Hu! Hu! Ha! Idzie zima zła...
Jeśli wierzyć opozycji, czeka nas zimno, bieda i drożyzna. Jeśli wierzyć władzy, będzie dobrze, będzie dobrze... I nie ma co martwić się na zapas, przekonuje władza, choć większych zapasów państwo nie ma. Iwona Arent z Olsztyna, jedna z czołowych (bo z nazwiskiem na A) polityczek PiS, mówi nawet, że żadnego kryzysu węglowego nie ma. Jest lato, jest gorąco i nie trzeba palić węglem.
Nie każdy ma tak beztroskie usposobienie jak posłanka Arent, więc reszta narodu martwi się swym losem. Widać też wzrost zależności między tym, co mówi premier, a co jest w rzeczywistości. Na ogół jest odwrotnie. Pamiętamy jego zapowiedzi, że cena tony węgla będzie sięgała tysiąca złotych, ale w to dziś nie wierzy już nikt. Nawet szajs z Indonezji, który jeszcze płynie, będzie trzy razy droższy. Kto kiedyś uwierzył Morawieckiemu, by się nie spieszyć, nie kupować węgla, bo będzie tańszy, dziś ma minę jak Gowin przy wypłacie.
Nadchodząca podwyżka cen energii będzie na pewno bolesna, a rząd, jak zwykle w krytycznych momentach, trwa nieruchomo niczym szczur sparaliżowany wzrokiem kobry. Do tego narasta przekonanie, a sięga ono nawet betonu, czyli wyborców PiS, że wszystkim nam zmarzną zimą dupy i nie będzie to jeno klątwa Tuskowej protegowanej Bieńkowskiej (Sorry, taki mamy klimat!), ale suma kilkuletnich błędów, zaniechań i bezprzykładnej ignorancji prawicowej władzy. Histeryczne ruchy w postaci faktury dla Niemiec za drugą wojnę nie przykryją nieudolności kadr Zjednoczonej Prawicy.
Słuchałem niedawno rozmowy byłego wicepremiera Steinhoffa z byłym ministrem gospodarki Woźniakiem. Wiele można o nich powiedzieć, ale nie to, że nie znają się na tym, o czym mówią. A mówili o racjonalnej ekonomicznie decyzji spółek chemicznych o zaprzestaniu nieopłacalnej produkcji nawozów oraz o tym, że kilka dni później spółki wycofały się z niej, choć w ekonomii nie zmieniło się nic. Bo ktoś zadzwonił? Obajtek? Czy Jackowski z Człuchowa? Steinhoff z Woźniakiem potwierdzili powszechne przekonanie, że rząd Morawieckiego (pardon: Kaczyńskiego) trudzi się głównie rozwiązywaniem problemów, które sam tworzy. „Rząd nie ma kontroli nad tym, co się dzieje” – mówią, a nam zimny dreszcz przechodzi po plecach, choć jeszcze jest lato i bywa gorąco... Można się psychiatrycznie ratować, oglądając niezmącone niczym twarze wicepremiera Kowalczyka czy spryciarza Sasina, ale to działa na krótko i nie na wszystkich. A nie mogę się doczekać, co o obecnej sytuacji i jej bohaterach pisał w mailach Dworczyk, bo coś mi się zdaje, że nasze opinie o rządzie i rządzeniu zaczynają się upodabniać. Bo co można napisać o niewiarygodnym premierze, który uspokaja publiczność, że kawerny z gazem mamy wypełnione zapasami pod korek, skoro cały ten zapas to jedynie 15 proc. tego, co kraj potrzebuje? Czy nie słyszymy w tle tej samej idiotycznej gadki, co kiedyś: – Nie ma już wirusa, nie trzeba się jego bać, wszyscy idziemy do wyborów. Oj, pójdziemy, Morawiecki, pójdziemy.
Ponieważ gazu mamy mało, Rusek już nie przysyła, od Niemca nie kupimy, a u Norwega nie wiadomo, czy będzie nas stać, warto by nacisnąć górników, by więcej kopali – wszak takiej hossy nie było od lat. Ale nikt na nich nie naciska! Produkcja węgla maleje, maleją hałdy i maleje jego sprzedaż rok do roku o pół miliona ton! Coś tu ewidentnie nie gra; do tego nikt nie apeluje o oszczędzanie: węgla, gazu, prądu. Władza się zachowuje tak, jakby dyrdymały Glapińskiego, Morawieckiego, Kaczyńskiego były wiarygodne, a są tylko picem i iluzją podtrzymującą resztki dobrego samopoczucia watahy szkodników u koryta. Inflacja rośnie, nawet ludzie z Rady Polityki Pieniężnej nie wykluczają poziomu 20 proc. Rosną ceny życia, gospodarka spowalnia, a jej perspektywy są co najmniej niejasne – budzą demony eksperci. Nadciąga stagflacja, a z nią kryzys tak mocny, że przysłoni upadek ferajny, która pozbawia Polskę historycznych szans. Zamiast budzić podaż, rząd rozpala inflację, wydając miliardy na środki przeciwbólowe, czyli jakieś tarcze, zamiast operacyjnie leczyć przyczynę choroby. Ale jak leczyć? To musi boleć, a wybory tuż-tuż??? Co zatem uratuje tę niedołężną, amoralną ekipę? Czy Kaczyński wierzy, że uratuje go cudotwórca z Pcimia, czy może niemieckie reparacje? Oczywiście, że nie wierzy – to dyżurne bujdy dla staruszków, którzy mają przed sobą jeszcze tylko jedną powinność: zagłosować na PiS i o nic nie pytać!
Zbrodnią w sensie konstytucyjnym, o czym mówią prawnicy, jest ochrona swej władzy kosztem społeczeństwa. Kary za Ziobrę, idące w setki milionów euro, rezygnacja z miliardów z KPO, kuglowanie kontrolowanym przez parlament budżetem, zadłużanie państwa na pokolenia, niezrozumiałe, polityczne kolizje z Unią i Niemcami to tylko wstępna lista zarzutów wobec tej władzy, jeśli nie na rok 2023, to na każdy następny. To są winy nie do wybaczenia.
Znając potencjał umysłowy Zjednoczonej Prawicy, doczekamy się wkrótce kolejnych głębokich jak przekop Mierzei Wiślanej wypowiedzi jej parlamentarnych gwiazd. Posłanka Arent, posłując z Warmii, wie na przykład – i może to w każdej chwili ogłosić – że to woda jest najczęstszym powodem utonięć. Także politycznych.