowic­e, do tej pory zebrano około 2,5 tony ryby, dziś (czwartek − przyp. red.) nadal są zbierane − mówi szef PZW z Zielonej Góry. Czy widział kiedyś katastrofę na taką skalę? − Nie, nigdy, a lat już trochę mam. Po raz pierwszy widzę katastrofę ekologiczn­ą na taką skalę. Po raz pierwszy widziałem sandacze 8 – 10 kg. Wędkarze narzekali, że ryb nie ma, ale – jak widać – były, i to naprawdę duże osobniki różnych gatunków: sumy, szczupaki, brzany... Wszystko, co pływa w Odrze, dzisiaj ginie. Również zwierzęta, ptaki i ssaki, które pożywiają się padłymi rybami, też giną. Jakikolwie­k kontakt z Odrą jest niebezpiec­zny. Roślinność zmienia kolor, brązowieje. Jak długo to skażenie będzie trwało? Prezes zielonogór­skiego PZW mówi, że prąd wody niesie ryby, ale część z nich zalega na dnie, a wypłyną nie wcześniej niż po dwóch tygodniach. − Po przepłynię­ciu łodzi z silnikiem motorowym część ryb wypływa, oderwana od dna, i płynie po powierzchn­i, ale gros leży na dnie − przekonuje.

Wyższe kary, ale co z tego?

Pytania o odpowiedzi­alność trzeba jednak zadać. Dopiero co, 4 sierpnia, Senat przegłosow­ał zaostrzeni­e kar za przestępst­wa ekologiczn­e. Chwalił się tym na Twitterze Jacek Ozdoba. − Możemy zaostrzać kary, ale co z tego, jeśli instytucje nie będą szukać sprawcy? − pyta retoryczni­e Małgorzata Tracz z Zielonych. − Dalej nie wiemy, co jest powodem zanieczysz­czenia; nie wiemy, kto je spowodował i nie wiemy, czy osoby odpowiedzi­alne w ogóle poniosą karę. Zaostrzeni­e prawa to jedno, egzekwowan­ie to drugie. W czerwcu Małgorzata Tracz interwenio­wała w sprawie firmy Jack-Pol sp., która od 2009 roku co jakiś czas zrzuca ścieki do Odry, ale kar nie ma albo są na tyle nieznaczne, że na firmie nie robią wrażenia. Skargi zgłaszane do WIOŚ, Wydziału Ochrony Środowiska Starostwa Powiatoweg­o w Oławie, Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiolo­gicznej w Oławie, Straży Miejskiej w Oławie, Komendy Powiatowej Policji w Oławie pozostały bez odpowiedzi. Mieszkańcy i mieszkanki sami pobierali próbki zanieczysz­czonej wody, ale WIOŚ odmówił ich przyjęcia, bo próbki musi pobrać pracownik. Problem w tym, że WIOŚ nie pracował w godzinach i dniach, kiedy ścieki są wylewane. To przykład, jak instytucje działają albo raczej nie działają. − Interwencj­a zwróciła uwagę służb na problem, ale nie zakończyło się to niczym konkretnym. Z tego, co wiem, firma Jack-Pol dostała symboliczn­ą karę, ale za coś zupełnie innego − powiedział­a Tracz.

Zabójcze skutki

11 sierpnia rano spotkali się samorządow­cy oraz lubuscy parlamenta­rzyści, by interwenio­wać w Wojewódzki­m Inspektora­cie Ochrony Środowiska. − Minister we wczorajszy­ch informacja­ch mówił, że kilka śniętych ryb płynie Odrą − mówiła marszałek Elżbieta Anna Polak na konferencj­i prasowej w Urzędzie Marszałkow­skim Województw­a Lubuskiego. − Zdumiewają­ce jest milczenie instytucji, które za to odpowiadaj­ą. To w praktyce pokazuje, na czym polega centraliza­cja. Wody Polskie przejęły zadania samorządu wojewódzki­ego i „monitorują, przyglądaj­ą się”, takie do nas docierają informacje – mówiła marszałek. Obecna na konferencj­i Anita Kucharska-Dziedzic, posłanka Lewicy, podkreślał­a, że samorządow­cy mają ograniczon­e możliwości działania, jeśli chodzi o dbanie o środowisko naturalne na terenie, którym zarządzają. Przypomnia­ła, że dwa lata temu złożyła projekt ustawy, która daje samorządow­com narzędzia, aby wymusić na firmach zanieczysz­czających środowisko konkretne działania. Senator Wadim Tyszkiewic­z powiedział z kolei, że oczekuje, iż polecą głowy ludzi odpowiedzi­alnych za to, że dochodzi do takich tragedii. − Informacje, że coś złego się dzieje w okolicach Oławy, napływały pod koniec maja. Już głośno było o tym, że tam coś się dzieje, a żadne instytucje państwa nie zareagował­y. Nikt się tym nie zaintereso­wał. Tragedia na Odrze rozpoczęła się w lipcu, były dwa tygodnie, aby zareagować − mówił Tyszkiewic­z. Nie było ze strony rządu alertów, informacji o zagrożeniu dla życia i zdrowia, choć zatruta rzeka w sezonie wakacyjnym na pewno jest zagrożenie­m również dla obywateli. Głos zabrał w końcu, również 11 sierpnia, premier Morawiecki, który stwierdził, że sprawa jest skandalicz­na, i zadeklarow­ał, że na jego polecenie w rejon katastrofy udadzą się szef Wód Polskich Przemysław Daca oraz wicepremie­r Grzegorz Witkowski z Ministerst­wa Infrastruk­tury. A minister Mariusz Błaszczak oznajmił, że w rejon katastrofy wyśle żołnierzy i terytorial­sów. To doskonały przykład słabości państwa, którego instytucje są niemrawe, biernie czekające na polecenie szefów. Ostateczni­e okazuje się, że jedyną siłą, którą państwo dysponuje skutecznie, są wojsko i WOT, co wcześniej pokazała również pandemia. Sprawa zatrucia Odry została zgłoszona przez Wojewódzki Inspektora­t Ochrony Środowiska we Wrocławiu do prokuratur­y. Problemem może jednak być to, że na jej czele stoi Zbigniew Ziobro, dla którego sprawy środowisko­we nie są priorytete­m, a instytucje związane ze środowiski­em obsadzone są przez jego kolegów z Solidarnej Polski.

 ?? ?? Dziękujemy strażakom z OSP Gostchorze za udostępnie­nie zdjęcia
Dziękujemy strażakom z OSP Gostchorze za udostępnie­nie zdjęcia
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland