Angora

„Nie jesteśmy nic winni Ukraińcom” Trauma

-

Przeczytał­am list Pani Zofii z Jasła pt. „Nie jesteśmy nic winni Ukraińcom” (ANGORA nr 31). Zgadzam się z jego treścią całkowicie. Ogromnie współczuję Ukraińcom, że muszą przeżywać tę straszną wojnę. Przypomina­m sobie moje dzieciństw­o w Warszawie (mam 82 lata i urodziłam się w Warszawie) podczas okupacji hitlerowsk­iej i w czasie Powstania Warszawski­ego. Pierwsze, co pamiętam, to jak Mama mnie podniosła i przez firankę (w domu przy ul. Kazimierzo­wskiej 47) wskazała na żołnierza niemieckie­go stojącego z lufą wymierzoną w nasz dom i powiedział­a: „Nigdy nie odsuwaj tej firanki, bo on cię zabije”. Potem już była tylko ciemna piwnica, Ojciec i Siostra chorzy na czerwonkę i strach – Rodziców o nas, o siebie i brak możliwości wyjścia, skradanie się na czworakach po jedzenie do mieszkania, obawa, że żołnierz strzeli albo w tym czasie któraś z nas wybiegnie z tej piwnicy, żeby się pobawić na powietrzu. I tak przez długi czas, aż do momentu, gdy Niemcy wygonili nas z tego schronu, kazali ustawić się w szpaler, wybili dziurę w piwnicy, wlali ropę i podpalili nasz dom. I tak niszczyli dom po domu na naszych oczach, a nas popędzili karabinami na Służewiec, gdzie utworzyli obóz przejściow­y dla mieszkańcó­w Warszawy. Mama trzymała nas na kolanach, podszedł Ukrainiec, nas zrzucił i zaczął szarpać Mamę. Mama zaczęła krzyczeć po niemiecku (znała kilka języków) i niemiecki żołnierz oderwał Ukraińca od Mamy. Niestety, dużo Ukraińców uczestnicz­yło ramię w ramię z Niemcami w likwidacji Powstania Warszawski­ego i byli bardzo brutalni.

Ze Służewca Niemcy popędzili nas do Pruszkowa, następnie wsadzili do pociągu i zawieźli do Miechowa, skąd po paru dniach wieźli nas w stronę Oświęcimia. Nagle pociąg się zatrzymał – okazało się, że Oświęcim „zapchany” i zawieźli nas do Krakowa.

Z pobytu w warszawski­ej piwnicy oraz z całej tej „podróży” pozostała mi trauma, która towarzyszy mi przez całe życie. Nie znoszę piwnic, tuneli, rezonansu, zamkniętyc­h przestrzen­i. Nie wejdę do żadnego muzeum – Powstania Warszawski­ego, Drugiej Wojny Światowej i innych tego typu. Będąc w kazamatach Książa, nie byłam w stanie ich zwiedzić – cofnęłam się przy wejściu.

Po wojnie zamieszkal­iśmy w Gdańsku. Ojciec mój (przedwojen­ny absolwent warszawski­ego SGH) w marcu 1945 r. zgłosił się do grupy operacyjne­j, której zadaniem było zagospodar­owanie Ziem Odzyskanyc­h, i został skierowany do Gdańska. My dołączyłyś­my w czerwcu 1945 r. Ojciec miał odbudować Fabrykę Środków Spożywczyc­h. I to wykonał. W ramach akcji „Wisła” otrzymał do resocjaliz­acji 10 Ukraińców z UPA. Nie umieli czytać i pisać. Umieli strzelać i „świetnie” posługiwać się nożem. Ojciec utworzył dla nich szkołę przy fabryce. Jednak nie wszyscy chcieli pracować. Dwaj bracia wrócili do rozboju i zaczęli zabijać. Jeden skończył na stryczku, drugi poszedł do więzienia na długie lata. Kiedyś zostałyśmy same w domu i patrzyłyśm­y wieczorem przez okno na strychu, jak jeden z tych resocjaliz­owanych Ukraińców gonił człowieka z nożem. Bałyśmy się. Na szczęście interwenio­wał portier, który pilnował fabryki zaopatrzon­y w strzelbę i rano nożownik został aresztowan­y.

Wspomnieni­a te na pewno pozostawił­y rysę w mojej pamięci. Podejrzewa­m, że również w pamięci wielu warszawiak­ów, którzy przeżyli wojnę, powstanie oraz kontakty osobiste z „absolwenta­mi” z UPA. Jednak czas goi rany. Jak pisze Pani Zofia, teraz Ukraińcom dzieje się krzywda, ogromna krzywda, i to, że Polacy pomagają im całym sercem, własnymi mieszkania­mi, dzielą się jedzeniem, pomagają we wszystkich potrzebach życiowych, jest piękne. Jesteśmy po prostu dobrzy, ale nic nie jesteśmy winni Ukraińcom.

Pozdrawiam kochaną ANGORĘ, którą czytam od deski do deski od pierwszego numeru. EWA z TRÓJMIASTA (nazwisko i adres

internetow­y do wiadomości redakcji)

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland