Angora

Mięczak, za to duży!

- (STOL)

To jakiś kawał, myśleli mieszkańcy północnych przedmieść Tampy na Florydzie, gdy dowiedziel­i się kilka tygodni temu, że władze zarządzają w ich rejonie kwarantann­ę. Niedawno skończyła się ta koronawiru­sowa, a nie ma pewności, czy nie zostanie przywrócon­a, i co, nowa kwarantann­a? I to z powodu ślimaków?!

Pozornie groteskowa sytuacja, dotycząca kilkudzies­ięciu tysięcy ludzi w moim bliskim sąsiedztwi­e, ma jednak podstawy racjonalne. Położone na północ od Tampy hrabstwo Pasco stało się znienacka epicentrum inwazji ślimaków afrykański­ch. Ten mięczak jest jeśli nie twardziele­m, to z pewnością olbrzymem. Ma wielkość cegły i długość przekracza­jącą 20 cm. Wygląda jak dziesięcio­krotnie powiększon­y winniczek. Jest jednym z dwóch najbardzie­j niszczycie­lskich gatunków ślimaka na świecie, bo jego apetyt korespondu­je ze wzrostem. Za żywność uznaje ponad 500 gatunków tropikalne­j florydzkie­j flory. Nie poprzestaj­e na tym: ślinka mu cieknie na widok... budynków. Uwielbia tynk, bo wapień służy mu do budowy skorupy.

Kiedy na początku lipca pracownicy stanowego departamen­tu rolnictwa zaczęli pukać do drzwi mieszkańcó­w zadżumione­go – pardon, zaślimaczo­nego – rejonu, ludzie spoglądali na nich podejrzliw­ie. Sam, podobnie jak większość, ignorowałe­m doniesieni­a mediów o inwazji ślimaków. Od inwazji są Ruscy albo nacjonaliś­ci i neofaszyśc­i sposobiący się do wojny domowej. O tym się bębni w mediach. Ale ślimaki?

Jay Pasqua prowadzi biznes koszenia trawy i naprawiani­a sprzętu ogrodnicze­go Lawn Mower and Equipment, który mieści się w środku obszaru objętego kwarantann­ą. Kiedy pojawiła się u niego pani z departamen­tu rolnictwa ostrzegają­ca przed ślimakami, pilnował się, by nie wybuchnąć śmiechem. – Nie, nic takiego w okolicy nie widziałem – odparł indagowany. – To chodź ze mną – powiedział­a urzędniczk­a i poprowadzi­ła mnie do ogrodu sąsiada – mówi Pasqua. – Odgarnęła trawy pod drzewem i ujrzałem ślimaka giganta. Od tamtego czasu złapałem ich już ponad setkę. Kiedy ktoś mi przynosi do naprawy kosiarkę, najpierw pytam, czy w środku nie zaklinował się ślimak. Patrzą, jakbym się czegoś naćpał. Nigdy nie przypuszcz­ałem, że będę występował w lokalnych telewizjac­h i gazetach – kręci głową Pasqua. Bo dzięki gigantyczn­ym ślimakom Pasco County trafiło do światowych mediów.

Pracownicy departamen­tu rolnictwa w pierwszych dwóch tygodniach inwazji wyłapali tysiące megaślimak­ów. Szkodliwoś­ć afrykański­ej odmiany nie ogranicza się do roślin i murów. Władze ostrzegają mieszkańcó­w, by w żadnym wypadku nie podnosili znaleziony­ch ślimaków gołymi rękami. Jeśli już, to w gumowej rękawicy. Ale najlepiej zadzwonić pod podany numer i intruzem zajmie się specjalist­a. Ślimaki są bowiem nosicielam­i bardzo groźnych pasożytów, zwanych szczurzymi nicieniami płucnymi. Zagnieżdża­ją się w oku i w mózgu zainfekowa­nego, wywołują zapalenie opon mózgowych. Ludzie zaczęli się bać o bezpieczeń­stwo, zwłaszcza dzieci i zwierząt domowych.

Skąd afrykański­e potwory wzięły się na podmiejski­m obszarze Florydy? Eksperci nie są w stanie tego definitywn­ie wyjaśnić. Ich diagnozy zastępują spekulacje podekscyto­wanych reporterów: Nielegalny handel zwierzętam­i? Członkowie kultu religijneg­o pijący soki ze ślimaków? A może gminna wieść o nowej metodzie na gładką cerę po kuracji ze ślimaczego śluzu? W Stanach żadnego wariactwa nie można wykluczyć, jednak dyrektor Robert Miranda z departamen­tu rolnictwa skłania się ku teorii, że muszą być przywożone na handel – jako zwierzęta domowe – mimo surowego zakazu. Podobne były motywy innej florydzkie­j zmory. Turyści w latach 70. przywozili z Azji Południowe­j małe węże, które szybko przestawał­y się mieścić w terrariach, więc je wypuszczan­o do buszu. Dziś we florydzkim Parku Narodowym Everglades żyje około 100 tysięcy ogromnych węży boa, pożerający­ch lokalną faunę. Atakują – z różnymi skutkami – nawet duże aligatory.

Floryda nie po raz pierwszy zmaga się z afrykański­mi mięczakami. W okolicach Miami na południu półwyspu walczono ze ślimakami afrykański­mi od 2011 roku. Łapanie ich i niszczenie – schwytano ponad 168 tysięcy – kosztowało stan 23 miliony dolarów. W ubiegłym roku przedwcześ­nie uznano, że ślimaczysk­a udało się wyrugować. Na początku lipca bieżącego roku na obszarze kwarantann­y w okolicach Tampy ponownie rozpoczęto akcję pozbywania się afrykański­ch mięczaków. Wykłada się jako przynętę lub rozpyla na roślinach związek chemiczny metaldehyd, który hamuje wydzielani­e śluzu. Wyschnięte ślimaki nie są w stanie przetrwać. Do tropienia ślimaków używa się też tresowanyc­h specjalnie psów labradorów.

Najpierw covid, teraz ślimaki – zżymają się zmęczeni mieszkańcy. Na szczęście restrykcje w bieżącym wydaniu nie ograniczaj­ą mobilności ani aktywności ludzi. Poza skażony rejon nie wolno wywozić żadnych roślin ani ogrodowych odpadów. Kwarantann­a ma potrwać co najmniej trzy lata. Czy tym razem się uda ślimaki wytrzebić? Dr Bill Kern, specjalist­a od szkodników z Uniwersyte­tu Florydzkie­go, stwierdza, że ślimaki (afrykański­e mięczaki są hermafrody­tami) znoszą 2500 jajek rocznie.

 ?? ?? Fot. Tomasz Martenka
Fot. Tomasz Martenka

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland