Cipka a sprawa polska
Coś jest z nami, Polakami, nie tak. Nie rozumiem tego. Zgoda, jesteśmy źle wykształceni, zakompleksieni i pruderyjni, więc bywa, że zachowujemy się jak dzicy, których nie znał antropolog Malinowski. Jesteśmy bodaj jedynymi, w których anatomia człowieka budzi wstręt i rani uczucia religijne. Możemy spokojnie oglądać, jak pijane bydlę katuje rodzinę i nie razi nas żarliwy katolik po katolickim unieważnieniu swego małżeństwa. Ale widok kobiety publicznie karmiącej piersią niemowlę wywołuje amok, nieraz agresję, głównie bigotów, choć kościoły pełne są malowideł matki karmiącej Jezusa, przecież też z cyca. Jeśli naga pierś wywołuje u Polaka katolika szok, to widok waginy wzbudza panikę oraz popłoch. Dlaczego? Właśnie tego nie wiem, więc nie rozumiem.
Wstrząs społeczno-religijny wywołała przed kilkoma tygodniami dyrektorka stołecznego Teatru Dramatycznego Monika Strzępka, która w foyer wystawiła instalację przedstawiającą... waginę. Rzeźba (ułożona z błyszczącej złotej tkaniny) jest dziełem „artystki-waginistki” Iwony Demko, która pracę, zgodnie z prawdą i naturą, nazwała „Wilgotna Pani”. I nikt, poza widzami Dramatycznego, by się o dziele nie dowiedział, gdyby nie kościelny bicz Attyli, czyli Ordo Iuris. Prawicowa drużyna wargami swego szefa Jerzego Kwaśniewskiego (no, nie wygląda on na bywalca Dramatycznego) postanowiła skontrolować, czy aby wagina nie przedstawia sobą treści pornograficznych i nie razi uczuć religijnych, osobliwie katolickich. Nie pierwszy to raz, gdy bigoteria polska szkód zadanych religijności upatruje w erotyzmie. Jakże głębokie defekty muszą mieć psychiki i umysły, w których budzi się obskurant na widok cycka, siusiaka czy sceny w filmie dla dorosłych. Jak dotkliwie ci ludzie musieli być karani w dzieciństwie i przerażani ciężarem grzechu za bawienie się swymi cipkami i siusiakami. To oni dziś najsrożej odbierają nagość, seks, erotyzm. Biedaczysko Czarnek, nieodrodny syn plebanii, podekscytowany grzmi: – Seks nie jest dla przyjemności!
Ordo Iuris zbada więc teatralną waginę pod kątem naruszenia uczuć religijnych i pornografii, zapowiedziało też donos do ministra i wojewody. Najpewniej powiadomieni zostaną Jędraszewski, Rydzyk i Franciszek, co akurat głęboko popieram, bo kontakt z waginą może uczynić ich długie i próżne życie pożytecznym.
Waginy, po polsku cipki, są w sztuce zdominowane przez fallusy, z łaciny zwane penisami. Stąd dążenia, by waginę wyprowadzić z cienia krocza i przybliżyć światu, urealnić ją i odrzeć z piętna grzechu i wstydu. Przecież srom kobiecy – marzenie chłopców, mężczyzn i starców – jest tylko tęsknotą do miejsca swego urodzenia, jak pisała w „Dziennikach” Maria Dąbrowska. W Łodzi otwarto wystawę dla dorosłych „Waginy polskie” (już co prawda jest zamknięta), w której artysta Zammenhoff ukazał w zbliżeniu waginy obok obrazów polskiego imaginarium (czerwone maki, chleb i sól, wódka, kiełbasa) oraz zdjęć polityków (był Piłsudski, Jaruzelski, Komorowski, Wałęsa, Tusk i bracia Kaczyńscy). Ale i tu dopatrzono się obrazy religijnej i policja na wniosek dotkniętej uczuciowo osoby fotogramy aresztowała.
Rozumiałbym argument, że wulwa, czyli cipka, drażni kogoś w sensie estetycznym. Dla mnie nieodwracalnym wstrząsem estetycznym jest oglądanie w zbliżeniu twarzy posłów Macierewicza i Kowalskiego. Naprawdę! Trzęsę się z obrzydzenia, ale moja wrażliwość religijna żadnej szkody nie odnosi! Może dlatego, że podobnie jak miliony normalnych rodaków jestem od niej wolny? Łączenie religii z anatomią jest takim samym błędem, jak łączenie sacrum z profanum.
W ubiegłym tygodniu Leszek Turkiewicz w swym paryskim felietonie pisał o „ukrytym na wyspie Cité placu Dauphine, który jest jak wilgotna przystań w ciele kobiety. – Kształt trójkąta odsłania idealne łono kobiety-miasta ze środkową szczeliną rozdzielającą dwa zagajniki – pisał André Breton (...). Aura spokoju, przyjemności, szczęścia. Czy to nie jedne z tych słów, jak bóg, prawda czy miłość, które prowadzą nas od pradziejów po współczesność?”. Czyż to nie dowód na kompletną degenerację moralną najstarszej córy Kościoła? Francji? (uwaga: Ordo Iuris! – to moja ironia).
Szkoda, że polscy inkwizytorzy walczą z edukacją seksualną, bo głównie ich zdrowie na tym traci. 12 lat temu opublikowano w Polsce książeczkę szwedzkich autorów Dana Höjera i Gunilli Kvarnström „Wielka księga cipek” (choć już na okładce wydawca zastawił się ostrzeżeniem: Treści w książce mogą obrażać uczucia religijne), w której – podobnie jak Wilgotna Pani – odsłaniają cipkę światu. Demitologizują ją. Oswajają z naturalnymi zjawiskami (Boże, wybacz mnie grzesznemu!): miesiączką, masturbacją, objaśniają rolę łechtaczki. Czy są inne sprawy wywołujące takie turbulencje obyczajowe? Chyba tylko szyszynka, o której nikt nie chce napisać, bo się boi Ordo Iuris.
Panu Jerzemu Kwaśniewskiemu „Wielką księgę cipek”, nim pójdzie w trybunały, radzę jednak przeczytać. Wiele się dowie. Dodam też, dla informacji tego męża srogiego, że ci sami autorzy napisali „Wielką księgę siusiaków”, o czym natrącam celowo, by bogobojny pan Kwaśniewski się powściągnął, gdyż robi wszystko, by stać się tytułowym bohaterem „Księgi wielkiego siusiaka”.