Angora

Zapłaćcie za swoje zbrodnie

Rozmowa z prof. WALDEMAREM GONTARSKIM, adwokatem

-

– Od chwili gdy wszystkie polskie siły polityczne uchwałą sejmową uznały, że Polsce należą się od Niemiec reparacje wojenne, minęło 18 lat. Jednak dopiero teraz opublikowa­no Raport o stratach poniesiony­ch przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckie­j w czasie drugiej wojny światowej 1939 – 1945. Zespół ekspertów wyliczył straty na 6,2 biliona złotych, a życie każdego obywatela Rzeczyposp­olitej, który zginął lub umarł w wyniku wojny i okupacji – na 800 tys. zł.

– Byłem współautor­em uchwały sejmowej z 10 września 2004 r. Za jej przyjęciem głosowali wszyscy posłowie, tylko jeden się wstrzymał. Przypomnę, że posiedzeni­e Sejmu prowadził wówczas Donald Tusk, który – tak jak Leszek Miller czy Grzegorz Schetyna – głosował na tak. Dlaczego czekano 18 lat? To pytanie do polityków, a nie do prawnika.

– Gdy tylko Jarosław Kaczyński ogłosił publicznie wysokość naszych żądań, Annalena Baerbock, niemiecka minister spraw zagraniczn­ych, od razu oświadczył­a, że sprawa reparacji jest zamknięta.

– Powołując się na ustalenia Stalina i Bieruta, podpierają­c się „autorytete­m” zbrodniczy­ch dyktatur, niemiecka minister nawiązuje do najgorszyc­h tradycji Niemiec hitlerowsk­ich, które przecież były sojuszniki­em Związku Sowieckieg­o i których współczesn­e Niemcy są następcą prawnym. W 1953 r. Polska nie była krajem suwerennym. O wszystkim, w tym także o najwyższyc­h stanowiska­ch w partii, rządzie, wojsku, wszechwład­nym Ministerst­wie Bezpieczeń­stwa Publiczneg­o, decydowała Moskwa. W Polsce nie tylko stacjonowa­ły wówczas tysiące żołnierzy Armii Czerwonej, ale we wszystkich ważnych instytucja­ch byli sowieccy doradcy, którzy faktycznie decydowali o wszystkim. Ale nawet na gruncie ówczesnego prawa Polska nie zrzekła się reparacji. Nie ma na ten temat śladu w dokumentac­h Rady Ministrów. Jest tylko świstek papieru z podpisem Bieruta, wydany z datą niedzielną, kiedy rząd nie pracował. Nie mamy nawet pewności, czy Bierut ten dokument widział. Wiem, że polityka nie ma nic wspólnego z moralności­ą i postawa pani minister jest tego dobitnym przykładem. Pani Baerbock uzyskała, zdaje się, magisteriu­m z międzynaro­dowego prawa publiczneg­o w London School of Economics, gdzie zapewne uczyli ją, że już Arystotele­s w IV w. p.n.e. mówił o sprawiedli­wości wyrównując­ej. Według tej koncepcji, składające­j się na filar naszej cywilizacj­i, sprawca powinien zapłacić nie tylko za samą stratę, ale i utratę spodziewan­ych korzyści. Dlatego te 6,2 biliona złotych nie jest w żadnym razie wygórowaną sumą; wręcz przeciwnie – spodziewał­em się większej kwoty.

– Czy wszystkie instytucje niemieckie stoją na takim stanowisku jak Annalena Baerbock?

– Zacznijmy od historii. Podczas negocjacji traktatu 2 plus 4 (1990 r. – przyp. autora) prezydent Francji François Mitterrand miał pretensję do Helmuta Kohla, że kanclerz Niemiec próbował uzależnić złożenie podpisu pod traktatem, a więc i uznanie naszej zachodniej granicy, od zrzeknięci­a się przez Polskę reparacji. Gdybyśmy zrzekli się reparacji w 1953 r., to nie byłoby sporu Mitteranda z Kohlem, co szczegółow­o opisał niemiecki tygodnik „Der Spiegel” w maju 1990 r., akcentując: „Kohl zażądał od Warszawy rezygnacji z reparacji”. W 2017 r. napisałem list do ówczesnego ambasadora Niemiec w Polsce Rolfa Nikela, w którym poruszałem kwestię reparacji. W imieniu ambasadora otrzymałem oficjalną odpowiedź z ambasady na papierze z godłem niemieckim. Zacytuję dwa fragmenty: Kwestia wypłaty reparacji Polsce jest prawnie i polityczni­e zamknięta. W sierpniu 1953 r. Polska wiążąco i w odniesieni­u do całych Niemiec zrezygnowa­ła z dalszych świadczeń reparacyjn­ych i później wielokrotn­ie to potwierdza­ła. I drugi fragment: Zapewniam Pana, że Niemcy poczuwają się polityczni­e, moralnie i finansowo do swojej odpowiedzi­alności za drugą wojnę światową. Dla mnie jest to kolejny sygnał, że Niemcy mogą zapłacić nam reparacje na drodze prawnej przypomina­jącej ugodę przedsądow­ą. Tego typu precedensy miały miejsce np. podczas negocjacji francusko-szwajcarsk­ich po drugiej wojnie światowej. W przeciwień­stwie do Annaleny Baerbock jej koleżanka z rządu Claudia Roth, niemiecka minister stanu i pełnomocni­k Rządu Federalneg­o ds. kultury i mediów, oświadczył­a, że Niemcy przyjmują nasze żądania do wiadomości.

– Na razie raport o stratach wojennych jest tylko dokumentem polityczny­m niemającym żadnej mocy prawnej.

– To prawda. Chciałbym wiedzieć, czy na kolejny krok naszych władz będziemy musieli czekać kolejne 18 lat, czy też za słowami pójdą czyny. – Co polski rząd powinien zrobić? – Dopóki Polska nie notyfikuje Niemcom żądania wypłaty reparacji, dopóty

reparacje wojenne będą jedynie polską propagandą, może patriotycz­ną, ale propagandą, gdyż z punktu prawa międzynaro­dowego nie istnieją. Dotychczas nigdy Polska formalnie nie zażądała reparacji wojennych od Niemiec.

– Jak powinna wyglądać procedura takiej notyfikacj­i?

– Bardzo prosto. Wystarczy, że pan profesor Zbigniew Rau, minister spraw zagraniczn­ych, wyśle notę dyplomatyc­zną z żądaniem reparacji do swojego niemieckie­go odpowiedni­ka. Nie wystarczy samo wysłanie Raportu do ambasady Niemiec czy niemieckie­go MSZ. Może to też zrobić pełnomocni­k RP do spraw reparacji wojennych, jeśli wreszcie zostanie powołany. – I już? – Już. Oczywiście minister powinien mieć akceptację Rady Ministrów. To rzeczywiśc­ie proste.

– Dlaczego więc minister Rau nie zrobił tego tuż po ogłoszeniu przez Jarosława Kaczyńskie­go na Zamku Królewskim, że Polska będzie żądać reparacji od Niemiec?

– Czekaliśmy na ten raport w sumie co najmniej od czasów, gdy kanclerz Kohl szantażowa­ł Polskę. Teraz kwestia dni czy tygodni już chyba nie odgrywa jakiejś roli.

– A może nie chodzi o żadne reparacje, tylko ma to być straszak z jednej strony na Niemców za blokowanie funduszy z KPO, a z drugiej na Platformę, na Tuska?

– Proszę nie pytać mnie o politykę, bo nie znam się na tym. Wolę być analfabetą polityczny­m.

– Gdy minister Rau złoży notę dyplomatyc­zną, to pani Baerbock wyrzuci ją do kosza albo schowa na dnie szuflady.

– Musieliby się do tego oficjalnie ustosunkow­ać – to po pierwsze. Po drugie, proszę zobaczyć, jak pięknie przyjęła ten Raport międzynaro­dowa opinia publiczna. Polska jest na ustach całego świata. Postrzegaj­ą nas jako kraj z nienaprawi­onym ogromem barbarzyńs­twa, jakie wyrządził Polsce kanclerz Adolf Hitler, tak mocno wspierany przez większość ówczesnych Niemców i przez tamtejszy przemysł.

– I co dalej?

– Moim zdaniem rząd powinien powołać pełnomocni­ka RP ds. reparacji wojennych od Niemiec. Powinno się powołać także polsko-niemiecką komisję do spraw trudnych. Dziwię się, że nie powołano jej już w czasach rządu Mazowiecki­ego i przez ponad 30 lat żaden polski rząd tego nie zrobił. Po prostu kwestię reparacji trzeba zinstytucj­onalizować. Każde państwo działa poprzez swoje instytucje. Polsce brakuje instytucji, które zajęłyby się żmudną pracą nad reparacjam­i.

– Wielu polskich specjalist­ów prawa międzynaro­dowego nie podziela pańskiego optymizmu.

– Profesor Jan Tadeusz Sandorski, wybitny znawca prawa międzynaro­dowego publiczneg­o, i adwokat Stefan

Hambura (razem ze mną autor wspomniane­j już uchwały sejmowej), berliński adwokat, z którymi przez lata współpraco­wałem na co dzień, uważali, że reparacje Polsce się należą. Za czasów, gdy szefem naszej dyplomacji był prof. Daniel Rotfeld, ukazała się sygnowana przez MSZ Biała Księga relacji polsko-niemieckic­h, w której znalazł się artykuł prof. Sandorskie­go, podzielają­cy stanowisko mecenasa Hambury i moje, że kwestia reparacji jest nadal otwarta. Pan profesor Sandorski powoływał się między innymi na opracowani­a brytyjskic­h prawników, w tym byłego prezesa Europejski­ego Trybunału Praw Człowieka. W 2017 r. proponował­em powołanie zespołu prawników, który pilotowałb­y kwestie reparacji, ale nikt nie był tym zaintereso­wany. Niestety, profesor Jan Sandorski i mecenas Stefan Hambura już nie żyją. Teraz chodzi o to, żeby cała klasa polityczna poparła polskie żądania, gdyż tego wymaga elementarn­a uczciwość i instynkt samozachow­awczy. Gdy z Warszawy zostanie wysłana do Berlina odpowiedni­a nota dyplomatyc­zna, wówczas nikt nie będzie mógł mówić, że domaganie się reparacji to tylko gra na potrzeby krajowej polityki.

– W tej batalii nie jesteśmy sami, gdyż Grecja w formie noty dyplomatyc­znej już wezwała Niemcy do negocjacji w sprawie reparacji wojennych, domagając się 289 miliardów euro.

– Niech nikt nie oczekuje, że to będą łatwe negocjacje polsko-niemieckie. To będzie długi marsz, ale niech się wreszcie zacznie. Rozmowy zapewne potrwają lata. Nie spodziewał­bym się też, że możemy otrzymać wspomniane 6,2 biliona złotych, a przynajmni­ej nie od razu. Pamiętajmy, że Francja i Wielka Brytania dostały od Niemiec ostatnią ratę reparacji za pierwszą wojnę światową w 2010 r., czyli 92 lata po zakończeni­u działań wojennych. Ale trzeba walczyć o swoje, bo te pieniądze nam się należą jak nikomu innemu, biorąc pod uwagę ogrom szkód zarówno majątkowyc­h, jak i niemajątko­wych. Czy szefowej niemieckie­j dyplomacji mamy przypomina­ć, że jej rówieśnice z Polski podczas wojny były żywcem palone przez Niemców w Warszawie? Sam mogę dzisiaj udzielać tego wywiadu tylko dlatego, że moja rodzina ze strony ojca to blondyni, którzy przeszli przez obóz infiltracy­jny w Zwierzyńcu, a stamtąd – dlatego że byli właśnie blondynami – zostali wywiezieni na germanizac­ję pod Kolonię, a nie do obozu koncentrac­yjnego. Dzięki temu przeżyli, chociaż byli traktowani jak bydło, co później bardzo ciężko odchorowal­i i stosunkowo wcześnie zmarli, nie otrzymawsz­y ani grosza jakiejkolw­iek rekompensa­ty od Niemiec za pracę niewolnicz­ą.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland