Elitarny, czyli jaki?
Na nowego Lexusa NX miłośnicy japońskiej marki czekali wyjątkowo długo. Pierwsza generacja, produkowana od 2014 roku, zdążyła się już zestarzeć, zwłaszcza jeśli chodzi o wnętrze na tle silnej konkurencji z segmentu premium. Najnowsza odsłona wnosi wiele pożądanej świeżości przy zachowaniu – jak przystało na Lexusa – luksusowego sznytu. Fani Lexusów będą zachwyceni, ale czy NX z 2022 roku zapewni Japończykom nowych klientów?
Osiem lat temu, kiedy poznaliśmy pierwszego Lexusa NX, czyli rodzinnego SUV-a mającego ponad 4,6 metra długości, wzbudził on niemałą sensację. Dało się słyszeć, że wygląda kosmicznie, awangardowo i lepiej, a na pewno odważniej od konkurentów. W 2022 roku najnowsza odsłona wozu nie szokuje już tak bardzo. Gołym okiem widać, że NX jest autem zaprojektowanym w podobny sposób i trudno go pomylić z jakimkolwiek rywalem. W tej stylistycznej kontynuacji jest jednak metoda. Skoro poprzednik został tak dobrze przyjęty przez klientów, błędem byłoby stawianie na rewolucję. Nie jest jednak tak, że nie zmieniło się nic, bowiem innowacji jest całkiem sporo. Co ciekawe, producent z Kraju Kwitnącej Wiśni zapewnia, że aż 95 proc. elementów zaprojektowano zupełnie na nowo.
Ostre kształty, sporo przetłoczeń i masywny, charakterystyczny grill to znaki szczególne wszystkich Lexusów z obecnej gamy. Do tego należy dodać ciekawie, wręcz zawadiacko „narysowane” lampy. Choć najnowszy NX urósł zarówno wzdłuż i wszerz o kilka centymetrów względem pierwszej generacji, wygląda na auto lżejsze i zgrabniejsze. W konfiguracji, w jakiej był egzemplarz z parku prasowego (przyciągający wzrok lakier khaki, 20-calowe felgi i brązowe skórzane wykończenie wnętrza), prezentował się świetnie. Bogato i elegancko.
Bogactwo czuć także po zajęciu miejsca w kabinie. Nie sposób krytykować wygodnych foteli obitych grubą skórą ani dobrze leżącej w dłoniach mięsistej kierownicy. Świetnie spasowane materiały wykończeniowe są z wysokiej półki. Wnętrze, jak na segment D, jest odpowiednio przestronne. Przeszkadza tylko zbyt wysoka pozycja za kierownicą. Obniżając fotel do najniższego poziomu, wciąż chciałem siedzieć kilka centymetrów niżej, co – niestety – nie było już możliwe. Warto wspomnieć o bagażniku, który znacząco urósł (teraz liczy 545 litrów pojemności) i w końcu doszedł do rozmiarów, jakimi szczycą się bezpośredni rywale NX-a.
Kolejną wyczekiwaną i dobrą zmianą okazał się zupełnie nowy system multimedialny. Poprzedni był – delikatnie mówiąc – niezbyt intuicyjny. Okiełznanie gładzika, którym operowało się podstawowymi funkcjami pojazdu, wymagało dłuższego przyzwyczajenia, przez co wielu z marszu skreślało japońską propozycję, uznając ją za skrajnie nieergonomiczną. Teraz mamy do czynienia z ogromnym 14-calowym dotykowym ekranem, schludnym oraz łatwym w opanowaniu interfejsem i bardzo dobrym systemem kamer, w końcu wysokiej jakości. Klimatyzację wciąż możemy obsługiwać za pomocą fizycznych pokręteł, za co Lexusa trzeba pochwalić. „Telewizor” na środku deski rozdzielczej wcale nie jest przytłaczająco ogromny i da się go polubić. Gorzej, że ekran wykonano z bardzo połyskliwego materiału, który mocno odbija słoneczne promienie. Tak samo zachowuje się tworzywo piano black, którego Japończycy nie poskąpili w kabinie, co według mnie gryzie się z eleganckim stylem wnętrza. Szkoda, że nie postawiono na bardziej stonowane, matowe materiały.
Jeśli Lexus NX drugiej generacji, to tylko hybrydowy. Sprawdzałem wersję 350h z napędem na cztery koła, o łącznej mocy 243KM. Spalinową bazą jest tutaj 2,5-litrowy benzynowy motor. Cennik rozpoczyna się od 225 tysięcy złotych. Topowa odmiana to koszt przekraczający już 300 tysięcy. W ofercie jest także mocniejszy wariant z wtyczką (plug-in), jednak wymaga on srogiej dopłaty (nawet 50 tysięcy złotych), co mija się z celem. Zresztą oszczędności – często pozorne – wynikające z zakupu i użytkowania plug-inów to temat na inną historię. Wracając do samoładującej się hybrydy, czyli patentu, z jakiego Lexusy i Toyoty słyną od lat, ta w najnowszym japońskim SUV-ie została ulepszona. W mieście bez większego problemu da się osiągnąć spalanie na poziomie niższym niż 6 litrów benzyny na setkę, co – jak na gabaryt auta – jest doskonałym rezultatem. W trasie zużycie paliwa wzrasta i na autostradzie potrafi zbliżyć się do 9 – 10 litrów. Niemniej wciąż są to dobre wyniki, będące – obok owianej niejedną legendą bezawaryjnością tych napędów – największym atutem japońskich hybryd.
„Na papierze” NX 350h potrzebuje 7,7 sekundy, aby rozpędzić się do pierwszej setki. W praktyce jednak nie czuje się tych całkiem przyzwoitych osiągów. Mówiąc wprost, ten wóz sprawiał wrażenie, że został stworzony do wszystkiego, tylko nie do szybkiej jazdy. Dał to po sobie poznać nie tylko na prostej, gdzie „wycie” silnika przy próbie sprintu zdawało się ciągnąć w nieskończoność (specyfika bezstopniowej przekładni CVT), ale też, gdy spróbowałem nieco szybciej wejść w zakręt. Pisk opon i niestabilne zachowanie na drodze natychmiast zgasiły moje zapędy co do takich pomysłów. Ponadto NX jest podatny na silniejsze podmuchy wiatru i autem potrafiło nieprzyjemnie „bujać”. Od tak drogiego wozu można oczekiwać lepszych właściwości jezdnych. Gwoli ścisłości, wszelkie niedogodności, o których wspominam, znikają, gdy jeździmy bez pośpiechu. Wówczas Lexus odwdzięcza się dobrym wyciszeniem kabiny i komfortowo zestrojonym zawieszeniem.
– Przecież to spory, ciężki SUV, czego oczekiwałeś?! – próbował mnie przekonywać zagorzały pasjonat Lexusów, słysząc moje narzekanie. Gdy odpowiedziałem, że np. konkurencyjne BMW X3 czy Audi Q5 też są SUV-ami, a prowadzą się lepiej i da się za ich kierownicą czerpać frajdę z bardziej dynamicznego prowadzenia, przestał słuchać i tylko machnął ręką. Pogarda dla innej motoryzacji – zwłaszcza tej niemieckiej – wśród zwolenników Lexusów jest zjawiskiem, które obserwuję od dłuższego czasu. „Elitarny w każdym wymiarze” – głosi ostatni slogan reklamowy japońskiej marki premium. Dochodzę do wniosku, że ta „elitarność” polega w dużej mierze na silnym przekonaniu, że kierowcy Lexusów poruszają się lepszymi i bardziej wyszukanymi pojazdami w porównaniu z europejskimi odpowiednikami. Sam, mimo że bardzo doceniam, jak dobrze wygląda i jak luksusowo wykończony jest nowy NX, przez to jakie daje wrażenia z jazdy, raczej nie chciałbym zaliczać się do tej „elity”...