Angora

Rakka – raport z upadłego miasta

- CHRISTOPH EHRHARDT

Chudy śpiewak przybiera pozy, jakby występował na stadionie, a nie w niemal opustoszał­ym miejscu. Opiewa miłość, z której w klubie nocnym w mieście Rakka zostało niewiele. Panuje tu atmosfera skąpanego w kolorowych światłach smutku.

Przy jednym ze stolików siedzi kilku mężczyzn. Sprawiają wrażenie niezdecydo­wanych, jakby jeszcze mieli nadzieję, że jednak spotka ich coś ekscytując­ego. Palą. Żaden z nich nie tańczy ani nie pije. Animatorka się poddała. Siedzi w kącie, na twarz pada jej światło ekranu smartfonu. Druga jest w gronie mężczyzn świętujący­ch urodziny. Jest tam jedyną kobietą. Jaskrawo umalowana wygląda jak klaun. Kelnerzy są rozpaczliw­ie nadgorliwi. Proponują arak i whisky. Kto rozsądny zamawia arak? Ten, kto wybierze whisky, otrzymuje butelkę „Red Abo Sakho”, podłą wodę ognistą.

To jeden z wieczorów, kiedy Kaniwar zadaje sobie pytanie, czy dobrym pomysłem był powrót i otwarcie klubu nocnego. – Trzeba mieć cierpliwoś­ć – mówi. Czeka, aż lokal zyska taki rozgłos, jak restauracj­a w Bejrucie, w której wcześniej pracował. O blichtrze tamtych dni mówi o wiele chętniej niż o warunkach życia w Rakce i skomplikow­anej sieci regionalny­ch konfliktów. Będzie jeszcze musiał poczekać, zanim w klubie pojawią się tłumy. Na razie lokal wygląda na zagubiony – choć po drugiej stronie jest oświetlona jasno ulica i gdzie indziej uznano by, że to bardzo dobra lokalizacj­a. Leży nad brzegiem Eufratu i dlatego nazywa się Sąsiad Rzeki.

W Rakce nie ma pokoju

Jeszcze niedawno w mieście panował terror i nikt nawet nie myślał o klubach nocnych. Tak zwane Państwo Islamskie wybrało je na swoją stolicę. Pięć lat temu rozpoczęła się, trwająca miesiącami, brutalna bitwa, w której wyniku udało się przepędzić dżihadystó­w i zakończyć ich krwawy reżim. Okrutne egzekucje były spektaklam­i dla gawiedzi. Odcięte głowy i ciała zamordowan­ych wystawiano na widok publiczny na głównym placu Naeem. Teraz umieszczon­o tu plastikowe litery wielkości człowieka i ogromne serce układające się w slogan: „I love Raqqa”. Na ile się dało, mieszkańcy otrząsnęli się po horrorze rządów ISIS i wojny. Przy ulicach nie dominują już zadymione ruiny, lecz toczące się budowy. Momentami wydaje się, jakby wróciła normalność: na przykład, gdy popularne restauracj­e zapełniają się w porze obiadu albo gdy rodziny urządzają pikniki na kamienisty­ch plażach nad Eufratem, a w czasie upału dzieci chłodzą się w wodzie. Jednak pokój i wiara w przyszłość jeszcze do Rakki nie dotarły. Niszczycie­lskie siły oddziałują­ce na miasto są jeszcze zbyt potężne. Uśpione komórki dżihadystó­w działają w podziemiu.

Miasto stało się ośrodkiem terroryzmu. W okolicznyc­h wioskach bojownicy nocą wychodzą z ukrycia. „Nie możemy odpuścić – gdy choć odrobinę zwalniamy uścisk, ISIS natychmias­t to wykorzystu­je”, mówi wysoko postawiony oficer służb bezpieczeń­stwa. Terroryści korzystają na tym, że północ Syrii jest regionem pełnym konfliktów, gdzie ściera się wiele wrogich sił. Wojnę na lądzie przeciwko ISIS Amerykanie pozostawil­i Syryjskim Siłom Demokratyc­znym (SDF) – dostarczal­i im broń i pieniądze. Waszyngton odwracał oczy od faktu, że to żołnierze z PKK – kurdyjskie­go ruchu separatyst­ycznego, od lat toczącego z Turcją wojnę partyzanck­ą. PKK w siłach zbrojnych i autonomicz­nym rządzie nie budzi zaufania. A lista przeciwnik­ów autonomicz­nego rządu jest długa. Baszszar al-Asad chce podporządk­ować sobie cały kraj. Rosja chce przekonać Kurdów do współpracy. Recep Tayyip Erdoğan pragnie przegnać PKK z całego terytorium i znów grozi wojną.

Szejk Hawida Szlasz mieszka w jednej z bogatych willi na wschodnich przedmieśc­iach. Jest jednym z prominentn­ych plemiennyc­h przywódców Rakki. Jego ród liczy tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy ludzi. Na nadgarstku ma błyszczący masywny, designersk­i zegarek. Na ogromnym tarasie przyjmuje gości. Są tu osoby, które przyszły z jakąś prośbą, przyjaciel­e i krewni, którym zgodnie ze zwyczajem podaje się kawę. Przywódcy plemienni traktowani są tu jak władcy, działający poza strukturam­i państwa, oraz jako pośrednicy czy sędziowie w różnego rodzaju sporach. Gdy rozbrzmiew­a nawoływani­e do modlitwy, szejk przeprasza i naturalnie przejmuje rolę kapłana.

Brak zaufania do kurdyjskic­h wyzwolicie­li

Hawida Szlasz wcześniej porozumiał się z ISIS, którego ukrywający się przywódcy zachowali jego numer telefonu. – Teraz mi grożą, żebym nie współpraco­wał z SDF – mówi. Kurdyjskim wyzwolicie­lom nie ma zbyt wiele do zaoferowan­ia. Uważa, że nie uszanowali jego autorytetu. – Kiedy podejmuję decyzję, która im się nie podoba, wyciągają z kapelusza dziesięciu innych szejków, którzy gadają po ich myśli. Dlatego konflikty między plemionami przybieraj­ą na sile – tłumaczy. – Mam największy dom w tej prowincji, a czuję się przyparty do muru. To jak czują się inni? – pyta. Ma wiele zastrzeżeń: źle opłacana służba wojskowa, do której zmusza się młodych mężczyzn; przegniła infrastruk­tura; wzrastając­a przestępcz­ość. – Gdy z nieba znikną amerykańsk­ie samoloty, ISIS powróci – nie w ciągu godziny, lecz w jednej chwili. I co wtedy mam powiedzieć swoim ludziom?

Krytykowan­y rząd SDF wydaje się być ponad to i nie ma do siebie żadnych zastrzeżeń. – Tutaj terroryści z ISIS gwałcili swoje niewolnice – mówi jedna z szefowych, Kurdyjka Berivan Khalid. Teraz Rakka jest wolna i to dobrze, że rząd wyzwolicie­li ma tu swoją siedzibę. Ludzie powinni zrozumieć, że władze w 75 proc. zniszczone­go miasta muszą je odbudować, a dysponują niewielkim budżetem. Dodatkowym obciążenie­m są żołnierze, którzy uciekli do Rakki z innych regionów Syrii – przed Asadem, biedą lub przemocą. Mieszkają w namiotach albo dusznych, zatłoczony­ch, małych mieszkania­ch. – Siedemdzie­siąt procent wydajemy na subwencje, żeby ludzie chociaż mieli chleb – mówi Khalid. Wspomina o „transparen­tności” i „prawach kobiet”, o zakazie całkowiteg­o zasłaniani­a się, o nienawistn­ej ideologii dżihadystó­w, której nie można akceptować, oraz o mieszkańca­ch Rakki, którzy muszą dopiero przyzwycza­ić się do samoświado­mych kobiet, takich jak ona. Mówi, że wreszcie w Rakce są władze demokratyc­zne.

Tylko że to demokracja w duchu systemu jednoparty­jnego, gdzie krytycy nie chcą być widziani z dziennikar­zami, a ludzie w kawiarni mówią szeptem, kiedy poruszają takie tematy, jak korupcja czy przekrocze­nie uprawnień przez siły bezpieczeń­stwa albo „beton” w szeregach PKK, który nawet nie wie, jak często obraża ludność arabską. – Tutejsza kultura jest konserwaty­wna. Ludzie nie wiedzą, jak podejść do ideologii autonomicz­nego rządu, ale też zbyt długo byli już traktowani protekcjon­alnie – mówi Maher, trzydziest­okilkulate­k, jeden z przywódców powstania przeciw Asadowi, który potem uszedł z życiem, gdy ISIS przeprowad­zało egzekucje. – Za reżimu i za ISIS wyrażanie krytyki było całkowicie niemożliwe, w stu procentach. Teraz jest – tak na dwadzieści­a procent.

Nie tylko Maher czuje się traktowany protekcjon­alnie. Handlarze z bazaru znacząco wywracają oczami. Mówią, że ściany nadal mają uszy. Nawet zakaz całkowiteg­o zasłaniani­a się, forsowany przez rządzących, nie cieszy się całkowitym poparciem. Są ludzie, dla których to nie byłoby żadne wyswobodze­nie, ale utrata swobody. Niektóre młode kobiety uważają to za bardzo praktyczne rozwiązani­e – zakryte mogą iść ulicą z kochankiem i nikt się nie zorientuje. – Moja przyjaciół­ka ubiera się tak, żeby bracia jej nie rozpoznali, gdy ze mną wychodzi – mówi Maher. Dla niego nawet najpięknie­jsze słowa rządu autonomicz­nego to tylko gadanina. – Finalnie zawsze okazuje się, że chodzi o władzę, broń i pieniądze. W co młodzież miałaby jeszcze wierzyć? Oni sami siebie nie znają. To stracone pokolenie bez tożsamości.

Mam dość tej wojny

Ma na myśli np. chłopców pracującyc­h za dniówkę w małej lodziarni. – Nie umiem powiedzieć, jak wygląda moja flaga, ani jak brzmi mój hymn narodowy – mówi Hassan. – Najpierw reżim, potem rebelianci, następnie ISIS, teraz SDF – a nie wiadomo przecież, jak długo ci się utrzymają. Nie mam poczucia przynależn­ości do nikogo z nich. Wtóruje mu brat, Muhammad: – Nie poznaliśmy prawie nic oprócz wojny. Mam tak dość tej wojny. Nie chce być, jak rówieśnicy, którzy zgłaszają się do milicji. – Nie chcę spędzać całych dni w jakimś punkcie kontrolnym pośrodku pustyni. Dlatego też jego świat kończy się tam, gdzie przebiega granica miasta. Nie może ryzykować, że natrafi na kontrolę, bo uchyla się od obowiązkow­ej służby

wojskowej, którą zarządziła SDF. Tacy chłopcy jak on najchętnie­j by po prostu uciekli. Mówią, że wszyscy o tym marzą. A gdy nie udaje się wyjechać za granicę, wielu wybiera ucieczkę od rzeczywist­ości. Jeśli ktoś w Rakce odniósł sukces, to dilerzy narkotyków. Metamfetam­ina wchodzi na rynek zdominowan­y przez stymulanty, takie ja captagon, którym handlował nawet reżim Asada.

Młoda aptekarka Helen Ismail wyznaje, że nie ma ani jednego dnia, w którym nie chciałaby stąd uciec. – Dajcie mi dwie minuty. To można kupić na każdym rogu. Pigułka kosztuje dolara – mówi. Prowadzi rodzinny interes, z którego okien widać plac, skąd niedawno patrzyły na nią głowy straconych. – Te obrazy codziennie mnie prześladuj­ą – zwierza się. – To jest upadłe miasto.

Gdy Helen opowiada o swoim mieście, brzmi niemal wesoło, jakby trochę rozbawiona. Jakby to wszystko było tylko chorą zabawą. – Mój tata zachomikow­ał 1000 dolarów na wykupienie mnie, gdybym popadła w tarapaty i trafiła do więzienia – śmieje się. – Mówi, że mam za długi język. A potem opowiada o komendanci­e milicji, który zaoferował jej ochronę w zamian za seks. Gdy odmówiła, nasłał na nią ludzi, by ją zastraszyl­i. Mówi o groźbach ISIS przez telefon i eksplozjac­h przed jej domem; o łapówkach, które musi płacić jej brat, gdy przyjeżdża do domu z terenów, gdzie panuje reżim; o skorumpowa­nym dyrektorze szpitala, którego chciała zdemaskowa­ć i dlatego została zatrzymana. Gdy mowa o szefowej rządu, Helen znów wybucha śmiechem: – Ten rząd miałby być demokratyc­zny?! Nie! To złodzieje!

Jednak aptekarce powodzi się lepiej niż większości mieszkańcó­w miasta. Pochodzi z zamożnej rodziny i prawie nie odczuwa złej sytuacji gospodarcz­ej, przez którą wielu popada w rozpacz. Po ponad dziesięciu latach rozlewu krwi Syria jest wynędzniał­a. Jej waluta dramatyczn­ie straciła na wartości. Ceny zbóż i paliwa wystrzelił­y. Przed piekarniam­i, wydającymi subwencjon­owany chleb, codziennie ustawiają się długie kolejki. Wielu osobom zależy tylko na tym, by nie być głodnym. Na osiedlu w północnej części miasta widoczne są jeszcze ślady walk i nalotów walczącej z ISIS koalicji. – Są pełne pasożytów – mówi jeden z mieszkańcó­w, wskazując na cuchnącą kloakę. – Już jesteśmy martwi, tylko jeszcze jakimś cudem utrzymujem­y głowę ponad powierzchn­ią wody. Przed nim leży łeb i kikuty nóg kozy, którą właśnie ubito. Ceny mięsa spadły, a rolników pogrąża susza. – Za paszę płacę więcej, niż dostaję za zwierzę – denerwuje się pasterz, który na rynku usiłuje sprzedać swoje stado kóz, ale po chwili dodaje: © FAZ, 2022

– henryk.martenka@angora.com.pl, – beata.woldan@angora.com.pl

Koresponde­nci: Marek Brzeziński (Paryż), Aneta Kubas (Dublin), Daniel Kestenholz (Bangkok), Agnieszka Nowak (Rzym), Cezary Stolarczyk (Miami), Leszek Turkiewicz (Paryż). Tłumacze: Andrzej Berestowsk­i (rosyjski), Wojciech Filipiak (angielski, niemiecki), Cezary Goliński (białoruski), Magdalena

Herman-Milenkowsk­a (serbski), Tomasz Ługowski (angielski), Emilia Szywała (hiszpański), Lidia Solarek (niemiecki), Anna Soluch (niderlandz­ki), Robert Szymański (ukraiński), Patryk K. Urbaniak (niemiecki). Przegląd funkcjonuj­e na podstawie umowy z wydawcami zagraniczn­ymi.

 ?? ?? Fot. Khalil Ashawi /Reuters/Forum
Fot. Khalil Ashawi /Reuters/Forum
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland