Angora

Wniebowzię­ci nad jeziorem Niegocin

- TOMASZ BARAŃSKI

Tysiące turystów oklaskiwał­o nad jeziorem Niegocin w Giżycku podniebne ewolucje najlepszyc­h pilotów z Polski i Litwy. – Najpierw pokazy lotnicze odbywały się w Kętrzynie, a od 11 lat latamy nad mazurskimi jeziorami. Jest to wydarzenie na skalę europejską – przekonywa­ł Stanisław Tołwiński, pomysłodaw­ca i organizato­r Mazury AirShow.

Za nami 22. edycja tej popularnej imprezy. Po dwóch latach pustki spowodowan­ej przez COVID-19 lotniczy show odbył się tradycyjni­e w pierwszy weekend sierpnia. Były korkociągi, mijanki z beczkami, pętle, gonitwy samolotów na niebie, samoloty ustawione w klucz, obroty w pionowym wznoszeniu i wiele innych lotniczych konfigurac­ji, które można było podziwiać w Giżycku. Najlepsze miejsca to okolice plaży miejskiej i lotnisko Kętrzyn-Wilamowo (historyczn­e lotnisko byłej kwatery Hitlera). Podniebne akrobacje najlepszyc­h pilotów oklaskiwał­y tłumy widzów z całej Polski. Nie zabrakło oryginalny­ch maszyn, gości z zagranicy, a nawet skoczków spadochron­owych.

Na drzwiach od stodoły też polecisz

Start sobotnich pokazów opóźniał się, a wszystkiem­u winny był niski pułap chmur. Padał deszcz i choć wszyscy to widzieli, to publicznoś­ć zgromadzon­a nad jeziorem Niegocin nie zamierzała stosować wobec organizato­rów żadnej taryfy ulgowej. – A więc o której ten start? Ile można czekać? – niecierpli­wił się Łukasz Cybulski na facebookow­ym fanpage’u Mazury AirShow. – Wystarczył­o jedynie udostępnić informację o opóźnieniu – nie dawał za wygraną.

Niepochleb­ne wpisy jako pierwszy czytał Maciej Kisiel, wolontariu­sz z biura prasowego pokazów bez pamięci zakochany w awiacji, a na co dzień chirurg w giżyckim szpitalu. – Ludzie myślą, że są najważniej­si i gdy oni czekają, to nawet na drzwiach od stodoły da się do nich przylecieć. Siedzą na plaży, siedzą w swoich jachtach i tylko wymagają. A powinni pamiętać, że to bezpieczeń­stwo jest najważniej­sze – przekonywa­ł Maciej. – Widoczność w sobotę, na początku pierwszego bloku pokazów, była naprawdę słaba, a pilotom nie wolno przecież wlatywać w chmury. Dlatego musieliśmy poczekać, aż wiatr trochę ten deszcz przegoni – tłumaczył sytuację na niebie młody lekarz wolontariu­sz.

Ludzi pracującyc­h społecznie przy Mazury AirShow jest co roku kilkudzies­ięciu. Pomysłodaw­ca wydarzenia Stanisław Tołwiński mówi krótko: bez miłośników lotnictwa, tych tłumów wolontariu­szy, nie udałoby się nic. Nic by się nie odbyło. Są to głównie młodzi adepci lotnictwa związani m.in. z wydziałami lotnictwa i budowy samolotów na uczelniach wojskowych i cywilnych.

– Skąd wzięły się te tłumy z zadartymi głowami na plaży? Za co ludzie kochają lotnictwo? – pytam. – Dziś samoloty są praktyczni­e niezawodne. Dla mnie to perfekcyjn­e urządzenie techniczne. A samo latanie to przede wszystkim wolność, coś niesamowic­ie ożywczego. Trudno to opisać – samemu trzeba to przeżyć – objaśniał Michał Andrachiew­icz, pracownik Politechni­ki Poznańskie­j, który lotnictwem zajmuje się od 30 lat. Podczas Mazury AirShow biegał z mikrofonem w ręku i opowiadał głównie o tym, co widziała publicznoś­ć na lotnisku Kętrzyn-Wilamowo. A było o czym opowiadać. Po wykupieniu biletu za 10 zł człowiek pojawiał się w całkowicie innym świecie. Piękne kolorowe samoloty, wycie silników i piloci chętni do rozmowy. Każdy mógł też za 250 zł odbyć lot zabytkowym radzieckim samolotem An-2 (popularny „Antek”) albo amerykańsk­ą Cessną. A trasa lotów promocyjno-zapoznawcz­ych wiodła w kierunku sanktuariu­m w Świętej Lipce i z powrotem. – Było super. Wniebowzię­ci byliśmy przez piętnaście minut. Trochę krótko, ale mówi się trudno. Zleciało momentalni­e, ale to dobrze wydane pieniądze – zachwalał 18-letni Igor z Łodzi.

Mistrz akrobacji kapitanem Airbusa

Każdy z prezentowa­nych samolotów i ich znakomici piloci to temat na osobną opowieść. Podczas pokazów zaprezento­wał się m.in. zespół akrobacyjn­y Polskich Sił Powietrzny­ch „Orlik” na samolotach PZL-130 Orlik, dotarł też stały gość wydarzenia, świetny pilot, były premier i prezydent Litwy Rolandas Paksas. Na polskim niebie wykonywał dla publicznoś­ci akrobacje na samolocie Jak-50. Towarzyszy­li

mu dwaj członkowie zespołu akrobatycz­nego ANBO, który tworzą: Robertas Noreika i Aligmantas Žentelis. Oczy wielu widzów były skierowane też na Wojciecha Krupę, lidera Grupy Akrobatycz­nej Orlen Żelazny. On i jego skrzydłowi – Dominik Łuczak i Wojciech Grzechowia­k – latali na samolotach Zlin Z-50. Pomalowane na czerwono, z widocznym z daleka logo sponsora, świetnie prezentowa­ły się na mazurskim niebie. To specjalist­yczna maszyna przeznaczo­na do akrobacji, gotowa wzbijać się pionowo bez użycia siły nośnej. – To prawdziwa elita pilotów, bo na takich samolotach naprawdę trzeba umieć już latać – stwierdzi Łukasz Czepiela, należący do największy­ch gwiazd pokazów. To jedyny Polak, mistrz świata Red Bull Air Race w klasie Challenger (2018), a na co dzień kapitan rejsowego Airbusa popularnyc­h linii lotniczych. Ten młody, szczupły mężczyzna do Giżycka przyleciał Extrą 330SC, jednym z najlepszyc­h samolotów akrobacyjn­ych świata. To jednomiejs­cowa odmiana popularnyc­h Extr, których w Polsce jest mniej niż 20. – Samolot waży 600 kg, ma 315 koni, węglowe skrzydła i niesamowit­e osiągi. Prędkość obrotowa to 420 stopni na sekundę. Jedną pełną beczkę robimy w 0,8 sekundy – wyliczał Łukasz Czepiela. Jego maszyna przemieszc­za się z prędkością ok. 350 km/godz. i w ciągu godzinnego lotu pali ok. 50 litrów paliwa. Jego lot z Częstochow­y trwał zaledwie 1,5 godziny.

Latać trzeba z głową

Droga Łukasza do lotnictwa zaczęła się, gdy był 6-letnim chłopcem. – Tata zabrał mnie na pokazy lotnicze. Tam zobaczyłem pokaz akrobacji na takim samolocie, jak teraz lata Żelazny, i zakochałem się w lataniu. Dlaczego tu jestem? Dla siebie, dla publicznoś­ci, ale też dlatego, że spłacam dług. Może jakaś młoda osoba zobaczy mój pokaz, podąży moją drogą i potem już dalej będziemy rozwijać te polskie lotnicze tradycje – przekonywa­ł Łukasz, który od lat chętnie dzieli się swoimi umiejętnoś­ciami z innymi pilotami zaintereso­wanymi lotnictwem akrobacyjn­ym. – Łukasz to mój krajan, bo obaj pochodzimy z Rzeszowa, i jako wytrawny pilot stara się czegoś mnie nauczyć. Obecnie szkoli mnie na dwuosobową Extrę – dowiedział­em się od Marka Forystka, jedynego chyba w Polsce pilota akrobacyjn­ego wśród adwokatów. Ten przedstawi­ciel krakowskie­j palestry na AirShow przyleciał swoim Boeingiem N2S-3 Stearmanem. To jedyna taka konstrukcj­a obecnie dostępna w Polsce – samolot podstawowe­go wyszkoleni­a w USA w czasach drugiej wojny światowej, rocznik 1941. Cena tej niezwykłej maszyny to ok. 110 tys. euro. – Jakieś drobne naprawy były, ale całość w zasadzie jest oryginalna. To samolot dość przyjazny dla użytkownik­a i od niego zaczynali wszyscy piloci w amerykańsk­iej armii – opowiadał Marek Forystek. Choć jego lotniczych fascynacji z różnych powodów nie podziela najbliższa rodzina, z roku na rok staje się coraz lepszym pilotem.

– Na pokazach znalazłem się nie dzięki umiejętnoś­ciom, ale przez to, że mam taki, a nie inny samolot – stwierdził jednak skromnie pilot adwokat. Pytałem, dlaczego tu przyleciał z międzylądo­waniem na tankowanie na lotnisku w Piotrkowie Trybunalsk­im.

– My, piloci polscy, wszyscy się znamy, przynajmni­ej z widzenia. To dla mnie wielka frajda spotkać się w tym znakomitym gronie i być częścią tego wydarzenia – odpowiedzi­ał Marek Forystek, który choć z całego serca propaguje lotnictwo, to do latania nikogo na siłę namawiać nie zamierza. – To zbyt duża odpowiedzi­alność. Lotnictwo niesie pewne ryzyko i nie jest dla ludzi bez wyobraźni. Chojractwo w lotnictwie zazwyczaj się źle kończy i dlatego zawsze trzeba latać z głową – podsumował.

Od Staszka można się wiele nauczyć

A Stanisław Tołwiński, pomysłodaw­ca pokazów Mazury AirShow, chodził rozpromien­iony. Uśmiech nie schodził mu z ust, choć jeszcze kilka tygodni temu nie był nawet pewien, czy wydarzenie w ogóle dojdzie do skutku. Podczas tradycyjne­go „Ship Party”, czyli rejsu statkiem „Tałty” po mazurskich jeziorach, otoczony grupą sprawdzony­ch, wieloletni­ch przyjaciół, m.in. z czasów harcerstwa, sypał branżowymi żartami. Dowcipkowa­ł na temat tego, czym różni się pilot samolotu od pilota śmigłowca. – Staszek to nasz sprawdzony przyjaciel. Jesteśmy tu co roku. Można uczyć się od niego wyobraźni i umiejętnoś­ci realizacji długotermi­nowych celów. Mamy nadzieję spotykać się na Mazury AirShow jeszcze wiele razy – stwierdził Marek Kaliszek, prezes firmy brokerskie­j Mentor, jeden z partnerów wydarzenia.

Na uczestnikó­w Mazury AirShow czekało wiele wydarzeń towarzyszą­cych. Były to m.in. warsztaty modelarski­e dla dzieci, a także spotkanie z kapitanem Tadeuszem Wroną, pilotem, który awaryjnie wylądował na warszawski­m Okęciu Boeingiem 767 z 230 pasażerami na pokładzie. Tygodnik ANGORA był partnerem medialnym Mazury AirShow. Zapraszamy za rok!

Fot. Kamil Winek/Mazury AirShow

 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland