Ksiądz, czyli singiel do motelu
Klerycy udają przed przełożonymi, że wciąż są półaniołami, że nie mają żadnych pragnień – w tym seksualności
Wszystko układałoby się lepiej, gdyby do seminariów nie szły półanioły. Nad głową mają aureolę, na plecach skrzydła, ich ciała kończą się na linii pasa, bo to, co poniżej, jest powodem grzechu i nie podoba się Bogu, jak na lekcjach religii mówiła zakonnica, a w konfesjonale powtarzał proboszcz. Do tego rodzice, babcie, ciotki, parafia (niekiedy szkoła) wmawiają im, że już w łonie matki namaścił ich Bóg.
Półanioły zgłaszają się do seminarium, aby przez sześć lat przygotowywać się do bycia alter Chrystusem, który łączy ziemię z niebem, jak filar, co łączy podłogę z sufitem. Na wstępie są pytania, ale jeśli rzeczywiście mają połowę ciała, to i tak wejdą za bramę seminarium, aby odtąd żyć na chwałę Pana, no i też Kościoła świętego.
Szczyl po maturze
Po dwóch latach bycia w seminarium wielkie poruszenie, bo półaniołom odrasta druga połowa ciała, nie pasuje do reszty, jak stara łata do nowego płaszcza. Do tego ojciec duchowny mówi na konferencjach, że lepiej byłoby, aby ksiądz rozbił się samochodem na pierwszym lepszym drzewie, niż dojechał na spotkanie z kochanką, przywołaną do istnienia przez pragnienia, które mają źródło w odrośniętej niechcianej części ciała.
Do tej pory kończyło się na nocnych polucjach, a teraz zdarza się samogwałt pod prysznicem. Kleryk za każdym razem, gdy ulegnie, biegnie do konfesjonału, obiecując, że będzie żył jak półanioł, gardząc drugą częścią ciała. Więc w seminarium dochodzi do definitywnego podziału jednej osoby na dwie – pierwszą, którą kieruje dusza, drugą, którą kierują zmysły. Kiepski widok na to, aby części się zrosły, tworząc spójną całość. Za taki podział odpowiadają ci, którzy wymyślili lepienie księdza, a więc biskupi i papieże, a także ci, którzy nazywają siebie rektorami, prefektami i ojcami duchownymi. Pewien rektor powiedział kiedyś: „Przyślij mi szczyla po maturze, a zrobię z niego rasowego księdza”. Ten zrobiony, podzielony na dwie osoby ksiądz usiądzie w konfesjonale i będzie doradzał ludziom, jak walczyć z pożądaniem. Księgi z nazwiskami skrzywdzonych w ten sposób świeckich pewnie nie zmieściłyby się w jednej bibliotece.
Chrystus i kobieta
Spotkałem księdza geja. Uważał, że granicą celibatu jest uczucie. Jeśli się nie zakochuje, to nie zdradza Chrystusa, duszę ma tylko dla niego, a ciało dla mężczyzny. Spotykał się co tydzień z innym mężczyzną, aby przypadkiem się nie zakochać.
Spotkałem księdza heteroseksualnego. Uważał, że celibat to wymysł administracji kościelnej, który ma strzec majątku Kościoła przed żonami i dziećmi księży. Bo Chrystus nie mówił o celibacie i nawet nie był to temat przez dziesięć wieków po jego zmartwychwstaniu. Ten ksiądz zaakceptował siebie w całości, tworzył jedno ciało i jednego ducha; realizował się w kapłaństwie i u boku jednej kobiety.
Spotkałem księdza rozmodlonego. O takich mówią: „ksiądz z powołania”. Spełniał się jako duszpasterz, miał więź z Bogiem, przez co wcześniej czy później trafi do klasztoru trapistów gdzieś wysoko w górach. Zapytany o radzenie sobie z pożądaniem, odpowiedział, że powstrzymuje się od aktywnego życia seksualnego, bo przez to czuje się wolny i nic go tak nie cieszy jak wolność wykuta wstrzemięźliwością.
Pewien znany mi wikary był szary. Mieszkał w szarej plebanii, miał szary samochód, wkładał szarą koszulę, pił kawę z szarego kubka, tylko wspólne chwile z poznanymi w internecie kobietami dodawały jego życiu kolorów. Nie umawiał się na spotkania, ograniczał się do korespondowania, aby nie budować zobowiązującej relacji. Do czasu aż długie maile jednej z kobiet sprawiły, że musiał się z nią związać. Nadal jest księdzem. Najwięcej kamieni spada na niego ze strony kolegów po fachu, napalonych na seks czterdziestolatków w sutannie, wyłapujących kobiety z sieci i umawiających się z nimi w motelach. Ale to są tylko szybkie numerki – one nie angażują duszy, jak się usprawiedliwiają. Bo dziś księża są raczej jak single, wystarczą im spotkania na chwilę. Ponoć ze świecą szukać takiego, który chciałby się związać. Kiedyś to od razu chciał stałości – domu, kominka, dziecka; starzy poczciwi księża żyjący z jedną kobietą.
Nierzeczywisty świat
Księża mogliby już się przestać męczyć i mieć wybór: życie w celibacie albo u boku kogoś. Byliby bardziej ludzcy, jak ludzki był Chrystus, choć już się nie dowiemy, jakie było jego życie seksualne; bo jakieś być musiało, skoro tym razem to Bóg chciał być stworzony na obraz i podobieństwo człowieka. Choćby z tego powodu wydaje się, że obowiązkowy celibat nie może podobać się Bogu, bo okraja człowieka, a Bóg chciał się stać całym człowiekiem – nie jego częścią.
Nie jestem fanem Dana Browna, ale mam pokusę myśleć, że przez wieki ludzie Kościoła robili wszystko, aby ukryć dowody na to, że Chrystus był seksualny. Stałoby to w poprzek uzasadnieniom o konieczności życia w celibacie – cnocie ekonomicznej Kościoła.
Seminaria tworzą nierzeczywisty świat. Za murami wszystko jest zaplanowane: poranne wstawanie, popołudniowa adoracja, wieczorne mycie zębów, pranie ubrań przez zakonnice. W takich warunkach trudno się dowiedzieć, kim się jest naprawdę.
I jeszcze to chorobliwe udawanie. Klerycy udają (nawet nieświadomie) przed przełożonymi, że wciąż są półaniołami, że nie mają żadnych pragnień – w tym seksualności. Udają również przełożeni – znam takich trzech. Taka szkoła udawania przydaje się klerykom, kiedy już wychodzą z seminarium i dociera do nich definitywnie, że są seksualni. Może biały dym nad kaplicą Sykstyńską obwieści kiedyś wybór papieża, który unieważni święcenia kapłańskie wszystkim tym, którzy powiedzieli celibatowi „tak” w wieku 24 lat. W nierzeczywistym świecie, w szklanych ścianach, niedojrzali, podjęli decyzję o emocjonalno-seksualnej kastracji. O tym, że zbyt wcześnie przyjmują święcenia, mówi psychoterapeuta jezuita Jacek Prusak, choćby ostatnio w „Wyborczej”: „Tak jak przesunął się wiek zawierania małżeństw, tak trzeba przesunąć wiek święceń” – grzmiał. Zamykanie dziewiętnastolatków w murach seminarium, powtarzanie im przez kilka lat, że są wybrani przez Boga, a następnie zobowiązywanie do rezygnacji z życia seksualnego nadaje się do rozpatrzenia przed jakimś międzynarodowym trybunałem praw człowieka.
Hipokryzja w łóżku
Może kiedy seminaria zostaną zlikwidowane, a formacja przyszłych księży przeniesie się do parafii i Kościół przesunie wiek święceń, to skończy się udawanie. W parafii, wśród zwykłych ludzi, wszystko szybciej stanie się jasne. Przede wszystkim musi być zniesiony obowiązkowy celibat.
Ewangelia nie stoi na przeszkodzie, aby ksiądz miał aktywne życie seksualne. Nie zabraniają mu tego konstytucja, prawo polskie – cywilne i karne. Zabrania Kościół – nie dogmatem, lecz przepisem, który jutro może być zniesiony przez papieża. Niech sobie Kościół stworzy zbrojne ramię zakapturzonych mnichów wyłapujących duchownych, którzy czatują na portalach randkowych – tak z kobietami, jak i mężczyznami. Na pewno nie jest rolą mediów, aby wchodziły księdzu do łóżka – świątyni prywatności każdego człowieka, nawet księdza. No, chyba że ksiądz organizuje bojówki anty-LGBT, ma kazania nienawistne, a jednocześnie na portalach randkowych umawia się na seks z mężczyznami. Albo krytykuje rozwody, jest za bezwzględnym zakazem aborcji, a sam miał romans z kobietą, którą zmusił do usunięcia ciąży, co nie jest fikcyjnym przykładem, ale prawdziwym wydarzeniem z archidiecezji wrocławskiej. Nie wyobrażam sobie również sytuacji, że ksiądz, który od lat romansuje z kobietami, jest jednocześnie krytykiem LGBT. Można jeszcze bazować na hipokryzji, że skoro ksiądz jest urzędnikiem Kościoła – instytucji o jasnych poglądach w sprawie rozwodów, seksu, orientacji – to powinien być ostoją cnót wszelkich. Tyle że ksiądz też człowiek i nie zawsze zgadza się z całym nauczaniem Kościoła, a zarazem chce być w Kościele. Do Kościoła przez wieki doklejano nauczanie, nie zrobili tego zwykli księża, ale hierarchowie i papieże, oderwani od życia świeckich i parafialnego kleru. Odpowiedzialność zbiorowa niesie za sobą niewinne ofiary, więc w imię walki z hipokryzją Kościoła nie zaglądałbym do łóżka każdemu księdzu, byleby przyłapać Kościół na hipokryzji.
Czym innym jeszcze jest wyłapywanie przez media pedofilów i umawiających się na seks z nastolatkami. Tacy księża łamią prawo i trzeba ich bezwzględnie przekazywać organom ścigania. Ale i tutaj ważna jest ostrożność. Przedsiębiorca Zbigniew Stonoga udawał szesnastoletniego chłopca i umawiał się na seks z proboszczem diecezji kaliskiej. Ksiądz podjechał w umówione miejsce, podjechała też ekipa Zbigniewa Stonogi, co z samochodu zauważył ksiądz i uciekł. Wrócił na plebanię i popełnił samobójstwo.
Kościół w Polsce wciąż się dziwi nowym statystykom: kapłaństwo porzucają księża młodzi, którzy dwa, trzy lata wcześniej skończyli seminarium; odchodzą głównie z powodu celibatu, czyli bycia z kimś blisko. Jeszcze więcej jest takich, którzy zostają w szeregach, a i tak nie zachowują celibatu. Jeśli nie krzywdzą innych, dałbym im spokój. Może od środka rozsadzą obowiązkowy celibat.