Poszukiwacz ciał
Ołeksandr całe życie był policjantem, ale to pasja, którą „pielęgnuje od ponad 30 lat”, przyniosła mu sławę
Ołeksandr Babich, były podpułkownik policji, od ponad 30 lat odnajduje zapomniane groby.
W biurze Ołeksandra leżą sterty zestawów medycznych, koców i wojskowych kurtek. W rogu mundury z czasów drugiej wojny światowej sąsiadują z czarnym futerałem od NLAW, nowoczesnego brytyjskiego pocisku przeciwpancernego. Kiedy 24 lutego rozpoczęła się wojna, Ołeksandr Babich, 51-letni emerytowany podpułkownik policji, zaczął zbierać wyposażenie medyczne i wojskowe, aby pomóc armii. Ale na początku lipca jego działalność przybrała nowy wymiar, kiedy skontaktował się z nim Cimic, oddział cywilno-wojskowej akcji ukraińskiej armii. – Chcieli wiedzieć, czy mogę im pomóc w odkopywaniu ciał rosyjskich żołnierzy. Powiedziałem, że tak. W jego oczach jest to misja o „fundamentalnym” znaczeniu: – Trzeba okazać szacunek. Nie prowadzi się wojny z martwymi. Ale przede wszystkim pogrążone w żałobie ukraińskie rodziny mogą dzięki temu odnaleźć szczątki bliskich, bo ciała znalezione przez Ołeksandra są wymieniane na ciała ukraińskich żołnierzy.
Ołeksandr całe życie był policjantem, ale to jego pasja, którą „pielęgnuje od ponad 30 lat”, przyniosła mu sławę. Mężczyzna wraz z kilkoma kolegami wykopuje z ukraińskiej ziemi zapomniane ciała, by „dać im godny pochówek”. Praca jest ogromna, bo XX w. nie był łaskawy dla Ukrainy.
– Zacząłem od poszukiwania żołnierzy radzieckich poległych w drugiej wojnie światowej – mówi Babich. Z czasem rosnąca renoma jego grupy i odzyskana niepodległość dały mu większą swobodę w prowadzeniu badań. Szukał ofiar Hołodomoru i Holokaustu. Ale choć od trzech dekad towarzyszy zmarłym, mówi: – Poszukiwania Rosjan są trudne. Nie mamy do czynienia z historią, ale z teraźniejszością. Mężczyzna przeszedł szkolenie pod okiem kolumbijskiego specjalisty, aby nauczyć się oznaczać i opisywać swoje znaleziska. – To dość prosta procedura, podobna do tej, którą stosuje policja – wyjaśnia.
5 marca w rejonie intensywnych walk zestrzelono dwa rosyjskie śmigłowce. – Pilot nadal znajdował się we wraku Mi-24. Ale brakowało drugiego pilota. Jeden z miejscowych powiedział, że psy ciągnęły jego zwłoki przez jakieś sto metrów. Jednak to rzadkość. – Na wsi ludzie są bardzo religijni. Najczęściej więc grzebią zmarłych, kimkolwiek by byli. Kiedy Babich i jego zespół zlokalizują mogiłę, zbierają i opisują wszystko, co może pomóc w identyfikacji. – Te wykopaliska są bardzo bolesne. To nie są szkielety, ale ciała. Smród jest koszmarny – mówi mężczyzna. Potem zwłoki są wysyłane do tajnych kostnic w celu potwierdzenia ich tożsamości.
Ołeksandr nie wie dokładnie, co się dzieje z żołnierzami, których znajduje. – Ciała są wymieniane na zwłoki naszych. To tajna procedura, organizowana na poziomie państwowym. Ten smutny barter odbywa się najczęściej wzdłuż granicy z Białorusią. – Co najmniej dwie takie wymiany, blisko 150 ciał, zostały już przeprowadzone za pomocą ciężarówek lub wagonów chłodni – mówi Babich.
W tym tygodniu policjant-archeolog wróci z kolegami niedaleko linii frontu, gdzie teraz prowadzą poszukiwania. Chodzą od drzwi do drzwi po wsiach, gdzie toczyły się walki, rozmawiają z władzami i z cywilami, którzy mimo bombardowań pozostali w swoich domach. – Zazwyczaj coś wiedzą, choć nie zawsze są to precyzyjne informacje – zauważa. Niedaleko Chersonia „pewna starsza pani powiedziała nam, że kilka tygodni temu załoga rosyjskiego czołgu nagle przestała przychodzić do niej po wodę. Ale czołg wciąż tam jest”.
Ten obszar jest jednak nadal niebezpieczny, trzeba więc wynegocjować lokalne zawieszenie broni. – Rosyjscy oficerowie też chcą, aby ich ludzie wrócili do domu. A ponieważ front nieco się ustabilizował, możliwe są kontakty między stronami konfliktu. Pomaga też brak bariery językowej. – Znam nawet miejsce, gdzie lokalni dowódcy rosyjscy i ukraińscy mają swoje numery komórek.
Za kilka dni Ołeksandr wyruszy na kolejne poszukiwania: –
(MS)