Gospodarka, głupcze(**)
Państwo jest jak niemowlak – z jednej strony ciągły apetyt, z drugiej brak odpowiedzialności za swoje czyny(*) Rozmowa z ANDRZEJEM SADOWSKIM, prezydentem Centrum im. Adama Smitha
– Władze twierdzą, że na inflację w największym stopniu mają wpływ czynniki zewnętrzne, zwłaszcza ceny ropy i gazu. Opozycja uważa, że to głównie wina rządu i Narodowego Banku Polskiego.
– Bez większych problemów można w sposób naukowy ustalić proporcje, jednak żadna ze stron politycznego sporu nie chce jego zakończenia, bo w przeciwnym razie skorzystałaby z wiedzy swoich ekspertów lub zwróciła się do niezależnych ośrodków, takich jak nasze Centrum.
– Gdyby nie było lockdownu, to dziś mielibyśmy mniejszą inflację?
– W Szwecji nie posunięto się tak daleko z lockdownem jak w naszym państwie i dziś poziom inflacji jest tam prawie połowę niższy niż w Polsce. W Japonii restrykcje związane z lockdownem były niewielkie (praktycznie nie było zakazów, a jedynie sugestie, prośby władz – przyp. autora), a inflacja jest dziś mniejsza niż w Polsce, nawet przed pandemią (2,2 proc. – przyp. autora).
– Japończycy importują gaz, ropę, węgiel, więc jak im się to udaje?
– Nie tylko w Japonii, ale też w Szwajcarii czy Arabii Saudyjskiej inflacja jest bardzo niska. Polityka tych państw – tak od siebie różnych – dowodzi, że wpływ tzw. czynników globalnych można było skutecznie neutralizować.
– Jakie działania lub zaniechania naszych władz miały największy wpływ na inflację?
– Zwiększenie podaży pieniądza przy jednoczesnym zmniejszeniu – przez wprowadzenie ograniczeń i zakazów administracyjnych – podaży towarów i usług. Warto jednak przypomnieć, że inflacja zaczęła rosnąć już w roku 2019, a w lutym 2020 roku wynosiła aż 4,7 proc.
– Czy gdy kiedyś ceny paliw wrócą do normalności, znowu będziemy mieli inflację na poziomie 2 – 3 proc.?
– Inflacja nie odejdzie sama z siebie jak pory roku. Kolejne opozycyjne ugrupowania deklarują pozostawienie obywatelom 500 oraz 13. i 14. emerytury. Skoro postanowiono utrzymać tak dużą nadprodukcję pieniądza, to wyłącznie zwiększenie podaży w realnej gospodarce może zacząć wyhamowywać inflację. Zatem do szybkiego wyjścia z inflacji potrzebne jest przywrócenie wolności gospodarczej i odblokowanie możliwości wytwórczych, a zwłaszcza uwolnienie produkcji energii elektrycznej.
– Słynna ustawa Wilczka (Mieczysław Wilczek, minister przemysłu w latach 1988 – 1989) weszła w życie 1 stycznia 1989 roku i pozwalała na prowadzenie działalności praktycznie bez żadnych koncesji i zezwoleń.
– Nie trzeba było być koncernem, aby sprowadzać paliwa z zagranicy. Regulowane były nieliczne obszary, jak produkcja broni czy leków. Gdyby rządy w Polsce przyjęły o wiele niższy poziom regulacji, taki jak w państwach Unii Europejskiej, to według raportów OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju – przyp. autora) tylko z tego tytułu, bez jakichkolwiek dotacji europejskich i inwestycji, nasze PKB wzrosłoby o kilka punktów procentowych. W Polsce cały czas przybywa przepisów, które zabierają wolność działania, i dlatego nasze państwo ma pogarszające się notowania w rankingach wolności gospodarczej na świecie.
– Gdy w czasach premiera Bieleckiego i wicepremiera Balcerowicza
wprowadzano coraz liczniejsze koncesje i zezwolenia, argumentowano, że robi się to dla dobra obywateli, gdyż dzięki temu podwyższane są standardy usług.
– Interesy obywateli najlepiej chroni wolna konkurencja oraz sprawne sądy, a politycy, którzy twierdzą coś innego, nie powinni pełnić funkcji państwowych.
– Praktycznie od początku istnienia Centrum, czyli od 33 lat, mówią państwo, że dla zapewnienia dobrobytu Polakom konieczne jest obniżenie kosztów pracy.
– Kapitał sam z siebie jest martwy, to praca ludzka go ożywia. Praca w Polsce została opodatkowana tak wysoko jak papierosy, wódka czy paliwa. Na pracę nałożono swoistą akcyzę. Obywatele za pracę na etacie są podatkowo dyskryminowani. Rządzący uzasadniają podwyżki podatków na papierosy i alkohol tym, że w ten sposób powstrzymamy się od ich używania. Czy wysokie opodatkowanie pracy ma nas powstrzymywać od jej legalnego wykonywania? Szkodliwość takiego opodatkowania szczególnie widać w życiu młodego pokolenia. Siła nabywcza młodych ludzi po opodatkowaniu ich pracy na etacie ZUS-em, składkami i podatkami, które płaci przedsiębiorca, jest na tyle ograniczona, że odkładają decyzję i o mał
żeństwie, i coraz częściej też o posiadaniu dzieci.
Oprócz
– wspomnianych ograniczeń mamy również jeden z najbardziej skomplikowanych systemów podatkowych na świecie.
– Z raportu OECD przygotowanego jeszcze przed wprowadzeniem Polskiego Ładu wynika, że na 37 jurysdykcji podatkowych Polska zajmowała przedostatnie miejsce, tuż przed Włochami, co oznacza, że mamy jeden z najgorszych systemów podatkowych. Według profesora Witolda Modzelewskiego w roku 2018 przepisy dotyczące samego tylko podatku VAT wraz z ich interpretacjami liczyły 1,5 miliona stron.
– Od tego czasu sytuacja się pogorszyła. Przepisy Polskiego Ładu były i chyba nadal są nieczytelne nawet dla pracowników skarbówki, skoro założyli na Facebooku specjalną stronę, gdzie wymieniają się opiniami na temat interpretacji nowych przepisów. Czy można coś z tym zrobić?
– Nie mamy tyle czasu, żeby teraz latami poprawiać setki tysięcy sprzecznych nawet ze sobą przepisów, dlatego trzeba zastosować metodę „na Wilczka”. Stworzyć całkowicie nowe prawo, a dotychczasowe zlikwidować. W Polsce już tak raz zrobiono, więc jest to możliwe.
– Ale teraz obowiązują nas także dyrektywy unijne.
– W 20. rocznicę ustawy Wilczka zaprosiliśmy jako Centrum przedstawiciela Komisji Europejskiej, który powiedział w obecności zaproszonych ministrów, że ustawę Wilczka można przywrócić w ramach obecnie istniejących regulacji unijnych, ale należy ją jeszcze bardziej zliberalizować. Spora część dyrektyw europejskich likwidowała monopole – jak w telekomunikacji czy w przewozach lotniczych – i zwiększała poziom wolności gospodarczej w Polsce. Rządy do wprowadzanych unijnych dyrektyw dopisywały swoje restrykcyjne przepisy, które nie miały wiele wspólnego z wprowadzanymi oryginalnymi dyrektywami.
– Przy okazji wprowadzenia takiej reformy należałoby obniżyć wysokość podatków?
– Centrum od zawsze przypominało klasyczną zasadę ekonomii, że nie ma dobrych podatków, tylko są mniej szkodliwe. Niższe podatki są po prostu mniej szkodliwe i takie proponujemy w przygotowanej całościowej zmianie systemu, którą prezentowaliśmy kilku rządom. System podatkowy w Polsce jest szkodliwy i w sposób nieprawdopodobny marnuje czas. Według raportu Banku Światowego z 2020 r. przedsiębiorca w Estonii na rozliczenie podatków potrzebował do 50 godzin rocznie, podczas gdy przedsiębiorca w Polsce musiał na to poświęcić 334 godziny, i było to przed wprowadzeniem tzw. Polskiego Ładu.
– Mój znajomy ma sporą firmę budowlaną w Wielkiej Brytanii. Gdy okazało się, że w dokumentach, które składał fiskusowi, były luki, to urzędnik tamtejszej skarbówki przyjechał na budowę, żeby znajomy nie tracił czasu na dojazd do urzędu.
– To nic nadzwyczajnego i zaskakującego, gdyż są to państwa dla obywateli i ich zadaniem jest pomagać w pomnożeniu dobrobytu, a nie utrudniać życie, jak to ma miejsce w Polsce.
– Niektórzy ekonomiści twierdzą, że gruntowna reforma, zwłaszcza połączona z obniżeniem progów podatkowych, spowodowałaby w pierwszych latach zmniejszenie wpływów do budżetu.
– Nieprawda. W Ministerstwie Finansów jest wystarczająco dużo zgromadzonych danych, które temu zaprzeczają. Gdy wiele lat temu znacząco obniżono opodatkowanie od najmu nieruchomości, to już następnego roku wpływy podatkowe z tego tytułu były większe i nieustająco rosły. Takich przykładów jest na tyle dużo, że bez ryzyka można obniżyć podatki w naszym państwie przy utrzymaniu wpływów budżetowych, a nawet ich zwiększeniu.
– Tylko że Polski Ład jest właśnie takim restrykcyjnym rozwiązaniem. Roman Kluska, jeden z najbardziej znanych polskich przedsiębiorców, który przez lata sympatyzował z Prawem i Sprawiedliwością, powiedział nawet, że Polski Ład jest próbą spauperyzowania polskiej klasy średniej.
– Polski Ład wprowadził trwający do tej pory chaos prawny oraz podniósł realne opodatkowanie, które ogłoszono jako obniżenie. Zamiast szybszego wyjścia z zapaści gospodarczej spowodowanej pandemią, przedsiębiorcy muszą tracić czas i energię, a w efekcie i pieniądze, na dostosowanie się do nowych regulacji. Osiągnięto efekty odwrotne do deklarowanych.
– Ostatnio w debacie publicznej wraca kwestia przyjęcia w Polsce europejskiej waluty. Jednak w strefie euro są kraje, gdzie inflacja znacznie przekracza 20 proc., a do tego, jak wyliczyły to już dawno niezależne grupy ekspertów, na przyjęciu euro zyskały tylko Niemcy i Holandia; reszta krajów straciła i nadal traci.
– Euro to nazwa handlowa dla niemieckiej marki, z czym nie kryją się w Niemczech. W raporcie w 10. rocznicę przyjęcia euro stwierdzono, że było ono sukcesem politycznym, ale nie gospodarczym. Państwa, które wprowadziły wspólną walutę, miały spadek wzrostu gospodarczego i wzrost bezrobocia. Europejski Bank Centralny zauważył, że wspólna stopa procentowa w państwach o tak różnym poziomie rozwoju jak Niemcy i Hiszpania czy Grecja, szkodzi gospodarkom tych państw, tyle że najmniej niemieckiej. Strefa euro do czasu pandemii nie wyszła jeszcze w wielu obszarach z kryzysu spekulacyjnego na rynkach finansowych lat 2007 – 2009. Bogactwo narodu nie wynika z koloru farby drukarskiej na banknotach, a jej zmiana nie zapobiega przed inflacją. Przyjęcie euro jest nową świecką „religią”. Posiadanie własnej waluty narodowej sprawdza się znacznie lepiej – zwłaszcza w czasach kryzysu. Dlatego trzeba przywrócić wartość złotego, a nie go porzucać.
– Jak zapewniali niektórzy politycy Zjednoczonej Prawicy, dzięki osłabieniu złotego szybciej mógł się rozwijać nasz eksport.
– Znacząca część długu publicznego jest w walutach obcych. Osłabianie złotego oznacza bardzo znaczące zwiększenie kosztów obsługi długu, a tego w żaden sposób nie zrekompensują zyski eksporterów z tytułu prowadzenia polityki osłabiania waluty narodowej.
– Wiele na to wskazuje, że niemiecką gospodarkę czeka zastój, a ponieważ Niemcy są naszym największym partnerem, czy może to oznaczać także kryzys w Polsce?
– Kolejne spowolnienia gospodarcze w Niemczech sprawiały, że rósł nasz eksport, gdyż polskie produkty są równie dobre jak niemieckie, ale znacznie tańsze, a poza tym w wielu gałęziach gospodarki jesteśmy dla Niemiec już niezastąpieni.
– Do wyborów został rok. To za mało, żeby ryzykować jakieś reformy.
– Wręcz przeciwnie, to ostatni moment, aby pozytywne skutki zmian były odczuwalne jeszcze przed wyborami. Gdyby reżim komunistyczny nie zwlekał z wprowadzeniem ustawy Wilczka, to nie doszłoby do tak spektakularnego upadku systemu. Rządowi zdarza się wprowadzić dobre i proste rozwiązania – na przykład ustawa o rolniczym handlu detalicznym pozwala rolnikom na sprzedaż własnych produktów do wartości 100 tysięcy złotych bez podatku, a powyżej płacą 2 proc. od przychodu. Wystarczy rozszerzyć to prawo na mikroprzedsiębiorców, a ponownie w Polsce doświadczymy erupcji przedsiębiorczości, która jest prawdziwym źródłem społecznego dobrostanu.