Piasek, morze, gwiazdy
ANGORA NA SALONACH WARSZAWKI
Lato w tym roku nas rozpieszcza. Nie trzeba lecieć do dalekich krajów, żeby zaznać tropikalnych upałów. Nasze plaże – to wiadomo nie od dziś – są najpiękniejsze na świecie i nie zmieni tego nawet morze parawanów nad morzem. A do tego wszystkiego latem w polskich kurortach gwiazdy są na wyciągnięcie ręki.
Najsłynniejsze molo w Polsce? Odpowiedź nie jest tak oczywista, jak jeszcze niedawno się wydawało. Do niedawna to miano dumnie i niepodważalnie nosił Sopot. Najdłuższa tego typu drewniana konstrukcja w Europie przyciągała wczasowiczów z kraju i zagranicy. Choć ceny biletów na molo rosły z roku na rok, każdy choć raz w sezonie chciał się sfotografować na molo, z którego roztacza się najpiękniejszy widok na sopocką plażę, dumnie królujący nad nią hotel Grand i kilka lat temu wybudowaną marinę z drogimi jachtami. Ale od jakiegoś czasu to molo w Juracie przyciąga wszystkich. Postawione w 1990 roku zastąpiło drewnianą konstrukcję z 1973 roku wybudowaną na polecenie samego Komitetu Centralnego PZPR. Tamto molo, jak wszystko wtedy, też okazało się wykonane z wadliwych materiałów i gdy nastała wolna Polska, trzeba było zbudować nowe. Sięga trzystu dwudziestu metrów w głąb morza i jest na nim tłoczno od rana do wieczora: jedni podziwiają wschody i zachody słońca, inni wypatrują gwiazd. Nie, nie tych na niebie, ale tych całkiem ziemskich, które już dawno upodobały sobie Juratę. Od samego początku, czyli już niemal sto lat wstecz, ten kurort przyciągał warszawskie elity. Niektórzy mówili, że sprawia to szczególnie zdrowy mikroklimat, inni, że piasek – miękki jak mąka i skrzypiący pod stopami, wreszcie, że to stąd roztacza się najpiękniejszy widok na Bałtyk. Do Juraty przyjeżdżał wypoczywać prezydent Ignacy Mościcki i znany polski malarz Wojciech Kossak z rodziną. Anna Lisiecka w książce „Wakacje 1939” pisze, że w lipcu i sierpniu tuż przed wojną Jurata była pełna ówczesnych sław. Tak jak teraz panowały tam wtedy afrykańskie upały: w słońcu było ponad pięćdziesiąt stopni, a woda ciepła jak zupa. Kogo nie było stać, mieszkał w tańszej, ale i mniej prestiżowej sąsiedniej Jastarni. Zupełnie jak dziś. Najważniejsze i tak było, żeby bez względu na adres noclegów w ciągu dnia pokazać się na jurackiej plaży. W tym roku plażowała tam – jak zwykle – Grażyna Szapołowska (68 l.). Aktorka przyjeżdża na Hel od lat. Kiedy teraz wrzuciła do sieci swoje zdjęcia w kostiumie kąpielowym, plotkarska prasa oszalała: „ikona”, „zachwyca figurą”, „sesja jak dla «Vogue’a»” – posypały się rozemocjonowane tytuły. W Juracie był też inny stały bywalec – Jan Englert (79 l.). Co ciekawe, słynna Szapcia (jak mówią niektórzy poufale o Szapołowskiej) od dziesięciu lat go unika, od kiedy pokłócili się o jej rolę w teatrze, któremu on dyrektorował. Od tej pory nie rozmawiają, ale na szczęście plaża w Juracie jest długa oraz szeroka i – jak się nie chce – można się nie spotykać. Englert przyjechał nad morze z żoną Beatą Ścibakówną (54 l.), co jak zawsze pieczołowicie uwiecznili na zdjęciach czający się w okolicznych krzakach paparazzi. To dla nich też stały punkt wakacyjnego programu i prawdziwe zawodowe żniwa. Zdjęcia gwiazd właściwie same się robią. Kogo to w tym roku nie było... Jak zwykle w należącym do teściów hotelu Bryza odpoczywała aktorka Anna Czartoryska (38 l.). Ona i jej mąż Michał Niemczycki (41 l.) doczekali się właśnie czwartego dziecka: na plaży mieli więc ręce pełne roboty, próbując ogarnąć tę wesołą gromadkę. Do Bryzy przyjechała też Agnieszka Dygant (49 l.) – relacja znad hotelowego basenu obowiązkowo trafiła do mediów społecznościowych aktorki. Od sławy nie ma urlopu. Kto chce, żeby nie zapomnieli o nim ani widzowie, ani reżyserzy, musi regularnie wrzucać zdjęcia i nagrania do sieci. Do Juraty ruszyła także Sonia Bohosiewicz (46 l.): „Bałtyk był ciepły jak na Teneryfie” – napisała pod swoim zdjęciem na Instagramie. Do końca sierpnia na molo w Juracie będzie można oglądać fotosy z kręconego na Helu filmu pod intrygującym tytułem „Heaven in Hell”, co można przetłumaczyć z angielskiego dosłownie jako „niebo w piekle”, ale może to też być – i na pewno jest – gra słów. Na wernisażu na molo pojawili się główni aktorzy, którzy wiosną spędzili na półwyspie kilka tygodni, pracując nad tym dziełem w reżyserii Tomasza Mandesa (46 l.). Była więc w Juracie Magdalena Boczarska (43 l.) i partnerujący jej na ekranie przystojny Włoch Simone Susinna (28 l.), którego zachwyciło polskie wybrzeże. „Trudno było mi uwierzyć” – mówi aktor – „że Hel jest aż tak piękny. Cieszę się, że jestem częścią tej pięknej historii, tego niezwykłego filmu”. Reżyser uważa, że Hel, jako jedno z najpiękniejszych miejsc w Polsce, „idealnie oddaje klimat filmu. Dzięki wystawie widzowie będą mogli poczuć namiastkę tego, co zobaczą w kinie”. Nastrojowe zdjęcia pięknej pary autorstwa Dawida Klepadły niosą obietnicę emocji: „Jest w tych portretach dużo czułości” – mówi fotograf – „i wierzę, że ta czułość będzie wystarczającym powodem, by zobaczyć historię tej miłości na ekranach kin”. A Magdalena Boczarska dodaje: „Dawid zrobił naprawdę przepiękne zdjęcia. Chyba pierwszy raz czułam taką interakcję między aktorami a fotografem. Uważam, że te zdjęcia pokazują niesamowitą intymność. Udało się oddać jakąś prawdę. Mamy dla widzów przepiękną i bardzo emocjonującą historię, z którą wielu będzie się mogło utożsamić”. Premierę filmu zaplanowano na listopad. W Polsce będzie już wtedy pewnie zimno i mokro, może nawet spadnie pierwszy śnieg. Ale kino to przecież magia i cuda, które dzieją się na naszych oczach, więc ta miłosna opowieść przeniesie nas wtedy w sam środek polskiego lata. Twórcy zapewniają, że nie tylko widoki polskiego wybrzeża skąpanego w słońcu, ale i gorący ekranowy romans rozgrzeją nas do czerwoności.