Przepraszał dla świętego spokoju
Przed sądem stanął zaatakowany właściciel zakładu tapicerskiego.
– Prawdę mówiąc, chciałbym nie pamiętać o tym zdarzeniu, ale pamiętam, że ten mężczyzna pierwszy uderzył mnie w twarz i upadłem na posadzkę. A później byłem kopany i bity po całym ciele. On siedział na mnie i mnie okładał pięścią. Oczy miałem zalane krwią i myślałem tylko o obronie.
– Czy oskarżona też pana biła? – pytał sędzia Marcin Buzdygan.
– Tak, też mnie biła i kopała. Nagle podała oskarżonemu młotek i on uderzył mnie nim kilka razy. Później wzięła jeszcze kleszcze i chciała mi obciąć mały palec u ręki. A on krzyczał cały czas, że mnie zajeb... Pamiętam, że oskarżona weszła na górę do drugiego pomieszczenia, a ja byłem cały czas bity. Jak zeszła, śmiała się i powiedziała, trzymając w ręku pieniądze: „Mamy to”. Ściągnęła mi jeszcze z szyi łańcuszek. Na szczęście przechodzący obok zakładu znajomi usłyszeli krzyki i weszli do środka. Oskarżony ich co prawda przepędził, ale za chwilę powiedział do Magdaleny C., żeby uciekała. Dostałem jeszcze dwa strzały z pięści w twarz i on też wyszedł...
– Jak długo trwało to zdarzenie? – chciał się dowiedzieć prokurator.
– Wydaje mi się, że 15 – 20 minut. Jeszcze sobie przypomniałem, że jak oskarżony zadawał mi ciosy młotkiem, to powiedział, że najchętniej by mnie zgwałcił tym młotkiem.
– Czy słyszał pan, za co jest bity? – dociekała mecenas Sylwia Jupa, obrończyni Łukasza P. – Nie powiedziano mi tego. – Z akt sprawy wynika jednak, że pan przepraszał. Za co? – naciskał sąd.
– Gdy oskarżony mnie bił, wciąż kazał przepraszać. Dla świętego spokoju użyłem słowa „przepraszam”.