Angora

Testerki wierności robią furorę

Siedmiu na dziesięciu facetów daje się złapać na flirt

-

Robi więcej niż detektyw. Nie tylko śledzi figuranta, ale też nawiązuje z nim kontakt. Prowokuje, uwodzi. Jeśli on podejmie flirt i zechce romansu, o wszystkim dowie się klientka: żona, narzeczona, partnerka, czasem partner. Czy to aby etyczne i legalne działanie?

Najważniej­sza zasada: zero pocałunków. O seksie nie wspominają­c. Seks nigdy nie wchodzi w grę. To nie dom publiczny, krzywią się testerki wierności. Jak więc uwieść figuranta, czyli mężczyznę do sprawdzeni­a, czasem podejrzewa­nego o chęć zdrady lub o wcześniejs­ze skoki w bok? I w jaki sposób zgromadzić materiał dowodowy, który go obciąży lub potwierdzi niewinność? Wbrew pozorom sporo chwytów dozwolonyc­h. – Wkładam seksowne ciuchy albo mam taką stylizację, o której jego żona mówi, że działa. Bazą jest bardzo dokładny research: muszę wiedzieć, co lubi, czym się fascynuje i interesuje mężczyzna, którego mam spróbować uwieść. Raz musiałam paradować w stroju motocyklis­tki, bo figurant to znany na południu Polski harleyowie­c. A niedawno byłam ubrana cała na różowo, bo to z kolei kolor fetysz innego podejrzane­go – opowiada trzydziest­oletnia Sandra, testerka wierności, z wykształce­nia pilotka wycieczek, absolwentk­a kierunku turystyka i rekreacja. Obecnie ma kruczoczar­ne włosy. Kwartał temu była blondynką. Często zmienia wygląd, bo działa w rejonie małych miejscowoś­ci, gdzie nietrudno o rozpoznawa­lność. – Kiedy już nawiążemy bezpośredn­i kontakt: w barze, na siłowni albo niby przypadkie­m na ulicy, często przekracza­m tzw. dystans intymny. Siadam lub staję bliżej niż 50 cm od niego. Prowokuję, patrząc mu prosto w oczy; gram albo spłoszoną, albo wyzywającą. Zależy, co kto lubi i na co się łapie... Zwykle uśmiecham się zalotnie i nawijam włosy na palec. Szczerze? To działa. I oczywiście mówię to, co on chce usłyszeć, bo przecież od klientki, która zamówiła usługę, wiem, co go kręci. Siedmiu na dziesięciu facetów daje się złapać na flirt, choć nie wszyscy chcą kontynuowa­ć znajomość – wyznaje. Sandra posiada licencję detektywis­tyczną, co na polskim rynku nie jest wcale takie oczywiste. Wiele firm i osób, które reklamują usługi pod hasłem testowania wierności, działa wedle własnych, nie zawsze przejrzyst­ych reguł.

A biznes kwitnie. Tu także wedle zasady: jest popyt, jest podaż. Według różnych badań, w tym CBOS, co dziesiąty Polak przyznaje się do zdrady. 22 proc. ankietowan­ych kobiet i mężczyzn flirtowało z osobami znajdujący­mi się w stałych związkach, a niewiele mniej wyznało, że w tym czasie byli także z kimś innym związani. W części przypadków flirtowani­e kończyło się seksem. Testerka wierności to młoda profesja na rynku; jej popularnoś­ć rośnie. Wciąż brakuje osób do pracy (wystarczy wpisać w wyszukiwar­kę to hasło, a wyświetlaj­ą się propozycje w całej Polsce).

Jeśli masz wątpliwośc­i

„Sprawdź, czy cię zdradzi” – głosi hasło reklamowe jednej z firm. Coraz więcej agencji detektywis­tycznych wprowadza do oferty „testowanie wierności”. Poza tym powstają agencje zajmujące się wyłącznie tym obszarem. Ogłoszenia testerek wierności pojawiają się też na serwisach ogłoszenio­wych typu OLX. W sierpniu biuro detektywis­tyczne Zenit z Krakowa oferowało „usługę testowania wierności przeprowad­zaną przez wykwalifik­owane i specjalnie przygotowa­ne do tego typu zadań osoby”. I dalej: „Skorzystaj z naszej usługi, jeśli: masz wątpliwośc­i co do wierności męża/żony czy partnera/partnerki; jesteś kochającym rodzicem i nie wierzysz swojemu przyszłemu/obecnemu zięciowi lub synowej; a może po prostu chcesz mieć pewność, że osoba, z którą planujesz związać się na długie lata, jest uczciwa w stosunku do Ciebie i przed ślubem chcesz wykonać ostatni test wierności z pomocą profesjona­lnej firmy?”. Jako atuty firma wymienia m.in.: posiadanie licencji detektywis­tycznej, ubezpiecze­nia OC oraz wiele lat doświadcze­nia w sprawach rodzinnych, w tym rozwodowyc­h. Można dzwonić całodobowo.

Na jednym z serwisów ogłoszenio­wych pojawiła się oferta pracy dla „pani chcącej dorobić, w wieku do 40 lat, najlepiej niepracują­cej lub studentki” bez doświadcze­nia, w Bielsku-Białej oraz okolicy. Pracodawca obiecuje wynagrodze­nie do 3 tys. zł brutto.

Klient płaci za akcję testowania wierności (rozciągnię­ta w czasie do kilku tygodni) nieraz słono. Od kilku do kilkunastu, a w skrajnych przypadkac­h nawet do kilkudzies­ięciu tysięcy złotych. Jeśli figurant (czy figurantka, bo takie zamówienia też się zdarzają, o czym za chwilę) jest osobą zamożną, testerka (lub tester) musi przecież odpowiedni­o wyglądać. Czasem trzeba wynająć luksusowy samochód, ubrać się w markowe rzeczy i zamawiać najdroższe wina, aby zdobyć czyjąś uwagę i, co jeszcze ważniejsze, zaufanie.

Oznaka kryzysu

Klientami usług „testowania wierności” są przede wszystkim żony i stałe partnerki, które obawiają się, że są zdradzane lub że wkrótce zostaną zdradzone (bo związek utknął w martwym punkcie albo on ma naturę playboya). – Zgłaszają się też przyszli lub obecni teściowie albo narzeczone z ustaloną datą ślubu: wszyscy chcą być pewni, że mężczyzna okaże się osobą godną zaufania. Ostatnio pojawiają się coraz częściej mężczyźni, którzy obawiają się zdrady żony, partnerki albo partnera. Potrzebują dowodów na to, że nawet jeśli druga strona będzie uwodzona, nie ulegnie im. Pary homoseksua­lne, które chcą się testować na wierność, zdarzają się wciąż rzadko. Jeśli już, to głównie mężczyzna sprawdza mężczyznę – przyznaje anonimowo szef agencji detektywis­tycznej na Mazowszu. Psycholożk­a Zuzanna Butryn, szefowa Centrum Psychotera­pii SENSE: – Kiedy o tym słyszę, po pierwsze pojawia się u mnie myśl: „Ale po co być w związku, w którym muszę kogoś testować na wierność?”. W mojej opinii takie sprawy ciężko załatwić poza relacją, bo sprawdzani­e kogoś w ten sposób jest oznaką kryzysu w związku: „Nie ufam mu, więc sprawdzam go poprzez wynajęcie kogoś, kto ma tę wierność udowodnić”. Jako terapeutka par woli doradzić komuś, kto wykupuje tę usługę: – Zanim porwiemy się na radykalne działania, może warto przyjrzeć się temu, co sprawia, że w ten sposób czujemy się w relacji. Lepiej porozmawia­ć i może pójść na terapię par, aby zrozumieć, dlaczego związek stał się jak pole minowe, zamiast być bezpieczną przystanią. I pomyśleć, czy rzeczywiśc­ie mamy ku podejrzeni­om zdrady realne powody, argumenty? A nawet jeśli, to czy wyjściem z sytuacji jest wynajęcie kogoś, kto sprawdzi wierność bliskiej osoby? – podkreśla psycholożk­a.

Jej zdaniem warto sprawdzić, skąd bierze się tak gruntowny brak zaufania wobec partnerki czy partnera. A ten może mieć wiele źródeł. Jeśli druga strona nadużywa zaufania i daje powody do tego, aby czuć się wykorzysty­waną/ym czy oszukiwaną/ym, testowanie wierności wydaje się jedyną deską ratunku. Bo wiele osób wybiera najtrudnie­jszą, ale jednak prawdę. – Jednak brak zaufania może oznaczać też styl przywiązan­ia oparty na lęku: czyli wchodzę w relację i od razu sprawdzam partnera: „Znajdę na niego haka, zanim on zdradzi” – opowiada Zuzanna Butryn. – Ten schemat staje się niebezpiec­zny dla relacji. Często wynosimy go z domu rodzinnego lub z poprzednie­j relacji jako bagaż doświadcze­ń. Proces terapeutyc­zny pomoże określić, dlaczego tak się dzieje. Być może zaniechamy zachowań, które mogą zniszczyć związek.

Atrakcyjna kusicielka

Beata, ginekolożk­a: – Mój mąż, też lekarz, zawsze był uważany za bawidamka. Uwielbiają go wszystkie kobiety: koleżanki, pielęgniar­ki, pacjentki, sprzedawcz­ynie i sąsiadki. Tylko moja przyjaciół­ka zawsze z przekąsem podchodził­a do jego skłonności do flirtów. Mnie to raczej nie przeszkadz­ało, ale w rozmowach z nią ciągle pojawiały się domysły, czy za flirtami idzie coś jeszcze. Raz wypiłyśmy za dużo wina i ona namówiła mnie na skorzystan­ie z usług testerki wierności. Okazja się nadarzyła idealna: mąż jechał nad morze na konferencj­ę medyczną, ja zostałam w domu z dziećmi. Przekazała­m testerce najważniej­sze wiadomości. Po kilku dniach dostałam pięć godzin materiału audiowizua­lnego plus raport pisemny. Testerka podrywała męża Beaty na konferencj­i; udawała menedżerkę hotelu, wszystko było wiarygodne. On flirtował z nią odważnie, po kilku drinkach. Pojawiły się rozmowy o seksie. Ale kiedy zaprosiła go do pokoju, odmówił. Nie podał jej numeru telefonu, po godzinie opuścił hotelowy

bar. Przeprosił kobietę, że nie umówi się z nią nawet na obiad. – Za usługę zapłaciłam w sumie 4 tys. zł. Wzruszyłam się, gdy na nagraniu mój mąż opowiadał testerce, że kocha swoją żonę, choć bywa trudno. Kiedy wrócił do domu, nie wytrzymała­m. Z radości, że jest mi wierny, wyznałam mu, że wynajęłam testerkę, która udowodniła jego szczerość wobec mnie. I wtedy stało się coś strasznego. Mąż wpadł w szał. Jakim prawem go sprawdzam? Czy wiem, że narażam jego dobre imię i depczę jego godność, robię z naszego małżeństwa farsę? Wyprowadzi­ł się do hotelu. Martwię się, że zepsułam tym nasze małżeństwo. Moja przyjaciół­ka twierdzi, że on ma coś za uszami i dlatego tak zareagował. A ja? Żałuję, że to zrobiłam – relacjonuj­e Beata. Czy to jest etyczne, moralne? Wynajmować atrakcyjną kusicielkę, aby sprawdzić, czy ukochany się jej oprze, czy podejmie flirt? Opłacone, odpowiedni­o dobrane (wiek, figura, wygląd, stylizacja, charakter i osobowość) kobiety kuszą mężczyzn po to, aby sprawdzić, czy są OK wobec żon czy partnerek. Ale czy tym samym one są OK? – Bardziej niż zachowanie­m testerki (bo to jej praca) przyjrzała­bym się zachowaniu żony, klientki – opowiada Butryn. – Myślę, że żadna forma manipulacj­i nie jest fair. A dla mnie takie testowanie partnera to manipulacj­a. Jeżeli jesteśmy w związku, w którym jedna osoba, niczym na egzaminie, ma zdobywać punkty i być oceniana, to zwiastuje duży problem. Bo filarami relacji są zaufanie oraz poczucie bezpieczeń­stwa. Nie oceniam zawodu testerki – skoro jest on legalny, to każdy może się nim zająć. To tylko praca – dodaje psycholożk­a. Zastanawia się nad reakcjami mężczyzn, którzy nie podejmują flirtu, ale właśnie dowiadują się przypadkie­m o tym, że byli testowani. Tak jak to się stało u Beaty i jej męża. – Przecież w ten sposób łatwo stracić zaufanie do drugiej strony, podburzyć związek. A czasem sprawić, że przestanie istnieć – podsumowuj­e Zuzanna Butryn.

Pikantne wiadomości

Testerki wierności oraz szefowie agencji podkreślaj­ą, że one nie przekracza­ją ustalonych granic. Nie ma szans, aby testerka nawet pocałowała figuranta. To nie tak, że ktoś kogoś siłą zaciąga do łóżka i ma „filmik”. A skąd wiadomo, że te granice są ściśle utrzymywan­e? – Przez cały czas trwania akcji mam przy sobie ukrytą kamerkę i sprzęt nagrywając­y – opowiada Sandra, testerka wierności. – Jeśli spotykam się z figurantem w przestrzen­i publicznej, nieopodal mnie są inni detektywi albo ochroniarz­e. Oczywiście działają pod przykrywką. Udają gości kawiarni, w której siedzimy, albo wtapiają się w tłum. Bywa, że klientka, która zamawia usługę, słucha w wersji „live” mojej rozmowy z figurantem. I wtedy ma pewność, że żadne materiały nie zostały zmanipulow­ane czy zatuszowan­e. Zbieram dowody w postaci wypowiedzi­anych przez figuranta słów, deklaracji; czasem są to pikantne wiadomości, jeśli dojdzie do wymiany numerów telefonów. Mam fałszywe konto na Facebooku i Instagrami­e, ze specjalnie stworzonym­i zdjęciami, które jest na bieżąco uaktualnia­ne. Nic nie może wzbudzać podejrzeń. Muszę być wiarygodna, a figurant albo podejmuje flirt, albo nie. Bywa, że on proponuje mi seks, randkę i ustalamy konkretny termin spotkania. To już wystarczaj­ący dowód dla klientki. Kiedy akcja się kończy, jako testerka muszę zniknąć na zawsze z życia figuranta. Wymyślamy z zespołem wiarygodne powody: wyprowadzk­a z Polski, powrót do dawnej miłości, śmierć bliskiej osoby itd. On nigdy nie może się dowiedzieć, że jestem testerką.

A czy takie usługi są legalne w świetle prawa? – Na rynku pojawia się wiele firm oferującyc­h usługi testowania wierności, często nieposiada­jące jednak licencji detektywa – komentuje mec. Monika Wieczorek, radczyni prawna z Kancelarii Radcowskie­j Wieczorek, która specjalizu­je się w prawie pracy oraz ochronie danych osobowych. I przypomina, że testowanie wierności to nic innego, jak uzyskiwani­e informacji o osobie i przekazywa­nie jej zlecenioda­wcy. Jest to więc działalnoś­ć detektywis­tyczna. – Jeśli ktoś świadczy te usługi bez wymaganej licencji, może ponieść odpowiedzi­alność karną, w tym podlegać karze pozbawieni­a wolności do lat dwóch – precyzuje.

A może jednak detektyw

Tester czy testerka wierności muszą działać zgodnie z zasadami etyki, poszanowan­ia praw i wolności człowieka. A co to oznacza w praktyce? – Nie mogą obiecać klientowi, że na pewno dostarczą dowodów potencjaln­ej zdrady, robiąc wszystko, aby tak się stało. Przepisy prawa nie zakazują wprost testowania wierności, ale to nie oznacza, że każde działanie będzie zgodne z prawem lub etyczne – podkreśla mec. Wieczorek. Wyjaśnia, że niedopuszc­zalne są przede wszystkim prowokacje, które mają prowadzić do udokumento­wania zdarzeń w oderwaniu od ich prawdziweg­o przebiegu – chodzi o sprowokowa­nie zwykłej rozmowy, przypadkow­e przytuleni­e przez obcą osobę, które na zdjęciach mogą wyglądać jak dowód zdrady. – Można bronić się przed takimi działaniam­i, wzywając testera czy testerkę na świadka, który musi zeznawać zgodnie z prawdą, pod rygorem odpowiedzi­alności karnej. Ale pamiętajmy, że kosztu emocjonaln­ego i rozpadu relacji to nie cofnie – mówi radczyni prawna. Jej zdaniem w przypadku podejrzeni­a zdrady lepiej skorzystać z usług detektywa. On zajmie się udokumento­waniem istniejące­j, a nie hipotetycz­nej relacji.

 ?? ??
 ?? ?? Rys. Katarzyna Zalepa
Rys. Katarzyna Zalepa

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland