O zachowaniu się przy stole
Najstarszy polski – świecki! – wiersz pamiętają chyba tylko poloniści i przedwojenni gimnazjaliści. Ta średniowieczna satyra jest w rzeczy samej poradnikiem savoir-vivre’u, choć nie jestem pewien, czy Słota pojęcie to znał. Niemniej wrodzony takt, a nade wszystko codzienne potrzeby nakazały mu spisać wierszem, czego przy stole wystrzegać się powinno. I uwaga! Nie adresował wiersza do wszystkich, do narodu, społeczeństwa i takich tam. Adresował go do najwęższej elity, bo tylko ta umiała czytać. Reszta uosabiała sferę kulturowego mroku, który – jak się zdaje – nie był wcale większy, niż jest dziś, gdy niemal każdy umie czytać, choć tylko niektórzy ze zrozumieniem. Słota przestrzegał przed obżarstwem, gadaniem z pełnym pyskiem, plwaniem na sąsiadów bądź podłogę. Przypominał o okazywaniu respektu współucztującym damom i podsuwaniu im najlepszych kąsków.
Bóg mnie pokarał, że przymuszony, zacząłem oglądać w niedzielę początek telewizyjnego programu „Kawa na ławę” w TVN. To wtedy przypomniał mi się Słota. Siedzący bowiem przy ławie, czyli stole, łamali wszelkie zasady spisane przezeń krótko przed bitwą pod Grunwaldem.
W programie wszyscy mówili naraz, przekrzykiwali się, plwali na stół, podłogę i sąsiadów, nie słuchali nikogo, eksponując prymitywne emocje, i nawet nie starali się wsłuchać w racje antagonisty. Jakby im wszystkim czegoś w rozumie nie stawało... Nad ławą doskonale nie panował prowadzący Morozowski, co sprawiło, że po kwadransie z krzykiem uciekłem do ogrodu. I zrozumiałem Edka Miszczaka, który w pewnym momencie nie zdzierżył i stację z „Kawą na ławie” pożegnał bez żalu...
Pouczony przez Słotę, z niedowierzaniem, słuchałem i patrzyłem na spektakl grany przed kamerami głównie przez... kobiety. Jazgotliwe, zajadłe, swarliwe... Haniebnie niski chwyt – zapraszanie awanturnych kobiet – telewizje wykorzystują nader często, wszak nic bardziej nie bawi ludu prostackiego, prymitywnego i niewymagającego. Przecież brylujące w mediach posłanki i posłowie są emanacją tegoż ludu, więc jak mają inaczej przed nimi stawać, by zapaść w elekcyjną pamięć? Do podobnych wniosków niespodziewanie doszedł tej samej niedzieli senator PiS, niezbyt lotny, za to wrażliwy na krzywdę ludzką, niejaki Skurkiewicz, który – pokąsany w TVP przez posłankę z opozycji – nie zdzierżył. – Jak nie ma kobiet w studiu, to rozmowa jest zdecydowanie łagodniejsza... Macie, Skurkiewicz, słuszną rację! Program, w którym nie ma pp. Kempy, Mazurek, Leszczyny, Lubnauer,
Żukowskiej, Lempart czy Zawiszy, może nie być zrazu mądrzejszy, ale łagodniejszy będzie na pewno.
Przy telewizyjnym stole poziom łagodności (czyli umownie: kultury) i tak rzadko sięga wyżej rynsztoka. Ostatnio weszli w medialny spór gwiazdor TVP Jakimowicz i gwiazdor filmu Deląg. O coś się goście pokłócili, wobec czego pierwszy zarzucił drugiemu, że jest pedałem. Kiedyś, gdy się chciało antagonistę zdyskredytować, zarzucano mu, że cuchnie mu z ust, ale czasy się zmieniły i zachowanie przy stole też.
Bohaterowie mediów nie wzbudzają w sobie cienia namysłu, że czegoś powiedzieć nie wypada albo nie należy? Bo to już nie jest rozmowa czy dyskusja, tylko nawalanka partyjnych meneli. I powiadam wam: nie winię meneli, ale wyłącznie tych, którzy świadomie zapraszają ich do studiów, karmiąc najniższy segment elektoratu ich popisami, za które w czasach Słoty szło się pod pręgierz. Zachowanie osób publicznych, nie tylko przy stole, dowodzi, że jako społeczeństwo jesteśmy głęboko prymitywni, wolni od skrupułów i wymogów przestrzegania norm czy nakazów. Popatrzmy na nasze plaże, strefę ciszy w pendolino, posłuchajmy języka ulicy...
Od miesięcy fascynuje mnie zachowanie ministra Dworczyka, autora najciekawszej epistolografii czasów rządów Zjednoczonej Prawicy. Oby kiedyś wydanej w książce! Ony Dworczyk, który dawno powinien znaleźć się w wieży (jak powiedziałby Słota), z prymitywną skutecznością odwraca uwagę od swej kompromitującej korespondencji, oskarżając Rusków, że to oni winni są zdradzieckiej publikacji. Niemniej clou sprawy nie stanowią Ruscy, tylko twoje własne prywatno-rządowe listy, Dworczyku, demaskujące koszarową kuchnię władzy! Identycznie zresztą zachował się Radek Sikorski, gdy opublikowano sowie „taśmy prawdy”. On też miał pretensje do podsłuchującego, co też jest dysfunkcją kultury, czyli nieumiejętnością zachowania się przy stole.
Fatalne zachowanie nie musi być aktem chuligańskim. Może wynikać z nigdy nieprzeczytanego wiersza Słoty, a więc braku kindersztuby. Okradziono oto piłkarza Lewandowskiego, gdy jechał na trening. Złodziej rąbnął mu zegarek za 70 tysięcy euro! Lewandowskiego stać na taki zegarek, ale przeraża domniemanie, ile kosztuje zegarek, który Lewandowski zakłada, idąc w niedzielę do kościoła. Milion euro? Brak umiaru, mój poczciwy Lewandowski, jest równie fatalny jak nawyk plucia na podłogę... A myśląc o codziennym chamstwie, przychodzi mi na myśl wulgarna zaczepka, jaką jurny staruszek rzucił w stronę popularnej piosenkarki. – Doda, Doda, zrób mi loda! – krzyknął ony na ludowym festynie, a ta odpowiedziała mu w stylu, na jaki zasłużył: – Najpierw