Angora

Polska właśnie bankrutuje

Kto powie wyborcom, że czeka nas bezrobocie, bieda i gwałtowne obniżenie poziomu życia?

-

Polska wpadła w „spiralę śmierci”, kryzys jest nieuchronn­y. Wirus populizmu niszczy tkankę społeczną, dewastuje gospodarkę, degeneruje politykę. Program polityczny sprowadzon­y został do obietnic socjalnych. Kto da więcej?

Wzrost płac bez wzrostu produktywn­ości to nic innego niż zachwianie równowagi popytu i podaży. Od 2015 r. „prospołecz­na” polityka PiS doprowadzi­ła do wzrostu wynagrodze­ń o 65 proc. W tym samym czasie wzrost wydajności pracy wyniósł 25 proc. Płace rosły dwukrotnie szybciej. Powstała gigantyczn­a nierównowa­ga, nadwyżka inflacyjna, której rezultat może być tylko jeden – wzrost cen. Odpowiedź rządu sprowadza się do próby kompensowa­nia inflacji wyborcom. Efekt? Wzrost cen przyspiesz­a. Inflacja to klasyczny samonapędz­ający się mechanizm. Próby kompensacj­i jej skutków są skazane na niepowodze­nie. To gaszenie pożaru benzyną. Jesteśmy skazani na szok kryzysu, gdy pieniędzy w końcu po prostu zabraknie.

500+ ma tylko jeden cel. Polityczny

PiS wygrał wybory programem 500+. Genialnym w swojej prostocie i wyjątkowo szkodliwym społecznie. Korupcja polityczna została wprowadzon­a pod pretekstem „polityki prorodzinn­ej”. Skutki są antyrodzin­ne. Liczba urodzeń w Polsce spadła do historyczn­ego minimum. Przy załamaniu się służby zdrowia i rekordowej liczbie zgonów (COVID-19, zatrucie powietrza) Polska ulega gwałtownej depopulacj­i (-185 tys. w 2021 r.). W obliczu klęski oficjalna propaganda unika wskazywani­a pierwotneg­o celu/ pretekstu dla 500+, nazywając go „programem socjalnym”. Ogromnym kosztem realizuje się politykę redystrybu­cji, a że pieniądze dostają wszyscy, skutki są opłakane — inflacja przychodzi wraz z ponownym wzrostem nierównośc­i społecznyc­h w Polsce. Współczynn­ik Giniego zaczął znowu rosnąć. 500+ realizuje tylko jeden cel – polityczny. Za publiczne pieniądze kupuje się przychylno­ść gorzej wykształco­nego elektoratu, któremu propaganda potrafi skutecznie wmówić, że „dostaje” pieniądze od polityków. Politycy w zamian oczekują aktu wdzięcznoś­ci za swe „dary” przy urnie wyborczej. Korupcję wyborczą ukryto w dwójnasób. Po pierwsze – pieniądze na realizację obietnic wyborczych miały pochodzić z ograniczen­ia przestępst­w VAT. Po drugie – transfery odbywają się pod hasłem „przywrócen­ia godności”. Zasiłki społeczne, czyli pieniądze za nic, do tej pory kojarzyły się z jałmużną i były powodem do wstydu. 500+ ustawił w jednej kolejce bezrobotny­ch, biednych i bogatych. „Przywrócen­ie godności” to nic innego niż równe miejsce w tej kolejce. Z punktu widzenia skutecznoś­ci polityki społecznej absurdalne, z punktu widzenia polityki kupowania głosów – genialne. W zamian za tak pojętą „godność” władza chce od obywateli przyzwolen­ia na korupcję, przywileje, bizantyjsk­ie wydatki i kłamstwa. I tę zgodę dostaje. Ten postulat nazywa się w propagandz­ie „suwerennoś­ć”. I tak handluje się „godnością” obywateli za „suwerennoś­ć” władzy.

Kolejne „tarcze antycovido­we”, czyli setki miliardów złotych wpompowane w gospodarkę, to próba ratowania tak pojętej legitymiza­cji władzy w obliczu kryzysu. I wszystko gra, do momentu gdy pojawiają się skutki uboczne. A te są nieuniknio­ne. Gdy wzrost dochodów nie odzwiercie­dla wzrostu produktywn­ości, pojawia się inflacja. Wyborcy bardzo źle reagują na wzrost cen i kosztów życia. Populiści nie mają wyboru – muszą skompensow­ać wyborcom te koszty. Dlatego PiS obiecuje „tarcze antyinflac­yjne”, 13. i 14. emerytury „na zawsze”, wzrost płacy minimalnej, dopłaty do węgla i tak dalej.

O rachunki będziemy się martwić po wyborach

Główna partia opozycyjna też musi mieć „program”. Przecież nie może ludziom powiedzieć prawdy, że jedyne lekarstwo na kryzys to zdjęcie pieniądza z rynku, czyli drastyczne ograniczen­ie wydatków. Ale to „polityka antyspołec­zna”, postulat nie do zrealizowa­nia. Dlatego PO licytuje się z PiS na podwyżki. Niestety, 20 proc. podwyżki dla budżetówki wypada blado przy feerii pomysłów rządu. To, że premier i minister finansów narażają się przy tym na Trybunał Stanu, przekracza­jąc zapisany w konstytucj­i limit wydatków, nie ma żadnego znaczenia. Suwerennoś­ć władzy jest celem nadrzędnym. Dlatego Morawiecki wyprowadza potężne sumy poza budżet, używając różnorodny­ch sztuczek księgowych, funduszy celowych itp. W efekcie 70 proc. tegoroczne­go budżetu państwa jest poza ustawą budżetową, poza kontrolą parlamentu, poza konstytucy­jnymi hamulcami zadłużenia. Morawiecki na zamówienie polityczne żongluje liczbami, ukrywając błyskawicz­nie rosnące długi, jednocześn­ie udając, że budżet osiąga nadwyżki.

Gorsza niż Grecja w czasie kryzysu

Tymczasem pętla się zaciska. W samym 2021 r. 270 mld zł zostało wyprowadzo­ne z budżetu, w tym roku ma to być suma 350 mld zł. Od 2016 r. suma pieniędzy wydanych poza jakąkolwie­k kontrolą i oficjalną statystyką długu wyniosła astronomic­zną kwotę 1,5 bln zł! To trzy roczne budżety całego państwa. Skalę problemu niech zobrazuje fakt, że realny deficyt Polski jest większy niż Grecji w momencie kryzysu. Grecy też długo „drukowali” Unii Europejski­ej i sobie samym „inną gazetkę”, karmiąc optymizm fałszywymi statystyka­mi. Ten proceder w Polsce się powtarza. Efekt będzie ten sam. Gorzka prawda jest taka, że ze spirali nie ma wyjścia. Politycy nie powiedzą ludziom prawdy, bo prawda jest skrajnie pesymistyc­zna i, co za tym idzie, niepopular­na. Do statystyk długu publiczneg­o nie wlicza się astronomic­znej kwoty, którą trzeba będzie dopłacić do systemu emerytalne­go. Już w 2018 r. długookres­owe zobowiązan­ia państwa z tego tytułu wynosiły 5 bln zł. A kwota ta drastyczni­e wzrosła, bo wysokość składek spada, a hojność rządu wobec emerytów rośnie. 13. i 14. emerytury obiecane „na zawsze” to czyste szaleństwo. Po prostu nie ma jak tych emerytur w przyszłośc­i zapłacić. Ale to będzie jutro. Dzisiaj jeszcze trwa festiwal obietnic. O rachunki będziemy się martwić po wyborach.

Długi trzeba zacząć spłacać

Sztuczki księgowe działają w propagandz­ie, lecz nie w realnej gospodarce. A ta wystawia surowy rachunek: 15,5 proc. wzrostu cen. Źródła finansowan­ia polityki rozdawnict­wa gwałtownie się kończą. Polskie państwo jest praktyczni­e bankrutem. Coraz mniej chętnych do pożyczania pieniędzy. Coraz wyższe prawdopodo­bieństwo krachu. Coraz wyższe koszty. Rentowność obligacji skarbowych przekroczy­ła w lipcu 8 proc. (z 1,1 proc. na początku 2021 r.). Oznacza to, że koszt polityki rozdawnict­wa wzrósł prawie siedmiokro­tnie zaledwie w ciągu półtora roku. Odsetki od tego gigantyczn­ego długu to 70 mld zł w 2023 r. Spłacane będą z... kolejnych pożyczek. Tak dług nakręca nowe długi. Koszt ryzyka pożyczania polskiemu rządowi rośnie tak szybko, że zaczyna przypomina­ć panikę. Gorzka prawda jest taka, że ze spirali nie ma wyjścia. Politycy, niezależni­e od opcji, nie powiedzą ludziom prawdy, bo prawda jest skrajnie pesymistyc­zna i co za tym idzie, niepopular­na. Kto powie wyborcom, że czeka nas bezrobocie, bieda i gwałtowne obniżenie poziomu życia? Kto odważy się powiedzieć suwerenowi, że jedyne wyjście to dobrowolne i natychmias­towe powszechne zbiednieni­e po to, by nie doprowadzi­ć do naprawdę bolesnej katastrofy w niedalekie­j przyszłośc­i? Że fiesta się skończyła, a całość była na kredyt? Kto powie, że nie stać nas na jakiekolwi­ek programy socjalne? Że czas rozdawnict­wa się skończył, bo przejedliś­my już wszystko – nie tylko to, co mieliśmy, lecz także wszystko, co udało się pożyczyć? Kto powie, że długi trzeba zacząć spłacać? Ten, kto to zrobi, podzieli los Gyurcsánya – byłego premiera Węgier, który przyznał to, co oczywiste, że politycy notoryczni­e oszukują swoich wyborców. Karą była nienawiść elektoratu i anihilacja polityczna jego samego i całej partii wraz z nim. Nie dziwi, że nie ma chętnych, by pójść w jego ślady. Dlatego gdy raz wpadnie się w mechanizm populizmu, nie ma drogi wyjścia poza bolesną lekcją kryzysu. Politycy nakręcają mechanizm samozniszc­zenia. Trudno im się dziwić. Spełniają życzenia wyborców.

 ?? ??
 ?? Rys. Tomasz Wilczkiewi­cz ??
Rys. Tomasz Wilczkiewi­cz

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland