Kogo cukier krzepi
Internauci naśmiewają się, że jak tylko państwo zajęło się produkcją cukru, to już go zabrakło. Po sieci krążą nawet zabawne memy. Ale tak naprawdę obecna panika rynkowa jest spowodowana próbą sił między potężnymi sieciami handlowymi a czterema wielkimi producentami cukru, których nadmierne zakupy bardzo cieszą. Zwłaszcza że ostatnie lata były dla nich chude.
Obie mocujące się strony znają wysokość stawki: jeśli zwyciężą producenci cukru, to oni podzielą między siebie kilka dodatkowych miliardów złotych, które zapłacą panikujący klienci, nie bardzo zorientowani, o co w tym wszystkim chodzi. Dlatego Biedronka, Netto czy Aldi, a ostatnio także Lidl, wolały zdecydować się na reglamentację, niż drastycznie podnieść cenę cukru. Ale i tak to robią. W Lidlu od 22 lipca kilogramowe opakowanie kosztuje już 4,99 zł; o cukrze za 3 zł trzeba zapomnieć. – Mimo że koszty produkcji w żadnym razie nie uzasadniają ceny detalicznej wyższej niż 3 zł za kg – zapewnia były członek zarządu Krajowej Spółki Cukrowej. Jeszcze przed trzema, czterema laty koszt wytworzenia kilograma cukru wynosił 1 zł.
– Z każdym dniem dostawcy żądają więcej, oferty dla Lidla zaczynają się od 4,99 zł w hurcie. To cena wyższa od obecnej detalicznej – ujawnia osoba związana z zakupami sieci. A przecież to jest cukier ze starej, ubiegłorocznej kampanii. Ten z nowej będzie zapewne jeszcze droższy. Właśnie trwają zażarte negocjacje w sprawie cen jesiennych dostaw, chociaż buraki jeszcze są na polu. W branży mówi się, że jesienią cena cukru może przebić granicę 7 zł, co jeszcze niedawno wydawało się nie do pomyślenia.
Słodka czwórka
Im większa panika, tym wyżej idzie cenowa poprzeczka, większe sumy popłyną do producentów, którzy ostatnio niewiele mieli powodów do radości. Po zniesieniu unijnych kwot sztucznie ograniczających produkcję cukru wiodło im się coraz gorzej, podaż była większa niż popyt. Jeśli dotychczasowa cena kilograma cukru zwiększyłaby się o 5 zł, co przy obecnej panice wydaje się jak najbardziej możliwe, to do kasy producentów popłynęłoby nawet 10 mld zł więcej! Jeszcze przed rokiem nie śmieliby o tym marzyć.
W Polsce produkuje się ok. 2 mln ton cukru rocznie, w normalnych czasach zjadamy ledwie 1,6 mln, resztę trzeba wyeksportować, po niekorzystnych cenach światowych. O wiele tańszy od cukru z buraków jest ten z trzciny cukrowej, głównie z Brazylii. Wojna Rosji z Ukrainą i spowodowany nią kryzys na rynku paliw zachęciły jednak brazylijskich producentów, by część cukru trzcinowego przeznaczyć na wytwarzanie biopaliw. To była dobra wiadomość dla producentów cukru z buraków.
Korzystny dla unijnych koncernów cukrowych okazał się też brexit. – Sporo cukru produkują brytyjskie koncerny, a teraz ich nadwyżki nie powiększają już unijnych zapasów – wyjaśnia Marek Przeździak, prezes Stowarzyszenia Polskich Producentów Wyrobów Czekoladowych i Cukierniczych Polbisco. Zwykle cała Unia miała 2 mln ton rocznej nadwyżki, teraz skurczyła się ona do 1 mln. W normalnych czasach taki zapas jest bezpieczny, ale w czasie paniki cukru zaczyna brakować. Przeździak zapewnia, że sklepowe półki z cukrem opustoszały tylko w Polsce. W innych krajach UE cukier ciągle jest dostępny, a w Niemczech jest tańszy niż u nas. Perturbacje mogą się zdarzyć także na Węgrzech, gdzie mają małe zapasy.
Strachu o nagłą zwyżkę cen nie odczuwa giełda w Londynie. Za tonę cukru z dostawą w październiku, czyli już z nowej kampanii, płaci się obecnie 509 dol. Cukrowy rynek od lat się kurczy, przemysł liczy już tylko na tzw. rynki wschodzące, których obywatele ciągle nie liczą pustych kalorii. W większości europejskich krajów spożycie maleje. Polacy jedzą rocznie, według GUS, 42,7 kg. Średnia unijna wynosi 36,7 kg.
Państwo polskie namawia do ograniczania konsumpcji cukru od lat. Ministerstwo Zdrowia, wprowadzając tzw. podatek cukrowy, przekonywało, że mniej chętnie sięgniemy m.in. po słodkie napoje, gdy zdrożeją. Okazało się, że rządowi chodziło tylko o pieniądze. Teraz jego przedstawiciele mocno do zakupów cukru namawiają. Obecna panika napełnia bowiem kasy państwowemu holdingowi. Ale przy okazji też niemieckim koncernom.
Wielka czwórka cukrowych dostawców, do których należy polski rynek, zaciera ręce. To Krajowa Spółka Cukrowa, która zaopatruje aż 40 proc. odbiorców, oraz trzy niemieckie koncerny, światowi liderzy: Sudzucker Polska SA, Nordzucker Polska i Pfeifer & Langen Polska. Niemieckie koncerny podzieliły między siebie 60 proc. naszego rynku. Coraz większe sumy, jakie płacimy za cukier, trafiają do tej wielkiej czwórki.
Wiosną polska KSC została wcielona do zapowiadanego od sześciu lat narodowego holdingu, czyli Krajowej Grupy Spożywczej. – Jest w niej najważniejszym podmiotem – informuje były członek zarządu. Tymczasem nowa
Krajowa Grupa Spożywcza, tworząca się dopiero wraz z siedzibami i etatami, bardzo dziś potrzebuje pieniędzy.
To Krajowa Grupa Spożywcza jest więc największym beneficjentem rynkowej paniki i wyższej ceny cukru. Rząd zapowiadał, że narodowy holding ceny skupu dla rolników ustali wyższe niż rynkowe, ale konsumenci więcej płacić nie będą. Cukier pokazuje, że dzieje się odwrotnie. Państwo polskie łupi konsumentów, ile się da.
Zapasy w tapczanie
Nie ma jasności, od czego zaczęła się cukrowa panika. Pojawiły się pogłoski, że cukrowniom jesienią może zabraknąć miału węglowego. Pełne wózki cukru wywozili z dyskontów właściciele małych cukierni i sklepików. Może te pełne wózki stały się zachętą dla innych do robienia zapasów? Wiadomo, jak jest wojna, trzeba magazynować cukier.
Tak oto cukier stał się symbolem żywnościowej drożyzny. Według GUS artykuły żywnościowe w ciągu ostatniego roku zdrożały o 14,2 proc., ale cukier aż o 39 proc. Jego pozycji w cenowym wyścigu nic nie zagraża. Konkurują z nim wprawdzie olej i wołowina, ale trudno sobie wyobrazić zapasy mięsa schowane w szafkach czy tapczanie, a cukier do długiego przechowywania nadaje się jak najbardziej. Nie zepsuje się, nie zjełczeje jak olej. Polacy mają to przerobione, w wielu domach spało się na cukrze latami. Po raz pierwszy – z braku towaru – bony na cukier wprowadzono w sierpniu 1976 r., 46 lat temu. Przetrwały ćwierć wieku, aż do transformacji. Nikt nas w obcych językach nie musi uczyć reglamentacji.
W Netto i Biedronce na jeden paragon można kupić 10 kg cukru, w Aldim tylko 5 kg. Lidl reglamentować nie chciał, ale już się złamał. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów straszy, że reglamentację można w Polsce wprowadzić tylko po ogłoszeniu stanu wyjątkowego, więc urząd może ją potraktować jako wykroczenie. Na razie jednak nie traktuje, a cukier mimo ograniczeń z półek w dyskontach znika. Tam, gdzie nie zniknął, drożeje.
Portal dlahandlu.pl śledzi dokładnie ruchy cen i odnotował, że w polskiej sieci sklepów Lewiatan w marcu za kilogram cukru trzeba było zapłacić 2,99 zł, w lipcu już 4,99 zł. W Carrefourze z 3,99 podskoczył do 4,50, w Żabce z 3,70 do 5,20 w lipcu. Podane ceny już są nieaktualne. W Biedronce został tylko waniliowy. W internecie zwykły biały można kupić już po 12 zł za kg. Zapewnienia Krzysztofa Ardanowskiego, byłego ministra rolnictwa, a obecnie doradcy prezydenta, że nie ma podstaw, by cukier był taki drogi, tylko ktoś na tym zarabia i podbija cenę, brzmią nieco humorystycznie, bo przypominają peerelowskie tropienie spekulantów. Niemniej państwo postanowiło interweniować.
Rząd pompuje cenę
Henryk Kowalczyk, obecny minister rolnictwa w randze wicepremiera, przedsiębiorców zaprasza po zakupy do... Krajowej Grupy Spożywczej, która wchłonęła spółkę cukrową. Wicepremier Jacek Sasin, też w roli akwizytora, dodaje, że państwowa spółka jest gotowa dostarczyć cukier nawet tym odbiorcom, którzy nie mają z nią zawartych umów. Koncern spożywczy podlega Ministerstwu Aktywów Państwowych. Okazuje się jednak, że celem obu wicepremierów nie jest wcale zahamowanie wzrostu cen cukru. Wręcz odwrotnie – państwowy holding chce na nim jak najwięcej zarobić. Oferuje więc właścicielom małych polskich sklepików i cukierni cukier po mocno wygórowanych cenach. Oto kalkulacja: za 1 kg cukru białego producent życzy sobie 6,99 zł, biały drobny oferuje po 5,39 zł. Mały sklepikarz, żeby zarobić, musi dołożyć do tego swoją marżę. Państwowy koncern nie sprzeda jednak więcej niż 10 opakowań, a do ceny cukru doliczyć trzeba 16,97 zł za dostarczenie go do odbiorcy przy pomocy państwowej Poczty Polskiej. Niech i ona zarobi. W rezultacie cukier okazuje się wyjątkowo drogi – grubo więcej niż 7 zł za kilogram.
Michał Kołodziejczak z AgroUnii domaga się od UOKiK ukrócenia spekulacji. Na Twitterze donosi z Piotrkowa: „Cyrk na kółkach. Wieczorem cukier był dostępny tylko w Kauflandzie po 3,59. Hurtownie w workach po 25 kg cena od 4,70 do 5,20. Sztuczna pompa znowu?” – pyta. Widać nie wie, że pompuje także KGS, czyli państwo.
Konsumenci nerwowo wykupujący cukier nieświadomie w tym pompowaniu pomagają. Edyta Kochlewska, szefowa portalu dlahandlu.pl, uważa, że przyczyn rynkowej paniki nie należy szukać w ekonomii, tylko w psychologii. – Obliczyłam, że nawet jeśli cukier będzie kosztował jesienią 7 zł, a ktoś zrobi zapas 30 kg, to zaoszczędzi zaledwie 105 zł – wylicza. Tymczasem statystyczna polska rodzina wyrzuca rocznie żywności za 2,5 tys. zł i mimo strachu przed drożyzną większość z nas nadal nie chce się schylić po te pieniądze.
Plantatorzy też chcą zarobić
Ostatnie chude lata cukrowników zniechęcały też do uprawy buraków plantatorów, którzy ograniczali areał upraw. Zezłościło ich także powołanie owej Krajowej Grupy Spożywczej, która wchłonęła spółkę cukrową. – Ustawa cukrowa gwarantuje nam, że przy prywatyzacji Krajowej Spółki Cukrowej plantatorzy zostaną udziałowcami prywatnego podmiotu – wyjaśnia Krzysztof Nykiel, plantator buraków z okolic Kutna, a jednocześnie prezes Krajowego
Związku Plantatorów Buraka Cukrowego. Wcielenie spółki cukrowej do państwowego holdingu nie tylko rozwadnia udziały plantatorów, ale też mocno oddala wizję prywatyzacji. Plantatorzy tym bardziej więc chcą, żeby koncerny cukrowe podzieliły się z rolnikami sowitym zarobkiem na cukrze, bo o powrocie do starych cen nie ma mowy. Tak jak koncerny biją się z handlem o jak najwyższe ceny cukru wyprodukowanego już w nowej kampanii, tak plantatorzy targują się o jak najwyższą cenę z odbiorcami buraków.
Na stabilnym europejskim rynku cukru to, co obecnie dzieje się w Polsce, jest ewenementem. Za cukier coraz więcej płacą nie tylko prywatni konsumenci; jesiennych podwyżek boją się także producenci słodyczy, soków, pieczywa i inne firmy spożywcze. Zbyt drogi surowiec może powodować nieopłacalność ich produkcji, więc Marek Przeździak, szef Polbisco, nie ukrywa, że oczekuje od Komisji Europejskiej bardziej elastycznej polityki w kwestii zwiększenia importu cukru trzcinowego. Krótko mówiąc, żeby umożliwiła przetwórcom większe zakupy surowca z Ameryki Południowej. Na razie UE chroni europejski rynek wysokimi cłami i kwotowymi ograniczeniami.
Cenowe żniwa dla producentów cukru w Polsce mogą się więc szybko skończyć, a powrót do stabilizacji może być bolesny. Polskiego cukru, dziś błyskawicznie znikającego z półek, może się za kilka miesięcy znów okazać za dużo, zwłaszcza że w domach będą nagromadzone zapasy. Kilka cukrowni ponownie trzeba będzie zamknąć. Zbyt pazernych nawet cukier nie pokrzepi.