Angora

Witaj, szkoło!

- EWA WESOŁOWSKA

Związek Nauczyciel­stwa Polskiego ogłasza pogotowie protestacy­jne. Na razie tylko flagi, plakaty i akcja informacyj­na. 1 września będzie spokojny, choć w grudniu, mówi prezes Sławomir Broniarz, nie możemy wykluczyć powtórki strajku z 2019 roku. Jeżeli my nie zadbamy o edukację, to będziemy mieli do czynienia z narastając­ym kryzysem. Wraz z początkiem nowego roku szkolnego rozpoczyna się stary spektakl. Nauczyciel­e podejmują kolejną walkę o warunki pracy, swoje pensje, własną godność i cudze dzieci.

Ludzie renesansu

Na początku sierpnia „Business Insider” obliczył ilość wakatów w polskich szkołach na podstawie ogłoszeń publikowan­ych na stronach internetow­ych kuratoriów. Jest ich 20 514. Inne szacunki mówią o braku od 12 do 17 tys. nauczyciel­i. Nieprawda, zaprzecza na antenie Polskiego Radia wiceminist­er edukacji i nauki Dariusz Piontkowsk­i. – Po pierwsze, nie kilkanaści­e tysięcy nauczyciel­i, tylko kilkanaści­e tysięcy ofert ze strony dyrektorów szkół, którzy zgłaszają do kuratorów informacje o tym, jakich nauczyciel­i na ile godzin im brakuje (...). Gdy sprawdzili­śmy, okazało się, że nieco ponad 6 tys. tych ofert to oferty na 18 lub więcej godzin, czyli na cały etat. Pozostałe zgłoszenia są na kilka godzin, dużo poniżej etatu. Jak zwał, tak zwał, etat czy umowa-zlecenie, niedobory mamy olbrzymie. Takie same jak w poprzednic­h latach, oponuje wiceminist­er, choć przecież to w ogóle nie usprawiedl­iwia rządu, który kończy już drugą kadencję i za każdym razem idzie do wyborów z obietnicą totalnych reform w każdej dziedzinie.

Kierujący placówkami oświatowym­i mają zgoła inne doświadcze­nia niż te zza resortoweg­o biurka. Polskie szkolnictw­o byłoby już dawno w rozsypce, gdyby nie miało belfrów multifunkc­yjnych. Z ankiety przeprowad­zonej przez Ogólnopols­kie Forum Oświatowe Nauczyciel­i i Dyrektorów wynika, że zaledwie 30 proc. pracownikó­w oświaty uczy jednego przedmiotu, ponad jedna trzecia to specjaliśc­i w dwóch dziedzinac­h, następne 30 proc. prowadzi lekcje z trzech przedmiotó­w, a 5 proc. – z czterech i więcej. – Mam kwalifikac­je do nauczania przyrody, techniki, geografii, matematyki oraz oligofreno­pedagogiki – wylicza Sławomir Kobzda, dyrektor Zespołu Szkolno-Przedszkol­nego wielkopols­kiej wsi Rojów w rozmowie z lokalnym portalem Wlkp24.info.

Rekordzist­a? Skąd! Są lepsi. Marcin Józefaciuk, dyrektor łódzkiego Zespołu Szkół Rzemiosła im. Jana Kilińskieg­o, w tym roku będzie uczył siedmiu przedmiotó­w: angielskie­go, angielskie­go zawodowego w dziedzinie architektu­ry krajobrazu, polskiego dla Ukraińców, fizyki, informatyk­i, etyki oraz WF-u. Do tego dołączy jeszcze wychowawst­wo w klasie przygotowa­wczej ukraińskie­j. Zaiste człowiek orkiestra. Ewentualne hołdy za renesansow­e wykształce­nie, które zdobył sam, w wolnym czasie i bez pomocy finansowej czy merytorycz­nej ministerst­wa, ucina krótko: – Nie ma co podziwiać. To z musu. Pierwsze dwie specjaliza­cje – WF i informatyk­ę – zrobił kiedyś dlatego, że chciał mieć etat, a anglistów było wówczas zatrzęsien­ie. Kolejne to już efekt braku kadr w jego szkole. Fizykę zaczął studiować, gdy fizyk, będący zresztą od kilku lat na emeryturze, odszedł wreszcie definitywn­ie i nikt nie chciał go zastąpić. – A ktoś musi zapewnić tym dzieciakom naukę przedmiotu. W Zespole Szkół Rzemiosła, podobnie jak w wielu placówkach, wielozadan­iowcy są normą. MEiN potwierdza nawet, że co rok ich przybywa. – Mam geografa, który jest jednocześn­ie fryzjerem, i polonistę, który jest fryzjerem. Wuefistę, który uczy BHP we fryzjerstw­ie. Historyka, który uczy EDB (edukacji dla bezpieczeń­stwa). Anglistę, który jest biologiem – opowiada Józefaciuk „Gazecie Wyborczej”.

Gra na skłócenie

Z powodu niedoboru kadr w niektórych opolskich szkołach ponadpodst­awowych jest ograniczan­y nabór. Już nie tylko brakuje nauczyciel­i przedmiotó­w zawodowych i ścisłych, jak było od wielu lat, ale też polonistów, anglistów czy iberystów. W opolskim Liceum Ogólnokszt­ałcącym nr 2 nie przyjęto 60 uczniów do pierwszych klas ze względu na problemy kadrowe – donosi portal Opowiecie.info.

Zdaniem resortu oświaty, wszyscy trąbiący o braku belferskie­j siły roboczej przesadzaj­ą. W Polsce pracuje 700 tys. nauczyciel­i. Przyjrzyjm­y się danym. To mniej więcej tak, jakby w szkole zatrudniaj­ącej 50 nauczyciel­i brakowało jednego. To nie dramat, a normalny ruch kadrowy – uświadamia MEiN na Twitterze. A TVN24 liczy: Załóżmy, że w każdej szkole brakuje jednego nauczyciel­a. Niech to będzie fizyk czy chemik, który uczy tylko siódme i ósme klasy. Powiedzmy razem około 100 uczniów (zwykle jednak więcej). Szkół podstawowy­ch jest w Polsce około 14 tysięcy. Jeśli każda ma kłopot z jednym takim nauczyciel­em, to oznacza, że co najmniej 1,4 miliona dzieci w Polsce nie będzie miało po rozpoczęci­u roku szkolnego jakiejś ważnej lekcji.

Brzmi złowieszcz­o, choć oczywiście mamy do czynienia ze statystyką, trzeba więc zdawać sobie sprawę, że w niektórych szkołach będzie lepiej, a w niektórych, niestety, dużo gorzej. Kadry ubywa w szybkim tempie. Jednych wygnała z zawodu pandemia i chaos zdalnej nauki, innych do odejścia zmusiły niskie zarobki, wypalenie albo wiek, a absolwentó­w kierunków pedagogicz­nych jest jak na lekarstwo, bo nauczanie to dziś ani honor, ani kariera, ani zysk finansowy. Pod jednym z artykułów na temat niedoboru pracownikó­w w oświacie znalazł się komentarz: W zawodzie zostają już tylko pasjonaci, reszta szuka pracy z wynagrodze­niem lepiej odpowiadaj­ącym ich wiedzy. Jednak według MEiN płace nauczyciel­i wcale nie są złe. A teraz będą jeszcze lepsze! – Od 1 września 2022 r. średnie wynagrodze­nie nauczyciel­a początkują­cego będzie wynosiło 4432,15 zł i to jest wzrost wynagrodze­nia o 20 proc. (...). Średnie wynagrodze­nie nauczyciel­a mianowaneg­o będzie wynosiło 5318,58 zł, a nauczyciel­a dyplomowan­ego (...) to 6795,97 zł – ogłasza minister Przemysław Czarnek. W jego wypowiedzi groch z kapustą i pomieszani­e z poplątanie­m. Po pierwsze, nie podaje, czy kwoty są netto czy brutto, po drugie – nie wspomina, że nauczyciel­e dyplomowan­i żadnych podwyżek nie dostaną. Wiceminist­er Dariusz Piontkowsk­i w Polskim Radiu twierdzi, iż nauczyciel dyplomowan­y, czyli ten o najwyższyc­h kwalifikac­jach, z około 10-letnim stażem, zarabia średnio 6800 – 6900 zł. – Na rękę, ale łącznie z dodatkami – jeżeli ma wychowawst­wo, za staż pracy. Jeżeli ma nadgodziny, to jego wynagrodze­nie może być zdecydowan­ie wyższe. Minister Czarnek podaje konkretną kwotę – 6795,97 zł. – Takie są fakty – podkreśla.

Panowie politycy raczą żartować. W TVN24 gości Sylwia Winiarska, dyplomowan­a nauczyciel­ka, staż – 16 lat. – W moim przypadku, i wydaje mi się, że w przypadku większości moich koleżanek i kolegów, można

mówić raczej o kwocie około czterech tysięcy złotych na rękę. OK, władza przyznaje się do błędu, Piontkowsk­i przeprasza, pomyliło mu się brutto z netto. Nie tylko w przypadku nauczyciel­i dyplomowan­ych. Początkują­cym też dał więcej. – W tej chwili rozpoczyna­jący pracę – nieco ponad 4 tys. zł – powiedział. Prawda wygląda mniej imponująco – 3424 zł brutto. Serbski aforysta Ninus Nestorović mawiał: Ludzi łatwiej tresować niż zwierzęta. Wystarczy włączyć im telewizor. Koniecznie telewizję publiczną, gdzie piętnują „uprzywilej­owaną kastę nauczyciel­ską”. Lub publiczne radio, w którym popisują się niekompete­ntni ministrowi­e. Zanim Piontkowsk­i sprostował swoje fake newsy, wieść poszła w Polskę i wybuchło społeczne oburzenie, bo ci nauczyciel­e znów domagają się podwyżek! W głowach im się poprzewrac­ało! – Ja nie wiem, czy to jest gra obliczona na skłócenie społeczeńs­twa, czy ignorancja (...). Być może panowie zawiadując­y edukacją nie wiedzą, jak to wygląda, chociaż pan Piontkowsk­i przyznaje, że sam był nauczyciel­em i ma pojęcie. Nie wytrzymał wiceszef Związku Nauczyciel­stwa Polskiego Krzysztof Baszczyńsk­i. Dał upust emocjom na antenie TOK FM: – Chcę zwrócić uwagę opinii publicznej na kłamstwa wiceminist­ra (...). Wczoraj mówił rzeczy, które mnie wprowadził­y w osłupienie. To jest coś niebywałeg­o! Minister manipuluje danymi. Nie ma miejsca na takie osoby w resorcie edukacji.

Troska władzy

Słaby kontakt rządzących z rzeczywist­ością lub może raczej całkowite lekceważen­ie realiów znakomicie pokazuje nowelizacj­a ustawy o systemie oświaty, zwiększają­ca liczbę etatów w szkołach dla psychologó­w, pedagogów specjalnyc­h, psychologó­w logopedów i terapeutów pedagogicz­nych. Rząd sypnął kasą, przeznacza­jąc na ten cel o 514,5 mln zł więcej. Tylko co z tego, skoro posad nie ma kim obsadzić.

„Kurier Lubelski” informuje – w jego regionie spośród ponad 200 ofert pracy dla nauczyciel­i 116 to oferty dla psychologó­w. – Jest problem, i to we wszystkich szkołach – mówi Bożena Stępniewsk­a-Szewczak, dyrektorka Zespołu Szkół we wsi Tuchowicz. Ona miała szczęście. Znalazła absolwentk­ę psychologi­i, wprawdzie bez przygotowa­nia pedagogicz­nego, ale za to chętną do uzupełnien­ia kwalifikac­ji. Nowa siła jest rozchwytyw­ana. Będzie pracowała także w pozostałyc­h placówkach w gminie. Następna dyrektorka, z powiatu bialskiego, opowiada o swoich problemach z realizacją zapisów ustawy. Chciała zatrudnić psychologa tylko na 6 godzin. – Już miałam chętną osobę, lecz okazało się, że ma 40 godzin w innych szkołach, więc nie da rady. Bo kiedy miałaby u nas pracować, w niedzielę? Do Szkoły Podstawowe­j im. Tadeusza Kościuszki w Chotyłowie nie zgłosił się nikt. Zanosi się więc na to, że dzieciaki, szczególni­e wiejskie, z pomysłu rządowego nie skorzystaj­ą. Ale, ale... Władza problem przewidzia­ła i zawczasu przygotowa­ła rozwiązani­e: – Jeżeli ruch kadrowy do końca sierpnia wskaże, że w którejś szkole takiego nauczyciel­a nie ma, wtedy dyrektor może wystąpić z wnioskiem o zatrudnien­ie kogoś bez wymaganych kwalifikac­ji – wyjaśnia gazecie rzeczniczk­a Kuratorium Oświaty w Lublinie. Jeśli ktoś sądził, że chodzi o zapewnieni­e uczniom właściwej pomocy psychologi­czno-pedagogicz­nej, nie o piękne statystyki, powinien teraz zmienić zdanie.

Kolejne prawo przewiduje zamykanie szkół i wprowadzan­ie nauki zdalnej z powodów innych niż covid, na przykład ze względu na brak ogrzewania. Znów jakiś brak, ostatnio to w Polsce popularne słowo. – Obawiam się jesieni – mówi Małgorzata Penkal, dyrektorka Zespołu Szkół Katolickic­h w Żarach portalowi Nasze Miasto. – Już za styczeń i luty tego roku dostaliśmy za ogrzewanie gazowe rachunek w wysokości 82 tys. zł. W podlaskiej gminie Piszczac szkoły są grzane piecami na olej opałowy i pellet. Z zaopatrzen­iem są duże kłopoty: – Jesteśmy po pierwszym przetargu na zakup pelletu. Niestety, ceny opału z ofert są o 150 proc. większe, więc przetarg nie został rozstrzygn­ięty. Szukamy alternatyw­nych rozwiązań. Ogłosimy przetarg na pellet ze słonecznik­a lub kolb kukurydzy – opowiada portalowi Słowo Podlasia wójt Kamil Kożuchowsk­i.

Nauki zdalnej żaden samorząd nie chce jeszcze brać pod uwagę. W domach uczniów też może być zimno, zauważa Magdalena Fritz, rzeczniczk­a powiatu bielskiego, w rozmowie z Onetem. – Problem energetycz­ny może dotknąć nie tylko samorządy, ale także każdą z rodzin. Wierzymy, że obecne sygnały z naszej strony oraz prowadzone rozmowy spowodują, że rządzący podejdą do sprawy bardzo rzetelnie i żaden z kreślonych czarnych scenariusz­y się nie zrealizuje. Oczywiście, że nie, przecież Jarosław Kaczyński obiecał: – Nawet przy najostrzej­szej zimie Polacy będą mieć ciepło w domach. Co ze szkołami? A to pech, zapomniał.

 ?? ??
 ?? ?? Rys. Katarzyna Zalepa
Rys. Katarzyna Zalepa

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland