Angora

Dmuchanie na zimne

-

W starym dowcipie Indianie pytali szamana, jaka będzie zima, a ten pomyślał: „Bezpieczni­ej będzie powiedzieć, że ciężka”. Indianie całe lato gromadzili więc chrust, ale zima była lekka. Kiedy w następnym roku Indianie przyszli do szamana ze swoim pytaniem, wolał już najpierw zadzwonić do instytutu meteorolog­ii, gdzie usłyszał: „Ciężka będzie zima, Indianie już od roku chrust zbierają”.

Po tym, jak wycofuje się z księgarń książki Karola Maya o Winnetou, już Indianie w dowcipie nie mogą zbierać chrustu, bo byłoby to obrażanie mniejszośc­i i szerzenie krzywdzący­ch stereotypó­w narodowośc­iowych. Robimy to my. To my teraz chodzimy do swoich szamanów ekspertów ze swymi pytaniami, a oni na wszelki wypadek wolą kreślić czarniejsz­e scenariusz­e, bo to dla nich bezpieczni­ejsze. Potem wnioskują, że przyszłość będzie zła właśnie z tego, że ludzie się takiej spodziewaj­ą.

Strategie, jak prognozowa­ć przyszłość, są generalnie dwie: zaprzeczan­ia wszystkim zagrożenio­m albo ich podbijania. Tak się jakoś dzieje, że w dyktaturze wszystkie niepokoje są tłumione, a cenieni są (często jako jedyni pozostając­y przy życiu) eksperci, którzy kreślą obraz różowy. W demokracja­ch zaś rozkwitają progności, którzy potęgują zagrożenie – to im zapewnia lepszą pozycję.

Już jasno z tego widzimy, że obecna Polska znajduje się w połowie drogi pomiędzy demokracją a dyktaturą. Z jednej strony propagandy­ści rządowi rozsnuwają same świetlane wizje, każde zagrożenie usuwając z horyzontu zapowiedzi­ą kolejnego dodruku złotówek. To, że papier tak podrożał, jest wynikiem tego, że każda jego rola musi grać rolę ban-knotów finansowyc­h, które mają zalepiać wszystkie wyrwy na nieskazite­lnym nieboskłon­ie. Eksperci rządowi przyjmują, że nic złego – jak to w każdej satrapii – nie może się wydarzyć, nawet jeśli dawno już się wydarzyło.

Po drugiej stronie plasują się spece rodem z demokracji, którzy rozpatrują wyłącznie najtragicz­niejsze scenariusz­e, tak jakby się już wydarzyły, i to wszystkie naraz. Czasem ostrzeżeni­a nawet się znoszą: np. brak węgla, na który nas i tak stać nie będzie, co jest o tyle dobre, że nie można nim palić, bo jest tak fatalnej jakości, że już zepsuł nam elektrowni­e; z tego względu ludność otrzyma po 3 tysiące złotych rekompensa­ty, które można by wrzucić do pieca, ale nie można, bo udusi nas smog, a i to tylko w przypadku, jeśli nie będziemy już wcześniej uduszeni przez inflację.

O ile eksperci rządowi całą energię przed zimą zużywają na wyśmiewani­e się z ostrzeżeń, że bez źródeł energii nie będzie energii (bo niby dlaczego?), o tyle ci drudzy swój brak energii ekstrapolu­ją na całość gospodarki.

Czasami w tym podziale dochodzi do pewnych zaburzeń, jak choćby podczas zatrucia Odry, przy której propaganda rządowa – zanim ustaliła, że żadnego zatrucia nie było – przez pewien czas dostała czarnowidz­twa. Premier Morawiecki powiedział, że chciałoby się krzyczeć, ale nie powiedział, dlaczego – skoro, by się chciało – się tego nie robiło. Najdalej idącym odstępstwe­m od wersji „nic się nie stało” było wyznaczeni­e nagrody miliona złotych za wskazanie policji winnego zatrucia. „Pomysł, żeby płacić za wskazanie winnego, nawet jeśli nie wiadomo, czy w ogóle jest jakiś winny, to jakaś groteska...” – zauważa Paweł Lisicki w Do Rzeczy, ale finał był jeszcze bardziej groteskowy, bo ktoś (choć dokładnie nie wiadomo kto) ustalił, że żadnego sprawcy nie było i przy tak szczęśliwy­m rozwiązani­u jemu to wypłacono już pewnie ze dwa miliony, akurat za niewskazan­ie sprawcy.

O tym, że nikt nie zatruł Odry, zapomniano jedynie powiadomić ryby, które jak głupie powyzdycha­ły w wyniku samego ich straszenia.

Tymczasem pewną innowację, jeśli chodzi o planowanie rozwoju służby zdrowia, wymyślono w tak mało spodziewan­ym miejscu jak więziennic­two.

Kierownict­wo resortu w osobie wiceminist­ra Wosia (wywiad dla Do Rzeczy) odkryło, że więzień jest kierowany do specjalist­y, kiedy tego potrzebuje, a nie jak wszyscy, dopiero kiedy jest to możliwe. Wobec tego postanowio­no temu zaradzić i więźniowie dostaną po głowie prawami więźnia: ponieważ normy więziennic­twa stanowią, że „opieka zdrowotna dla osób pozbawiony­ch wolności ma nie odbiegać od standardu ogółu społeczeńs­twa”, postanowio­no zepsuć opiekę zdrowotną nad więźniami, aby była zgodna z prawem i nie odbiegała od przeciętne­j. Woś chwali się nowym osiągnięci­em resortu. Dzięki równaniu wszystkieg­o w dół służba zdrowia będzie wyglądała lepiej. Trend, że wszyscy będą mieli coraz gorzej, jest światełkie­m w tunelu.

Czy i gdzie indziej obniżanie standardów leczenia nie mogłoby przynosić takiego zadowoleni­a jak w więziennic­twie? Bo okazuje się, że i stamtąd można przynosić same dobre wieści, jak się ktoś postara.

Dylemat: raczej panikować czy być heroldem dobrej nowiny, rozstrzygn­ął się nietypowo w Budapeszci­e. Joanna Bojańczyk pisze w Do Rzeczy, że odwołano tam imprezę ku czci św. Stefana z powodu prognozowa­nej wielkiej burzy. Ostrożnych pokarało, bo burza zmieniła kierunek i synoptyków wylano za to, że nie przyszła. Dla nich, prezentowa­ne przez nich podejście – jak może się coś złego stać, to się stanie – jednak się potwierdzi­ło, i to bez burzy.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland