My z Mikołajowa(22)
Iurii Sorochuk – ukraiński przedsiębiorca, właściciel rybnego sklepu internetowego i studia fotograficznego. Córka Anna skończyła z wyróżnieniem CXIX LO im. Jacka Kuronia na Złotej 58 w Warszawie i studiuje w Polsce. Iurii mieszkał w Mikołajowie w okolicach Chersonia, teraz przebywa w Odessie. Specjalnie dla „Tygodnika Angora” prowadzi wojenny dziennik. Sobota Skorzystałem z okazji, gdy nasze centrum pomocy humanitarnej rozdawało paczki żywnościowe. Z reguły jedna rodzina może dostać paczkę raz na półtora miesiąca. Oczywiście jedzenia nie wystarczy na ten okres. Nawet kilo ryżu i jabłka się przydają. Nie trzeba szukać w sklepie. Niestety, ceny nie są zależne od wysokości zarobków.
Niedziela
Po kilku miesiącach ponownie będę handlował rybami, ale w nieco inny sposób. Będę dowozić towar w Odessie, ale też chętnie zawiozę do Mikołajowa. Na razie jest tylko problem z tym, skąd brać ryby. Poprzednia firma, z którą współpracowałem, zamknęła działalność. Szukam dostawców, i chyba już coś mam. Chcę wracać do normalnego życia powoli, bo każda „paczka dla przesiedleńców” zabija we mnie męskość. Jeżeli nie jestem w stanie iść do armii, to przynajmniej odnowię biznes i będę płacić podatki.
Poniedziałek
Mój stan psychiczny coraz bardziej się pogarsza. Stwierdziłem, że zagram w piłkę i to pomoże. Niestety, ta gra się dla mnie skończyła naciągnięciem mięśnia i bólem w kolanie. Postanowiłem na jakiś czas zrezygnować z treningów. Ostatnio nie mam kondycji.
Wtorek
Przyjmowałem od dostawcy owoce morza, które jutro zawiozę do Mikołajowa. Zaskoczyły mnie ceny. Przed wojną rapany (jadalne skorupiaki) były po ok. 80 zł za kilo, teraz cena zaczyna się od 300. Oczywiście to skutek okupacji terenów przyazowskich, ale bardzo byłem zaskoczony. Na razie ceny w sklepach są mniej więcej stabilne. Czasami jednak nie patrzę już na ceny. Bez jedzenia ani rusz. Szczęście, że cokolwiek jest w sklepach.
Środa
Zauważyłem, że mam coraz twardszą skórę, że staję się człowiekiem bez emocji. Dziś zbombardowana została szkoła mojej pierwszej córki. Jedna z najlepszych szkół w mieście. Pamiętam, jak z byłą żoną chcieliśmy, by córka tam się uczyła. I tak się stało – skończyła gimnazjum. Ania bardzo lubiła tę szkołę. Jak dowiedziała się o tym, co się stało, zadzwoniła do mnie cała we łzach. A ja nie mogłem współczuć – przynajmniej tak mi się wydawało w tamtym momencie, bo wszystko, co potrafiłem powiedzieć, to: „Ciesz się, że nikt nie zginął. Budynek się odbuduje”.
Czwartek
U nas jest coraz bardziej jesiennie. Chmury, deszcz, ludzie zaczynają się ubierać w płaszcze. Nikt nie wie, kiedy minęło pół roku wojny. Czasami mi się wydaje, że to jest wciąż ten jeden, pierwszy wojenny dzień, niekończący się 24 lutego.
Piątek
Dzisiaj jest dla nas bardzo smutny dzień – kiedyś Bucza, teraz Izium. Odkryto masowe groby w tym mieście. Koszmar! My tylko czytamy, oglądamy, słyszymy. Nawet sobie nie wyobrażamy, jak się czuli ludzie, którzy to wszystko przeżyli. A niektórzy już nic nam nie powiedzą, bo zostali zabici. Nie mam słów. Nie zasłużyliśmy sobie na to, co się dzieje.