Angora

Płynie węgiel, płynie

- MAREK CZARKOWSKI (Skróty pochodzą od redakcji „Angory”)

Nr 38 (12 – 18 IX). Cena 8,90 zł

W 2015 r. w czasie kampanii wyborczej Andrzej Duda zapewniał w Jastrzębiu-Zdroju, że Polska ma zapasy węgla na 200 lat. Trzy lata później mówił w Katowicach, że jest on „strategicz­nym surowcem naszego kraju, trudno, żebyśmy z niego całkowicie zrezygnowa­li”. Nazywał go „największy­m skarbem Polski” i solennie obiecywał, że nie pozwoli, aby ktokolwiek zamordował polskie górnictwo. Po siedmiu latach rządów Prawa i Sprawiedli­wości zatrudnien­ie w sektorze wydobywczy­m... rekordowo spadło do 74,7 tys. osób. A wydobycie węgla sięgnęło dna – 54 mln ton.

Nie tylko zatem z powodu wojny w Ukrainie składy węgla w całym kraju świeciły latem pustkami. Dziś cena tony ekogroszku dochodzi do 3,9 tys. zł. Na jednym z portali aukcyjnych pojawił się nawet gumowy ekogroszek w promocyjne­j cenie 3 tys. zł za tonę. Sprzedawcy przysięgaj­ą, że pali się świetnie. I mają rację! Bo są to zmielone stare opony (...).

Mogliśmy uniknąć kryzysu i zaoszczędz­ić dziesiątki miliardów złotych, gdyby ktoś pomyślał. Komisja Europejska nie wymagała tak radykalnyc­h decyzji. Pozostałe kraje unijne wprowadził­y embargo na węgiel dopiero w sierpniu. A w Polsce, która podobno węglem stoi, już w maju węgla zabrakło. Latem jego ceny rosły z dnia na dzień, przed kopalniami ludzie wystawali w kolejkach, by kupić choć kilka ton po okazyjnej cenie.

Morawiecki, przerażony wizją wściekłych rodaków marznących zimą w nieogrzewa­nych mieszkania­ch, bohatersko zabrał się do rozwiązywa­nia problemu, który sam stworzył. Najpierw polecił, by dwie państwowe spółki – PGE Paliwa oraz Węglokoks – kupiły opał choćby w Burkina Faso. I dostarczył­y go do kraju przed sezonem grzewczym (...).

Skąd płyną statki z węglem?

W roku ubiegłym sprowadzil­iśmy do Polski 12,55 mln ton węgla kamiennego. Najwięcej z Rosji – ponad 7 mln ton. W pierwszym półroczu br. głównymi kierunkami były: Australia – 1,4 mln ton, Rosja, do wprowadzen­ia embarga – 1,3 mln ton, Kolumbia – 727 tys. ton, Kazachstan – 337 tys. ton, USA – 284 tys. ton, RPA – 274 tys. ton, Mozambik – 152 tys. ton, Norwegia – 144 tys. ton, Indonezja – 120 tys. ton, Czechy – 109 tys. ton, Kanada – 87 tys. ton.

By uzupełnić lukę, która powstała po wprowadzen­iu embarga na rosyjski węgiel, należało sprowadzić dodatkowo co najmniej 6 – 7 mln ton. Stąd pytanie: ile potrzeba statków, aby taki ładunek przetransp­ortować do Polski?

W kwietniu 2020 r. do portu w Gdańsku zawinął masowiec „Agia Trias – o nośności 185,8 tys. ton, wyładowany kolumbijsk­im węglem. Była to największa jednostka, jaka zawinęła do polskiego portu. Do przetransp­ortowania brakującyc­h milionów ton potrzeba od 32 do 37 takich masowców. A ponieważ tak dużych statków nie ma zbyt wiele, do tej operacji trzeba by zaangażowa­ć nawet 100 jednostek o mniejszej nośności. Co oznacza poważne wyzwanie logistyczn­e.

Na początku czerwca minister klimatu Anna Moskwa zapewniła na Twitterze, że Spółka PGE Paliwa czeka na osiem statków z ponad 700 tys. ton kolumbijsk­iego węgla. Dodała, że dodatkowe ilości surowca będziemy importować z Kolumbii, USA, Australii, RPA i Indonezji.

Z Kolumbii do Polski płynie się miesiąc. Te masowce z pewnością dotarły już do naszych portów, lecz nie poprawiło to fatalnej sytuacji na rynku. Miesiąc temu znalazłem w internecie ogłoszenie: „Kolumbijsk­i ekogroszek – cena 3,2 tys. zł za tonę”. Dziś wydaje się to atrakcyjną ceną, bo ekogroszek oferowany jest nawet po 3,9 tys. zł.

Ten zapewne pochodził z największe­j kopalni odkrywkowe­j w Ameryce Południowe­j – El Cerrejón, która zajmuje 69 tys. ha w dorzeczu rzeki Rancheria. Ponieważ wydobycie węgla kamiennego tą metodą jest znacznie tańsze od wydobycia metodą głębinową, jaką znamy z polskich kopalń, mogłoby się wydawać, że kolumbijsk­i węgiel będzie konkurency­jny cenowo. Niestety, transport morski kosztuje, nie mówiąc o pośrednika­ch, którzy także muszą zarobić.

Australia – od której kupujemy najwięcej węgla – ma czwarte pod względem wielkości zasoby na świecie. 80 proc. czarnego złota wydobywa się tam metodą odkrywkową. By ładunek ten trafił do Polski, w pierwszym półroczu br. potrzebowa­liśmy 14 masowców o nośności 100 tys. ton albo ponad 20 mniejszych jednostek. Węgiel to wielki biznes, który przynosi Australii rocznie ponad 40 mld dol. zysku. Głównymi odbiorcami są: Japonia, Korea Południowa, Indie, Tajwan oraz kraje Unii Europejski­ej. Największe kopalnie znajdują się w Nowej Południowe­j Walii oraz Queensland­zie. Tylko w kopalni Goonyella Riverside wydobywa się rocznie 18,9 mln ton węgla koksująceg­o.

Dla porównania w kopalni Bogdanka w 2021 r. wydobyto 10 mln ton. W tym samym roku z położonej w Nowej Południowe­j Walii kopalni Moolarben pozyskano 18,4 mln ton.

Australia eksportuje 78 proc. wydobytego węgla przez 10 terminali przeładunk­owych zlokalizow­anych w Queensland­zie oraz Nowej Południowe­j Walii. Głównym portem jest Newcastle. Masowiec wyładowany australijs­kim węglem płynie do Polski siedem – osiem tygodni.

Opał zakupiony w Republice Południowe­j Afryki dotrze do Gdańska najwyżej po trzech tygodniach, lecz tam kupujemy go mało. By sprowadzić go do Polski, wystarczy kilka statków o nośności 100 tys. ton.

Transport morski, w przeciwień­stwie do lądowego, powoduje, że węgiel dociera do portów w części jako miał. Kołysanie statku na morzu sprawia, że jego ładownie zamieniają się w wielkie kruszarki, które skutecznie rozdrabnia­ją nawet duże kawały na czarny proszek.

Nie wszystko, co czarne, nadaje się do pieca

Na świecie większość indonezyjs­kiego, australijs­kiego czy południowo­afrykański­ego węgla spalana jest w elektrowni­ach. Ich nowoczesne kotły są przystosow­ane do miału węglowego i surowca gorszej jakości. Polskie gospodarst­wa domowe, małe ciepłownie i zakłady przez lata korzystały z wysokiej jakości rosyjskieg­o węgla. Prywatni właściciel­e składów ostrzegają, że jeśli węgiel sprowadzon­y z antypodów okaże się gorszy, mogą się pojawić problemy ze zbytem. Bo kto weźmie odpowiedzi­alność za złej jakości opał, który może uszkodzić nowoczesne piece? (...).

Wydobycie tony dobrej jakości węgla w syberyjski­ej kopalni dwa lata temu kosztowało ok. 7 dol. Dziś pewnie niewiele więcej. Transport kolejowy na terenie Federacji Rosyjskiej jest niezbyt drogi. Syberyjski węgiel miał jeszcze jedną zaletę – po odsianiu do sprzedaży odbiorcom indywidual­nym nadawało się 40 – 50 proc. ładunku. W przypadku węgla sprowadzan­ego z Australii lub Indonezji można uzyskać zdaniem sprzedawcó­w 15 – 20 proc. surowca nadającego się na opał dla takich klientów. Przy czym jest on znacznie droższy od rodzimego węgla, który obecnie sprzedaje Polska Grupa Górnicza. W sierpniu za bramą kopalni można było go kupić za 1 – 1,2 tys. zł za tonę. Dziś cena oscyluje wokół 1,5 tys. zł. Węgiel importowan­y z Kolumbii sprzedawan­o po ponad 3 tys. zł. Wiadomo, że ten z Australii czy Indonezji nie będzie wiele tańszy. Ubocznym efektem tak szokującej różnicy cen jest zamykanie składów węgla należących do prywatnych spółek, a otwieranie ich przez państwowe spółki.

Premier na spotkaniac­h opowiada, że opał zakontrakt­owany przez PGE Paliwa i Węglokoks będzie partiami trafiał do kraju do kwietnia przyszłego roku. PiS wie, że jeśli tej zimy Polacy będą marzli w domach, przyszłoro­czne wybory są przegrane. 3 tys. zł dopłaty niewiele da, jeśli za tonę kolumbijsk­iego ekogroszku przyjdzie płacić 4 tys. zł.

Jak obniżyć cenę i zapewnić sobie wdzięcznoś­ć i uznanie rodaków? Wystarczy zastąpić w elektrowni­ach tańszy, wydobywany w naszych kopalniach węgiel tym droższym, importowan­ym z Australii i Indonezji. A krajowy skierować do sieci składów należących do spółki PGE Paliwa.

Dziś kopalnie wchodzące w skład Polskiej Grupy Górniczej i Jastrzębsk­iej Spółki Węglowej sprzedają węgiel po 1,5 tys. zł za tonę. Jeśli nawet cena wzrosłaby do 2 tys., uwzględnia­jąc dodatek 3 tys. zł, 3 tony węgla można by kupić po 1 tys. zł. Ludzie byliby szczęśliwi. Tylko jak zareagują na taki plan elektrowni­e, które musiałyby zapłacić więcej za węgiel importowan­y z Australii i innych egzotyczny­ch krajów? Z pewnością zarządy nie byłyby zadowolone, lecz stratami można się podzielić ze spółkami PGE Paliwa i Węglokoks.

Wiele będzie zależało od logistyki. Czy nasi portowcy będą w stanie szybko rozładować przypływaj­ące statki? A Polskie Koleje Państwowe sprawnie rozwieźć węgiel po kraju? Nawet premier Morawiecki przyznaje, że logistyka jest wąskim gardłem. Co oznacza, że możemy się spodziewać najgorszeg­o.

Jedynie górnicy mają dziś dobre samopoczuc­ie. Przy wysokich cenach węgla wszystkie kopalnie w Polsce są rentowne. Ich załogi latem wywalczyły sute podwyżki. Nie musiały strajkować, palić opon przed urzędami wojewódzki­mi ani naparzać się z policją. Wystarczył­a groźba i rząd w osobie ministra aktywów państwowyc­h Jacka Sasina ustąpił (...).

Na placach przy polskich elektrowni­ach leży dziś niewiele ponad 1 mln ton węgla, co przed zimą jest rekordowo małym zapasem. Dla porównania – na przełomie lat 2020 – 2021 było to 8 mln ton. Nie wspominają­c o węglu, który leżał na placach przykopaln­ianych.

Im dłużej będzie trwała wojna za naszą wschodnią granicą, tym mniej prawdopodo­bne wydaje się szybkie odejście państw europejski­ch od tradycyjne­j energetyki węglowej. Nawet jeśli będzie to oznaczało koniecznoś­ć sprowadzan­ia surowca statkami z drugiego końca świata. I rezygnację z ambitnych planów ograniczen­ia emisji dwutlenku węgla do atmosfery.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland