PiS ws. reparacji otwiera puszkę Pandory
1 września Jarosław Kaczyński ogłosił kwotę, jakiej zamierza zażądać od Berlina za krzywdy wyrządzone przez hitlerowców podczas drugiej wojny światowej. Problem w tym, że aby marzyć o tych bilionach, Polska w wydaniu PiS musiałaby podważyć dokument, który... jest kluczową gwarancją kształtu obecnych granic i ustalił porządek w Europie po upadku żelaznej kurtyny.
Czwartkowym spotkaniem na Zamku Królewskim w Warszawie Jarosław Kaczyński po raz kolejny uruchomił reparacyjną machinę i politykom swojej partii dał jasny sygnał, że mogą się ostro wypowiadać na temat Niemiec. Niektórzy, jak na przykład Marek Suski, potrafią jednak odlecieć.
– Niemcy mówią, że są cywilizowanym krajem, że przestrzegają międzynarodowych zasad. No to jeżeli są cywilizowanym krajem, to powinni przystąpić do negocjacji i wypłacić nam reparacje. A jeżeli mówią „nie”, to są tacy sami jak Rosja – wypalił Suski w Polskim Radiu.
Tymczasem o tym, że nie otrzymamy złamanego grosza, tuż po konferencji Kaczyńskiego poinformowało niemieckie MSZ. „Polska w 1953 roku zrzekła się dalszych reparacji” – napisano w komunikacie, a rzecznik resortu przekazał mediom, że „sprawa jest zamknięta”.
Nadzieję na reparacje PiS wiąże właśnie z podważeniem decyzji PRL-owskiego rządu z lat 50., ale za Odrą przypominają też o innym traktacie – kluczowym – o ostatecznym uregulowaniu w odniesieniu do Niemiec. To umowa międzynarodowa z 1990 roku, a więc z czasu, kiedy Polska była już wolnym krajem. Dlaczego był on tak ważny, że władze RFN wymownie o nim przypominają?
Dokument potocznie nazywany jest traktatem 2+4, gdyż w moskiewskich negocjacjach uczestniczyły Niemcy, podzielone jeszcze na RFN i NRD, a także cztery mocarstwa alianckie z czasów drugiej wojny światowej: USA, ZSRR, Wielka Brytania i Francja.
Na specjalnych warunkach traktat po części negocjowała też Polska. I jeszcze raz: już nie Polska Rzeczpospolita Ludowa, a wolna i demokratyczna III RP potwierdziła wówczas decyzję z 1953 roku. Jak to później ujęto w ekspertyzie Bundestagu, „Polska w ramach negocjacji traktatowych co najmniej milcząco zrezygnowała z dochodzenia reparacji wojennych”. Najwyraźniej w obozie władzy albo o tym nie wiedzą, albo wiedzieć nie chcą.
Traktat otworzył drogę do zjednoczenia Niemiec, podczas rozmów omawiano dodatkowo kształt granic na Odrze i Nysie Łużyckiej, przynależność Niemiec do struktur międzynarodowych czy wielkość ich armii.
Odbyły się cztery rundy konferencji, a w trzeciej – w Paryżu – uczestniczyła także Polska. Uzgodniono wówczas między innymi, że zjednoczone państwo niemieckie potwierdzi istniejącą granicę w stosownej umowie ze stroną polską. Wszystkie ustalenia potwierdzono w układzie zjednoczeniowym, w którym Niemcy wyrzekły się roszczeń terytorialnych wobec innych państw i zobowiązały się do niewysuwania ich w przyszłości.
Paryskie postanowienia w zakresie niemieckiego zobowiązania do traktatowego uregulowania kwestii granicy z Polską przypieczętowano osobnym traktatem o potwierdzeniu istniejącej granicy polsko-niemieckiej. Podpisano go 14 listopada 1990 roku.
Dr Janusz Sibora, historyk i badacz dziejów dyplomacji oraz protokołu dyplomatycznego, nie ma wątpliwości, że nowy raport ws. reparacji „jest szyty na miarę polityki PiS”. – To stosunkowo łatwe i tanie szukanie sukcesu w polityce wewnętrznej – ocenił w rozmowie z naTemat.
Jednak wewnętrzna rozgrywka Kaczyńskiego i jego wiernych ludzi z partii tym razem wymyka się daleko poza granicę naszego kraju. Polska w wydaniu Prawa i Sprawiedliwości, zamiast przedstawiać się światu jako słuszna ofiara hitlerowskich Niemiec i potężnego zła z lat 1939 – 1945, może niedługo uchodzić za kraj chcący wrócić do czasów sprzed traktatu 2+4.
Już kilka chwil po czwartkowym show Kaczyńskiego na Zamku Królewskim w Warszawie po zachodniej stronie Odry media przypomniały, że kiedy w 1990 roku Polacy potwierdzili decyzję z 1953 roku, Niemcy pogodzili się z „ostateczną utratą ziem wschodnich”.
A co, jeśli wyrzucilibyśmy do kosza obecny porządek na politycznej mapie Europy? RFN natychmiast mogłaby domagać się od nas zwrotu utraconych terenów. Bo dlaczego nie? Warmińsko-mazurskie, Zachodniopomorskie, Lubuskie, Dolnośląskie... Olbrzymia część Pomorza i Wielkopolski, województw opolskiego i śląskiego. Jedna trzecia dzisiejszej Polski. 10 milionów ludzi.
Nikt z obozu władzy nie wyjdzie jednak na mównicę i nie powie, że powrót do pozycji sprzed traktatu 2+4 kosztowałby nas o wiele więcej niż te 6,2 bln zł.
Tytuł oryginalny: Traktat 2+4 ważniejszy niż decyzja z 1953 r. PiS ws. reparacji otwiera puszkę Pandory