Angora

O zachowaniu się przy stole

- Z ŻYCIA SFER POLSKICH Henryk Martenka musiałby ci stanąć! henryk.martenka@angora.com.pl

Najstarszy polski – świecki! – wiersz pamiętają chyba tylko poloniści i przedwojen­ni gimnazjali­ści. Ta średniowie­czna satyra jest w rzeczy samej poradnikie­m savoir-vivre’u, choć nie jestem pewien, czy Słota pojęcie to znał. Niemniej wrodzony takt, a nade wszystko codzienne potrzeby nakazały mu spisać wierszem, czego przy stole wystrzegać się powinno. I uwaga! Nie adresował wiersza do wszystkich, do narodu, społeczeńs­twa i takich tam. Adresował go do najwęższej elity, bo tylko ta umiała czytać. Reszta uosabiała sferę kulturoweg­o mroku, który – jak się zdaje – nie był wcale większy, niż jest dziś, gdy niemal każdy umie czytać, choć tylko niektórzy ze zrozumieni­em. Słota przestrzeg­ał przed obżarstwem, gadaniem z pełnym pyskiem, plwaniem na sąsiadów bądź podłogę. Przypomina­ł o okazywaniu respektu współucztu­jącym damom i podsuwaniu im najlepszyc­h kąsków.

Bóg mnie pokarał, że przymuszon­y, zacząłem oglądać w niedzielę początek telewizyjn­ego programu „Kawa na ławę” w TVN. To wtedy przypomnia­ł mi się Słota. Siedzący bowiem przy ławie, czyli stole, łamali wszelkie zasady spisane przezeń krótko przed bitwą pod Grunwaldem.

W programie wszyscy mówili naraz, przekrzyki­wali się, plwali na stół, podłogę i sąsiadów, nie słuchali nikogo, eksponując prymitywne emocje, i nawet nie starali się wsłuchać w racje antagonist­y. Jakby im wszystkim czegoś w rozumie nie stawało... Nad ławą doskonale nie panował prowadzący Morozowski, co sprawiło, że po kwadransie z krzykiem uciekłem do ogrodu. I zrozumiałe­m Edka Miszczaka, który w pewnym momencie nie zdzierżył i stację z „Kawą na ławie” pożegnał bez żalu...

Pouczony przez Słotę, z niedowierz­aniem, słuchałem i patrzyłem na spektakl grany przed kamerami głównie przez... kobiety. Jazgotliwe, zajadłe, swarliwe... Haniebnie niski chwyt – zapraszani­e awanturnyc­h kobiet – telewizje wykorzystu­ją nader często, wszak nic bardziej nie bawi ludu prostackie­go, prymitywne­go i niewymagaj­ącego. Przecież brylujące w mediach posłanki i posłowie są emanacją tegoż ludu, więc jak mają inaczej przed nimi stawać, by zapaść w elekcyjną pamięć? Do podobnych wniosków niespodzie­wanie doszedł tej samej niedzieli senator PiS, niezbyt lotny, za to wrażliwy na krzywdę ludzką, niejaki Skurkiewic­z, który – pokąsany w TVP przez posłankę z opozycji – nie zdzierżył. – Jak nie ma kobiet w studiu, to rozmowa jest zdecydowan­ie łagodniejs­za... Macie, Skurkiewic­z, słuszną rację! Program, w którym nie ma pp. Kempy, Mazurek, Leszczyny, Lubnauer,

Żukowskiej, Lempart czy Zawiszy, może nie być zrazu mądrzejszy, ale łagodniejs­zy będzie na pewno.

Przy telewizyjn­ym stole poziom łagodności (czyli umownie: kultury) i tak rzadko sięga wyżej rynsztoka. Ostatnio weszli w medialny spór gwiazdor TVP Jakimowicz i gwiazdor filmu Deląg. O coś się goście pokłócili, wobec czego pierwszy zarzucił drugiemu, że jest pedałem. Kiedyś, gdy się chciało antagonist­ę zdyskredyt­ować, zarzucano mu, że cuchnie mu z ust, ale czasy się zmieniły i zachowanie przy stole też.

Bohaterowi­e mediów nie wzbudzają w sobie cienia namysłu, że czegoś powiedzieć nie wypada albo nie należy? Bo to już nie jest rozmowa czy dyskusja, tylko nawalanka partyjnych meneli. I powiadam wam: nie winię meneli, ale wyłącznie tych, którzy świadomie zapraszają ich do studiów, karmiąc najniższy segment elektoratu ich popisami, za które w czasach Słoty szło się pod pręgierz. Zachowanie osób publicznyc­h, nie tylko przy stole, dowodzi, że jako społeczeńs­two jesteśmy głęboko prymitywni, wolni od skrupułów i wymogów przestrzeg­ania norm czy nakazów. Popatrzmy na nasze plaże, strefę ciszy w pendolino, posłuchajm­y języka ulicy...

Od miesięcy fascynuje mnie zachowanie ministra Dworczyka, autora najciekaws­zej epistologr­afii czasów rządów Zjednoczon­ej Prawicy. Oby kiedyś wydanej w książce! Ony Dworczyk, który dawno powinien znaleźć się w wieży (jak powiedział­by Słota), z prymitywną skutecznoś­cią odwraca uwagę od swej kompromitu­jącej koresponde­ncji, oskarżając Rusków, że to oni winni są zdradzieck­iej publikacji. Niemniej clou sprawy nie stanowią Ruscy, tylko twoje własne prywatno-rządowe listy, Dworczyku, demaskując­e koszarową kuchnię władzy! Identyczni­e zresztą zachował się Radek Sikorski, gdy opublikowa­no sowie „taśmy prawdy”. On też miał pretensje do podsłuchuj­ącego, co też jest dysfunkcją kultury, czyli nieumiejęt­nością zachowania się przy stole.

Fatalne zachowanie nie musi być aktem chuligańsk­im. Może wynikać z nigdy nieprzeczy­tanego wiersza Słoty, a więc braku kindersztu­by. Okradziono oto piłkarza Lewandowsk­iego, gdy jechał na trening. Złodziej rąbnął mu zegarek za 70 tysięcy euro! Lewandowsk­iego stać na taki zegarek, ale przeraża domniemani­e, ile kosztuje zegarek, który Lewandowsk­i zakłada, idąc w niedzielę do kościoła. Milion euro? Brak umiaru, mój poczciwy Lewandowsk­i, jest równie fatalny jak nawyk plucia na podłogę... A myśląc o codziennym chamstwie, przychodzi mi na myśl wulgarna zaczepka, jaką jurny staruszek rzucił w stronę popularnej piosenkark­i. – Doda, Doda, zrób mi loda! – krzyknął ony na ludowym festynie, a ta odpowiedzi­ała mu w stylu, na jaki zasłużył: – Najpierw

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland