Taniec z groźbami
ANGORA NA SALONACH WARSZAWKI
Czym byłby porządny telewizyjny show bez jakiegoś skandalu? Nie musi być duży i nie musi być naprawdę, ale powinno się o nim mówić rano, jadąc do pracy autobusem. I co najważniejsze, powinien – ów skandal – wykreować nową gwiazdę, ewentualnie odgrzać popularność zapomnianego celebryty. Oczywiście powinny też rozpisywać się o nim tabloidy i portale plotkarskie.
Przez kilkanaście lat emisji „Tańca z gwiazdami” – najpierw w TVN, a potem w Polsacie – skandali nie brakowało. Kiedyś paparazzi wyśledzili romans Małgorzaty Foremniak (55 l.) z Rafałem Maserakiem (28 l.), który rozgrzewał emocje głównie ze względu na różnicę wieku. Notabene, par, których uczucie zrodziło się na parkiecie, było więcej, ale niewiele już z nich zostało. Najsłynniejsze małżeństwo „Tańca...”, czyli Katarzyna Cichopek (39 l.) i Marcin Hakiel (39 l.), zakończyło się rozwodem. W jednej z minionych edycji show zdarzyło się też tak, że wygrała osoba, która parę odcinków wcześniej odpadła. Ewelina Lisowska (31 l.) wróciła do rywalizacji, po tym jak inna uczestniczka musiała się wycofać z powodu kontuzji. Piosenkarka wykorzystała drugą szansę, by walczyć o zwycięstwo i w parze z Tomaszem Barańskim (41 l.) jesienią 2015 roku wytańczyła sobie Kryształową Kulę.
Zdziwienie widzów wzbudziło swego czasu zaproszenie do programu niejakiego Popka (43 l.), który podobno jest raperem i zawodnikiem MMA, ale głównie znany jest ze swojego przerażającego wyglądu, w tym wytatuowanych gałek ocznych. Jurorom i publiczności przyszło go oglądać aż do półfinałów, kiedy to Popek w końcu odpadł i dzieci znów mogły spać spokojnie. Kiedy z Polsatu zaczęły dochodzić wieści, że w najnowszej edycji będzie tańczył Krzysztof Rutkowski (62 l.), wszyscy, którzy lubią ten show, a także ci, którzy dopiero o nim usłyszeli, zaczęli się zastanawiać, jak te taneczne wygibasy przetrwa przedziwna fryzura samozwańczego (bo bez licencji) detektywa. Natapirowane i utrwalone zapewne wielką ilością lakieru włosy mają dodawać niewysokiemu Rutkowskiemu co najmniej dziesięć centymetrów wzrostu i pewnie byłby niepocieszony, gdyby raptem oklapły przy jakiejś sambie albo tangu.
Pierwszy odcinek fryzura polskiego „strażnika Teksasu” przetrwała nienaruszona. Zdaje się jednak, że po surowej ocenie Iwony Pavlović (59 l.) – tylko jeden punkt – ucierpiała jego wybujała miłość własna. Zapewne widzowie długo nie pozwolą mu odpaść, bo po pierwsze – ma w naszym kraju grono wiernych fanów, a po drugie – znajdą się i tacy, którzy zagłosują – jak to mówi młodzież – dla beki, czyli żeby pośmiać się z nieporadnych ruchów faceta, który całe życie musi pozować na twardziela. A jednak Rutkowski krytykę, choć słuszną, zniósł fatalnie. Po wywiadzie, którego udzielił kilku portalom, okazało się, że nie tylko nie ma zdolności tanecznych, ale nie ma też klasy. Jego zdaniem surowa ocena jurorki była rezultatem jej złości, bo wie, że firma Rutkowskiego „realizuje sprawę Wojtka z Zanzibaru”. W tym miejscu przypomnijmy szybko: to Polak, który założył na egzotycznej wyspie hotel i promował go, zapraszając do siebie wielu celebrytów. Bywały tam mniejsze i większe gwiazdki, zapewne nic lub niewiele płacąc za pobyt, odwdzięczając się za gościnę obszernymi, pełnymi zachwytów wpisami w mediach społecznościowych. Pech chciał, że wkrótce wyszło na jaw, iż Wojtek z Zanzibaru jest nie tylko bankrutem, ale i oszustem. Jedną z celebrytek, która korzystała z gościny nieuczciwego biznesmena, była właśnie Iwona Pavlović, więc nawiązanie do tej historii ze strony Rutkowskiego to po prostu cios poniżej pasa.
Pytany przez portal Pudelek, czy jurorka powinna się czegoś bać, odparł buńczucznie: „Powinna wiedzieć, czy zapłaciła, czy nie. Bo jeżeli zapłaciła za swój pobyt na Zanzibarze, powinna być spokojna, ale jeżeli tego nie zrobiła, to sam Wojtek ją pogrąży”. Była tancerka, a obecna jurorka nie zwlekała z odpowiedzią: „(...) Dostał jedynkę, bo nie potrafi tańczyć”. I choć pewnie każdy myśli, że na tym skończyła się wymiana „uprzejmości”, to było dokładnie odwrotnie. Urażona duma Rutkowskiego kazała mu znowu zareagować, tym razem padły groźby. „Oby jej tanzański Interpol nie wyciągnął zza stołu jurorskiego” – postraszył jurorkę w kolejnym wywiadzie. Potem wysunął serię poważnych zarzutów, ale – jak sam stwierdził – nie ma jeszcze ich potwierdzenia. Będziemy więc bardziej odpowiedzialni od detektywa i nie powtórzymy ich tutaj.
Na koniec „Rutek” (jak nazywają go między sobą dziennikarze) okrasił wszystko słowami o ekstradycji do Tanzanii, dając kolejny dowód, że epatuje trudnymi terminami, ale nie rozumie ich sensu. Żadne państwo nie odsyła swojego obywatela do innego kraju, by tam był sądzony. W najgorszym razie, jeśli komuś z polskich celebrytów groziłaby odpowiedzialność karna za sprawy rodem z Zanzibaru, to byłby sądzony tutaj. Ten konflikt z pewnością dopiero nabiera rozpędu. Z obu stron padną kolejne mocne słowa, tego możemy być pewni. Czy oglądalność polsatowskiego szoł będzie w związku z tym większa? Oczywiście – tak właśnie działa szołbiznes.