Tak znikają tysiące ludzi
Ci z obozów mówią, że sprawdzano ich telefony, tatuaże i blizny, które mogłyby świadczyć o ranach odniesionych w walce. Zdarzało się, że ktoś był zabierany i nie wracał
Badacze z Uniwersytetu Yale naliczyli 21 tzw. obozów filtracyjnych dla Ukraińców w obwodzie donieckim. Siły rosyjskie wykorzystują je, by rejestrować, przesłuchiwać i zatrzymywać Ukraińców – zarówno wojskowych, jak i cywili – próbujących opuścić terytorium kontrolowane przez Rosję.
Setki tysięcy ludzi są wbrew ich woli wywożone do Rosji i samozwańczych republik: Donieckiej i Ługańskiej. Deportacje to według Departamentu Stanu USA „poważne naruszenie IV konwencji genewskiej o ochronie ludności cywilnej”. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski nazwał je jedną z „najbardziej ohydnych rosyjskich zbrodni wojennych”.
23-letni Władysław Krasnikow był aktorem w teatrze w Mariupolu. Gdy wiosną próbował opuścić miasto, trafił w ręce rosyjskich żołnierzy. Deportowano go wraz z kilkuset innymi Ukraińcami do wioski w centralnej części Rosji, skąd później zdołał uciec do Tallina. W Mariupolu razem z chrzestnym, jego dzieckiem i przyjacielem udał się do punktu zbiórki dla osób chcących wyjechać z miasta. Wsiedli do rosyjskiego autokaru, który zawiózł ich do ośrodka rejestracji uchodźców w mieście Nikolśke. Zapytano ich, czy chcą jechać do Rosji czy w inne miejsce w Ukrainie, a gdy wybrali Ukrainę, dowiedzieli się, że Ukraińcy ostrzeliwują korytarz humanitarny. Trafili do obozu na granicy, gdzie podzielono ich na wojskowych i cywili, a przed podróżą w głąb Rosji poddano przesłuchaniom.
Szacuje się, że od początku wojny deportowano od 900 tys. do 1,6 mln obywateli Ukrainy. Trafiają w różne miejsca na terytorium Rosji – od północnego Kaukazu po daleki wschód. Ich szlak wiedzie przez tzw. obozy filtracyjne. Laboratorium Badań Humanitarnych Szkoły Zdrowia Publicznego Yale (Yale HRL) we współpracy z Obserwatorium Konfliktu wspieranym przez Departament Stanu USA wykorzystywało do namierzenia obozów informacje wywiadowcze – rozpoznanie z ogólnodostępnych źródeł – i wysokiej rozdzielczości zdjęcia satelitarne. W ten sposób ustalono, że w samym tylko obwodzie donieckim jest ich 21. Z raportu wynika, że obozy zaczęto przygotowywać jeszcze przed rosyjską inwazją na Ukrainę, a ich rozbudowa nastąpiła w kwietniu, po zajęciu Mariupola. W rozmowach z osobami zwolnionymi z tych obozów badacze ustalili, że panujące tam warunki są niezgodne z międzynarodowym prawem humanitarnym i godzą w prawa człowieka. Ludzi traktuje się okrutnie i poniża, obiekty są przeludnione, a warunki sanitarne – niewystarczające. Brakuje też pożywienia i opieki medycznej. Naukowcy usłyszeli o stosowaniu rażenia prądem, izolacji i atakach fizycznych, co – jeśli uda się udowodnić – należałoby zaklasyfikować jako tortury. Naukowcy z Yale przytaczają stanowisko rosyjskiej ambasady w Waszyngtonie, z którego wynika, że obozy to „punkty kontrolne” dla opuszczających strefę działań wojennych, mające na celu zapobiec działaniom sabotażowym przez zatrzymywanie „bandytów i faszystów”.
Jednym z opisanych w raporcie miejsc jest obóz filtracyjny pod Wołnowachą, gdzie zaobserwowano naruszoną ziemię wzdłuż południowej i południowo-zachodniej części obiektu, co pozwala przypuszczać, że mogą się tam znajdować zbiorowe mogiły. Jedna z osób, z którymi rozmawiano, podała, że jej współwięzień pracował w trybie zmianowym przy kopaniu grobów. Zdaniem autorów raportu, aby ustalić dokładnie, co dzieje się w takich miejscach, konieczne jest dalsze dochodzenie i niezależne ich oględziny.
Osoby, które przebywały w obozach, mówią, że przesłuchania, jakim ich poddawano, dotyczyły poglądów politycznych, planów na przyszłość i podejścia do wojny. Sprawdzano ich telefony komórkowe, tatuaże i blizny, które mogłyby świadczyć o ranach, odniesionych w walce.
Zdarzało się, że ktoś był zabierany przez rosyjskich wojskowych i już nie wracał. Jak powiedział w połowie lipca sekretarz stanu USA Antony Blinken, coraz więcej dowodów wskazuje na to, że znikają tak tysiące ludzi – cywilów, którzy czymś się wyróżniają.