Dlaczego Pluton został zdegradowany
Rozmowa z dr ALEKSANDRĄ PIÓRKOWSKĄ-KURPAS z Instytutu Fizyki Uniwersytetu Śląskiego o zmiennych losach Plutona, który wypadł z Układu Słonecznego
– Gdyby można było polecieć na wakacje na Plutona, toby się pani chętnie zdecydowała?
– Nie, absolutnie. Wolę patrzeć na niego z Ziemi, przez teleskop, mimo że do najpiękniejszych obiektów w kosmosie nie należy. Pluton ma grubszą atmosferę, niż sądziliśmy – przypomina bardziej marsjańską niż ziemską. Średnia temperatura wynosi tam około minus 230 stopni C, doba trwa 6,4 dnia ziemskiego, pory roku zmieniają się co 120 naszych lat. Góry są wysokie na kilka kilometrów i chociaż, jak pokazała sonda kosmiczna NASA New Horizons, która w 2015 roku przeleciała w pobliżu Plutona, jego krajobraz jest ciekawszy, niż sądzono, to ile lat musiałabym lecieć, żeby tę pustynię z lodu azotowego, lodowe wulkany i wielkie urwiska oglądać? Musieliby mnie w podróży zahibernować, szkoda urlopu. Pluton jest odległy, dzieli go od Ziemi prawie 5 miliardów kilometrów.
– A może chodzi o to, że Pluton nie jest już prestiżowy, wyrzucono go z Układu Słonecznego? Okazało się, że nie jest wcale pełnoprawną planetą, tylko podrzędną planetoidą. Mnie go żal.
– Pluton ma prawdziwych wielbicieli, którzy nie mogą pogodzić się z tym, że Układ Słoneczny ma już tylko osiem planet, a Plutonowi, można powiedzieć, pokazano drzwi. Dla nich kosmos nie jest już taki sam i właśnie dzięki nim 24 sierpnia obchodziliśmy Dzień Zdegradowania
Plutona. Ale Pluton wcale nie jest podrzędną planetoidą, to największa planeta karłowata, jaką znamy. Wciąż się wyróżnia, nie spełnia tylko jednego warunku, żeby być planetą – nie oczyścił swojej orbity z dużych obiektów.
– Planeta karłowata to nazwa na pociechę, bo właściwie to tylko obiekt astronomiczny – ni to, ni sio. A kiedy go odkryto, było dużo radości.
– Plutona odkrył w 1930 roku amerykański technik i fotograf nieba Clyde Wiliam Tombaugh z Lowell Observatory w mieście Flagstaff w północnej części stanu Arizona. Instytucja nosi imię swojego założyciela Percivala Lowella, który zasłynął między innymi tym, że w swoich książkach dużo pisał o Marsjanach. Twierdził, że kosmici zbudowali na Marsie wodne kanały i rzeczywiście – przez słabe teleskopy pod koniec XIX wieku można było dojrzeć na Marsie proste linie. Kiedy jednak astronomia poszła do przodu, udowodniono, że żadnych kanałów nie ma. To tylko dowodzi, jak wiele zależy od narzędzi, jakimi posługują się astronomowie. Odkrywca Plutona nawet nie marzył o takich, jakie dzisiaj mamy. Ale już Lowell przewidywał, że gdzieś na końcu Układu Słonecznego musi być jakaś planeta X, a Tombaugh uznał, że ją wytropił.
– Ale jak to zrobił, skoro nie miał doskonałych narzędzi?
– Porównał zdjęcia obszaru nieba, który obejmował przewidywaną z rachunków pozycję nowej planety, zrobione w odstępie kilku dni w styczniu 1930 roku. Znalazł w końcu nieznany obiekt zmieniający swoje położenie na tle gwiazd stałych. Pluton po prostu miał szczęście. Odtąd bezustannie interesuje badaczy, ale też zwykłych ludzi.
– Szum był duży, w studiu Walta Disneya w 1930 roku stworzono uwielbianego bohatera, psa Pluto. Odkrytego właśnie Plutona przyjęto do rodziny Układu Słonecznego z otwartymi ramionami. Chociaż dostał ponure imię rzymskiego boga świata umarłych.
– Nazwa wydaje się dobra; starożytni Rzymianie wierzyli, że Pluton był bogiem ciemności i świata podziemnego, a odkryty obiekt znajdował się przecież na końcu Układu Słonecznego. Ilość energii słonecznej jest tam minimalna, ale Pluton odbija światło Słońca. Z Ziemi widać, że ma barwę sepii, a w rzeczywistości, jak pokazała sonda, ma kolory zmienne, jest sporo czerwieni. Znaczenie też miało, że pierwsze dwie litery nazwy Pluton są również inicjałami założyciela obserwatorium, w którym dokonano odkrycia, czyli Percivala Lowella.
– Na początku uważano, że Pluton jest kilkakrotnie większy od Ziemi. Budził respekt.
– To były teoretyczne rachunki oparte na zastanawiających perturbacjach ruchów Urana i Neptuna. Coś musiało planety do tego zmuszać. Okazało się jednak, że chodzi o błędy pomiarowe, a nie o wpływ grawitacyjny jakiejś innej, nieznanej planety. Mimo to jej szukano i – jak to się mówi – nawinął się właśnie Pluton. Został odkryty i doceniony, co prawda można pokusić się o stwierdzenie, że Pluton został odkryty dość
przypadkowo. Tymczasem jego prawdziwa masa szacowana jest na około 0,002 masy Ziemi. Ustalono to na podstawie analizy oddziaływania grawitacyjnego między Plutonem a jego księżycem Charonem.
– Zostają jeszcze Mars i Merkury. Czy tam kiedykolwiek będą hotele?
– Na Marsie nie jest tak źle, ale nie wolno byłoby zdjąć skafandra, atmosfera składa się głównie z dwutlenku węgla. Jest tam zimno, chociaż nie tak jak na Plutonie, temperatura wynosi około minus 60, czasem minus 90 stopni C; zdarzają się dni na plusie. Panuje surowy klimat, woda gdzieś znikła. Raczej bym ominęła takie miejsce wypoczynku. Merkury też nie zachęca. Temperatura waha się tu od minus 180 do 290 stopni C; są tutaj największe różnice temperatury w Układzie Słonecznym. Są tylko skały, kratery i nie ma prawie atmosfery.
– Było to jednak rodzeństwo Plutona w Układzie Słonecznym, a teraz pozostał sam. Nawet dzieci o tym wiedzą. Są książeczki dla dzieci, w których Pluton płacze, bo go nie zaproszono na bal planet, a bardzo chciał tam być.
– Trudno, odkryto w ciągu ostatnich lat wiele innych ciał niebieskich o podobnej do Plutona masie, jak Ceres czy Eris, leżąca tak jak Pluton poza orbitą Neptuna. Wymusiło to potrzebę ponownego rozważenia poprawności definicji planety. Za Neptunem jest mało jeszcze zbadany rejon, gdzie porusza się mnóstwo niewielkich obiektów lodowych i skalnych, jest nawet cały rezerwuar komet. To bardzo liczne towarzystwo Plutona.
– W 2006 roku Międzynarodowa Unia Astronomiczna, ku zaskoczeniu sympatyków astronomii, zdegradowała Plutona. Na nic protesty. To znaczy, że Pluton już nigdy nie wróci do Układu Słonecznego?
– Nie pasował do niego. Zdegradowanie Plutona rozwiązało wiele problemów, które sprawiały, że jako planeta wyróżniał się na tle innych planet Układu Słonecznego; był takim oryginałem. Jest naprawdę bardzo mały w porównaniu z pozostałymi planetami, masywniejszych od Plutona jest nawet wiele satelitów, których nikt nie chciał awansować na planety, na przykład Księżyc czy też księżyce galileuszowe Jowisza. Równocześnie Pluton jest jednak większy od innej planety karłowatej Eris, którą oceniano do niedawna jako znaczniejszą. Pluton ma w dodatku orbitę silnie eliptyczną, a jej płaszczyzna przecina ekliptykę, czyli okrąg na sferze niebieskiej, po którym w ciągu roku pozornie porusza się Słońce obserwowane z Ziemi – pod kątem 17 stopni, a to jest nietypowe dla planety. Miłośnikom Plutona musi wystarczyć, że jest obecnie najjaśniejszym z transplutonowców, czyli obiektów z Pasa Kuipera znajdującego się na peryferiach Układu Słonecznego.
– Pozostaje ich królem, to też jest coś – powiedzmy.
– Do lat 90. ubiegłego wieku Pluton był jedynym znanym obiektem Układu Słonecznego spoza orbity Neptuna. Dzisiaj już wiemy, że poza nią rozciąga się jeszcze niezmierzony obszar pełen ogromnej liczby drobnych ciał.
GRAŻYNA KUŹNIK