Nowe rozdanie
Elektryczna rewolucja w motoryzacji trwa w najlepsze, czego dowodem jest najnowsza odmiana popularnego i cenionego francuskiego kompaktu. Mégane piątej generacji z dopiskiem E-Tech dostępna jest jedynie z elektrycznym napędem. Jak przystało na Renault, samochód urzeka odważnym designem. Nie sposób przyczepić się do jakości wykończenia wnętrza. Prowadzenie też należy do przyjemności, w czym pomaga odpowiedni zapas mocy (220 KM). Największą wadą francuskiej nowości jest, niestety, zaporowa cena...
Gdy w 1995 roku Renault zaprezentowało Mégane pierwszej generacji, Francuzi przekonywali – zresztą zgodnie z prawdą – o absolutnie nowym rozdaniu. Atrakcyjny wóz na tle poprzednika, czyli nieco staromodnej już „dziewiętnastki”, wyglądał jak z innej planety. Z czasem do zgrabnego hatchbacka dołączyły inne warianty nadwozia: sedan, kombi, coupé (w konfiguracji z żółtym lakierem auto robiło istną furorę), a także minivan o nazwie Scénic. Szeroko zakrojona kampania reklamowa przyczyniła się do popularyzacji tego modelu, który śmiało rywalizował o prym w segmencie europejskich kompaktów. Ponad ćwierć wieku później znowu mamy do czynienia z niemałym trzęsieniem ziemi. Najnowszy kompakt po poprzednich generacjach odziedziczył jedynie słynną nazwę, bowiem Mégane E-Tech jest innowacyjnym pojazdem, zbudowanym od podstaw jako elektryk. Jego premierę uznaje się za jedno z najważniejszych wydarzeń ostatnich lat we francuskiej motoryzacji. Wszystkich, którzy wciąż nie są przekonani do elektrycznej transformacji, Renault uspokaja, zostawiając w sprzedaży poprzednią, czwartą, generację z konwencjonalnymi, spalinowymi napędami. Jednak między czwórką a piątką różnice są kolosalne i nie chodzi tylko o sam typ „paliwa”.
Renault, pokazując swoje najnowsze dzieło, zaprzeczyło niepisanej regule, że każda kolejna generacja danego modelu rośnie. Jeśli chodzi o gabaryty, Mégane na prąd idzie... pod prąd. Pojazd jest wyraźnie mniejszy od poprzednika. Równe 4,2 metra długości nie wiąże się jednak z dramatycznym brakiem przestrzeni na tylnej kanapie, czego się obawiałem, zanim przejąłem kluczyki auta do tygodniowego testu. Francuskie kompakty mają to do siebie, że nie rozpieszczają wysokich pasażerów. Tymczasem w Mégane E-Tech wcale nie jest tak źle, jak mogłyby sugerować suche dane techniczne. Zajęcie dość wygodnej pozycji z tyłu ułatwia nie tylko wystarczająca liczba centymetrów na nogi i głowę, ale też całkiem płaska podłoga. W takim razie pewnie bagażnik będzie miniaturowy, można pomyśleć. Nic z tego. Głęboki i ustawny kufer ma 440 litrów pojemności, co jest bardzo dobrym wynikiem. Wszystko to sprawia, że mniejsza niż u konkurentów długość nadwozia jest atutem Renault, dzięki czemu chociażby łatwiej znajdziemy miejsce parkingowe w zatłoczonym centrum miasta. Miasta, które jest przecież naturalnym środowiskiem tego wozu.
Względy praktyczne jedno, a modny design drugie. Często obie te cechy nie idą ze sobą w parze. Ale nie w Renault, które także na tym polu doskonale odrobiło lekcję. Odważny projekt Mégane E-Tech przykuwa uwagę i trudno przejść obok niego obojętnie. Często określenie „futurystyczny” bywa nadużywane w kontekście nowych – a zwłaszcza elektrycznych – aut, jednak najnowsze Renault rzeczywiście wygląda jak auto z przyszłości. Kanciasta linia nadwozia nadaje mu drapieżny sznyt. A ciekawe detale, jak np. sprytnie zakamuflowane w drzwiach klamki czy wąskie tylne ledowe lampy, połączone ciągnącą się przez całą klapę listwą, wprowadzają pożądany elegancki efekt. Innym znakiem szczególnym francuskiego kompaktu z 2022 roku jest agresywnie „narysowany” front z efektownymi reflektorami i z gigantycznym odświeżonym logo. Całość jest zaskakująco spójna. Nie wyglądają karykaturalnie nawet wielkie, jak na kompakt, 20-calowe felgi. Odwagi, polotu i pomysłowości francuskim projektantom nie można odmówić.
Nareszcie też materiały, z jakich wykonano wnętrze, są wysokiej klasy. Twarde, toporne plastiki, które można było napotkać w poprzedniej Mégane, są tylko wspomnieniem. Nowej generacji zdecydowanie bliżej do klasy premium, niczym w innym francuskim kompakcie, luksusowym DS4. Cieszy również obecność nowego systemu multimedialnego Android Automotive od Google’a, dzięki czemu w pakiecie otrzymujemy nie tylko łatwą obsługę podstawowych funkcji auta, lecz także najbardziej popularną, a co za tym idzie najlepszą, nawigację wciąż ulepszaną przez amerykańskiego potentata. Jej bardzo przydatną funkcją – poza błyskawicznym wyszukiwaniem alternatywnych tras i unikaniem korków – jest określanie poziomu naładowania samochodu po dojechaniu do wyznaczonego celu. Działa to bez zarzutu i serwowane przez system wyniki pokrywają się z rzeczywistym zużyciem prądu.
No właśnie, skoro mamy do czynienia z elektrykiem, ważną kwestią jest jego zasięg. Deklarowane 450 kilometrów należy włożyć między bajki.
Jeżdżąc głównie po mieście i tylko czasem pokonując krótkie odcinki autostradowe, należy liczyć się z tym, że Mégane E-Tech z większą baterią (60 kWh pojemności), jaką miałem do dyspozycji w prasowym egzemplarzu, przejedzie bez konieczności uzupełniania prądu około 300 kilometrów. Pewnie gdybym ostrożniej obchodził się z pedałem gazu, rezultat byłby nieco lepszy, ale pracujące pod maską 220 KM zachęca do ostrzejszej jazdy. Przednionapędowa Mégane E-Tech żwawo przyspiesza (7 sekund z hakiem do setki), wyróżnia się przyjemnie bezpośrednim układem kierowniczym i odpowiednio zestrojonym zawieszeniem, któremu bliżej jest do twardego niż miękkiego. Frajda za kółkiem gwarantowana.
A co z wadami? Mégane E-Tech ma kilka mniejszych i jedną zasadniczą. Problemem jest kiepska widoczność do tyłu przez małe szyby. Z tego samego powodu próżno liczyć na rozświetlone wnętrze. W kabinie panują ciemności, co potęgują czarne skórzane fotele i czarna podsufitka. Pewnym ułatwieniem dla kierowcy ma być obraz z tylnej kamery, rzucany na środkowe lusterko. Niestety, to kolejne auto, gdzie spotykam ten bajer i kolejny raz nie potrafię się do niego przekonać. Świat za samochodem wygląda sztucznie, a nienaturalny widok męczy wzrok. Na szczęście można korzystać też z tradycyjnego lusterka. Irytujące jest umieszczenie dźwigni zmiany biegów (a właściwie wyboru kierunku jazdy, bo przecież w elektrykach nie mamy typowej skrzyni) w jednej z trzech manetek za kierownicą z prawej strony. Pozostałe dwie stanowią: ta od wycieraczek i od systemu audio. Konia z rzędem temu, kto nie będzie ich ze sobą mylił w trakcie jazdy. To jednak drobiazgi na tle największego minusa francuskiej propozycji. Otóż elektryczny kompakt nie ma – delikatnie mówiąc – przystępnej ceny. W najdroższej wersji wyposażenia (iconic) kosztuje około... 220 tysięcy złotych! Najtańsza (equilibre) też nie ma nic wspólnego z okazyjną, bo należy wyłożyć za nią ponad 190 tysięcy. Dlatego nie wydaje mi się, żeby Mégane E-Tech szybko dorównała popularnością swoim nieelektrycznym poprzedniczkom. A szkoda, bo to kawał fajnego, dobrze skrojonego elektryka, który mógłby wielu przekonać do elektromobilności...